*31*
Po niebie płynęły powoli niewielkie, pierzaste obłoczki, od czasu do czasu zasłaniając słońce, które niemal parzyło Gun'a w twarz. Żałował, że zapomniał wziąć z domu okularów przeciwsłonecznych, a winę na to zwalił na Tinn'a, który był tak podekscytowany ich pierwszą wspólną podróżą, że od samego poranka nie dawał mu spokoju. Tinn doskonale wiedział, gdzie mieszka Gun i przyszedł go odebrać. Razem chociaż w pewnej bezpiecznej odległości od siebie, pomaszerowali do szkoły, gdzie Tinn koniecznie chciał się jeszcze pożegnać ze swoją mamą. Gun rozglądał się wokół, zastanawiając się, czy to nie jest ostatni raz, kiedy widzi te znajome korytarze i czuje znajome zapachy. Pomyślał o tym, że będzie mu tego brakowało, a najbardziej będzie tęsknił za swoimi przyjaciółmi ze szkolnego klubu muzycznego. Żaden z nich nie wiedział, jak długo potrwa ich wygnanie, wiedzieli tylko, że zostaną odwiezieni na samolot, który zabierze ich do Zakopanego, które było stolicą Polonii. Gun niewiele wiedział na temat tego odległego kraju umiejscowionego w Europie, nigdy jakoś nie należał do pilnych uczniów, co sprawiało, że był przeciwieństwem Tinna, klasowego prymusa, jednego z najlepszych uczniów w całej szkole, zawsze grzecznego o uroczej i niewinnej twarzyczce, która sugerowała, że Tinn zawstydziłby się przy czymś tak niewinnym, jak trzymanie za rękę osoby, która mu się podobała lub nawet samo stanie obok swojego crusha. Na początku to trochę drażniło Guna. Niejeden raz miał ochotę zetrzeć z tej uroczej twarzy ten pełen pokory i skromności uśmiech niewiniątka. Dopiero niedawno odkrył, że Tinn nie ma w sobie nic z niewiniątka, a dobry uczeń to była doskonała przykrywka dla chłopca, który w rzeczywistości należał do Zakonu Rycerzy Siódmego Ognia i który tylko w jego towarzystwie stawał się nieoczekiwanie nieśmiały. Gun nie jeden raz zastanawiał się, dlaczego właściwie Tinn go nienawidzi? Czy miał ku temu jakiś szczególny powód? Ale nigdy o to nie zapytał. Być może za bardzo bał się odpowiedzi.
– Tinn, cholera, długo mam na ciebie jeszcze czekać?! – Wrzasnął wyraźnie wkurzony Gun. Stał na korytarzu pustego jeszcze po wakacjach budynku ich szkoły, Liceum Nyiomsil z założonymi na piersi rękoma i czarną walizką na kółkach, w którą spakował swoje najbardziej ulubione ubrania. Zerknął szybko na zegarek na swojej ręce(wskazywał 9:39) i westchnął ciężko. – TINN!!!
Tinn wyłonił się zza drzwi pokoju nauczycielskiego, w którym właśnie pożegnał się ze swoją mamą. Kobieta przytuliła syna mocno, przykazała mu, żeby codziennie do niej dzwonił i upewniła się setny raz, że Tinn wziął ze sobą wszystko, czego mógłby potrzebować. Wiedziała, że jej syn jest bardzo odważny i była z niego dumna, ale serce matki nie potrafi tak łatwo rozstać się z ukochanym synkiem, który przez ostatnie 18 lat był jej oczkiem w głowie, jej największym skarbem.
– Pamiętaj, że Polonia to dość dziwny kraj, nie jestem pewna, czy się tam odnajdziesz – Kobiecie trudno było ukryć to, jak bardzo się martwiła, lecz ponieważ należała do Zakonu Siódmego Ognia, tajnego stowarzyszenia, które na Gai II odpowiadało oddziałowi Rycerzy Światła, nie mogła odmówić. W świecie pozamagicznym była nauczycielką i właśnie otrzymała posadę dyrektorki szkoły. Nie chciała rozstawać się z synem, a w zamian przyjmować do domu obcego chłopaka, który wyglądem tak bardzo przypominał jej syna, że na sam widok ściskało jej się serce. Otarła ukradkiem łzy, gdy Tinn odwrócił się do niej plecami i wyszedł na korytarz, gdzie czekał na niego zniecierpliwiony Gun.
– Oj mamo, dam sobie radę, jestem już według ich prawa dorosły. Nie musisz się martwić. Poza tym nie będę tam sam – Tinn sugestywnie wskazał na chłopaka za progiem.
