Rozdział II

 – Stary, możesz wyjaśnić, o co ci chodzi? – Kirishima brzmiał na bardziej oburzonego, niż można byłoby się tego spodziewać po jego bezkonfliktowej osobowości. Młodzi mężczyźni wracali właśnie ze swojego dyżuru. Wydawało się, że na dziś będzie to już koniec wrażeń, przynajmniej tak można byłoby powiedzieć jeszcze kilka minut temu – nim Katsuki bezczelnie warknął, że Aki nie nadaje się, aby przynależeć do ich agencji. Eijirou zawsze miał pełen podziw względem swojego przyjaciela. Uważał, że za całą otoczką nerwowości i natury narwańca skrywają się niezmierzone pokłady inteligencji, rozwagi i umiejętności analizy sytuacji. Dlatego też to jemu przypadła większość decyzyjności, jeśli chodzi o kwestię wspólnego biznesu, ale ponownie – przesadził.

– Hę? Ogłuchłeś, czy co? Powiedziałem, że to koniec naszej współpracy z Tsunegą – odparł przez zaciśnięte zęby, nie odwracając się nawet przez ramię, aby nikogo nie zaszczycić swoim spojrzeniem. Niebieskowłosa nie wydawała się szczególnie zaskoczona tymi słowami. Położyła dłoń na ramieniu Red Riota i obdarzyła go ciepłym uśmiechem. Bakugo dostrzegł ten gest, gest sztuczny aż do porzygu. Nie powstrzymało to Kirishimy przed wyjściem przed szereg. Pozostali bohaterowie, którzy uczestniczyli w popołudniowym zwiadzie, jakby wyczuli zagęszczającą się atmosferę i bez zbędnych słów oddalili się od przełożonych. Blondyn dostał utwardzoną ręką w potylicę.

– Za kogo ty się uważasz, co? Nie sądzisz, że o takich decyzjach należałoby pogadać? Myślisz, że możesz się rządzić i rozkazywać wszystkim na prawo i lewo? – Katsuki odwrócił się w końcu.

– Tak, tak właśnie myślę. – Nawet nie pozwolił, aby ton dialogu wspiął się na wyżyny zawadzające o kłótnię. Roztarł wnętrzem nadgarstka obolałe miejsce, po czym schował ręce do kieszeni. Nie patrzył mu w oczy. Wbijał swoje rozedrgane z wściekłości ślepia prosto w lazurowe tęczówki Aki. Dziewczyna stała niewzruszona. Kirishima zacisnął pięści, mimowolnie wbijając krótkie paznokcie w kłąb. Dlaczego ten typ zawsze musi się tak zachowywać? I to, do cholery, publicznie, na środku chodnika? Przecież Glassy miała niezwykły potencjał, który stanowił wręcz podporę obecnej populacji wschodzących, bohaterskich gwiazd w ich okolicy. Miała możliwości zarówno do rozległej defensywy, jak i do rozważnej ofensywy, sprawdzała się zarówno w walce na dystans, jak i w bezpośrednim starciu, co udowadniała przez ostatnie kilkanaście miesięcy swojej pracy. Więc, do kurwy nędzy, dlaczego?

– Chłopaki, nie chcę tu w żaden sposób wpływać na czyjeś morale. Jeśli rzeczywiście decyzja jest nieodwołalna, poradzę sobie – mówiła i choć słowa wskazywały, iż adresatów tych słów jest dwóch, jej wzrok nieprzerwanie śledził galopujący oddech Eijirou. Mężczyzna zgrzytał zębami i dyszał, chyba pierwszy raz w życiu wydawał się być tym mniej zrównoważonym z duetu herosów. Bakugo wzruszył ramionami.

– Widzisz? A więc nie ma żadnego problemu. – mruknął, po czym ruszył naprzód, pozostawiając dwójkę za sobą. Gdy był pewien, że zniknął z ich pola widzenia, skręcił w jedną z obskurnych alejek i z całą wściekłością, jaka się w nim zebrała, uderzył w obitą kurzem i tynkiem ścianę.

Niech to. Wszystko. Pies. Jebał.

Miał ochotę wrzasnąć, rozedrzeć swoje wargi głosowe, przepalić błonę śluzową, która wyścielała gardło. Czuł, jakby całe jego ciało nagle rozgrzało się do czerwoności, jakby jednym dotknięciem mógł sprawić, że wszystko, co stanie na jego drodze – spłonie. Oddech stał się drażniący, jakby ktoś rozłożył w jego oskrzelach kwaśne soki. Był wkurwiony. I wcale nie było mu z tym faktem dobrze, a dyskomfort ten podjudzał go jeszcze bardziej. Dlaczego z Kirishimy musi być taki tępak? Czy on naprawdę nie widzi, że ta kobieta jest jednym, wielkim, nieśmiesznym żartem? Jakich dowodów mu trzeba, aby zrozumiał, że Aki nie jest dla niego, że oplotła go sobie wokół palca jak żałosnego dzieciaka? Czy choć raz w całym swoim istnieniu prasa nie mogła się na coś przydać i zrobić jej zdjęcie akurat wtedy, gdy spędzała czas z jakimś obcym typkiem?

