14.

Amber szarpała się z Chrisem, który trzymał ją za nadgarstki i na siłę chciał zbliżyć do niej swoje obleśnie usta.

-Temu chujowi, Black'owi dajesz to mi też możesz! - warknął, na co jeszcze bardziej zacisnąłem szczękę.

Nie byłem w takim stanie już od dawna. Krew tężeje, całe ciało się spina, a twój mózg działa na najszybszych obrotach. Adrenalina zmieszana ze wściekłością.

Nie wiem, czy płakała. Nie wiedziałem już jej. Widziałem tylko jedno.

Jego.

Szybkim krokiem podszedłem do szarpiącej się dwójki, zostawiając w tyle rozchisteryzowaną Camille.

Gdy Chris zorientował się, że ktoś jest obok nich, odwrócił głowę i zamarł, puszczając blondynkę. Ta, najszybciej jak to możliwe znalazła się gdzieś za mną, a ja patrzyłem w jego oczy. W jego pełne strachu i grozy oczy.

-Słuchaj, stary, ja... - chciał jakoś złagodzić sytuację, ale nie miał na to najmniejszy szans.

-Już. Nie. Żyjesz. - wysyczałem i wymierzyłem mu pierwszy cios w twarz. Chłopak się zachwiał, a z jego nosa zaczęła lecieć krew. To mi nie wystarczyło.

W dwóch krokach znalazłem się przy nim i złapałem go za przód jego białej koszulki. Przygwoździłem go do ściany obok nas i zacząłem wymierzać kolejne ciosy. Bronił się. Dostałem w łuk brwiowy, policzek i wargę, ale mimo to nie przestałem. Słyszałem w tle krzyki dziewczyn, ale w tym momencie mało mnie one obchodziły.

Tak bardzo chcę, aby cierpiał.

Rzuciłem nim o brudną ziemię i usiadłem na nim okrakiem. Byłem jak w amoku. Cios za ciosem. Krew z jego twarzy wciąż się lała, a sam chłopak był prawie nieprzytomny.

Dopiero po chwili czułem, jak ktoś mnie od niego oddciąga. Czyjeś ręce chwyciły mnie za ramię.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że przesadziłem. Już wystarczy. Nie mogę pozwolić, aby to wszystko wróciło. Nie teraz.

Wstałem z półprzytomnego chłopaka i odwróciłem się w stronę Amber. Nie płakała, bo nigdy tego nie robiła. Była roztrzęsiona, zupełnie tak, jak Cam, która miała dłoń na ustach i zaciskała nerowo oczy.

-Will, proszę cię, już wystarczy. - zaczęła szeptać, chwytając za moją żuchwę, abym na nią spojrzał. Jej szare oczy były opanowane. Ona cała była zawsze tak opanowana.

Odwróciłem się w stronę Chrisa, który ledwo podnosił się z ziemi.

-Jak jeszcze raz ją tkniesz, albo jakąkolwiek inną dziewczynę, która nie będzie chętna, to osobiście ci oświadczam, że cię znajdę. I zabiję.

Spojrzał na mnie tylko przez chwilę, po czym przeszedł kilka metrów i zniknął za rogiem.

-Musimy jechać do domu. Trzeba to oczyścić. - blondynka wskazała na moją twarz.

-Jest dobrze. - zaprotestowałem, ale dziewczyna i tak mnie zignorowała.

-Cam, ty zostań, nie będziemy psuć ci imprezy. - stwierdziła Livin, podchodząc do rozdygotanej przyjaciółki.

-Na pewno wszystko gra? Will? - spojrzała na mnie, a ja pokiwałem głową.

-Idź, baw się. My sobie poradzimy. Powiedz, że pojechaliśmy, bo źle się czułam czy coś takiego. Nie mów nikomu co się stało.

-Ale... - zaczęła mulatka.

-Nie chcę, aby Josh miał zepsutą imprezę. Idź. - jeszcze raz ją przytuliła, po czym brunetka weszła znów do klubu. Teraz zostaliśmy tylko we dwoje.

