Romans zakazany#49

Z trudem przełknęłam to, że Ed uratował tą niezdarę od kół jakiegoś auta, ale nie sądziłam, że myśli o niej na poważnie. W sumie sądziłam, że jak zwykle trochę flirtuje i tyle. Spokojnie wybraliśmy się naszą paczką na małe polowanie i nie zaprzątałam już sobie tym głowy. Po ,, kolacji" miałam lepszy humor i jakoś nie chciało mi się go psuć na rozważanie zwiazku Eda z ludzką dziewczyną.

Wraz z Emmettem szybko znalazłam sobie zajęcie. Na całą noc. Najpierw spacerowaliśmy blisko lasu, a potem...no wiadomo. Niepokoiły mnie te nocne wyjścia Edwarda. Zwłaszcza, że tej nocy wrócił strasznie zasmucony. Rano zaś jak zwykle wybraliśmy się do szkoły i miałam nadzieję, że Bella Swan to dla Edwarda przeszłość i nie będzie już więcej się do niej zbliżał. Spoglądając na mnie kilkakrotnie wywracał oczami, a ja nie chciałam, żeby skończył z Bellą, bo taki miałam kaprys. Po prostu się o niego martwiłam. Gdyby z jego winy choćby przypadkiem stała jej się krzywda Ed nie umiałby już sobie poradzić z poczuciem winy. Za dobrze go znałam,by tego nie widzieć.

Dlatego też tak bardzo się zirytowałam, gdy znów poszedł w jej stronę zaraz po dotarciu do szkoły. Akurat parkowała tym swoim złomem między samochodami. Nie wiem co jej się podobało w tym wozie. Starość? Czy korozja? Ed jak zwykle rzgrywając dżentelmena podniósł jej klucze, które upuściła. Co za kaleka. Nie wiedziałam czy Ed naprawdę widzi w niej coś więcej czy może to instynkt opiekuńczy włączył mu się na tryb super czuły.

Jak jednak zauważyłam ta cała Swan nie powitała go z radością. Widać było i jego rozdrażnienie. Dobrze mu tak. Wciąż zgrywa bohatera i aniołka zapominając, że nie jest sam jeden. Nie myśląc o tym jak bardzo ryzykuje także naszym bezpieczeństwem. Odwróciłam się i obejmując lekko Emmetta ruszyłam do wnętrza szkoły.

Moja mina jednak wyrażała zbyt wiele sprzecznych emocji, bo od razu zostałam zmierzona pytającym wzrokiem przez mojego ukochanego.

-Co to za kwaśna mina? Coś Cię martwi?-zapytał od razu mnie rozszyfrowując. Skinęłam głową.- Niech zgadnę, chodzi o Eda?-ponowne skinięcie.

-Nie wiem jak mam z nim rozmawiać. Z jednej strony chcę, by był szczęśliwy, ale z drugiej...

-Boisz się, że ryzyko jakie podjął nie jest tego warte- stwierdził zaskakując mnie swoją mądrą wypowiedzią.

-Dokładnie. Wiesz, jeśli ona, jeśli jej się coś stanie albo co gorsza dowie się o tym, że jesteśmy czym jesteśmy, boję się, że będzie jak z Roxane- podsumowałam.

-Bella nie wygląda na wariatkę, poza tym to było coś innego, nieudany romans i zemsta co zupełnie inaczej możnaby odebrać-stwierdził.

-Skąd wiesz, że to był nieudany romans?-zapytałam z zaciekawieniem.

-Rose pomyśl, laska podpaliła nam dom, bo Edward nie chciał z nią być.- odparł Em święcie przekonany o tym, że ma rację.- Zemsta i tyle, ale wciąż nie zmienia to faktu, że była walnięta- odparł.

Zaśmiałam się. Ta jego szczerość i tok rozumowania czasem mnie bawiły.

-Czyli mam się nie martwić?-zapytałam, a on skinął głową

-No raczej-odparł i pocałował mnie.- Jak Edziu chce stracić dziewictwo to jego sprawa i nie ma co robić szumu- stwierdził, a ja znów się zaśmiałam

- Nie mów o tym dziewictwie przy nim, bo znowu się wścieknie jak kiedyś- ostrzegłam. Emmett zrobił przerażoną minę i zasłonił sobie ręką oczy.

-O nie, boję się, boję się...- powiedział powoli z dramatycznym tonem głosu.

-Ty mój słodki wariacie- odparłam stając na palcach i całując go w policzek.

-Ty moja mała blond wredoto- odparł i biorąc mnie na ręce zaczął nieść pod klasę- Z drogi, jak chcecie żyć!-krzyczał po korytarzu, a ja śmiałam się w głos. Cały niepokój i zły humor zniknął od tak zastąpiony rozbawieniem. Tylko Emmett potrafił tego dokonać.

Wszyscy w klasie mówili tylko i wyłącznie o nagłym ociepleniu. Cieszyło mnie to, że odpocznę sobie od tych wszystkich ludzi. Spędzimy sobie razem trochę czasu, całą rodzinką. To dużo lepsze niż nudne lekcje, których treść zna się prawie, że na pamięć. Lekcje wlekły mi się niemiłosiernie. Nie przepadałam już za szkołą i to Carlisle wciąż zmuszał mnie i Emmetta do chodzenia do niej. Z radością szłam z Emmettem na przerwę obiadową. Zaraz po wzięciu jedzenia usiedliśmy przy naszym stoliku, a sekundę później dołączyła Alice z Jasperem. Dostrzegłam Edwarda. Wszedł na stołówkę i rozejrzał się jakby kogoś szukał. Prosiłam się w duchu, by tym kimś nie była młoda Swan. Kiedy minął nasz stolik i usiadł do innego, całkiem pustego miałam ochotę wstać i powiedzieć mu parę słów.

