Rozdział II

Rynek w Wiosce Uzdrowicieli tętnił życiem jak zawsze. Co rusz można było znaleźć stoiska z różnymi eliksirami, łóżkami naładowanymi leczniczą energią, czy miejsca, w których można się było poradzić miejscowego kapłana. Nie brakowało również towarów sprowadzanych z innych frakcji, najczęściej z Frakcji Ziemi, która zaopatrywała kapłanów w najróżniejsze zioła czy rośliny potrzebne do normalnego funkcjonowania każdego z Uzdrowicieli.

Chin przemierzała radosne uliczki w poszukiwaniu stoiska z odzieżą. Przy swoim pasie miała już przywiązanych kilka fiolek z podstawowym wywarem leczącym rany, oraz podręczną mapę Mesamatir dla Podróżników i Ludzi Pogody. Jedyne czego teraz szukała to odpowiedni strój dla ich nowej znajomej i w miarę możliwości jakieś magiczne farby... jednak do tego by potrzebowała wodnego targu, który znajdował się niestety po drugiej stronie całej krainy.

Pierwsza jej myśl była taka, że mogła z łatwością uciec i wieść normalne życie jakie wiodła wcześniej, nie narażając się władzy królewskiej. Ale im dłużej o tym myślała, tym coraz bardziej było jej żal młodej dziewczyny, która była nawet sympatyczna... Co prawda ona sama pchała się w głupie niebezpieczeństwo, decydując się na pomoc obcej, ale nie umiała postąpić inaczej. Całe szczęście, że należała do jednej z tych frakcji, co mogły się poruszać pomiędzy granicami bez przepustek...

Przystanęła w pewnej chwili przy jednym ze straganów, przy którym zobaczyła prostą i ładną białą sukienkę utkaną z saraneum. Miała długie rękawki zwężane przy nadgarstkach, a samą długością na pewno sięgała do ziemi, więc nie powinno być większych problemów z ukryciem ciała Lary, a co za tym idzie... tego, że nie miała znaku. Poza tym ubrania tkane przez Uzdrowicieli zawsze miały piękne złotawe oraz srebrne hafty, co czyniło ich ubrania jednymi z najpiękniejszych w całym Mesamatir.

- Przepraszam, ile za to? – zapytała z uprzejmością staruszkę, która siedziała przy straganie.

Wskazała na upatrzony przez siebie ubiór.

- Trzy synegle i pięćdziesiąt galingów – odparła kobieta, na co Chin uśmiechnęła się zadziornie.

- Może by babcia spuściła te galingi? To nie jest aż tak dużo...

Zrobiła najuprzejmiejszą minę na jaką było ją stać i udało jej się wytargować ze starszą panią cenę, której nie szkoda jej było wydać. A sukienka była naprawdę warta noszenia...

Z takim osprzętowaniem była gotowa wrócić na polanę do dwójki znajomych, ale nie zdążyła zrobić kroku, gdy wszyscy zaczęli kierować się na boki, czyniąc ulicę główną niemal pustą. I dopiero wtedy, gdy Chin nagimnastykowała się, by mieć jakikolwiek widok na to, co się działo, ujrzała na własne oczy namiestniczkę Uzdrowicieli, która zmierzała wraz ze swym oddanym Podróżnikiem w kierunku głównej świątyni.

- Dlaczego tak szybko? – zaczęła pytać jakaś kobieta, na co druga tylko wzruszyła ramionami, bo sama najwyraźniej nie miała pojęcia.

- Czyżby coś na naradzie poszło nie tak? – pytał jakiś inny mieszkaniec.

A Chin stała w miejscu i patrzyła jak namiestniczka szła powoli drogą i nie patrzyła na nikogo. To było dość dziwne, bo panna Honoria była jedną z najbardziej życzliwych staruszek, które znała... no i miała swój własny rozum, czego większości ludzi u władzy brakowało.

Dziewczyna cicho westchnęła, po czym nagle podskoczyła w miejscu, gdy jakaś ręka dotknęła jej ramienia. Już miała kopnąć oprawcę w brzuch, ale gdy zobaczyła łagodny wzrok bruneta ubranego w strój kapłana, wiedziała, że nie musiała się niczego obawiać.