– Wiem o tym. Wiem też, że Gun dobrze się tobą zaopiekuje. Ale dla mnie zawsze będziesz moim małym, uroczym syneczkiem, którego kocham najbardziej na świecie. Powodzenia, skarbie.
– Tobie też powodzenia, mamo – Tinn uśmiechnął się po raz ostatni i dopiero wtedy ostatecznie i nieodwołalnie opuścił pomieszczenie.
– No nareszcie! Dłużej się nie dało, prawda?! – Gun potrząsnął głową z dezaprobatą.
– Czemu się denerwujesz? Przecież i tak musimy jeszcze poczekać na Fourth'a i Gemini'iego – Przypomniał mu Tinn, ustawiając swoją znacznie większą, szarą walizkę oklejoną pamiątkami po wielu podróżach obok tej należącej do Guna.
I właśnie w tym momencie, jakby na zawołanie dosłownie pięć kroków od nich zmaterializowały się zwyczajne, niczym nieozdobione, drewniane drzwi otoczone niebieskawą poświatą. Kilka sekund później wyszli z nich dwaj chłopcy trzymający się za ręce i patrzący na siebie tak, jakby nie widzieli świata poza sobą wzajemnie. Gun wytrzeszczył oczy, nie wierząc w to, co widzi. Nikt go jakoś nie raczył poinformować, że ich sobowtóry z innej planety są parą! To nim wstrząsnęło.
Tinn za to nie mógł przestać się śmiać, gdy patrzył na jego reakcję. Aż zaklaskał w dłonie z uciechy.
Gdy już przestał się śmiać i wszyscy wymienili między sobą kilka słów powitania, Tinn przyjrzał się chłopcom i zobaczył, że wyglądają na nieco starszych od nich. I o ile Fourth niewiele różnił się od Gun'a, o tyle Gemini i Tinn różnili się dramatycznie. Przede wszystkim Tinn nosił okulary, a Gem nie. Tinn ubrany był schludnie i elegancko w białą, skromną bluzę z kapturem oraz proste, jasne dżinsy bez żadnych ozdób, podczas gdy Gemini miał na sobie czerwoną koszulę w czarną kratę wpuszczoną z przodu w czarne, wąskie, skórzane spodnie opinające jego zgrabny tyłek i długie nogi. Nawet fryzury mieli inne. Tinn czesał swoje włosy idealnie równo na boki i były one nieco krótsze i ciemniejsze, podczas gdy Gemini odsłaniał całe czoło, zaczesując grzywkę do tyłu i używając znacznej ilości żelu, aby utrzymać tą samą fryzurę przez dłuższy czas. Dodatkowo jedyną biżuterią, jaką nosił Tinn, był zegarek, natomiast Gemini na prawej ręce miał bransoletkę na czerwonym rzemyku z doczepionym kawałkiem metalu uformowanym w czterolistną koniczynkę, niewielki, ale widoczny wisiorek z ich inicjałami GF oraz sygnet rodowy rodziny Titicharoenrak na małym palcu.
Gemini pomyślał o tym, czego kiedyś uczyli go w szkole dla Niemagicznych. Słyszał tam, że jeśli kiedykolwiek spotkałby swoją alternatywną wersję, prawdopodobnie nie byłby w stanie jej dotknąć, ponieważ gdyby to zrobił, oboje przestaliby istnieć, a tymczasem on właśnie rozmawiał z alternatywną wersją siebie z równoległego wszechświata i nawet wymienił z Tinnem uścisk dłoni. Uśmiechnął się krzywo na samą myśl o tym.
„Jakoś wcale żaden z nas nie przestał istnieć. Może Fourth ma rację? Może fizyka jest głupia?"
– Jedno jest pewne: zanim wcielicie się w nasze role, musicie spędzić z nami przynajmniej dwa dni, musicie nauczyć się być nami, żeby nikt nie nabrał podejrzeń – Poinformował ich Tinn. – Chodźcie do naszego ukrytego domku. Zawiozę was tam.
– Zawieziesz? To ty już masz samochód? – Zainteresował się Fourth.
– Ja nie, ale mój przyjaciel, Aye ma i zgodził się pożyczyć mi go na dzisiaj. Aye nie wie o was i lepiej, żeby się nie dowiedział. W ogóle nikt poza moją mamą i mamą Gun'a oraz jej bratem, wujkiem Jimem nie wie o was i tak musi pozostać, jeśli chcecie być bezpieczni.
