Rozdział 1
Brązowa, pręgowana kotka, z białym pyszczkiem czyściła swoją córkę.
— Musisz wyglądać świetnie jak spotkasz leśne koty — miauknęła, potrząsając swoją obrożą.
Obok nich stał ojciec, szary, duży pręgowany z białym pyskiem kocur. Parzył z zachwytem, bawiąc się z resztą kociąt.
— Teraz wyglądasz dobrze — stwierdziła, siadając na trawie w ogródku otoczonym płotem.
Mała, jasna szara kotka, prawie ze niebieska, także pręgowana z białym pyszczkiem spojrzała na matkę świecącymi oczami. Na niebie latały wróble, łapiąc muchy, przyśpiewują przy tym pięknie.
— Sójko, nadszedł twój czas, chodź za mną. Ty też — wskazała ogonem na swojego partnera.
Nutka wzięła Sójkę za kark i przeskoczyła przez płot, a za nią Cody. Przed nimi rozciągał się ogromny i gesty las. Z pozoru wyglądał mrocznie. Żaden dwunożny nigdy by nie wpadł na to, że właśnie tam mieszkają koty, dzikie z ostrymi pazurami. Nutka podeszła bliżej do Sójki.
— Uważaj, musimy przekroczyć drogę zanim tam dojedziemy — ostrzegła.
Trójka kotów stanęła przy śmierdzącej kreaturze dwunożnych. Jeździły po niej wielkie przedmioty, błyszczące się na nienaturalne kolory. Droga ucichła. Koty przebiegły jak wiatr na drugą stronę. Przed nimi- prawdziwy dziki las. Nutka po raz ostatni liznęła Sójkę po głowie, a z jej oczu poleciało pare łez.
— Oto twój dom. Trzymaj — i na szyi zawiązała jej niebieski szalik — Nie zgub go. Dbaj o niego jak o własne dziecko.
Sójka oddaliła się od rodziców idąc przed siebie. Spojrzała w tył.
— Boję się — pisnęła.
Ojciec zbliżył się do niej. Dodał jej odwagi.
— Będziesz wojowniczką, najwybitniejszą w klanie. A teraz, leć kochanie — powiedział Cody.
Mała kotka pognała przed siebie. Z jej oczu leciały łzy tęsknoty. Nie była pewna czy wszystko ułoży się tak jak miało być. Przytuliła się do partnera, i poszła z powrotem do domu. Sójka przemierzała sosnowy las, z bagnistym podłożem. Igły kłuły ją w poduszki, wdawały się ciernie. Jako kotka domowa przyzwyczajona była do miękkiej trawy. Musiała zmienić swoje nawyki. Bała się, że właśnie z któregoś krzaka wyskoczą groźni wojownicy. Szła niepewnie, czuwając i rozglądając się na wszystkie strony. Usłyszała nagle huczenie. Nad kotką znalazł się cień. Po chwili na grubej gałęzi wylądował ogromny beżowy ptak. Huczał zgryźliwie. Jego ślepia wpatrywały się w bezbronną Sójkę. Nagle kreatura zleciała z gałęzi, szybko zbliżyła się do podłoża i swoimi szponami chciała złapać kotkę. Jednak Sójka zareagowała szybko, robiąc unik. Sowa wyładowała na drugiej gałęzi, ponownie zlatując na kociaka. Mała kotka znowu przeszkodziła dalej, niestety, tym razem sowa udrapnęła ją w brak. Głodny ptak zrezygnował, lecąc dalej. Przerażona Sójka stała oszołomiona. Po chwili się ocknęła i ruszyła dalej. Poznała już tyle nowych zapachów! Skończył się las sosnowy. Za nim była polana, mięciutka i przyjemna. Las od polany oddzielała rzeka, rozległa rzeka. Była pora zielonych liści, wiec wody w rzece było więcej, a czasem wysychała. Podeszła do rzeki i poczuła orzeźwiajacy wiatr. Zobaczyła swoje odbicie w rzece, razem z jej niebieskim szalikiem. Sójka postanowiła, że spróbuje swoich sił i przeskoczy jednym susem rzekę. Napięła mięśnie gotowe do skoku, skoczyła. Wpadła w wodę, machając łapkami. Tonęła coraz niżej, wystraszona próbowała zrobić jak najwiecej hałasu. Woda ją obezwładniła. Zamknęła oczy, otwierając pysk i wchłaniając wodę, myśląc, że już nie ma ratunku. Poczuła czyjeś kły na swoim karku. Przestraszona otworzyła oczy, zapiekły ją od wody, machała na wszystkie strony łapkami. Coś wyciągnęło ją z wody, i położyło na polanę. Sójka od zimnej wody kichnęła, wypluwając ciecz z jej organizmu. Nadal się dławiła próbując wypluć wodę. Przed nią stały trzy koty. Jeden był jasny jak słońce, z brązowymi pręgami. Jego zielone oczy promieniały dumą, ponieważ to on wyłowił Sójkę. Drugim kotem była brązowa jak świerkowy las kotka. Miała ciemniejsze plamy, biały brzuch i pysk. Jej sierść była lokowana i długa. W jej bursztynowych oczach widać było miłość. Na końcu stał mniejszy kocur, biały z czarnymi plamami. Jego niebieskie oczy wyglądały cudnie. Trójka kotów prezentowała się groźnie. Sójka wstała, zdziwiona.