- Co cię do nas sprowadza, Chin? – zapytał z uśmiechem.

- No wiesz... praca i... praca – zająknęła się, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie, po czym szeroko się uśmiechnęła.

- A ty dalej nie potrafisz kłamać – zauważył, po czym wskazał na białą sukienkę, którą miała przewieszoną przez ramię – Znowu wydajesz pieniądze na ubrania?

I w tamtej chwili była wdzięczna losowi, że kupiła tę nieszczęsną sukienkę, bo miała logiczną wymówkę na jej okropne kłamstwo.

Lay był jednym z wyższych kapłanów frakcji i jednocześnie przyjacielem jej starszego brata, dlatego miała okazję dość dobrze go poznać. Jako, że był bardzo zdolnym uzdrowicielem, namiestniczka wybrała go na swojego adepta, żeby w przyszłości to on mógł reprezentować interesy swoich ludzi przy Wielkiej Radzie. Czasami żałowała, że padło akurat na niego, bo stanowisko namiestnika było bardzo obciążającym zajęciem... przynajmniej z tego co zdążyła zauważyć.

- Masz mnie – westchnęła dziewczyna, udając, że jej zakupoholizm znowu się wrócił – Ale co ty robisz wśród ludzi? Nie powinieneś być w świątyni?

Ten tylko się uśmiechnął i zaczął się rozglądać w tłumie, który coraz bardziej się rozładowywał po przejściu Honorii do jej komnat. Ale wciąż nie znalazł tego, kogo szukał.

- Twój brat wpada w odwiedziny – powiedział w międzyczasie, a Chin na sam dźwięk tego słowa znieruchomiała.

Jeśli się z nim zobaczy, to będzie miała przechlapane...

- Słuchaj Lay... ja muszę lecieć. Muszę utrzymać ciepło w Ognistej Zatoce, sam rozumiesz...

Odwróciła się na pięcie i poszła kilka kroków przed siebie, gdy nagle na kogoś wpadła. I gdy tylko podniosła głowę, ujrzała wielkie błyszczące oczy jej brata, które patrzyły na nią z lekkim szokiem. Poprawił swoją przydługawą grzywkę i założył ramiona, unosząc przy tym swoją brew.

- Znowu zakupy?

Zaśmiała się sztucznie, po czym pobiegła w bok, żeby jak najszybciej opuścić wioskę, ale materiał jej bluzki, który został w jednej chwili naciągnięty nagłych chwytem, na to nie pozwolił. Ze złością popatrzyła na swoją starszą latorośl, która dla odmiany złośliwie się do niej uśmiechała. Pociągnął ją mocniej w swoją stronę i dopiero, gdy była zaraz przy nim, puścił jej kołnierz i ponownie założył ręce.

Przy okazji nad rynkiem zaczęła formować się wielka czarna chmura, zwiastująca porządną burzę. Na twarzach wszystkich ludzi pojawiły się wielkie uśmiechy, gdyż już od dawna oczekiwali deszczu, by ich plony dostały trochę wody.

- Nigdzie nie idziesz, skrzacie – pysknął chłopak – Pomożesz mi. Gdzie masz swoje kule żywiołów?

- Zostawiłam w domu – mruknęła pod nosem – Machniemy szybko tę burzę i mogę iść? Góra Czasu mnie potrzebuje – zmyśliła na poczekaniu i uśmiechnęła się szeroko, za co została szturchnięta przez bruneta – No Chen, no!

- Nie kłam mi w żywe oczy. Idziesz ze mną. Podzielę się swoimi kulami, a teraz ruszaj się. Idziemy z Layem do głównej świątyni.

Pomachał w kierunku kapłana, którego odnalazł w tłumie i uśmiechnął się szeroko. Chin tylko westchnęła głośno i w myślach przeprosiła Kaia oraz Larę, że nie będzie w stanie do nich wrócić w najbliższym czasie.

***

Larissa nie była pewna, czy aby na pewno dobrze zrobiła, ufając nieznajomemu żołnierzowi, czy cholera wiedziała komu, ale jej rana tak bardzo już jej doskwierała, że nie potrafiła mu odmówić. I teraz, gdy siedziała na miękkiej trawie, a on smarował jej łydkę jakimś śmierdzącym eliksirem, mogła tylko dziwić się, że rana tak szybko zaczęła się zasklepiać.