Fourth uśmiechnął się delikatnie, widząc, że zarówno Gemini jak i Tinn mieli ze sobą wiele wspólnego: przede wszystkim żaden z nich z własnej woli nie chciał być niczyim przywódcą ani szefem, ale kiedy taka rola została im narzucona, przyjęli ją i z oddaniem wykonywali swoje obowiązki, stając się przykładnymi liderami. Tinn szedł na przedzie, a Gun zamykał ten maleńki pochód.
– Z czego się śmiejesz? – Zapytał szeptem Gemini.
– Z niczego. Po prostu pomyślałem, że jesteście bardzo do siebie podobni.
– Podobni? Kto do kogo?
– Ty i Tinn.
– Nieprawda, tylko spójrz na nas, jesteśmy zupełnie inni.
– Może trochę, ale dwie rzeczy macie identyczne.
– Co takiego?
– Obaj jesteście świetnymi liderami i obaj jesteście do szaleństwa zakochani.
– Tinn jest zakochany? – Zapytał Gemini, ze zdziwienia unosząc w górę jedną stronę ust i ukazując swoje piękne, królicze zęby.
– Yhm. Nie zauważyłeś, jak patrzy na Guna? Jestem na 100% pewien, że Tinn jest zakochany w Gunie.
– Ej! To świetnie! To znaczy, że nasz plan staje się nagle o wieeeeeele łatwiejszy do wykonania – Gemini nie posiadał się ze szczęścia. Z przyzwyczajenia rzucił się na Fourth'a, by go przytulić, czym spowodował to, że Fourth potknął się i obaj wpadli na idącego za ich plecami zbyt blisko Guna. Cała trójka upadła na trawnik przed budynkiem szkoły. Tinn odwrócił się i zamarł w bezruchu, gdy zobaczył tą dziwaczną scenkę. Przez głowę przemknęła mu myśl, że warto byłoby nagrać to dziwaczne zdarzenie, ale zanim zdążył wykonać najmniejszy ruch, Gun zepchnął z siebie obu chłopaków.
– Czy wam całkiem odbiło?! – Krzyknął na nich Gun, wstając i otrzepując swoją jasnofioletową koszulę.
– Przepraszamy – Powiedzieli ze skruchą równocześnie Fourth i Gemini. Było im naprawdę przykro. Już podczas pierwszej godziny znajomości zdążyli narozrabiać. Fourth zaczął na poważnie obawiać się, że jeśli tak dalej pójdzie, to na koniec roku szkolnego, gdy prawdziwi Tinn i Gun wrócą, mogą zastać kompletny chaos i wszystko wywrócone do góry nogami, łącznie z ich dotychczasowymi życiami.
– Oj daj im spokój, to ich pierwszy dzień tutaj – Poprosił łagodnie Tinn, kładąc rękę na barku Guna. Gun jednak szybko strząsnął jego dłoń, jakby go parzyła. Gem i Fourth tylko wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Nawet jeśli Tinn był rzeczywiście zakochany w Gunie, to jednak Gun zachowywał się, jakby go nienawidził. To będzie trudniejsze, niż myśleli.
– Nie dotykaj mnie – Syknął Gun i wcisnął się do samochodu jako pierwszy, zajmując miejsce pasażera z tyłu jak najdalej od Tinna. Zrozpaczony Gemini westchnął ciężko na widok wyraźnie zranionej miny Tinna. Postanowił porozmawiać z nim później na osobności, żeby dowiedzieć się, co tak naprawdę między nimi zaszło. Gun wyglądał, jakby nienawidził Tinna, co sprawiało, że ich plan udawania, że Tinn i Gun zakochali się w sobie, nagle stał się niemal niewykonalny. A przynajmniej na pewno nie uwierzą w to przyjaciele Guna.
* * *
Przez następne kilka godzin Tinn i Gun udzielali im informacji na temat siebie samych i uczyli ich, jak mają się zachowywać, żeby nikt nie nabrał podejrzeń. Gun spędził kolejne dwie godziny, zmieniając im fryzury. Musiał nieco przyciąć zbyt długie włosy Gemini'iego oraz mocno rozjaśnić włosy Tinna. Pokazywali im zdjęcia i opowiadali historyjki wiążące się z każdą osobą na fotografii. Gemini przekazał im fałszywe paszporty, według których co prawda byli wciąż obywatelami Tajlandii, jednak nie nazywali się już Tinn i Gun tylko Timmy oraz Gabriel.
– Gabriel? Fajne imię, brzmi ciekawie. Skąd pomysł, żeby tak mnie nazwać? – Zapytał Gun z wyraźnym zainteresowaniem studiując dane osobowe w swoim paszporcie i porównując je z tymi u Tinna.
