6. Wrzask i plusk

Witam! Wróciłam do żywych. Atrament to najwyraźniej moja krew. Ciekawe, prawda? Chyba się za mną stęskniliście. Ja za wami też. Ava tak samo.

************************

Wywlokłam się na dwór. Mimo, że stopni było niewiele trwało to całą wieczność. Przy każdym kroku przez moje ciało przepływał spazm bólu. Co mi zrobili gdy byłam nieprzytomna? Pobili. Ale jak? Czym? Kopali mnie? Uderzali kijem? Powlekli za autem?

Nie miałam teraz sił się nad tym zastanawiać. Odpowiedź w niczym by mi nie pomogła. Muszę uciec. Jak najdalej od tych krwiożerczych paskudztw. Jak najdalej od mojego przeznaczonego.

Na samo wspomnienie tamtej chwili robi mi się niedobrze. Najgorszy moment w cały moim życiu. Patrzeć w oczy swojego największego wroga i równocześnie z nienawiścią doświadczyć potrzeby rzucenia mu się w ramiona.

Zamiast tego skoczyłam mu do gardła. Najlepsza decyzja jaką w życiu podjęłam.

Ale Samuel nie zginął. Żył i do chodził do siebie gdzieś w tym budynku. Na wpół rozerwane gardło powoli się zasklepiało, jego oddech przestawał rzęzić, a już niedługo wstanie z łóżka i postanowi mnie zobaczyć. Prawdopodobnie skaże mnie na śmierć lub uczyni mnie zakładnikiem. Nie obchodziło mnie to. Nasze pierwsze spotkanie było zaledwie chwilą, ale podjęcie decyzji zabicia go było ciężkie. Możliwe, że już sam impet mojego skoku by wyrwał z Zangwilla życie, gdyby nie to, że w ostatniej chwili moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Jeśli będę zmuszona spędzić w jego towarzystwie choć odrobinę więcej czasu siła więzi może mnie zdominować. Nie mogę na to pozwolić.

Na końcu schodów były wielkie, metalowe drzwi. Pewnie już sama ich obecność pozbawiła by mnie wszelkich nadziei na ucieczkę gdyby nie to, że ktoś zapomniał je zamknąć. Szturchnęłam je łbem. Były ciężkie, a ja pozbawiona niemal wszystkich swoich sił jednak dobrze naoliwione nawiasy znacznie ułatwiły mi sprawę.

Za nimi był korytarz. Powęszyłam. Z prawej pachniało brudną wodą, kwiatami i mokrą ziemią. Z lewej zaś tłuszczem, świeżym chlebem i mięsem. To ostatnie sprawiło, że ślina skapnęła mi z wywieszonego jęzora. Mimo to ruszyłam w prawo.

Jednak zapach nie przestawał kusić. Przez chwilę chciałam się przemienić żeby powstrzymać zwierzęcą żądzę jednak się powstrzymałam. Wolałam już opierać się instynktowi wilka niż pragnieniom kobiety. Jeśli w swym drugim ciele choć na krótką sekundę nawiążę kontakt wzrokowy z Zangwillem moja reakcja na niego będzie kilka razy silniejsza niż w skórze wilka. Wilki przynajmniej czuły rasową odrazę do półmartwych istot jakimi były wampiry. Za to instynkt kobiety ciągnął ją do mężczyzny. Szczególnie silnego i przystojnego. I niech piekło tą pijawkę pochłonie, ale właśnie taki był. Spokojnie mógł zatopić zęby w kobiecym sercu. Wilk jest bezpieczniejszy. Wilczyca brzydzi się zapachem jego czarnej krwi i nie zwraca uwagi na to, czy jest przystojny.

Ten korytarz również wieńczyły drzwi. Z tą różnicą, że te były drewniane. Podobieństwo zaś było takie iż były otwarte. Za nimi by niewielki ogród najpewniej dla służby. Parę ławek, trawnik i mała fontanna przedstawiająca kobietę z dzbanem. Właśnie z tego dzbana lała się woda.

W właśnie pod tą fontanną siedziała młoda wampirzyca. Miała na sobie mundurek służącej i piła z bidonu. Wiatr przyniósł mi zapach krwi. Obok niej leżała kanapka z pasztetem. Mimo iż zawartość bidonu nie była kusząca dla człowieka to dla wilka jak najbardziej. Tak samo jak kanapka. I właśnie to zwierzęce pragnienie spowodowało, że zamiast się cofnąć i gdzieś ukryć zrobiłam krok w przód. I zostałam zauważona.

Wrzask dziewczyny ukłuł mnie boleśnie w uszy. Wampirzyca poderwała się tak gwałtownie, że straciła równowagę i wpadła do fontanny.

Rozejrzałam się gwałtownie za drogą ucieczki. Po drugiej stronie ogrodu była nieduża brama. Prowadziła prawdopodobnie na dziedziniec przed tą olbrzymią rezydencją. Rzuciłam się w jej stronę. Nie próbowałam się zatrzymać przed kratami. Uderzyłam w nie całym swoim pędem jednak okazał się niewystarczający. W efekcie jedynie zawyłam z bólu.

Odwróciłam się gwałtownie słysząc męskie krzyki. Strażnicy. W rozpaczy ponownie uderzyłam o metal. Tym razem wyrwało mi się skomlenie. Nie dam rady. Złapią mnie. Przywloką do Zangwilla. Siła więzi przejmie kontrolę nad moimi uczuciami. Będę go pragnąć, będzie mnie podniecać, będę szukała jego uwagi. Te myśli napawały mnie przerażeniem.

Nie. Nie pozwolę na to.

Desperacja i panika. To właśnie w tej chwili czułam.

Strażników było pięciu. Każdy z nich trzymał w ręce broń.

- Poddaj się Bestio, a nic ci się nie stanie!

Muszę ich sprowokować.

Skoczyłam na tego, który był najbliżej mnie. Poczułam smak krwi, ale nie jego lecz mojej. Uderzył mnie z rozmachu bronią w pysk. Podnosząc się przesunęłam językiem po zębach. Wybił mi dwa. Nabrałam ochoty by na niego krzyknąć. Miał mnie zabić. Nim jednak udało mi się w pełni podnieść drugi z wampirów zaatakował mnie od tyłu. Uskoczyłam jednak i tak mnie dosięgnął. Ponownie zawyłam. Obracając się w jego stronę ujrzałam coś pięknego.

Jeden ze strażników w drżących dłoniach kurczowo ściskał karabin. Jego źrenice niemal połknęły ze strachu szare tęczówki. Nowicjusz. Skrajnie przerażony.

To się nazywa szczęście. Buta wypuściła mnie z celi. Teraz strach uchroni mnie przed Samuelem Zangwillem.

Obnarzyłam kły i ruszyłam w stronę tchórza. Chłopak wrzasnął. Zabrzmiał zupełnie jak tamta wampirzyca, miałam tylko nadzieję, że nie straci równowagi. Warknęłam w odpowiedzi. Skoczyłam. Nie przewrócił się. Świetnie. Uniósł lufę. Idealnie.

Tak!, pomyślałam.

- Nie! – ryknął któryś z jego towarzyszy.

Nie posłuchał. Strzelił.

*********************

😘

Niezły ODPAŁ, co nie?

Wiem, wiem, nie umiem robić sucharów. Czy tam opowiadać.

Fajną mam klawiaturę? Gdy jej dotykam latają tabliczki czekolady! Mniam!

Kto go kojarzy?

A tak w ogóle mam nowy telefon 📱

Xiaomi Redmi 5A

A wy jaki? Pochwalcie się lub ponażekajcie.

Do przeczytania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top