Sans?!
5:03 nie śpie. Nie moge. Obawiam się tych badań. Po prostu się boje. Nie wiem co będą chcieli mi zrobić. STOP!!! Musze się uspokoić. Teraz napewno niezasne przez natłok myśli. Ech.... Co by tu porobić? Głodna nie jestem a nie będe budzić innych. Już wiem! Wstałam z łóżka i zaczełam szperać w torbie. Mam! Położyłam laptop na łóżku i zaczełam grać. Nic tak nie poprawia humoru jak żarty Sansa! Urochomiłam Undertale i zaczełam grać. A właśnie! Sans! Jak mam go wywołać? Nie nam bladego pojęcia. Hahaha... Sans w prawdziwym życiu. Napewno nie było by nudno. Sans.... Chce cie wywołać. Prosze... Zamknełam oczy i pomyślałam mocno o Sansie.
-Sans... Chce cie wywołać. Bardzo mocno chce cie wywołać.-powiedziałam szeptem i poczułam podmuch wiatru. Otworzyłam oczy.
-Sans?! Co ty tu robisz?-krzyknełam z zaskoczenia ale szybko zakryłam usta dłonią. Musze być cicho żeby nie obudzić reszty.
-Eee... Cześć człowieku?- powiedział niepewnie szkielet i podrapał się po karku.
-Cześć jestem Ashley.-powiedziałam troche przerażona.
-Nie, nie, nie. To niemożliwe...-powiedziałam i zaczełam chodzić w tąd i spowrotem po pokoju.
-Jak ja cie wywołałam? Przecierz to nie możliwe.- mówiłam w kółko a Sans nadal stał w tym samym miejscu.
-Ashley Hadid masz się natychmiast ogarnąć. Przecierz nie możesz teraz tak chodzić w kółko.-powiedziałam troche głośniej niż powinnam. Nagle zatrzymałam się i podeszłam do Sansa. Jaki on jest niski.
-Sans. Co robiłeś przed chwilą? To bardzo ważne.
-Grałem na puzonie i nagle jestem tutaj.-powiedział spokojnie.
-Cholera. Nie umiem cie odesłać do Papsa. Chociaż spróbuje.- powiedziałam i zaczełam mocno myśleć o tym żeby Sans wrócił do domu. Nic... Nie udało się. Spróbowałam jeszcze raz. Znowu nic.
-Przepraszam ale nie umiem cię odesłać do Snowdin. Narazie musisz zostać tutaj. Ja.. Naprawde przepraszam.. Nie umiem odesłać cie do domu. Jestem taka beznadziejna.-powiedziałam bliska płaczu. Usiadłam na podłodze i zaczełam płakać.
-Ej dzieciaku. Nie maż się. Napewno coś wymyślimy.-powiedział, kucnął naprzeciwko mnie i poklepał po ramieniu. Ja zapłakana i nie myśląca racjonalnie przytuliłam go przy czym oboje leżeliśmy na podłodze.
-Ci.. Już dobrze.-powiedział i zaczął głaskać moje włosy a ja bardziej się w niego wtuliłam. Mimo że jego niektóre kości boleśnie wbijały mi się w niektóre miejsca na przykład w żebra, nie odsunełam się. Gdy już całkowicie się uspokoiłam wstałam z podłogi i pomogłam wstać Sansowi. Teraz trzeba pomyśleć co dalej.
-Sans. Niestety lub stety musisz tu siedzieć cały dzień. Inni nie mogą się o tobie dowiedzieć. Tam są drzwi do łazienki. Będe tu często zaglądać, więc możesz mówić co chcesz a ja postarami to przemycić.-powiedziałam i spojrzałam na zegar w pokoju. 7:39!? Cooo? Jak ten czas szybko leci.
-To teraz bądź grzeczny bo musze wyjść. Reszta pewnie wstała i robi śniadanie. Wram tak gdzieś za 30 minut. Czuj się jak u siebie.- powiedziałam, wyszłam z pokoju i skierowałam się w strone kuchni. Oby nikt się nie pokapował że wywołałam Sansa....
Notatka od autorki.
Cześć Aniołki. Przepraszam za błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top