– Tak po prawdzie to z dwóch powodów: po pierwsze twoje imię zaczyna się na G i to też jest na G. Po drugie: to nazwa mojej szkoły, St. Gabriel.
– Ciekawie, ciekawie – Gun pokiwał głową z uznaniem, a Tinn odebrał mu paszport i schował do swojej własnej podręcznej torby, którą miał zabrać na pokład samolotu.
– Być może już wam to powiedziano, ale Gun w tym roku szkolnym został przewodniczącym szkolnego klubu muzycznego, a to oznacza, że ty, Fourth, będziesz musiał szybko nauczyć się śpiewać. Możesz nam pokazać, co potrafisz?
Fourth zawahał się.
Co prawda ćwiczył nie jeden raz z NuNew'em i nabrał już nieco wprawy, ale wciąż na scenie czuł się dość niepewnie. Gun wręczył mu mikrofon, ustawił na laptopie piosenkę, która istniała również i w tym świecie i zaczął z uwagą przysłuchiwać się Fourth'owi. Szybko odkrył, że na szczęście mają bardzo podobne głosy. Mimo to wiedział, że Fourth będzie musiał jeszcze poćwiczyć.
– Dobra, dobra, myślę, że to będzie okay. Gemini, proszę, ćwicz z nim dużo, śpiewanie to jedyna rzecz, która mi dobrze wychodzi, jeśli moi koledzy zauważą różnicę, może pojawić się problem, ale nie martwcie się, uważam, że sobie poradzicie. – Uśmiechnął się wreszcie Gun, porzucając na stałe minę surowego nauczyciela, która już go męczyła. Chociaż musiał przyznać otwarcie, że świetnie się bawił, ucząc Fourth'a, jak ma być nim, Gunem. Na widok niewielkiego tatuażu z nutką za uchem tylko pokręcił z dezaprobatą głową, ale nic nie powiedział.
W końcu jednak nawet ich dopadł głód. Gun i Fourth obiecali zająć się gotowaniem, a Gemini wyciągnął Tinn'a na korytarz, gdzie nareszcie mógł z nim porozmawiać sam na sam, bez żadnych świadków. Upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje, rozglądając się na wszystkie strony, ale czysty i schludny korytarz niezbyt wysokiego bloku mieszkalnego, w którym umieszczono mnóstwo pojedynczych mieszkań, był całkowicie pusty. Po obu stronach znajdowały się rzędy identycznych, białych drzwi, które zdawały się nie mieć końca. Nie było okien, więc za jedyne oświetlenie służyły kinkiety na ścianach i niewielkie, okrągłe lampy w sufitach świecące stonowanym, pomarańczowym światłem. Dookoła nich panowała niemal zupełna cisza, przerywana tylko dźwiękami muzyki dochodzącymi z pokoju ich sąsiada. Tinn poinformował Gemini'iego, że ich sąsiedzi to Pat i Pran, kolejna dwójka rywali, których rodziny nienawidzą siebie wzajemnie, chociaż nikt nie wie, dlaczego. Na zawieszce na klamce od drzwi tego pokoju Gem dostrzegł uśmiechniętą buźkę. To mogło oznaczać, że właściciel pokoju jest w doskonałym nastroju.
Zanim wyszli, Gemini nakazał Fourth'owi porozmawiać z Gun'em, a sam złapał za łokieć Tinn'a i wyprowadził go na korytarz.
– Tinn, muszę z tobą porozmawiać – Zaczął, a jego poważna mina nie zwiastowała dobrych wieści.
– O czym? – Zapytał Tinn, zdejmując okulary i wycierając je wyjętą z kieszeni dżinsów chusteczką.
– O tobie i Gunie. Obaj z Fourth'em widzimy, jak na niego patrzysz. Podoba ci się Gun? Muszę to wiedzieć. Dzięki temu będę wiedział, jak się zachować.
Tinn zastanowił się przez chwilę. Wiedział, że nie może tego ukrywać. Jeśli Gemini i Fourth mieli przejąć ich życia, musiał się upewnić, że wiedzą o nich wszystko. To mu przypomniało o filmie, który kiedyś oglądał pod tytułem „Nie wierzcie bliźniaczkom". Teraz on i Gem oraz Gun i jego sobowtór Fourth mieli zamienić się rolami, a Gem miał przejąć jego życie, dlatego musieli spędzić trochę czasu razem, żeby jak najlepiej się poznać i żeby nikt nie domyślił się prawdy o tej podmiance. To było ryzykowne, ale Zee, szef instytutu Rycerzy Światła w Bangkoku na planecie Ziemia nie chciał słyszeć żadnej odmowy.