-Hej Ed coś ci się pomieszało?- szepnęłam wiedząc, że mnie usłyszy. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał przepraszająco, a potem zaczął się gapić jak głupi na tą całą Bellę. Chwilę później jej koleżaneczka dała jej do zrozumienia, że on się na nią patrzy i ta odwróciła się w jego stronę. Kiedy Edward wskazał do niej, by obok niego usiadła z wściekłości jaką do niego czułam porwałam całego rogalika, który leżał na mojej tacce. Przez chwilę gapiła się na niego z szokiem wypisanym na twarzy, a on jakby tego było mało, że właśnie zwraca na siebie uwagę jeszcze puścił do niej oko. Ku mojej irytacji ta cała Bella ruszyła w jego stronę.

-Czy wy to widzicie? Nie no ja go zabiję- odparłam, a Emmett położył mi dłoń na ramieniu.

-Dałabyś już spokój, jak tak się ciągle na nim skupiasz to się robię zazdrosny- odparł i pocałował mnie czule.

- Ty zazdrosny? O Eda?-zapytałam z rozbawieniem. - Jestem na niego wściekła, a ty jesteś o to zazdrosny?-nie mogłam w to uwierzyć. Emmett cmoknął mnie w policzek.
Uśmiechnęłąm się do niego promiennie.

-Rose daj Edwardowi odetchnąć, zobacz jak się do niej uśmiecha, może wreszcie przestanie być taki ponury?-odparła do mnie Alice.

-Trzeba go zrozumieć. Sam od początku wiedziałem, że dziewczyna, która na mnie czekała jest już tą jedyną- to była najdłuższa wypowiedź jaką słyszałam z ust Jaspera wśród ludzi. Alice objęła go czule i dała słodkiego całuska. Byli wciąż jak nastolatki. Zakochani w sobie tak mocno, że nie widzieli niczego wokół.

Ja musiałam spojrzeć na mojego męża, którego może rzeczywiście ostatnio zaniedbałam skupiając tylko na Edzie. Dotknęłam wierzchem dłoni jego policzka, gdy on spoglądał na Jaspera i Alice z nutką zazdrości. Kiedy spojrzał na mnie jego oczy rozbłysły zaskoczeniem.

-Masz rację, ostatnio zbyt często skupiam się na Edwardzie. Jednak spróbuję to nadrobić- odparłam z czułością całując go w usta. Lunch minął za szybko. Musieliśmy wracać na lekcje. Poza Edwardem. Wiedzieliśmy, że to dziś ma tą krwawą lekcję historii. Tak też postawił na wagary. Lepiej nie robić w ludziach więcej dziur niż sami sobie zaczną robić badając grupy krwi.

Po lekcji, gdy z Emmettem wyszliśmy przed szkołę całkowicie lało. Ku naszemu zaskoczeniu auta Edwarda nie było.

-Gdzie on jest do cholery, całkiem zamoczy mi się ubranie- jęknęłam przytulając się do mojego misia. Alice i Jasper jeszcze nie przyszli. Żadne z nas i tak nie miało parasola. Coraz bardziej mokłam i coraz bardziej byłam zła na mojego kochanego braciszka. Kiedy wjechał na parking miałam ochotę zarysować mu lakier swoimi paznokciami. Emmett starał się mnie jakoś uspokoić, ale sam fakt, że przez Eda będę miała zniszczoną fryzurę po prostu doprowadzał mnie do szału. Wsiedliśmy do auta, a chwilę później dołączyła Alice z Jazzem.

-Hej kochasiu- odparłam wkurzona w stronę Eda.- Jak tam, zaliczona?- zapytałam drwiąco. Zignorował mnie i odezwał do Alice.
-Al mam prośbę..
-No to mów- odparła z uśmiechem.
- Mogłabyś odstawić samochód Belli pod jej dom?
-Chyba sobie żartujesz?!-odparłam oburzona , a Alice uśmiechnęła się promiennie.
-No pewnie, ile ten rzęch wyciąga? Z resztą nie mów, zawsze chciałam to sprawdzić-odparła i wyskoczyła z auta jak proca. Uchyliłem okno i odparłem
-Masz, z kluczykami będzie ci łatwiej- zaśmiała się tylko i zniknęła w strumieniach deszczu. Zasypywałam go przesyconymi gniewem myślami.

- No to co, ona już wie? Kąsałeś jej szyję?-zapytałam, bo całe to jego bawienie się w Romea było jak dla mnie totalnym absurdem.

-Rose odpuść już sobie!!!-krzyknął.- Mam dość twoich pretensji. Pozwolisz, że sam będę decydował o sobie!!?-zapytał, a ja zaskoczona splotłam dłonie na piersi i obrażona zamilkłam. Emmett dyskretnie ścisnął moją dłoń, a ja mimo złości wtuliłam głowę w jego ramię. Odpuszczę, niech mu będzie, ale niech się nie spodziewa, że na długo.

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Trochę czasu nic nie pisałam i teraz nadrabiam, a to nie łatwe.

Dawajcie komentarze i gwiazdki

Pozdrawiam

Roxi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top