-Chodź, musimy jechać i ci to oczyścić. - mruknęła, idąc w kierunku parkingu. Poszedłem za nią, a gdy znaleźliśmy się obok samochodu, otworzyłem go i wsiadłem na miejsce kierowcy. Szczerze mówiąc to ochota na imprezowanie już ze mnie uleciała i chcę po prostu pojechać do swojego mieszkania.

-Piłeś. - upomniała mnie dziewczyna, która nie chciała wsiąść do środka.

-Ale mogę prowadzić. - warknąłem, zaciskając ręce na kierownicy.

-Ale...

-Wsiadaj. - przerwałem jej ostro, więc posłusznie to zrobiła.

Odpaliłem silnik, wyjeżdżając z parkingu. Cały alkohol już wyparował z mojego organizmu, a ja po prostu chcę położyć się spać.

Dałem się ponieść. Zagrały emocje tak, jak dawniej. Poniosło mnie i zdaję sobie z tego sprawę.

Całą drogę do mojego domu przebyliśmy w ciszy. Krępującej, drażniącej ciszy.

Czułem jak od czasu, do czasu na mnie zerka. Wiem, że czuła się winna, choć wcale nie powinna. Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że jest już po pierwszej, a sam klub wynajęty był do trzeciej, więc wiele nie straciliśmy.

Zajechaliśmy na podziemny parking mojego bloku. Wyszedłem z Mercedesa trzaskając drzwiami, przez co dziewczyna podskoczyła. Zamknąłem go z pilota i szybkim krokiem ruszyłem do windy. Nie wiedziałem, czy dziewczyna idzie za mną, czy nie. Byłem zły. Bardzo zły. Na siebie, na tego chuja, na Amber, na wszystkich.

Stanąłem w windzie i obserwowałem jak Livin staje obok mnie. Nacisnąłem przycisk z numerem mojego piętra i czekałem, aż ta cholerna puszka zawiezie nas na miejsce. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Blondynka była spięta, czułem to. Kątem oka spostrzegłem, jak zagryza wargę i tupie nerowo prawą nogą.

Może myśli, że jestem na nią zły? Kurwa mać, nie wiem.

Zatrzymaliśmy się na moim piętrze, a ja jak torpeda wyszedłem z windy i pognałem do mojego mieszkania. Z kieszeni skórzanej kurtki, wyjąłem klucze do drzwi. Otworzyłem je i wszedłem do środka. Miałem wielką ochotę, aby nimi trzasnąć, ale zdawałem sobie sprawę, że wtedy złamię dziewczynie za mną nos.

Szybko ściągnąłem kurtkę i buty, po czym rzuciłem je gdzieś w kąt holu. Wchodząc do salonu, zacząłem zdejmować z siebie koszulę, która wylądowała na skórzanej, czarnej kanapie.

Podszedłem do barku i chwyciłem butelkę czystej. Bez zbędnych ceregieli pociągnąłem zdrowy łyk. Oparłem się jedną ręką o mebel przede mną, a wzrok umieściłem w ścianie.

-Chodź, trzeba ci przemyć twarz. - usłyszałem za sobą cichy głos.

-Nie trzeba. - mój ton miał temperaturę zera absolutnego. Ostatnim, czego teraz potrzebuję to opatrzenie tego gówna na mojej twarzy, chociaż muszę przyznać, że zaschnięta krew to nieprzyjemne uczucie. Znów wziąłem łyk wódki, nawet się nie krzywiąc.

-Proszę cię, chodź. Nie chcę się kłócić. - na jej łagodny ton, zacisnąłem szczękę i odstawiłem butelkę.

Odwróciłem się w jej stronę i pomaszerowałem do łazienki, a za mną Amber. Usiadłem na sedesie, uprzednio opuszczając klapę. Już miałem powiedzieć dziewczynie gdzie ma szukać apteczki, ale wyprzedziła mnie i znalazła ją zanim się odezwałem.

Położyła wszystkie rzeczy na pralce obok nas i stanęła między moimi nogami. Chwyciła wacik i nasączyła go wodą utlenioną, po czym przyłożyła mi go do rozcętej wargi. Syknąłem cicho.