– Yhm. Pewnego dnia, a miał to być szczególny dla mnie dzień, bo to były moje urodziny, nikt nie miał dla mnie czasu, moi rodzice byli zajęci pracą, a przyjaciel, Tiw, o którym już ci mówiłem, poszedł już do domu. Spacerowałem więc bez celu po okolicy szkoły i w ten sposób dotarłem do baru, który należał do mamy Guna. Czułem się smutny i samotny. To były moje urodziny, rozumiesz... Usiadłem przy jednym ze stolików i zastanawiałem się nad tym, jak w samotności uczcić ten dzień, kiedy nagle ktoś postawił przede mną pełen talerz lodów. Spojrzałem na niego i okazało się, że to był Gun. Wcześniej niemal go nie dostrzegałem, bo zawsze siedział z tyłu klasy, a ja z przodu. Ja byłem dobrym uczniem, on raczej słabym, on wolał sport, ja naukę, nie mieliśmy wielu tematów do rozmów. Teraz jest inaczej. A potem, jakby wiedział, że mam urodziny, zaśpiewał mi piosenkę. Ma przepiękny głos, nie boi się występować na scenie i ślicznie się uśmiecha. Zresztą, na pewno to wiesz, przecież ty zakochałeś się w kimś, kto jest do niego bardzo podobny.
– Skąd wiesz?
– Ja wiem wszystko – Uśmiechnął się zadziornie Tinn. – Ale tak szczerze? Możesz mi powiedzieć, jak to się stało, że jesteście razem?
– Och, to bardzo długa historia, pozwól, że ci ją streszczę. Kiedyś Fourth bardzo mi pomógł, właściwie uratował mi życie, ale wtedy nie wiedziałem, kim jest. Potem wszędzie go szukałem. Minęły trzy lata, a ja nie mogłem go znaleźć. Byłem bliski poddania się, kiedy NuNew, mój przyjaciel, który u nas jest muzykiem, a tak naprawdę jest jednym z Rycerzy Światła, zabrał mnie do Instytutu i to dzięki NuNew'owi pozałem Fourth'a. A wiesz, co jest najzabawniejsze?
– Nie?
– To, że Fourth był wtedy chłopakiem NuNew'a.
– Nie żartuj! Nie mów, że odbiłeś chłopaka swojemu przyjacielowi! Niezłe z ciebie ziółko, ja bym tak nie potrafił.
– Nie zrobiłem tego. NuNew od początku nie był zakochany w Fourtcie tylko w Zee, Fourth też nic do niego nie czuł.
– Huh? Czemu to takie skomplikowane? To nie brzmi dobrze. Jeśli nie byli w sobie zakochani, to czemu byli parą?
– Nie wiem, NuNew nigdy nam tego nie wyjaśnił.
– Podejrzany typek ten wasz NuNew.
– Hmmm, w sumie ostatnio też zaczynam mieć co do niego wątpliwości. W naszym świecie musieliśmy już poskromić, uwięzić i odesłać demona zwanego przedrzeźniaczem, który przejął wygląd NuNew'a i...
Nagle Gemini'iego olśniło.
Z rozmachem uderzył dłonią we własne czoło, wyzywając siebie samego od idiotów w myślach.
– No nie! Że też nie pomyślałem o tym wcześniej! Muszę natychmiast powiedzieć o tym Zee przez nasz specjalny portal. Niech to szlag!
– Powiedzieć, ale co?
– Chyba już wiem, co jest nie tak z NuNew'em, dzięki za pomoc.
– A-ale...? – Tinn próbował go powstrzymać, łapiąc za rękaw, gdy ten odwrócił się, by wejść do pokoju. Gemini musiał natychmiast powiedzieć o tym Fourth'owi.
– Fourth, babi Fourth! – Zaczął wołać Gemini, wbiegając do niewielkiej, ale przytulnej i dobrze zorganizowanej kuchni, przerywając rozmowę Guna z Fourthem.
– Babi? – Gun i Tinn wymienili ze sobą znaczące spojrzenia, po czym nagle Gun zaczął unikać wzroku Tinna, co Tinnowi wydało się podejrzane.
– Co jest, skarbie?
– Jaki był NuNew, kiedy byliście razem?
– Co?
– Pytam, jak się zachowywał? Czy bywał wtedy samolubnym, chamskim dupkiem?
– Nie, czasem był trochę zaborczy i nieco nadopiekuńczy, często chciał się przytulać, ale zawsze był niezmiernie miły.
– No właśnie. A jak zachowywał się, gdy mieliśmy opuścić Instytut i przenieść się tutaj?
