Rozdział dziesiąty
Nadszedł ten długo wyczekiwany przed wszystkich mecz. Pół finały zwyciężył Slytherin i Hufflepuff. Dom borsuka jednak najbardziej obawiał się meczu. Gdy grali z Gryfonami przegrywali dwadzieścia do stu przez to, że ich obrońca został trafiony tłuczkiem na początku meczu, niemożna go było zmieć, gdyż to było w brew zasadą. Gracz pozostaje na boisko do póki jest przytomny. Puchoni zwyciężyli tylko dzięki dzielnemu szukającemu któremu udało się złapać znicz zanim przewaga punktów byłaby zbyt wielka, aby zrobić cokolwiek.
Nickowi udało się przełożyć finały o dwa tygodnie powołując się na dobrą aulę księżyca pogodę i inne cudaczne rzeczy.
Dlatego wielki finał odbywał się teraz, pod koniec maja.
Hufflepuff z bojowym nastawieniem wchodził właśnie na boisko.
-I jak sracie po gaciach - spytał Nick pierwszorocznych
-Tylko jak patrzę na twoją ohydną mordę, jazda pora skopać paru Ślizgonów - powiedział Eddy.
-Wiesz, że kopniaki są zabronione?
-Tylko wtedy kiedy nikt nie patrzy - odpowiedział zielonowłosy.
Kiedy Nick odszedł do Profesor Hooch, aby wylosować połowy Leo nachylił się nad Eddym.
-Drogi pamiętniczku, tak na prawdę to srałem po gaciach podczas meczu.
-O to jak - mruknął niższy.
Teraz okazało się jaki był tajny plan Richiego. Zasiadał właśnie w najwyższej wieży razem z nauczycielami i dzierżył w ręku mikrofon którego głos rozchodził się na cały stadion.
-Ten to wie jak się ustawić - powiedziała Alice dosiadając się obok Emmy razem z Emily i Davem i paczką orzeszków solonych w ręce.
Solidarnie dla kolegi kibicowała Puchoną (i też dla tego, aby wkurzyć Emmę). Jej dom odpadł w tym roku, ale nadal prowadzili w bitwie o puchar domów.
-Zaczynamy! Hooch... przepraszam, Profesor Hooch wylosowała już kapitaną połowy! Och widzę, że jeden z kapitanów jest bardzo przystojny, chyba wiadomo, takie twarze to tylko u Huffle... przepraszam - Richie znowu został skarcony przez McGonagall - Puchoni i Ślizgoni zmierzą się dzisiaj o Puchar Quiddicha! Niech wygra najlepszy! Miotły w górę i kafel poszła w górę...
-Jak ci idzie ta praca z eliksirów? - zagadała Alice Emmę
-Już prawie skończyłam - wymownie spojrzała na przyjaciółkę - tak, pomogę ci ją potem zrobić.
-Mówiłam ci już, że jesteś moja ulubioną Ślizgonką?
Emma wywróciła oczami.
-Ale tym razem zostawisz tego płaza w swoim dormitorium!
-Och Em - westchnęła Alice wrzucając sobie do ust kolejnego orzeszka - Grubcio wskakując komuś na głowę wyraża miłość.
-Czyli dlatego wczoraj zaczął Julianowi gryźć stopy - zaśmiała się Emma przypominając sobie sytuację sprzed tygodnia.
-To już jest jego fetysz, nie moja sprawa.
-Puchoni znowu wybijając piłkę! Pędzą z kaflem jak szaleni! Piękna Olivia szybuje po prawej stronie, czy to będzie zwycięskie zagranie?! Podaje do Nicka, Nick do Olivii, Olivia do Leo. Leo podnosi miotłę i wznosi się dziesięć stóp wyżej! Obrońca został przy obręczach! LEO PUSZCZA KAFLA! Kafel spada prosto w ręce Nicka i NICK TRAFIA W OBRĘCZ PUNKT DLA HUFFLEPUFFU MOI CZARODZIEJE CHOLERA UDAŁO SIĘ ! - McGonagall nie zdążyła zabrać Richiemu mikrofonu przez przekleństwem, właściwie to była zajęta klaskaniem.
-Tak! Dawajcie Puchoni! - wydarła się Alice podskakując i machając rękami. Cały Slytherin posłał jej spojrzenie nienawiści. Dziewczyna nawet tego nie zauważyła tylko skakała dalej rozsypując trochę orzeszków na podłogę.
-Czyż on nie jest cudowny? - rozmarzyła się obok niej Emily podbierając brodę na małych rączkach.
-Kto? - zdziwiła się Alice rozglądając się po boisku i obserwując twarze graczy. Myślała, że dziewczynce chodzi o jakiegoś wysportowanego siódmoklasiste.
-Nie tam! Na ambonie! - wskazała palcem na Richiego który komentował właśnie zagranie Ślizgonów.
Alice starała się wstrzymać śmiech i tylko pokiwała głową. Może po prostu ten chudy rudzielec w okularach nie był w jej typie. Wolała się z nim przyjaźnić.