-Dziękuję. - szepnęła, a ja podniosłem zdezorientowany wzrok. Była skupiona na wykonywanej czynności.

-Co? - zapytałem cicho, ale szybko zamknęła mi usta, abym nie przeszkaszał jej w dezynfekowaniu rany.

-Za to co zrobiłeś. Gdyby nie ty, to zapewne leżałabym teraz gdzieś w lesie. - parsknęła, a ja zacisnąłem zęby. Tak, tak mogłoby się stać.

-Powinienem teraz tam wrócić i go zabić. - syknąłem, na co westchnęła i w końcu spojrzała mi w oczy.

-Nie chcę, abyś się za mnie bił. Mogło ci się coś stać. - zmarszczyłem brwi, bo czegoś tu nie rozumiałem.

To ten skurwiel mógł ją zgwałcić, a ona martwi się, że trochę się poobijałem?

-Ale...

-Nie odzywaj się już. - uśmiechnęła się lekko i wróciła do swojej pracy.

Staranie oczyściła mi twarz, podczas gdy ja ją obserwowałem. Nie wyglądała jakoś bardzo elegancko czy wulgarnie. Czarne rurki i tego samego koloru obcisła bluzka z długim rękawem, która lekko odsłaniała jej brzuch. Miała srebrny wisiorek i tego samego koloru bransoletki. Jej paznokcie jak zwykle były pomalowane na czarno, a stopy miała bose, więc zapewne ściągnęła buty w holu.

Jej włosy były proste, a mocniejszy niż zazwyczaj makijaż był bardzo prowokujący.

Livin, co jest w tobie takiego, że cały czas mnie zadziwiasz?

-Już. - powiadomiła mnie, wyrzucając zużyte gaziki do śmietnika.

Zamrugałem kilka razy oczami i wstałem z sedesu. Podszedłem do wielkiego lustra, naprzeciw prysznica i lekko się skrzywiłem. Rozcięcie na wardze i łuku brwiowym, a do tego lekki siniak pod okiem. To i tak nic w porównaniu do tego, co zrobiłem mu ja.

-To ja będę się zbierać. - mruknęła dziewczyna za mną, a ja dopiero teraz odwróciłem się w jej stronę.

-Gdzie chcesz jechać?

-Do domu. - odparła. - Zaraz zadzwonię po tak...

-Zostań. - przerwałem jej w połowie zdania. Dalej staliśmy w łazience, a ja chciałem już trafić do swojej sypialni.

-Co? - spojrzała na mnie niezrozumiale. Przewróciłem oczami.

-Zostań. Nie ma sensu, żebyś tłukła się po nocy. - nie będę zatrzymał jej na siłę. Jeśli chce jechać to pojedzie.

-Nie, nie. Ja nawet nie mam niczego na zmianę, więc...

-Dam ci coś. - znów jej przerwałem i znów sam siebie zadziwiłem.

Dlaczego to robię?

-Will... - westchnęła, ale widziałem, że nie chciała się już ze mną kłócić.

-Chodź. - mruknąłem i wyminąłem blondynkę.

Nie wiem dlaczego chciałem, aby została. Po prostu chciałem, aby była gdzieś obok. Oczywiście dla pewności, że nic jej nie jest i niczego nie zrobi.

W ciszy powędrowałem do swojej sypialni. Wszedłem po kręconych schodach i znalazłem się przed brązowymi drzwiami swojej sypialni. Pchnąłem je i znalazłem się w środku. Dominowała tu czerń, biel i ciemna zieleń. Moje kolory.

Zauważyłem, że było wszędzie czysto, więc musiała wczoraj być tu pani Zosia.

Nie wiedziałem czy dziewczyna idzie za mną, czy nie, ale po prostu chciałem dać jej coś do spania i samemu się położyć.

Wszedłem do garderoby, która była połączona z sypialnią. Był tu nienaganny porządek. Ubrania wisiały na swoich miejscach, a pokój zachował się w zimnych i chłodnych barwach. Minimalizm.