– Eeee... – Fourth potrzebował sporo czasu, żeby połączyć ze sobą kropki, ale nagle zrozumiał, o czym myślał jego chłopak. – Myślisz, że...?
– Tak! NuNew w Instytucie to nie jest prawdziwy NuNew! To demon! I to nie zwykły przedrzeźniacz, ale znacznie silniejszy. Jeśli nie poinformujemy Zee na czas, może zacząć zabijać.
Przerażenie ścisnęło Fourth'a za gardło. Tinn, widząc, że Fourth niebezpiecznie się pochyla, podbiegł do niego i uchronił go przed upadkiem, chwytając w ramiona. Odkrył, że przy Fourcie nie czuł się tak zawstydzony jak przy Gunie. Wręcz przeciwnie, czuł się tak, jakby trzymał w ramionach swojego przyjaciela, którego zna od dawna. Tylko przy prawdziwym Gunie czuł się inaczej, tylko przy prawdziwym Gunie motyle tańczyły szalony taniec w jego brzuchu, a serce wykonywało podskoki i fikołki za każdym razem, gdy choćby przypadkowo się dotknęli. Fourth, chociaż tak bardzo podobny do Guna, nie wywoływał w nim tych samych odczuć.
Gemini dostrzegł, że Gun spiorunował wzrokiem Tinn'a. Na wszelki wypadek, żeby nie stać się powodem do kłótni, Gem podszedł do nich, odsunął delikatnie, ale stanowczo Tinna od Fourth'a i zaprowadził Fourth'a na kanapę.
– Odpocznij chwilę, ja skontaktuję się z Zee – Gem poklepał go po nodze, a po chwili wyjął stelę z kieszeni i na swojej dłoni narysował symbol, który pozwalał im skontaktować się bezpośrednio z szefem ich wydziału, Zee Prukiem. Tak, jak przewidywał, Zee przyjął tą wiadomość bardzo spokojnie, a nawet przyznał, że także wyczuwał coś niepokojącego w aurze otaczającej NuNew'a.
– Myślałem, że może jest chory, nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby się pod niego podszywać – Powiedział smutnym, zmęczonym tonem Zee. Nie wyglądał już tak dostojnie i elegancko jak zazwyczaj. Pod jego oczami pojawiły się ciemne kręgi świadczące o tym, że brakowało mu ostatnio snu. Tinn pomyślał, że bycie szefem tak ważnego oddziału Nocnych Łowców musi być bardzo trudne i męczące. Chociaż nie powiedział tego głośno, bardzo współczuł ich szefowi.
– Szefie, jest jeszcze jeden problem...
– Tak?
– Czy szef wie, gdzie jest prawdziwy NuNew?
Gemini dostrzegł, że po tym pytaniu Fourth'a przez twarz Zee przebiegł jakiś cień, ale mężczyzna szybko się opanował. Gemini był pewien, że tym jednym zdaniem zaniepokoili Zee jeszcze bardziej.
– Nie martw się tym, znajdziemy go.
– Tak, szefie. Proszę, odnajdź go. Gdziekolwiek teraz jest, na pewno jest koszmarnie przerażony. Ocal go, przynajmniej to jesteśmy mu winni za to, co dla nas zrobił.
– Tak będzie.
Dla Guna wydawało się to dziwne, że znacznie starszy i bardziej doświadczony mężczyzna w osobie Zee Pruka Panicha słuchał tak posłusznie rozkazów młodego chłopaka, jakby to właśnie ten chłopak był jego szefem.
* * *
Tymczasem kilka minut wcześniej wewnątrz pokoju Gun i Fourth toczyli podobną dyskusję, chociaż Fourth musiał użyć podstępu, żeby wydobyć z Guna pewne informacje.
– Dlaczego tak bardzo nie lubisz Tinna? Co on ci zrobił?
– Skąd wniosek, że go nie lubię? Powiedziałem to kiedyś? – Odpowiedział pytaniem na pytanie Gun i podszedł do szafki, by wyjąć z niej miskę, do której wsypał otwarte chwilę wcześniej chipsy. Z lodówki wyjął puszkę piwa, zaskakując tym Fourth'a.
– Ty pijesz? – Zdziwiony Fourth wskazał ruchem dłoni na piwo.
– Yup, chcesz jedno? Możesz sobie wziąć, w lodówce jest ich pełno.
– Wiesz, że to niezdrowe?