-Wygląda na to, że duże będzie zależało dziś od szukających, punkty są na razie wyrównane.
Eddy mocniej zacisnął ręce na miotle. Trzymał się dalej od boiska ze względu na możliwość ataku tłuczkiem. Lata powoli dookoła rozglądając się za złotymi przebłyskami.
-Wygląda na to, że szukający Slytherinu zobaczył znicz!
Eddy zadziałał instynktownie, pochylił mię mocno do przodu aby zrównać lot z przeciwnikiem. Przez chwilę siedział mu na ogonie, nie mógł dojrzeć znicza.
Nagle błysk po prawej stronie, skręcił gwałtownie i wyprzedził Ślizgona. Już zaczął ciężko dyszeć.
"Nie dobrze, bardzo nie dobrze" pomyślał.
Zaczął przeszkadzać Ślizgonowi w locie, skręcał na prawo i lewo zamiast gonić za zniczem, kiedy wystarczająco wytrącił go z równowagi pognał i prawie zrównał się ze zniczem. Wyciągnął rękę, dyszał już z otwartymi ustami przez co w jego gardle i na języku zebrało się mnóstwo kurzu i pisaku. W kącikach oczu pojawiły się ciemne plamki. Był tak blisko!
Przeciwny szukający był zbyt ciężki, aby go wyprzedzić, ale za to miał dłuższe ręce.
Eddy kaszlnął.
Wiedział, że jeżeli nie zwolni stanie się to samo co na treningu. Mocniej wyciągnął rękę.
-Wygląda na to, że mecz zaraz się skończy! Szukający idą łeb w łeb! - wykrzyczał ten debil Richie - dajesz Eddy!
Usłyszał jak kilkanaście Puchonów skanduje jego imię. Kaszlnął jeszcze raz.Przez mroczki widział już tylko blask znicza.
Alice i Emma mocno wychylały się przez barierki. Mimo, że Emma nie lubiła sportu cała się wciągnąć w morderczy wyścig o znicz.
-Szukający Slytherinu złapał znicz! - krzyknął Richie z mniejszą dozą emocji w głosie
Wszyscy Ślizgoni podnieśli się z miejsc i zaczęli wiwatować. Dziewczyny wmurowało. Eddy prowadził, jednak nagle spadł z miotły. Leciał kilka metrów i gruchnął o piach. Alice przyłożyła rękę do ust.
-Żyje? - spytała cicho.
Drużyna Ślizgonów zaczęła wiwatować i ogłaszać swoje zwycięstwo. Nick i Leo zlecieli na ziemię i wylądowali obok Eddiego. Nick poprawił opaskę "Śmierć Ślizgoną" i szarpną kolegę za ramię.
-Odsunąć się! - krzyknęła Pani Hooch lądując obok nich. Wyjęła różdżkę i powiedziała zaklęcie - suspiriosis
Eddy otworzył oczy i zaczął kaszleć.
-Tak myślałam - Profesor Hooch zacisnęła powieki tak mocno, że ledwo było widać jej pomarańczowe oczy - Jak mogłeś dopuścić go do gry!? Wiedziałam, że kapitan w czwartej klasie to za dużo! Jesteś na to za młody i tyle! - Leo chciał jej przerwać, krzyknąć, że to nie jego wina jednak nie potrafił się odezwać - Zawiodłam się na tobie Nick. Myślę, że będzie trzeba zmienić kapitana jeszcze przed końcem roku...
Czarnoskóry chłopak wyglądał na mniejszego. Jakby właśnie skurczył się w sobie o połowę. Nie patrzył na Hooch tylko na piach.
-Ależ Szanowna Pani Profesor - zza jej pleców rozbrzmiał cieniutki, wręcz dziewczęcy głosik - To był zwyczajny faul Pani Profesor, ten uczeń mnie popchnął kiedy już prawie udało mi się złapać znicz - powiedział uśmiechając się słodziutko jak szczeniaczek.
-Ale przecież - Hooch wydawała się wybita, reszta drużyny Puchonów wylądowała na piasku - zaklęcie na astmę.
-Nawdychałem się piachu, Pani Profesor - znowu się uśmiechnął - następnym razem nam się uda.
Pani Hooch spojrzała po twarzach uczniów.
-Chyba nie wyleje pani Nicka za piasek? - spytał ktoś z tłumu.
-Nie, nie - Hooch westchnęła - ale zdejmij tę opaskę - wycelowała na niego palcem i odleciała ogłosić zwycięzców.
Nick złapał Eddiego w mocny uścisk i podniósł chłopaka.
-Ty mała szumowino!
-Postaw mnie już - Eddy wrócił do swojego morderczego tonu, wyjął z kieszeni małe pudełeczko i mocną zaciągnął się tlenem - kurwa, myślałem że będzie tu do wieczora stała.
myk myk opinie o postaciach, kogo więcej
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top