Patrzyła niedowierzając... przed chwilą jeszcze miała zakażoną ranę, która była w gorszym stanie z sekundy na sekundę, a teraz została po niej tylko mała biała linia!

- Ja... dziękuję – powiedziała, przyjmując od niego szmatkę ze srebrnymi wzorami i wytarła nogę, pozbywając się resztek specyfiku.

- To niemądre poruszać się po Mesamatir bez eliksiru łatającego. Powietrze może i jest tutaj czyste, ale sprzyja szybkiemu postępowi zakażeń... jeszcze dwie albo trzy godziny, a trzeba byłoby odcinać nogę.

Odruchowo chwyciła się za łydkę, słysząc te słowa, na co nieznajomy tylko się zaśmiał. Po chwili jednak ucichł i obiegł wzrokiem jej ubiór, którego niektóre elementy były dla niego nieznane. Czyżby zajmowała się rzemiosłem osobistym? Słyszał, że niektórzy mieszkańcy królestwa mają swoje własne talenty i tworzą coś zupełnie odmiennego, ale jak dotąd z takim ubiorem się nie spotkał. Górna garderoba była ze skóry? Czy z ognistego jedwabiu?

- Aż tak cię interesuje moja kurtka? – zapytała nagle, zaczynając się czuć nieswojo pod jego spojrzeniem.

- Kurtka? – zapytał zainteresowany – Tak to nazwałaś?

Larissa zacisnęła usta w wąską linijkę. Zupełnie zapomniała, że tutaj panowały zupełnie inne zwyczaje i inne nazewnictwo. Co prawda zaskakiwało ją, że potrafiła ich zrozumieć i że posługiwali się tym samym językiem, ale wciąż były słowa, których oni nie znali i których nie używali. Tak samo jak ona nie posługiwała się ich własnym nazewnictwem.

- Sądząc po czerni twoich włosów oraz bardzo jasnej skórze, mogłabyś pochodzić z Frakcji Mroku... ale jesteś zbyt otwarta i... normalna, żeby być jedną z nich – orzekł nagle chłopak, zaczynając zupełnie inny temat, co zdezorientowało dość mocno ciemnowłosą.

- Teraz będziesz zgadywał skąd pochodzę? – odparła ironicznie.

Cichy śmiech chłopaka jednak ją nieco uspokoił oraz ukoił jej nerwy. Czuła jakby mogła mu zaufać...

- Twój temperament pasowałby do Podróżników, ale nie masz tej ich pięknej i wielkiej etykietki na czole, więc odpada – zachichotał ponownie – Powietrzem też nie władasz...

- Skąd wiesz? – zapytała nagle – Może jestem magiem powietrza i potrafię wyczarować tornado!

Parsknął śmiechem na jej śmiałe, choć nieco dziwne słowa, po czym pokręcił głową i pogłaskał jej włosy swoją dłonią.

- Gdybyś była z Frakcji Powietrza, wyczułbym to – powiedział tym razem poważnie, przez co Lara poczuła delikatne ciarki na rękach.

Nic więcej nie mówiła tylko zaczęła dokładniej przypatrywać się na zbroję nieznajomego. Nigdy czegoś podobnego w swoim życiu nie widziała... dziwny i niedokładny odwrócony trójkąt wygrawerowany na piersi mienił się co jakiś czas pięknym srebrem, a słowa, które były wyryte na jego naramiennikach wydawały się czasami zmieniać i w ciekawy sposób poruszać.

Po chwili przeniosła się na jego twarz i zobaczyła, że zamierzał coś powiedzieć, jakby w olśnieniu, ale znajomy głos w oddali zwrócił nagle jej uwagę.

- Lara! Gdzie ty polazłaś?

Odwróciła się, żeby zaraz potem ujrzeć Kaia z jakimiś pergaminami na plecach, szukającego jej pośród drzew. Gdy wreszcie spotkała się z jego wzrokiem, pomachała w jego kierunku, powodując przy tym jego uśmiech. Następnie wróciła spojrzeniem do nieznajomego, który...

... zniknął?

- Jak to? – myślała na głos – On też był Podróżnikiem? Ale nie miał znaku...