– Wiem, ale tam, gdzie jedziemy, nie wolno nam będzie tego pić. Jeśli chociaż raz się upijemy, możemy mimowolnie zdradzić nasz sekret, a wtedy wszyscy będą w niebezpieczeństwie. Nie martw się, nie jestem aż tak nieodpowiedzialny. Wujek Jim podrzucił nam małą dostawę na pożegnanie.
– Wujek Jim? A wiesz, że wujek Jim to tak naprawdę Earth Pirapat i pochodzi z mojego świata?
– W tym świecie jest bratem mojej mamy, bądź dla niego miły. Tylko uważaj, wujek Jim potrafi być nadopiekuńczy. Jest wkurzający, ale wiem, że się stara, jak może, żeby ukryć swoją prawdziwą tożsamość, chociaż nigdy nie będzie do końca pasował.
– Dlaczego tak uważasz?
– Zrozumiesz, jak go poznasz – Gun wzruszył ramionami. Usiadł na jasnej kanapie i z plecaka wyjął kolejną rzecz, która zaskoczyła i lekko zniesmaczyła Fourth'a. Gdy Gun podsunął mu przed nos do połowy już opróżnioną paczkę papierosów, odmówił szybkim ruchem dłoni. – Jak chcesz.
– Twoja mama wie, że palisz?
– Raz czy dwa mnie przyłapała, ale nic nie mówiła, chociaż wiem, że była rozczarowana, ale to przez Leng'a, to on mnie tego nauczył.
– Leng? Kto to?
– P'Leng jest nieco starszy ode mnie i pracuje u wujka Jima w jego Księżycowym Kurczaku, to taka jakby tradycyjna restauracja, w której podaje się potrawy głównie z kurczaka. Jest jeszcze Gaipa. Sądzę, że przed powrotem do siebie będziesz miał okazję ich poznać.
– Ale chyba ja nie będę musiał... – Fourth nie dokończył swojej wypowiedzi, wystarczyło, że rzucił znaczące spojrzenie na zapalonego już papierosa między palcami Guna.
– Nie, spokojnie. To nawet lepiej, że nie palisz papierosów, mamie będzie łatwiej z tobą mieszkać. Myślę, że cię polubi. Proszę, opiekuj się nią dobrze, mam tylko ją. Za wujkiem Jimem za bardzo nie przepadam.
– Tak jak nie przepadasz za Tinnem?
Gun nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Zapatrzył się na sączący się z papierosa dym i zamyślił się. W jego umyśle toczyła się zażarta bitwa o to, ile może zdradzić Fourth'owi. Czuł się jakoś nieswojo, kiedy rozmawiał z kimś, kto wyglądał jak nieco starsza wersja jego samego. Mieli te same oczy, te same usta i piegi w tych samych miejscach, tylko że Fourth był nieco wyższy.
– Cóż, to wcale nie takie proste. Lubię Tinna od pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłem, a było to tuż po tym, jak zmieniłem szkołę, kiedy mama kupiła tą kawiarnię. To był mój pierwszy dzień w nowej szkole, nowi ludzie, nowe otoczenie, wszystko było takie nowe, a ja byłem przerażony. Wtedy on do mnie podszedł. Wyglądał bardzo uroczo w idealnie uczesanych włosach i okularach. Był już wtedy przewodniczącym klasy. Czułem się zagubiony, więc oprowadził mnie po szkole, pokazał mi, gdzie mamy jakie lekcje i powiedział mi, że nie mam się czego bać, że na pewno sobie poradzę i od razu się zaaklimatyzuję i znajdę sobie przyjaciół. Tak się też stało. On tego nie pamięta, ale ja nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania. Bardzo się denerwowałem, a on przegonił mój strach, oprowadzając mnie po szkole i cały czas trzymając mnie za rękę. Nigdy tego nie zapomnę. Trzymaliśmy się za ręce, jakbyśmy nie chcieli się ze sobą rozstawać. To było przyjemne uczucie. Szkoda, że on tego nie pamięta.
Fourth dostrzegł zmianę w spojrzeniu Gun'a, które stało się miększe i jakby odległe. Jego głos też był o wiele delikatniejszy i wypełniony melodią, która Fourth'owi była tak dobrze znana, a była to melodia złożona z miłości i tęsknoty.
– Jeśli go kochasz, to dlaczego udajesz, że go nienawidzisz?
– Bo wiem, że on nie czuje do mnie tego samego. Nie chcę sobie wyobrażać rzeczy, które nie istnieją. On widzi we mnie tylko niesfornego ucznia, zbyt głośnego kolegę z klasy, rozrabiakę. Nie chcę robić sobie nadziei, a potem cierpieć z powodu złamanego serca. Wystarczy, że mój tato pozostawił po sobie pustkę, której nie umiem załatać. Tinn nigdy nie spojrzy na mnie tak, jak ja na niego. Dlatego udaję, że go nienawidzę. Tak jest łatwiej.
