Rozdział 37-Ostateczne starcie

dedykowane dla ania1231484

Max POV:

Biegliśmy z Laurą już dobre pięć minut. Patrzyłem na nią z podziwem. Pamiętam jaka była przestraszona, gdy dowiadywała się o moim świecie, a teraz jest taka odważna i dzielna. Będzie doskonałą królową. Tak...królową. Na samą myśl o tym, że ona odejdzie,robi mi się niedobrze. Ona znajdzie swojego księcia i będzie miała z nim gromadkę dzieci, a ja...ja wrócę do starego trybu życia. Mam nadzieję, że chociaż pogodzę się z Liamem i razem zniszczymy rebelie:

- Jesteśmy na miejscu.-Moje rozmyślania przerwał głos dziewczyny.

- Pamiętasz, że masz się trzymać za mną?-Spytałem.

- Tak, pamiętam.-Uśmiechnęła się po czym mnie pocałowała.-Odbijemy Liama i wrócimy do domu.

- Mam taką nadzieję.

Przemieniliśmy się w wilki i zaczailiśmy się w pobliżu wejścia. Laura miała ułatwioną sprawę, gdyż jej futro doskonale zlewało się z otoczeniem.

Narracja trzecioosobowa POV:

- Eric! Zejdź na dół.

- O co chodzi?

- Chciałem z tobą porozmawiać o twojej walce z Maxem.

- O czym tu rozmawiać.-Spytał oburzony. Czasem naprawdę zaczynam się zastanawiać czy będzie dobrym królem. Rozpieściłem go, czego teraz bardzo żałuje. Myśli, że jak należy do rodziny królewskiej to wszystko mu wolno.

- Miałeś z nim walczyć do śmierci jednego z was,prawda?

- No...tak.

- W takim razie dlaczego obaj wróciliście do domu?

- Gdyby ta dziewczyna nam nie przeszkodziła to...

- Chwila, ta co jest z Maxem, tak?

- Tak...Przeszkodziła nam w walce. Nie chciałem jej zrobić krzywdy,więc odpuściłem, ale gdyby nie ona to ja bym wygrał.

- Czy ona...um...jest wilkiem?

Eric POV:

Cholera! Jeśli powiem mu prawdę to na pewno domyśli się, że ta dziewczyna jest moją kuzynką. Jestem tego pewny, gdyż udało mi się podsłuchać rozmowę tego idioty z nią. Poza tym tylko głupi nie skapnął by się, że ona należy do rodziny królewskiej...w końcu ma białe futro. Nie zamierzam oddać nikomu korony. To ja będę królem:

- Tak, jest wilkiem.

- A, więc to prawda.

- Co?

- Jakiego koloru ma futro?

- No...czarnego, oczywiście.

- Jesteś tego pewien?

- Z tego co wiem to nie jestem daltonistą.

- Dobrze, możesz już iść.

Uff, mam nadzieję, że niczego się nie domyślił. Jeśli sprawię, że nie będą ze sobą rozmawiali to mój ojciec nawet nie zauważy, że go okłamałem.

Narracja trzecioosobowa POV:

Mam dziwne przeczucie, że mój syn nie mówi mi prawdy. Sam dowiem się prawdy. Muszę porozmawiać z tą dziewczyną na osobności.

Laura POV:

Po tym jak Max załatwił dwóch strażników, ruszyliśmy w stronę wejścia do jaskini. Spodziewałam się, że ktoś nas zaatakuje, ktokolwiek, ale nigdy nie powiedziałabym, że nikogo nie zastaniemy. Bez problemu dostaliśmy się do celi Liama. Nawet tam nie było żadnych strażników. Otworzyliśmy drzwi, a raczej wyważyliśmy i weszliśmy do środka. Na początku nic nie zauważyłam, gdyż w pokoju nie było żadnego źródła światła. Dopiero, gdy moje oczy przyzwyczaiły się do panującej wokół ciemności, zdołałam dostrzec postać leżącą po ścianą. Podbiegłam do niej razem z Maxem i wtedy dopiero dostrzegłam w jakim stanie jest Liam.

Max POV:

Złapałem mojego brata i przyciągnąłem go do siebie. Wyglądał strasznie. Miał zdarte ubrania, a jego całe ciało, było pokryte siniakami. Z poszczególnych ran sączyła się krew:

- Liam! Słyszysz mnie?! Wszystko będzie dobrze. Musi być, zabierzemy cię z Laurą do domu i tam dojdziesz do siebie.

- Max...ja już nie mam siły...muszę ci coś powiedzieć...oni...chcą was zaatakować.

- O czym ty mówisz?

- O tym, że rebelianci...wiedzą, że król jest u was...chcą go zabić.