Tutejsze zasady i sposób funkcjonowania tych całych frakcji były dla Larissy zbyt skomplikowane, przynajmniej na tę chwilę. Dlatego z uśmiechem i ulgą powitała Kaia, który jednak zdecydował się do niej wrócić.

- Wybacz, że tak długo mi to zajęło... złapał mnie dziadek i wypytywał po co mi te mapy...

- Mapy? – zapytała zaskoczona, a jej wzrok intuicyjnie podążył w kierunku zwiniętych pergaminów, które ze sobą przyniósł.

Były stare i pożółkłe, jak gdyby wzięte z jakiegoś muzeum, ale przy tym trzymały się świetnie, gdy Kai je rozłożył na swoich kolanach, wskazując na najbardziej wysunięty na zachód punkt całego kraju.

- To tereny Frakcji Uzdrowicieli – zaczął tłumaczyć – Jednej z dwunastu frakcji, na które składa się Mesamatir.

Lara kiwnęła głową, przyswajając sobie tę informację, będąc jednocześnie nieco przestraszoną... Czy liczbie frakcji odpowiadała również liczba zdolności jakimi mogli ci ludzie operować?

Wróciła wzrokiem do mapy, która była sporządzona chyba przez jakiegoś genialnego kartografa. Nie były na niej tylko tereny z określeniem co i gdzie można było znaleźć... były tam też grafiki, które przypominały stworzenia z mitycznych legend. Smoki, syreny... nawet jakieś upiory... Musiała przyznać, że ktoś, kto to sporządzał, lubił opowieści...

- Musisz zapamiętać, że wszystkim co spotykasz dookoła rządzą frakcje. To one kontrolują naturę, czas i przestrzeń, a przy tym wzajemnie na siebie oddziałują. Zabrakłoby jednej frakcji, a cała kraina pogrążyłaby się w chaosie – kontynuował, coraz bardziej ciekawiąc swoją towarzyszkę, która słuchała go jak jakiegoś baśniarza, co zna najlepsze legendy i baśnie całego świata.

Wskazał na mapie najpierw cztery miejsca. Pierwszym z nich była powierzchnia nizinna, położona zaraz na wschód od Frakcji Uzdrowicieli. Było tam wiele rysunków drzew, kwiatów i dziwnych zielonych stworzeń, których nigdy nie widziała. Później przejechał palcem na drugi koniec mapy, gdzie pod sobą istniały trzy krainy. Jedna pełna wody i rysunków syren, druga nieco na południe, gdzie figurowały tornada i dużo piasku, a najniżej na samym dole zachodniej części mapy były tereny pokryte wulkanami z wizerunkami smoków, krążących nad miastami.

- Frakcje Ziemi, Wody, Powietrza i Ognia – zaznaczył, podając pergamin dziewczynie, która przyglądnęła się jej z dziwną melancholią w sercu. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale gdy ujrzała całą mapę, zrobiło jej się żal tego wszystkiego – Te cztery frakcje wiodą prym w tym królestwie i każda inna opiera się na ich elementach.

- Elementach? – zapytała nagle Larissa, nie rozumiejąc za bardzo o co mu chodziło.

- Zdolnościach panowania nad rzeczywistością. Ty to nazwałaś magią z tego co pamiętam... my to nazywamy elementami.

Kiwnęła głową, zapamiętując kolejną porcję informacji. Czyli musiała się wyzbyć nawyku nazywania ludzi magami, korzystania ze słowa magia, a także moc... Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale postanowiła sobie, że będzie to sobie powtarzać aż do skutku.

- Następnie mamy frakcje, które panują nad elementami podrzędnymi. Nazywamy je metafizycznymi. Tutaj na zachód od Frakcji Ognia mamy Frakcję Umysłu. Panują nad rzeczywistością siłą swoich myśli... nie polecam się z nimi spotykać jeśli nie jesteś cierpliwa, bo potrafią czytać w twoich myślach, panować nad nimi, a także wykorzystywać je do kontroli nad tobą, pomimo ogólnego zakazu. Jednym słowem to dupki.

Zadrżała na samą myśl o spotkaniu się z takim człowiekiem. Mógłby bez problemu wyczytać z niej wszystko i wykorzystać to przeciw niej... to było nieludzkie! Chociaż... nie była pewna czy mogła kogokolwiek tutaj nazywać po prostu człowiekiem.