Sam już nie wiedział, który element tej układanki był bardziej irytujący. Fakt, że jego najlepszy przyjaciel był wodzony za nos jak przedszkolak, do tego przez osobę, której postanowił zaufać, czy też to, że w jakiś sposób przesądzało to o zbliżających się zmianach? Jak długo Eijirou zwlekałby ze zmianą lokum, gdyby zdecydował się związać się z nią na stałe? Czy w ogóle zastanowiłby się nad tym, co on poczuje? Jak on zniesie wizję tego, że zostanie sam ze sobą? Czy nikogo nie obchodzi, że jemu nie podoba się to, że losowe babsko weszło z butami w ich życie i chce wszystko rozwalić? I dlaczego, cholera, dlaczego myślenie o tym jest tak potwornie wycieńczające?

Wypuścił z ust strumień powietrza, nadymając policzki. Oparł się plecami o zimną ścianę, mając wrażenie, że styka się właśnie ze strukturą o skrajnie innej temperaturze niż jego skóra. Osunął się na ziemię, po czym złożył ręce jak do pacierza.

– Niech to szlag. – Syknął nieznośnie, a kropla deszczówki, która spadła z rosnącej na jednym z balkonów rośliny, popłynęła po jego rozgrzanym policzku, niosąc przy tym niewysłowione uczucie ulgi. Chciał wrócić do domu. Chciał, żeby wszystko było tak, jak na początku, gdy nastoletni entuzjazm przepełniał ich oboje. Gdy wspólne przygotowywanie obiadu jawiło się jako niesamowita, pamiętna atrakcja, a wychodzenie razem na zakupy dopiero zaczynało stawać się normą. Te wszystkie drobne rzeczy, które weszły w ich codzienność – treningi, sauna, oglądanie filmów, granie w gry, czy nawet sprzątanie – to one sprawiały, że Bakugo mógł sam przed sobą przyznać, że czuje się szczęśliwy, choć za żadne skarby nie chciał tego okazywać. Strach przed utratą Eijirou przerastał jego samoświadomość. Widok przyjaciela tak uśmiechniętego u boku innej osoby rozwarstwiał jego wnętrze na tysiące kawałków i palił jak poobiednia zgaga. Nienawidził tego uczucia. Nienawidził tego, co się z nim dzieje ani też faktu, że nie potrafił zrozumieć z czego to wynika.

Zazdrość.

Poczuł wibrujący w kieszeni telefon. Sięgnął po niego i odpalił wyświetlacz, spoglądając na niego nieprzytomnie.

,,Aki odchodzi. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny"

Przeczytał to i chociaż bardzo chciał, nie potrafił się uśmiechnąć.

Czy to nie tego za wszelką cenę starał się uniknąć? Po co to wszystko było? Ostrożność, obojętność, rozwaga, której uczył się i próbował przestrzegać na każdym kroku w tej sprawie. Miesiące oczekiwań, aż w końcu jej nieuczciwość sama wyjdzie na jaw. Bo przecież kłamstwo miało mieć krótkie nogi, czyż nie? Wystarczyło jedno zdjęcie, które wypłynęłoby do społeczeństwa, aby udowodnić, że Aki wykorzystywała Kirishimę tylko po to, żeby podnieść swój status w świecie herosów. Tylko tyle. Dlaczego tak się nie stało?

Rozmawiał z Sero tyle razy – doskonale wiedział, że Glassy gra na dwa fronty, był w pełni świadom, że jej dusza niczym nie przyrównuje heroicznemu i czystemu sercu Eijirou. Przecież to jest, do cholery, niesprawiedliwe. Znów to on dostanie łatkę czarnego charakteru, znowu to on będzie tym, który nie potrafi sobie poradzić z faktem, że gdzieś stał się mniej istotnym elementem, znowu to Bakugo będzie tym nadpobudliwym, samolubnym typem, który nigdy w zasadzie nie dorósł i nie widzi nic, poza czubkiem swojego nosa.

A to przecież nie tak, kurwa. Jeśli mógłby wskazać tę jedną osobę, na której dobru teraz najbardziej mu zależy, byłby to właśnie Eijirou. Nikt inny.

Spuścił głowę i westchnął głęboko, zdając sobie sprawę, że zdecydowanie zbyt długo wstrzymywał oddech. Złość przetransformowała w beznamiętny smutek. Wiedział, co go teraz czeka. Powrót do domu. Ich domu. Konfrontacja. Paraliżująca bezradność. Wysłuchanie tego wszystkiego, co czerwonowłosy zechce bez oporu wykrzyczeć mu prosto w twarz, potok słów, który nie pozostawi na nim nawet suchej nitki.