- Liam, spokojnie. My damy sobie z nimi radę. Pomogę ci wstać.

- Max...zostaw mnie, ratuj króla.

Laura POV:

Nie mogłam patrzeć na to jak Liam cierpi. Dotknęłam jego policzek, a wtedy stało się coś czego kompletnie nie rozumiałam. Przez moje palce przepłynął strumień zielonej energii, który uleczył rany znajdujące się na twarzy chłopaka. Spojrzałam niezrozumiałym wzrokiem na Max'a, szukając wyjaśnienia. Nic nie powiedział tylko patrzył raz na mnie, a raz na Liama. Instynktownie zjechałam swoją dłonią niżej. Zielona ścieżka zaczęła być coraz bardziej widoczna, aż w końcu sama zaczęła się rozprzestrzeniać po ciele chłopka. Po chwili zniknęła.

Liam POV:

Po tym jak strażnicy opuścili moją celę czułem, że zaczynam coraz bardziej opadać z sił. Byłem pewien, że niedługo stracę przytomność. Gdy już miałem odpłynąć usłyszałem jakieś głosy. Po chwili drzwi się otworzyły. Kiedy zobaczyłem kto wchodzi do środka od razu poczułem się lepiej.

Max podszedł do mnie, widziałem żal w jego oczach. Po tych wszystkich sprzeczkach między nami, marzyłem, aby się z nim pogodzić. W pewnym momencie Laura dotknęła mojego policzka. Przestraszyłem się, gdy poczułem rozpierające ciepło, które zaczęło się rozprzestrzeniać na całym moim ciele.

Minęło parę minut, a ja czułem się...dobrze. Tak jakbym nie miał już żadnych ran ani obrażeń. Wyswobodziłem się z ramion brata i stanąłem na równe nogi.

Max POV:

Patrzyłem na Liama tak jakbym zobaczył ducha. Przed chwilą ledwo łapał oddech, a teraz stoi cały i zdrowy. Spojrzałem na Laurę, która wpatrywała się w mojego brata z takim samym niedowierzaniem jak ja:

- Liam...dobrze się czujesz?-Spytałem.

- Jak nowo narodzony.

- Laura...jak ty...jak ty to zrobiłaś?

- Sama nie wiem. To stało się tak nagle.

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale tak się składa, że rebelianci atakują nasz dom, Max. Nie sądzisz, że powinniśmy im pomóc?

- Co? Tak, masz rację. Chodźmy.

Narracja trzecioosobowa POV:

Zacząłem rozmyślać nad tą dziewczyną, którą widziałem zaledwie parę minut. Mój syn mówił mi, że to czarny wilk, ale jej podobieństwo do żony mojego brata jest tak uderzające...Mam nadzieję, że niedługo wróci i będę mógł w spokoju z nią porozmawiać. Kocham mojego syna, ale on nie nadaje się na króla. Jeżeli ona rzeczywiście jest księżniczką, to wtedy ona będzie prawowitą następczynią tronu.

Moje rozmyślania przerwało donośne wycie. Wstałem z kanapy na której siedziałem i podszedłem do okna. Nie powiem, że to co zobaczyłem zmroziło mi krew w żyłach. Cała horda czarnych wilków, a na ich czele ona...Alice.

Wybiegłem przed dom przy okazji wołając alfę i Erica. Nasze szanse wydawały się marne w porównaniu z ich, ale ja się nie poddam:

- Jak śmiesz pokazywać się mi na oczy, po tym co zrobiłaś?

- Co ja zrobiłam? To wina twojego brata. Gdyby nie był takim skończonym egoistą to...

- Zamknij się! Nie masz prawa mówić o nim w ten sposób! Odejdź póki jeszcze możesz.

- Odejść?! Tyle lat czekałam na zemstę! Dziś jest ten dzień, w którym ty i twój syn zapłacicie mi za wyrządzoną mi krzywdę! Potem zasiądę na tronie i zostanę królową.

- W takim razie pokaż na co cię stać!

Laura POV:

Biegliśmy najszybciej jak to możliwe. Bałam się, że utracę jedyną rodzinę, która mi pozostała. W pewnym momencie Liam zatrzymał się i powiedział:

- Nie możemy tam pójść. Inaczej od razu zginiemy.

- To co proponujesz?- Spytałam.-Przecież ich tam nie zostawimy!

- Musimy wezwać pomoc.

- Ja się tym zajmę.-Powiedział Max, a następnie zawył tak, aby każdy wilk w okolicy go usłyszał.

Max POV:

Odczekaliśmy parę minut, a następnie ruszyliśmy na pomoc mojemu ojcu i rodzinie królewskiej. Na mój apel odpowiedziała prawie cała wataha.