- Potrafią także przenosić przedmioty z miejsca na miejsce siłą swojego umysłu, a także między innymi budować bariery... zastosowań ich elementu jest bardzo wiele i nikt do końca nie wie co jeszcze potrafią.

Wzruszył ramionami i pokazał jej na mapie kolejne tereny, które były osadzone zaraz pod Frakcją Uzdrowienia na południowym zachodzie. Wielka klepsydra narysowana na środku chyba wystarczyła, by Lara zrozumiała czym była kolejna frakcja.

- Frakcja Czasu – powiedział ciszej niż normalnie – Tam czas biegnie zupełnie inaczej. Kiedy byłem tam, żeby przenieść jakiegoś ważnego urzędnika, przeżyłem piekło, bo gdzie poszedłem, tam czas raz zwalniał, raz przyspieszał... Mieszanie czasem jest bardzo niebezpieczne i dezorientujące. Ponadto mają surowy zakaz skakania w przeszłość czy potencjalną przyszłość... Tak, to też potrafią – zaśmiał się, gdy zobaczył jak ciemnowłosa otwiera buzię ze zdziwienia.

Przełknęła ślinę i aż objęła się ramionami, czując jak zrobiło jej się chłodno. Być świadomym tego, że są osoby potrafiące panować nad czymś tak ulotnym i jednorazowym jak czas, to było zbyt dużo. Tyle informacji na temat tej frakcji jej w zupełności wystarczyło.

- Tutaj masz Frakcję Mroku – wskazał na ziemię wysuniętą najbardziej na północ, a Larissa przypomniała sobie słowa tego dziwnego człowieka co opatrzył jej ranę. Mówił, że z wyglądu przypomina członka tej frakcji – Lepiej się tam samej nie zapuszczać, jeśli nie jesteś jedną z nich. To kraina wiecznej nocy, gdzie chodzą ludzie odpowiedzialni za wznoszenie księżyca i czuwania nad nocnym niebem. Co więcej... na ich terenach najgorsze koszmary stają się prawdą.

- O mój... tam na pewno nie chcę iść – stwierdziła dziewczyna, rozumiejąc już słowa gościa w zbroi, że jest zbyt normalna na bycie wśród ludzi mroku.

Kai tylko się zaśmiał, ale przyznał jej rację. Bez większego powodu nie było po co się zapuszczać w tak mroczne ziemie.

- A tu obok mamy Frakcję Światła. Są zupełnym przeciwieństwem mrocznych... budzą ludzi poprzez wznoszenie słońca i czuwają nad dniem, czerpiąc energię ze światła dziennego. To moja ulubiona frakcja, bo tam zawsze powitają cię z radością i przyjmą jak swego. No i mają te pyszne ciasta słoneczne...

Uniosła wysoko brwi, zastanawiając się jak mogło smakować słoneczne ciasto... bo chyba nie było to ciasto ze słonecznikiem, które piekło się czasami w Stanach Zjednoczonych.

Kai widząc to uśmiechnął się i zaczął tłumaczyć.

- Ciasto, do którego łapią promienie słoneczne. Jego smak zależy od tego, co uważasz za szczęście... zazwyczaj przybiera taki posmak, jaki jest twoim ulubionym.

- No to muszę tego kiedyś spróbować – odparła zafascynowana.

Sama myśl o tym, że mogłaby posmakować szczęścia, napawało ją ciekawością. Bo jak mogłoby smakować jej szczęście?

- A to? Co to za frakcja? – zapytała, wskazując już ostatnią, której Kai jeszcze jej nie przedstawił.

- Mroźny Kanion – powiedział – Frakcja Lodu, która tak jak Frakcje Uzdrowicieli, Pogody i Podróżników, jest jedną z frakcji robotniczych. Mamy o wiele mniejszy wkład w całą rzeczywistość, ale jesteśmy potrzebni najbardziej można by rzec.

- Zaraz chwila – oddała mu mapę do ręki i wstała, trzymając się za boki – mam rozumieć, że Frakcja Pogody i Frakcja Podróżników nie mają swoich własnych terenów?

