☆
내 손 안의 아기
;; lee felix fanfiction
I am not afraid of daylight
There is enough darkness here
──────
Moje życie było zwyczajne, możnaby rzec, że wręcz nudne. Każdy sposób na urozmaicenie go jaki znalazłem, zawodził mnie. Obejrzałem wszystkie ciekawe horrory i seriale na netflixie i nic. Imprezy... Już po dwóch zrezygnowałem. Głośna muza, mrygające światła, alkohol, a nawet narkotyki... To nie dla mnie. A co z moim Hobby? W tym problem - Nie mam żadnego hobby. Wszystko czego próbowałem, nie wychodziło mi. Nie jestem artystą ani mistrzem w robieniu skarpetek na drutach jak moja babcia, zaś nauka gry na gitarze elektrycznej, jak i jej zakup kosztował wiele pieniędzy... Które miałem nieźle ograniczone. Dlatego byłem skazany na życie w nudnej ciągłości... Praca, dom, praca, dom... A czasem wieczory filmowe z moim przyjacielem Bangchanem, które i tak nie miały miejsca często, gdyż ten miał swoją pracę, swój dom oraz swoją trzyosobową rodzinę. I tą trzecią osobą nie była schorowana teściowa tylko jego czteroletnia pociecha... Mimo rzadkości naszych wspólnych wypadów dzwoniłem do niego parę razy w tygodniu. Przyjemnie się nam rozmawia, a przynajmniej mi, gdyż Bangchan zapewne ma już dość słuchania moich narzekań jakie to mam nudne życie...
Dziś po pracy postanowiłem pobawić się w milionerów i by poznać odpowiedź na pytanie "Co mam dzisiaj ze sobą zrobić" wybrałem numer do przyjaciela. Oczywiście odebrał, nie miał wyboru.
── Hej Bangchan. Nie przeszkadzam? ── Zapytałem od razu.
── Nie, mała u teściowej, a żonka na babskim wypadzie. ── Odparł po drugiej stronie słuchawki Bang. ── A co, masz kolejne ploteczki z roboty? ── Dodał.
── Ta. Pamiętasz gragasa? ── Spytałem. Gdy byliśmy jeszcze w szkole średniej często z Bangchanem nadawaliśmy dziwne ksywki osobom, których nie lubiliśmy i zostało nam to aż do dziś...
── Umm... Chodzi o tą co udaje astmę? ── Odpowiedział Bang. Tych ksywek było tyle, że nam obu ciężko się połapać kto kim jest. Nawet sami sobie nadaliśmy ksywy, ja jestem Pozia a Bangchan ma pseudonim Kizda.
── Kurwa... Nie uwierzysz jaką historyjkę dzisiaj zajebała... Spierdoliła dzisiaj od patelni z kotletami, bo "opary ją duszą". ── Opowiedziałem. Na samo wspomnienie o tej sytuacji czułem zażenowanie.
── Ta jasne... A potem pewnie poleciała jarać elektryki. ── Bangchan prychnął.
── A żebyś kurwa wiedział! Za winklem wciągała owoce leśne w stanie gazowym. ── Dodałem. Takich wspomnień z nijakim gragasem było pełno i nie tyczyły się tylko jej udawanej astmy, a całej jej żałosnej osoby oraz niemiłosiernie wkurwiającego zachowania.
Kolejne kilka minut spędziłem z Bangchanem obgadując ludzi z mojej lub jego pracy, dopóki nie skończyły nam się tematy... Znaczy... Nie skończyły się one tak do końca...
── Nie mam co robić... Życie nudne mam. ── Powiedziałem marudnie do słuchawki. Mój przyjaciel po drugiej stronie telefonu westchnął ciężko wiedząc, że znowu zaczynam...
── No to nie wiem... Idź poruchaj. ── Zasugerował.
── Kogo niby? Baby mnie nie kręcą a na męską prostytutkę mnie nie stać. ── Powiedziałem. Nawet jakby mnie było stać, nie zrobiłbym tego...
── No to nie wiem... Odwal rytuał na wywołanie duchów. ── Powiedział Bangchan. ── Niedawno z nudy czytałem jakiś tam artykuł. Mogę ci przesłać linka. ── Dodał.
Zaciekawiło mnie to, dlatego zgodziłem się. Bangchan przesłał mi link po czym rozłączyliśmy się, bym ja mógł na spokojnie przeczytać.
─ Blue baby, baby blue? ── Mruknąłem do siebie po przeczytaniu tytułu. Szczerze, nie kręciło mnie to, nie wierzyłem w istnienie duchów. Zawsze myślałem, że filmiki na których są uchwycone duchy, są ustawione.
Wtedy natchnęła mnie pewna myśl... Co gdyby tak... Zrobić to? W końcu co miałoby mi się stać? Duchy nie istnieją, to bajka...
──────
Na zewnątrz było ciemno, zbliżała się północ... Wtedy przypomniałem sobie o grze, jej zasadach i co mi jest do niej potrzebne...
Zasady powtarzałem sobie w głowie w istnym zapętleniu, chciałem wykonać rytuał dobrze. Kto wie, może jednak doświadczę czegoś paranormalnego, aczkolwiek wątpię... Znalazłem zapałki, co oznaczało połowę sukcesu, a w szafce obok znalazłem kilka bezzapachowych świeczek.
Z swoim ekwipunkiem udałem się do łazienki, gdzie zamknąłem za sobą drzwi na klucz, tak jak mówiły zasady gry.
Moje dłonie zaczynały się trząść. Bałem się, byłem sam zamknięty w łazience, nawet nie rozpocząłem gry, a miałem dziwne wrażenie, że gdy spojrzę za siebie, ujrzę potwora. Kurwa Felix... Czego ty się boisz? Duchy i diabły to bujda...