Wyciągnąłem z półki czarne bokserki i białą bluzkę, po czym wróciłem do sypialni. Zobaczyłem, jak Amber stoi przy oknie, które zajmowało całą ścianę naprzeciwko drzwi. Była to chyba najlepsza rzecz w całym domu.

Mieszkałem na dziesiątym piętrze, a stąd było widać wszystko. Miliony świateł Nowego Jorku były widoczne z mojej sypialni.

W ciszy do niej podszedłem i stanąłem obok, również patrząc na krajobraz.

-To piękne. - usłyszałam cichy szept, więc kątem oka na nią spojrzałem. Amber była pię... ładna. Bardzo ładna. Oczywiście, nigdy nie była w moim pokoju. Żadna dziewczyna w nim nie była. Nawet z Ally pieprzyłem się tylko w gościnnych, albo w salonie.

To dziwne.

-Wiem. - odwróciła głowę w moją stronę, posyłając mi lekki uśmiech. -Masz. - przerwałem tą ciszę, czując, że napięcie obok nas tężeje z każdą sekundą.

-Dzięki. Który pokój jest na tą noc mój? - zapytała się z lekkim śmiechem.

Ten.

-Na końcu korytarza po prawej stronie jest jeden gościnny. Pościel i wszystkie potrzebne rzeczy powinny w nim być.

-Okej. - westchnęła, odwracając się i maszerując do drzwi.

Ja dalej stałem i gapiłem się przez okno, aż usłyszałem jej cichy głos.

-Will? - spojrzałem na nią. Opierała się o ścianę i przygryzała nerwowo wargę.

Nie przygryzaj tej cholernej wargi.

-Tak?

-Dziękuję. - znów to zrobiła. Znów to zrobiła.

-Podziękowania przyjmuję tylko w naturze. - uśmiechnąłem się łobuzersko i puściłem jej oczko.

-Dupek. - warknęła, odwracając się, ale widziałem. Widziałem ten mały uśmieszek, który starała się ukryć.

Czy to oznacza, że znów jest tak jak kiedyś?

***

Kręciłem się już od dobrej godziny na łóżku, nie mogąc zasnąć. Odkąd Amber wyszła z mojego pokoju nie mogłem pozbierać myśli.

Dziewczyna pewnie już śpi, nie wiem. Po prostu coś się ze mną dzieje. Nosi mnie. Wiem, że muszę coś zrobić, ale nie wiem co.

Znów głośno westchnąłem i przetarłem ręką twarz, spoglądają na biały sufit. Jego biel zaczynała mnie już denerwować.

Po kolejnych piętnastu minutach postanowiłem zejść na dół się czegoś napić. Wykopałem się z pościeli i stanąłem na równych nogach, zakładając w międzyczasie moje szare dresy, które luźno opinały moje biodra.

Wziąłem telefon z szafki nocnej i z rozgoryczeniem stwierdziłem, że jest już trzecia. Miałem kilka wiadomości z WhatsAppie i Instagramie, ale zignorowałem je i rzuciłem urządzenie na łóżko.

Poszedłem do drzwi, ziewając Wyszedłem na korytarz. Panował tu półmrok, bo świeciły pojedyncze lampki ledowe, które umieszczone były w ścianie.

Gdy byłem już na schodach, zorientowałem się, że świeci się światło w salonie, a z kuchni dochodzą jakieś dziwne dźwięki.

Co ona do cholery tam robi?

Zszedłem do salonu, a następnie do kuchni. Zauważyłem blondynkę, która stała przy lodówce i wyciągała z niej poszczególne produkty.

Miała na sobie tylko moją bluzkę, która sięgała jej ledwo za tyłek. Spod niej wystawały moje czarne bokserki. Jej blond włosy spięła w rozpadajądego się kucyka.

Wygląda ładnie.

-Co ty robisz? - zapytałem w końcu, a Amber odwróciła się w moją stronę z przerażeniem w oczach. W ustach trzymała pudełko z jakimiś serem, a w rękach miała produkty na kanapki.