– Skąd wiesz? Zapytałeś go o to?
Gun pokręcił przecząco głową.
– Zapytaj. Myślę, że tym razem nie będziesz rozczarowany – Fourth w geście pocieszenia i wsparcia ścisnął Guna za kolano i poklepał po nodze. – Powodzenia.
Podczas rozmowy zdążył wypalić jednego papierosa i chciał sięgnąć po następnego, ale po chwili wahania rozmyślił się i wcisnął paczkę do plecaka. Zdecydował, że to najwyższa pora wziąć się za przygotowanie posiłku dla ich czwórki. W lodówce znalazł wszystko, czego potrzebował. Z rozbawieniem przyjął wiadomość o tym, że Gemini podobnie jak Tinn nie potrafi gotować. I gdy zabierali się do przyprawiania zupy, do kuchni wpadł roztrzęsiony Gemini, wołając do Fourth'a coś, co brzmiało jak „babe" lub „babi". A potem zaczęli rozmawiać ze sobą o czymś, co dla Guna i Tinna brzmiało bardzo tajemniczo.
* * *
Dwie i pół godziny później Gemini i Fourth wreszcie znaleźli czas dla siebie. Tinn i Gun poszli już spać, Gun zajął kanapę w niewielkim saloniku, a Tinn ułożył się na materacu obok niego, tuląc do siebie poduszkę niczym pluszowego misia. Fourth i Gemini dostali w przydziale sypialnię i niezbyt duże, ale za to wygodne łóżko. Gdy już się wykąpali, przebrali w piżamy, wysuszyli włosy i położyli do łóżka, zaczęli z entuzjazmem opowiadać sobie wzajemnie o efektach ich rozmów z Tinnem i Gunem.
– Gun mi powiedział, że lubi Tinna od dnia ich pierwszego spotkania.
– Żartujesz!
– Ani mi się śni żartować z czegoś takiego!
– Tinn też jest zakochany w Gunie.
– Wiedziałem.
– To co robimy?
– Trzeba im opowiedzieć dokładnie naszą historię, niech nie marnują czasu tak, jak my to zrobiliśmy.
– Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Oni wyjadą do tej Polonii razem, będą tam mieszkać razem, zapewne w tym czasie będą mieli okazję, by wyznać sobie wzajemnie, co czują, prawda?
– Jeśli są podobni do nas, to będą mieli przed tym opory, dlatego musimy im pomóc.
– Pomóc im? Ty się zastanów lepiej, jak pomóc nam! Przyjaciele Guna myślą, że Gun i Tinn się nienawidzą, Tiw co prawda wie, że Tinn lubi Gun'a, ale nie wie, że to jest odwzajemnione. Są jeszcze ich rodzice... To znaczy... Teraz to są nasi rodzice. No i nie zapominaj o żelaznej zasadzie klubu muzycznego.
– Och, no tak.
Gemini umilkł.
Jego nadzieje na to, że teraz będzie miał okazję spędzać więcej czasu z Fourth'em, nagle zniknęły. Pojutrze będą musieli się rozstać i zamieszkać w osobnych domach, Gemini w domu należącym do Tinna, a Fourth w tym będącym domem Guna. Obiecali sobie, że po zajęciach w szkole zawsze będą znajdowali jakiś sposób, by spędzić ze sobą trochę więcej czasu. Gem, czując, że i Fourth czuł się smutny i niepewny, objął go ramieniem i przyciągnął do siebie, przytulając go mocno, co znaczyło: „Jestem przy tobie, jestem tu dla ciebie i zawsze będę. Pozwól, żeby moje ramiona były twoją bezpieczną przystanią, do której będziesz mógł zawsze wrócić, gdy poczujesz się osłabiony i zniechęcony. Te ramiona będą dla ciebie zawsze szeroko otwarte".
I chociaż nie powiedział tego, Fourth wyraźnie usłyszał te słowa w swojej duszy i poczuł miękkie, delikatne, przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele. Dzięki Gemini'iemu jego strach i niepewność zmalały na tyle, że mógł zasnąć nie obawiając się nadejścia koszmarów. Plusem tego, że znaleźli się w nowym wszechświecie było to, że jako podróżnicy między wszechświatami nie mieli żadnych snów. Doktor Jimmy opowiadał im, że coś podobnego przydarzyło się też jemu i że to wtedy poznał Sea, swojego życiowego partnera.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top