Syknął pod nosem.

Nie będzie miał pojęcia jak zareagować i ponownie pozostanie w jednej pozycji, niewzruszony, w bezdennym milczeniu. A przecież powinien wszystko wyciągnąć i wyjaśnić. Skoro mu zależy, powinien walczyć, aby jego dobre imię nie zatarło się w oczach ukochanego przyjaciela. Dlaczego więc rozważanie tej opcji tak ciężko przechodziło mu przez myśli? Chyba dlatego, że po stokroć wolał wziąć na siebie całą falę żalu i winy za tę sytuację, niżeli zranić go prawdą. Oczyma wyobraźni widział, jak Kirishima bezsilnie osuwa się na kanapę, przygnieciony tym, co ukrywała Aki przez tyle miesięcy ich związku. Widział, jak niewinne serce pęka na milion kawałków, a zaszklone, wytrzeszczone oczy drżą w niezrozumieniu. Jak usta rozchylają się w niewysłowionym szoku. Czy ten widok byłby tego wart? Oczyszczenia siebie z zarzutów? Nie. Na pewno nie.

Bakugo wybrał jedyny numer, jaki mógł mu w danej chwili przyjść do głowy i nienawidził siebie za to, co właśnie zamierzał zrobić.

– Bakugo? – z telefonu wybrzmiał nieco zaskoczony, choć mimo to nadal spokojny głos. Nie otrzymał odpowiedzi od razu. Katsuki westchnął.

– Shoto, masz może ochotę na sake? – burknął, wściekły, że wpadł na ten pomysł i był w stanie go zrealizować. Dało się wyczuć, że jego rozmówca właśnie w tej chwili uśmiechał się łagodnie.

– Zwykle staram się nie pić w tygodniu, ale będę za kilka minut tam, gdzie zwykle. – I rozłączył się. Blondyn odsunął komórkę od ucha i jeszcze moment poświęcił, aby napawać się ciszą panującą wokół. Nie oglądał twarzy Todorokiego od bardzo długiego czasu. Musiał poświęcić wiele lat, aby przekonać się do jego osoby, ale gdy już to zrobił, miał pewność, że ten facet potrafi słuchać i trzymać sekrety przy sobie. Nie miał ochoty na spotkanie z nikim, kto mógł być wtajemniczony w sytuację, nie chciał też za nic w świecie wracać teraz do domu. W zasadzie już podjął decyzję, że resztę doby spędzi włócząc się po mieście, chcąc, w miarę możliwości, jak najbardziej odsunąć w czasie zbliżającą się rozmowę. Syn Endevadora wydawał się idealnym towarzystwem do wspólnego milczenia.

Chłopak wstał, zdając sobie sprawę, że nadal ma na sobie służbowy kostium, jak jednak można się domyślić – nie zawracał sobie tym głowy zbyt długo. Jakby kogokolwiek miało obchodzić odzienie, w którym to dzisiaj się upodli. Otrzepał się jedynie z brudu, który zdążył bezlitośnie osiąść się na materiale spodni, a następnie ruszył ku majaczącej poświacie rozpalonych już latarni.

Nigdy nie przepadał za Shoto, a ich relacja była jedynie platoniczna. Po zakończeniu nauki w U.A widywali się co pół roku na rankingu bohaterów, ewentualnie na zjazdach organizowanych przez pozostałych członków klasy. Obaj mogli się nazwać samotnymi wilkami, nic więc dziwnego, że żaden nadwymiar ochoczo nie podchodził do cotygodniowych wypadów na kawę czy też regularnych ploteczek. I obojgu to pasowało. Spotkania służbowe lub takie, jak to nadchodzące – pozwalało podsumować osiągnięcia zawodowe, jak i streścić przebieg życia prywatnego. Z jakiegoś powodu pod tym względem Bakugo czuł się przy nim swobodnie. Todoroki nie słynął z niepotrzebnej wylewności – mówił to, co myślał, w sposób niezwykle melancholijny i wyrozumiały. Nie rozpowiadał zasłyszanych słów, nie wykorzystywał ich przeciwko nikomu, przyjmował to, czym obdarzali go ludzie i obchodził się z tym z należytym szacunkiem. W tym wypadku chodziło, rzecz jasna, o pewien stopień zaufania, na jaki zasłużył u Katsukiego. Blondyn był też świadomy, że jest on ostatnią osobą, z którą spodziewałby się zobaczyć go współlokator, a to dawało większe szanse na chwilę wytchnienia od napięcia, które ostatnio między nimi zapanowało.

Wyszedł na główną ulicę i powoli skierował krok ku ,,Okashi".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top