— C-czy wy to t-te dzikie koty? — zapytała z przerażeniem.
Czarno-biały kocur wyskoczył do przodu. Z uśmiechem na twarzy spojrzał na kotkę.
— Tak, mam na imię Nocna Łapa. Za mną stoi mój mentor, Lwi Lot. Ta brązowa kotka to jedna z wojowniczek naszego klanu, nosi imię Drewniana Bryza — oznajmił kotce — Nie bój się nas. Nie należymy do klanu który by skrzywdził bezbronnego kociaczka jak ty.
Oczy Sójki zaświeciły się. Na oczy nie widziała milszego kociaka niż Nocną Łapę. Drewniana Bryza Wystąpiła do przodu.
— Jestem wojowniczką Klanu Gór. Witaj na naszym terytorium. Jakie nosisz imię, kotko? — zapytała z szacunkiem.
Sójka zawahała się. Nie ufała tym kotom tak dobrze jak własnej matce.
— M-mam na imię Sójka — oznajmiła.
Lwi Lot szepnął coś do swoich pobratymców. Trójka kotów znowu zwróciła uwagę na kociaka.
— Co cię tutaj sprowadza? — zapytał z powagą Lwi Lot.
Sójka spuściła głowę.
— Moja matka chciała abym zamieszkała w lesie, no to mnie tutaj przysłała — powiedziała, z pogardą na matkę.
Koty popatrzyły po sobie.
— To mogło się źle skończyć. Tym razem, chodź za nami. Zaprowadzimy cię w bezpieczne miejsce. Sójka biegła najszybciej jak tylko mogła. Czuła wiatr, prawdziwy wiatr! Nigdy do tej pory nie biegła tak szybko. Sprawiało jej to przyjemność. Podążała za Nocną Łapą, jednak Lwi Lot prowadził. Przy Sójce biegła Drewniana Bryza, opowiadając jej o klanach.
— Widzisz — musiała złapać oddech — Klanowe koty wierzą w Klan Gwiazd. Są to umarłe koty które zsyłają nam przepowiednie.
Sójka zachwyciła się. Nigdy o czymś takim nie słyszała.
— Też będziesz członkiem Klanu Gwiazd? — zapytała.
Dębowa Bryza zaśmiała się.
— Oczywiście kochana — powiedziała swym czarującym głosem.
Patrol zwolnił. Lwi Lot oznajmił, że są już na miejscu. Nocna Łapa podszedł do Sójki. Liznął ją po policzku.
— Dzisiaj prawdopodobnie będą mianować cię na uczennice — oznajmił wchodząc do obozu.
Kotka nic nie odpowiedziała, ponieważ pierwszy raz wchodziła do obozu, była skupiona. Przechodzili przez krótki tunel z jeżyn i innych kłujących porostów. Wychodząc z tunelu znajdowali się w obozie Klanu Gór. Była to głęboka kotlina, na brzegach otoczona jeżynami. Po środku rósł kasztanowiec, a po bokach koty miały legowiska. Z Wysokiego Głazu przywódca ogłaszał zebrania. Koty zaciekawiły się. Wychodziły ze swoich legowisk, sycząc. Lwi Lot wyszedł na środek.
— Zaraz to wyjaśnimy, muszę pogadać z przywódczynią — obarczył pobratymców wrogim wzrokiem — Nocna Łapo, oprowadź Sójkę po klanie.
Uczeń machnął głową i podszedł do kotki.
— Legowisko uczniów, tam będziesz dziś spała, chodź za mną.
I poszli. Za Kasztanowcem, w ziemi wyryte było wgłębienie otoczone mchem i milutkim krzakami. W środku były dwa legowiska utworzone z mchu, paproci i traw.
— Będziesz tutaj dziś spała — oznajmił — Ze mną i Czystą Łapą.
— Wyglada tak wygodnie! Nie mogę się doczekać! — krzyknęła z zachwytu.