Pokręcił głową, zgadzając się z wnioskami dziewczyny. Zerknął jeszcze raz na mapę i westchnął cicho.

- Ja oraz Chin mamy tę swobodę, że możemy się poruszać po każdym terenie... nie ograniczają nas własne ziemie i możemy żyć gdzie chcemy. Tak jak Chin ma swój dom na terenach Wodnego Księstwa, ja mam swoje wszystkie wspomnienia pozostawione w Szmaragdowym Lesie wśród ludzi Ziemi. Ale musimy być w ruchu... ona musi dbać o pogodę na terenie całego królestwa, a ja mam obowiązek przenosić każdego mieszkańca w miejsce o które tylko poprosi. Tak jakby... Podróżnicy usprawniają komunikację między Frakcjami. Ale przynajmniej możemy chodzić gdzie chcemy – uśmiechnął się szeroko, co Lara nie wzięła za szczery uśmiech.

Spojrzała na otaczającą ją florę, oraz na wioskę, która znajdowała się niedaleko... czy oni wszyscy nie mogli opuszczać terenów tej frakcji? Czy kiedykolwiek mogli zobaczyć tereny skute lodem, czy wulkany?

- Frakcyjni nie mogą opuszczać swoich domów, prawda? – zapytała ze smutkiem w głosie.

- Prawda – odparł i przez chwilę oboje nic nie mówili, ale Kai czuł, że musiał ją uświadomić do końca o tym, jak działało ich królestwo – Nie bez przyczyny nazwałem Mesamatir królestwem, Lara. Nad każdą frakcją stoi jeden Namiestnik, który odpowiada za swój element i swoich ludzi, którzy tym elementem władają, a każdy Namiestnik wchodzi w skład Wielkiej Rady, nad którą panuje już sam król. Jest najwyższą władzą tutaj i ma bezwzględną kontrolę nad wszystkim... Chce żeby połowa plonów poszła od ludzi Ziemi do Wodnego Księstwa? Za kilka minut zaczną ładować jedzenie na powozy. Chce żeby jego córka dowodziła armią? Wystarczy jedno słowo, a będą się jej słuchać. Chce egzekucji...?

Zaciął się w tamtym momencie, nie bardzo chcąc kończyć to zdanie. Zacisnął pięści tak mocno, że aż zbielały mu knykcie, co Lara odebrała z niepokojem. Chwyciła go za rękę i uśmiechnęła się pokrzepiająco, nieznacznie dodając mu otuchy.

- Wiesz co? – zapytał nagle, zdejmując jej dłoń ze swojej i zaczął chować mapy do plecaka z dziwnego szorstkiego materiału, który ze sobą przyniósł – Może i jesteś zwykłym człowiekiem z innego świata, ale... chyba macie dziwny dar przekazywania ciepła. Dzięki.

Uśmiechnęła się tylko i pomogła mu ułożyć pergaminy tak, by było mu wygodnie założyć torbę na plecy. Jednak podczas poprawiania zwitków starych papierów, pomyślała o czymś, o czym zdążyła zapomnieć podczas słuchania o Mesamatir...

- Czy Chin nie powinna już wrócić? – zapytała, zastanawiając się ile mogło zająć pójście do wioski i zakupienie kilku rzeczy.

Kai odwrócił się do niej i musiał przyznać jej rację.

- Też się zastanawiałem, ale chyba wiem co jest grane – powiedział, po czym wskazał na miasteczko w oddali.

I to, co zobaczyła Larissa przeszło jej oczekiwania. Nad białymi domami unosiła się olbrzymia czarna chmura, która gdzieniegdzie rozbłyskiwała przez przecinające ją błyskawice. Zanosiło się na wielką burzę... Popatrzyła w panice na Kaia, a ten tylko westchnął, obstawiając dwie rzeczy. Albo się z kimś posprzeczała i jej złość wyładowała się na atmosferze... albo spotkała kogoś ze swoich.

- Złap mnie za rękę i nie puszczaj – powiedział, wystawiając ku niej swoją dłoń.

- Ale, co ty...?

- No łap!

Złapała go od razu i poczuła dziwne, jednak znane jej uczucie w żołądku, po czym w towarzystwie niebieskich iskier pojawiła się na przytulnym ryneczku, który jednak był spowity mrokiem przez otaczającą go burzę.