Szybko jednak się opanowałem, nie było to trudne, bo w końcu w mym przekonaniu istoty paranormalne to wymysł, a swój strach wytłumaczyłem tym, że boję się, że o prostu w tej ciemności potknę się o coś i zrobię krzywdę.
Rozłożyłem świeczki na umywalce w bezpieczny sposób. Nie było ryzyka podpalenia czegoś, ale będą dawać pewne światło.
Wyjąłem pierwszą zapałkę, energicznym ruchem otarłem ją o szorstką część opakowania. Zapaliłem pierwszą świeczkę, drugą, trzecią, czwartą i wyrzuciłem zapałkę do zlewu.
Wziąłem głęboki wdech i wydech. Stresowałem się, w swoim odbiciu widziałem drżenie mojego ciała z strachu.
Złożyłem dłonie, jakbym trzymał na nich śpiące dziecko i zacząłem nimi powoli kołysać na boki, jakbym lulał do snu swoją małą pociechę. Tak jak mówiły zasady gry... Teraz pozostała pewna kwestia do wypowiedzenia...
── Blue baby, baby blue, blue baby, baby blue, blue baby, baby blue, blue baby, baby blue... ── Powtarzałem w kółko. Nie wiedziałem ile to powiedziałem. Mówiłem to, dopóki nie zacząłem doświadczać dziwnych zjawisk na sobie.
Moje oczy zaczęły piec, jakbym kroił cebulę, a ja tylko kołysałem nieistniejące dziecko na mych rękach. Język mi się plątał powtarzając te same słowa w kółko, dlatego powtarzałem je do skutku.
Czułem ciężar, wyimaginowane dzieciątko na moich rękach stawało się coraz cięższe, jakbym trzymał na swoich rękach ogromnego psa. Ogień, którym paliła się świeczka zaczął mrygać, jakby pojawił się wiatr, jednakże drzwi były zamknięte.
Coś zaczęło mnie drapać, dobrze to czułem i wyraźnie widziałem w lustrzanym odbiciu. Na moich ramionach pojawiły się ślady ostrych pazurów i zębów.
Myśl... Co teraz zrobić? Próbowałem przypomnieć sobie zasady gry od początku, nim będzie za późno. Odwróciłem się od lustra, skierowałem do toalety i wyrzuciłem niewidzialne niemowlę do niej.
Spojrzałem za siebie, widziałem lustro, w nim siebie oraz... Oraz matkę dziecka. Drżącymi rękoma spuściłem wodę, pobiegłem do drzwi i otworzyłem zamek i wybiegłem z łazienki, dbając o to by zamknąć drzwi za sobą.
Usłyszałem dźwięk zbijanego szkła. Matka przedostała się do mojego domu przez lustro. Była w łazience, pewnie mnie słyszała. Schowałem się w ciemnym kącie, zasłaniając usta ręką. Bałem się wydać jakiś dźwięk, bałem się oddychać, bo by mnie usłyszała.
Przez szyby w drzwiach od łazienki widziałem rozmazany zarys człowieka, a dokładnie zgarbionej kobiety, jej paznokcie były dłuższe od jej palców, zaś włosy roztargane. Krzyczała, przeraźliwie krzyczała. Była na mnie zła, gdybym nie pozbył się dziecka, byłoby po mnie.
Traciłem dech w piersiach, ale strach brał górę. Myślałem, że najmniejszy szmer zwabi tą istotę do mnie.
Nie wiem ile minęło, minuta, dwie czy dziesięć, ale po tym czasie jej krzyk ucichł, a jej cień zniknął... Czułem się bezpieczny... Ale co to kurwa było?! Przecież myślałem, że duchy nie istnieją...
Właśnie... Myślałem.
────
Poszedłem powoli do swojego pokoju, zamykając drzwi za sobą i położyłem się do łóżka, zapalając przy nim lampkę. Bałem się zasnąć, to nie było proste, gdy jakieś dwie godziny temu miałem styczność z duchem i będzie mnie pewnie nawiedzał w snach.
Pomimo moich starań, nie było mi łatwo zasnąć. Całą noc spędziłem siedząc na łóżku, obgryzając paznokcie z tych nerwów. Każdy cień tworzył ludzką postać. Bałem się spojrzeć gdziekolwiek, bo te stworzenia mnie będą prześladować.
Wmawiałem sobie, że to moja wyobraźnia. Zakończyłem grę prawidłowo, żyję, tak samo jak i moi rodzice. Więcej mnie to nie spotka... Prawda?
Miałem taką nadzieję, łudziłem się z tym do wschodu słońca, przy którym już nie opłacało mi się zasypiać przez pracę.... Ale szef się raczej nie obrazi, jeśli rzekomo dopadła mnie choroba?... Dlatego postanowiłem do niego szybko zadzwonić i poinformować, że nie pojawię się w pracy przez łapiące mnie prawdapodobnie choróbsko i o zamiarze wybrania się z tego powodu do lekarza. W końcu nie mogłem mu powiedzieć, że nie przyjdę do roboty, bo wzywałem duchy w nocy. W ogóle nie mogłem pozwolić by ktokolwiek inny się dowiedział. I tak mało kto uwierzyłby mi. Ta gra... Będzie ona moim małym sekretem, nikt się nie może dowiedzieć... I nikt się o tym nie dowie.
──────
note
Well, uznałem, że przyda się wprowadzić kilka zmian. Mój obecny styl pisania różni się od tego, który miałem trzy lata temu, gdy po raz pierwszy opublikowałem tego ff więc no myślę, że teraz ten ff jest bardziej czytelny niz poprzednia wersja xd
credit
okładka wykonana przez jisoolia!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top