Już z daleka można było usłyszeć głosy walki, dobiegliśmy do celu, a potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Każdy walczył z każdym. Sam zabiłem z pięć wilków. I nagle zobaczyłem ją...sprawcę tego wszystkiego. Rzuciłem się na nią. Żadne z nas nie zamierzało się poddać. Wtedy jakiś inny wilk przyparł mnie do ziemi tak, aby ona miała mnie jako łatwy cel. Nic nie wskazywało na to, że przeżyję, jednak, gdy Liam odepchnął mojego napastnika to ja miałem przewagę.

Laura POV:

Widziałam jak Max zabija moją babcię, rozszarpując jej gardło. Nie było mi przykro, nie po tym wszystkim co mi zrobiła. Rozejrzałam się wokoło i zauważyłam, że zaczynamy przegrywać. Buntowników, było więcej niż mogliśmy przypuszczać. Poza tym oni, byli o wiele lepiej przygotowani na taką walkę. Zastanawiałam się co mogłabym zrobić. Nie minęła chwila, a można by powiedzieć, że cały las zapłonął.Ja nic nie poczułam, ale każdy wilk, który nie był po naszej stronie, zaczął...płonąć.

Susan POV:

Nie mogłam dłużej czekać. Musiałam w końcu się ujawnić. Po tym jak odwiedziłam Laurę w szpitalu, byłam pewna, że to ona jest dawno zaginioną księżniczką, a ja jako jej strażniczka musiałam jej pomóc. Chciałam z nią wtedy porozmawiać, ale przez to dziecko, które stłukło moje okulary nie mogłam. Dzięki nim utrzymywałam postać człowieka. Mój prawdziwy wygląd różni się od ludzkiej postaci. Mam skrzydła, moje włosy wyglądają tak jakby płonęły, a zamiast okularów noszę maskę:

Laura POV:

Wszyscy staliśmy oniemiali, przez ten nagły...wybuch. Po chwili zza drzew wyszła jakaś dziewczyna. Podeszła do mnie i spytała:

- Wszystko w porządku?

Zmieniłam się w człowieka i z lekkim wahaniem spytałam:

- Kim jesteś?

- Mogłam się domyślić, że nie rozpoznasz mnie w takiej postaci.

Dziewczyna wyjęła okulary i założyła je:

- Susan?!

- Tak jakby...

- Ale jak...O co tu chodzi.

- Widzisz twoja mama, była bardzo bliską przyjaciółką mojej mamy. Bardzo pomogła moim rodzicom, kiedy mieli pewne problemy. Poza tym chyba nie wiesz, że twoja mama, była wróżką. Kiedy się urodziłaś moi rodzice chcąc się odwdzięczyć powierzyli mnie na twoją opiekunkę. Miałam cię zawsze chronić w razie niebezpieczeństwa. Zostałyśmy połączone magiczną więzią dzięki, które wiemy, czy druga z nas ma problem. Do tej pory nic nie czułam, ale, kiedy pojawiłaś się w naszej klasie od razu zaczęłam podejrzewać, że to ty jesteś księżniczką. Ty jeszcze nie utrwaliłaś swoich mocy, ale spokojnie, we wszystkim ci pomogę.

- Moja mama, była wróżką?

- Tak, dopiero potem, twój tata, zmienił ją w wilkołaka.

- To dlatego uleczyłam Liama...

- Wiedziałem, że nie jesteś zwykłą dziewczyną Lauro. Jesteś córką mojego brata. Księżniczką i następczynią tronu.- Powiedział król podchodząc do mnie i Susan.

- Tak jakby, ale...

- Nie ma żadnego "ale". Już myślałem, że nigdy do nas nie wrócisz. Musimy wyprawić bal z okazji odnalezienia się ciebie. A teraz chodźmy do domu, zaczyna robić się chłodno.

Rozejrzałam się wokoło. Wszędzie widziałam radosne uśmiechy na twarzach zebranych wilków. Król mówił na tyle głośno, że wszyscy go słyszeli. Wszyscy się cieszyli tylko nie ja. Nie chcę być królową. Na dodatek nigdzie nie mogę znaleźć Max'a. Mam nadzieję, że nie wpakuje się w żadne kłopoty.

Hejka:) Bardzo długo pisałam ten rozdział, ale chciałam żeby wyszedł jak najlepiej. Ostatnio dowiedziałam się, że ta książka zaczyna być nudna. Mam nadzieję, że tym razem to co napisałam jest ciekawe. Czekam na wasze opinie. Zwłaszcza od osoby dla której dedykowany jest ten rozdział.

Ps. Jeśli ktoś chce dostać dedykację to niech pisze w komentarzach.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top