Czy oni właśnie się przenieśli do Wioski Uzdrowicieli?

Było chłodno i bardzo wietrznie. Tak mocno wiało, że nawet nie dała rady słyszeć ludzi, którzy przechodzili obok niej, a ona sama musiała mocno trzymać za rękę jej towarzysza, żeby nie powiało jej w inną stronę.

Kiedy Kai wskazał jej wieżę białego pałacu, który był zaraz przed nimi, ujrzała jak zbierają się tam wszystkie błyskawice oraz wiatr, formujący się niby w wielki lej, jednak idący bezpośrednio do chmury, wiszącej nad ich głowami.

- Tam jest Chin! – krzyknął chłopak i bez żadnego ostrzeżenia pociągnął ją za sobą w kierunku majestatycznej budowli, która okazała się być większa niż Larissa początkowo przewidywała.

***

Nad miasteczkiem robiło się coraz ciemniej, zimniej i bardziej nieprzyjemnie niż Chin spodziewała się, że będzie. Jednak zgodnie z prośbą mieszkańców mieli wywołać dużą ulewę, która nawodni ich pola i ożywi zioła, a zwłaszcza podniesie kwiaty Shinaan, których potrzebowali do życia i leczenia.

Jednocześnie ze zmartwieniem spoglądała w dal, na małą polanę, gdzie zostawiła Kaia z Larą i gdzie też za niedługo dojdzie wielka burza. Miała tylko nadzieję, że jakoś sobie poradzili...

Sięgnęła po kulę z energią ognia i skupiła się na transformacji, wypuszczając chwilę później kolejną błyskawicę do gigantycznej chmury. Już niedużo zostało jej i jej bratu do zrobienia, po czym będą mogli spokojnie sobie usiąść i odpocząć. Korzystanie z kul było czasochłonne i energochłonne... miała więc nadzieję, że skoro już była w wielkiej świątyni, to kapłani pomogą jej się zregenerować.

Westchnęła cicho, gdy poczuła jak nie zostało jej już zupełnie nic. Cała energia wszystkich czterech żywiołów została wykorzystana, a ona sama zaczęła czuć jak na jej twarz skapywały powoli wielkie krople deszczu. Postała jeszcze chwilę na balkonie wieży i patrzyła na ich rodzinne dzieło, po czym została brutalnie wciągnięta do środka, gdzie przywitało ją ciepło i miłe oku światło.

- Chyba nie chcesz się pochorować? Nie jesteś odporna na warunki pogodowe... mam nadzieję, że o tym pamiętasz – pouczył ją Chen, schodząc po krętych schodach w dół wielkiej wieży – Honoria przygotowała obiad! Nie każ na siebie czekać!

Blondynka poczuła się w tamtej chwili okropnie. Świadomość, że będzie mogła jeść pyszności, podczas gdy tamta dwójka musiała uciekać nie wiadomo gdzie...

- Chin! Złaź na dół, a nie dumaj!

Ocknęła za kolejnym ostrym krzykiem jej brata, po czym zdecydowała się wreszcie opuścić wieżę. Schodziła pomiędzy tymi wszystkimi rzeźbami z alabastru, symbolizującymi pomoc, zdrowie i życie. Zawsze się wtedy zastanawiała co by było, gdyby została uzdrowicielem. Miałaby spokojniejsze życie, dużo pysznych rzeczy, pięknych ubrań i zawsze byłaby zdrowa... ale z drugiej strony nie poznałaby tych wszystkich wspaniałych krain. Dlatego po głębszych przemyśleniach, cieszyła się z tego, co miała.

Zeszła ze schodów na sam dół i pokierowała się prosto do jadalni, gdzie Honoria zawsze raczyła ich pysznymi daniami. Nie wiedziała, czy ukradkiem dodawała do nich leczniczych ziół, ale zawsze czuła się lepiej po zjedzeniu jej pieczeni.

W pewnym momencie stanęła jak wryta, widząc Kaia i Larę, którzy uśmiechnięci siedzieli na dwóch miejscach przy stole i gawędzili z Layem, do którego zaraz dołączył zaciekawiony Chen. Wtedy też blondynka została zauważona przez jej przyjaciela, który pomachał do niej z oddali i przywołał ją do siebie gestem.