Uczeń powędrował w inną stronę, a za nim Sójka. Przemierzyli znowu ogromne drzewo i dotarli do głębokiej nory, rozległej. Wypełniona była zapasami ziół, a w środku siedziała kotka z krzywym pyskiem i wieloma bliznami.
— To nasza medyczka, Czyste Kwitnięcie. A to jej całe legowisko — oznajmił Nocna Łapa — Ma jeszcze ucznia, Ślepą Łapę.
— Ciekawe jak być medyczką... — zastanowiła się na głos Sójka.
Nocna Łapa zaśmiał się. Przytulił się do kotki.
— To nie twoje przeznaczenie. Uważam, że bycie medykiem jest trudne — i kocur pognał do legowiska wojowników, które znajdowało się na wywyższonej polance. Uczeń wskoczył na wyższy teren ogrodzony jeżynami. Siedzieli tam wojownicy, dzielący się jedzeniem.
— Lepiej nie zaczepiaj — szepnął do Sójki. Kotka zamruczała rozbawiona. Słońce miło grzało jej futro, jednak musiała dalej zwiedzać obóz, zeskoczyła i poszła za Nocną Łapą.
Stanęli przy Wysokim Głazie.
— Za głazem przywódczyni ma legowisko, jednak nie można tam zaglądać. Tylko wyznaczeni wojownicy w pilnych sprawach idą tam prywatnie pogadać — powiedział — Chodź do żłobka.
W kącie obozu, znajdował się otoczony i strzeżony żłobek. Koty weszły do środka. Leżała tam karmicielka z malutkim kociakiem.
— Hej Wiśniowy Księżycu! — powitał kotkę, a ta mu odmruknęła przyjaźnie.
— To tutaj wychowuje się swoje kocięta? — zapytała.
— Oczywiście — biało-czarny uczeń odpowiedział i pognał do starszyzny.
Była także na lekko wywyższonej polance, po środku był ścięty pień drzewa, a wokół niego koty które były dawniej wojownikami. Dzielili się zwierzyną.
— Oni przekazują klanowi wiele mądrości. Od nich idą wszystkie sławne legendy — powiedział do kotki — Wszystko już widziałaś. Czas odpocząć. Chodź za mną!
Poszli do sterty zwierzyny. Nocna Łapa wziął krolika i rzucił go pod łapy kotki.
— Zjedzmy go razem. Musisz być głodna.
I zaczęli konsumować zwierzynę. Sójka po aż pierwszy poczuła soczysty zapach i smak mięsa. Smakowało jej.
— Smakuje? — zamruczał uczeń.
— Jem to pierwszy raz, jest wyśmienite — stwierdziła.
Słońce już zachodziło, a dwoje kotów rozmawiali bawiąc się w obozie. Z wieczornego patrolu wrócił Oszroniona Łapa ze swoim mentorem. Podszedł do kotów.
— A ta to co? Pachnie pieszczoszkami dwunożnych — zakpił.
Nocna Łapa syknął.
— Nie znasz jej. Odejdź! — krzyknął.
Młody uczeń się posłuchał i ruszył odłożyć upolowaną zwierzynę do stosu pożywienia.
Podczas oglądania zachodu słońca, Wrzosowa Gwiazda weszła na Wysoki Głaz.
— Wszystkie koty które należą do Klanu Gór musza zebrać się pod Wysokim Głazem! — oznajmiła, a wokół kamienia zebrały się tłumy kotów.
Nocna Łapa zauważył że Sójka nie udzie za nim na zebranie.
— Spokojnie, ty tez możesz uczestniczyć w zebraniu. Przywódcy zawsze tak mówią.
Sójka wstała i poszła za uczniem. Koty się uciszyły.
— Wyjaśnię wam zagadkę Sójki w naszym klanie, czyli kotki dwunożnych — powiedziała — Przyjmujemy ją do naszego klanu ponieważ potrzebujemy wielu dzielnych wojowników. Jestem wręcz pewna ze będzie jednym z nich.
Brązowy kocur wyszedł na środek.
— Kociak domowy? Co ci odbiło! — zakpił — Niczego się nie nauczy.
Wrzosowa Gwiazda zmierzyła Tygrysie Ucho wrogim wzrokiem.
— Na przykładzie Szybkiej Gwiazdy, kotki domowej, mówisz, ze niczego się nie nauczy? — warknęła.
Tygrysie Ucho cofnął się do tylu płaszczyć uszy po sobie.
— Znaleźliśmy ją topiącą się w rzece, po czym Lwi Lot ją uratował. Jest godna zostać uczennicą tego klanu, Klan Gwiazd mi to zawdzięczył. Ona jest tą przepowiednią — po tych słowach zapadła cisza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top