- Jak się psociło tam u góry? – zapytał zadowolony.

- Ee...- zaczęła wcięta, ale Larissa, widząc jej zdezorientowanie, postanowiła jej wytłumaczyć.

- Czekaliśmy na ciebie, ale gdy ujrzeliśmy burzę, to Kai zgadł, że jesteś tego przyczyną. Dlatego sami do ciebie przyszliśmy.

- I dobrze zrobiliście – odezwał się Lay – Wasze organizmy były osłabione... można to było wyczuć, jak tylko przekroczyliście próg świątyni.

Lara czuła niesamowity respekt wobec poznanego młodego kapłana, który ich ugościł za pozwoleniem Namiestniczki. Mówił naprawdę mądre słowa i z sympatią powitał ich dwójkę, dbając o to, by niczego im nie brakowało.

- Jak tylko zjem to idę spać – powiedział nagle Kai – Moja energia jest bliska zeru... także wybaczcie moi drodzy, ale po obiedzie nie zobaczymy się już do jutra – wyszczerzył się, na co Lara zareagowała z szokiem, jednak stanowczy wzrok Chin wyraźnie zakazał jej pytać.

Nie mogli sobie pozwolić na taką swobodę, bo nawet jeśli znajdowali się wśród przyjaciół, to ryzyko było zbyt duże, by pozwolić się wykryć,

Obiad jak zwykle był niesamowicie dobrze przyrządzony, chociaż dla Larissy była to pierwsza okazja do skosztowania kuchni samej Namiestniczki. Mimo, że nie zasiadła z nimi wszystkimi do stołu, dało się słyszeć same dobre słowa o staruszce, która ku ogromnemu zdziwieniu czarnowłosej miała prawie dwieście lat! Nie dała jednak po sobie tego poznać, tylko cieszyła się towarzystwem ze wszystkimi, poznając przy okazji starszego brata Chin.

Jedno tylko ją niepokoiło... To jak się na nią patrzył spec od pogody, nie było czymś naturalnym. Czuła się, jakby była analizowana, albo było z nią coś nie tak...

Kiedy wszyscy mieli udać się do przygotowanych dla nich komnat, starszy brat Chin zagrodził drogę samej Larissie i zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem.

- Masz niesamowitą energię... - przyznał – Ale... co robi tu ...?

- Lara!

Pytanie Chena przerwało nagłe wołanie Laya z dołu schodów. Spojrzała przepraszająco na swojego rozmówcę, który tylko kiwnął głową w geście zrozumienia i poszedł w swoją stronę, co sprawiło, że dziewczyna cicho odetchnęła.

Zeszła jednak posłusznie na dół i stanęła przed sympatycznym kapłanem, który tylko uśmiechał się do niej, kryjąc w swoich oczach jakąś wiadomość, którą miał jej zaraz przekazać.

- Namiestniczka Honoria chce z tobą rozmawiać. Czeka u siebie i mam cię do niej zaprowadzić.

Lara poczuła nagle jak jej nogi robią się jak z waty. Czemu już pierwszego dnia w tym świecie, została zaproszona na rozmowę z Namiestnikiem? Nie znała powodu, ale z każdym krokiem, który czyniła zaraz za uśmiechniętym kapłanem, czuła, że czekała ją bardzo ciężka rozmowa.  


***

Przez całe to siedzenie w domu na tyłku zaczęłam się robić miękka... jak kiedyś jeszcze myślałam o kryminałach, zagadkach, creepy sytuacjach które mogłabym zawrzeć w książce, tak teraz? Teraz czytam romanse 😂 No i wsiąkam w fantasy, ale to już trochę inna sprawa...

Drugi rozdział wlatuje tak, jak obiecałam, po dwóch tygodniach! Co prawda akcja będzie się rozwijać dość długo, bo skupiam się tutaj bardziej na funkcjonowaniu świata niż akcji, ale to się z czasem zmieni. Póki co czerpię przyjemność z ukazywaniem miejsca akcji, żebyście mogli jak najlepiej wyobrazić sobie rzeczywistość w powieści (przypominającą na razie średniowiecze, ale to się jeszcze zmieni, zobaczycie) 😊

Do zobaczenia w następnym rozdziale ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top