Parsknąłem śmiechem, na co przewróciła oczami i nogą zamknęła drzwi lodówki. Położyła wszystko na grafitowym blacie obok.

-Kurwa, nie strasz. - mruknęła. - Głodna jestem.

-Głodna? O trzeciej w nocy? - na mojej twarzy nadal błąkał się uśmiech.

-Tak, bo to właśnie w nocy napada mnie największy głód. Obudziłam cię?

-Nie. - odpowiedziałem, podchodząc do lodówki i wyciągając z niej wodę. - Wiesz, że od nocnego jedznia rośnie tyłek? - zacząłem się z nią droczyć, stając obok niej i opierając się tyłem o blat.

-Pf. - dziewczyna prychnęła i zaczęła kroić warzywa. - Niech rośnie, będzie więcej do kochania. - wzięła kawałek papryki i wsadziła go do ust. Spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi. - Z tym wyglądasz okropnie. - wskazała na moją twarz, a ja przewróciłem oczami.

Jeśli to jej się nie podobało, to dobrze, że nie znała mnie kilka lat temu.

-Patrz, idzie nam coraz lepiej. Jesteśmy w stanie prowadzić normalną rozmowę i się nie kłócić. - uśmiechnąłem się lekko.

-Tak, robimy postępy. - zachichotała, spoglądając na mnie kątem oka.

Tak, tak robimy. Chyba.

-Zaciąłeś się? - pstryknęła mi palcami przed nosem, a ja dopiero teraz zorientowałem się, że jej nie słucham.

-Hm? - spojrzała na mnie głupio i cicho westchnęła, przewracając oczami.

Przewracanie oczami to chyba już nasz zwyczaj. W swoim towarzystwie robimy to mniej więcej osiem razy na minutę.

-Jesteś idiotą, a ja idę po telefon. - stwierdziła, odwracając się. Szybko jednak odstawiłem butelkę i złapałem blondynkę za nadgarstek.

Odwróciłem ją w swoją stronę i przyciągnąłem do siebie. Jej ciało odbiło się od mojego nagiego torsu.

Dalej trzymając ją za nadgarstki spojrzałem w jej oczy. W jej siwe i zdezorientowane tęczówki.

-Nie jestem idiotą. - mruknąłem, trzymając ją bardzo blisko siebie. Była bez stanika, co mnie jeszcze bardziej nakręcało.

-Wiesz, że zawsze jestem szczera i mówię to co myślę, więc mnie puść. - burknęła i znów chciała się odwrócić, ale jej nie pozwoliłem.

W mgnieniu oka złapałem ją za biodra i usadziłem na blacie w akompaniamencie jej pisków. Obok nas były jej, jeszcze niegotowe kanapki. Stanąłem pomiędzy jej nogami i dopiero teraz mogłem spojrzeć jej w oczy bez pochylania głowy.

Oddychała szybko i nierównomiernie, a jej ciało lekko się spięło. Na twarz wpłynął prawie niewidoczny rumieniec. Uwielbiałem to. Uwielbiałem myśl, że w jakimś stopniu na nią działam.

Jej dłonie umieściłem po obu stronach jej ciała i z uśmiechem spojrzałem jej w oczy.

-Dalej jestem idiotą? - zapytałem szeptem, zbliżając swoją twarz do jej.

-Tak. - odpowiedziała twardo.

Zabawa może się już zacząć.

-Na pewno? - przybliżyłem się jeszcze bardziej, więc nasze nosy prawie się ze sobą stykały.

-Tak. - jej głos tracił na sile.

-Jesteś pewna? - nosem przejechałem po jej policzku, aż dotarłem do jej gładkiej szyi. Czułem, jak drży pod moim dotykiem. Jak szybko oddycha i zaciska ręce w pięści. Uśmiechnąłem się na tę myśl pod nosem.

-Yhm. - mruknęła, nie będąc w stanie normalnie się wysłowić.

-Zobaczymy. - i w tym samym czasie lekko przygryzłem jej szyję. Jęk zadowolenia wydobył się z jej gardła, a ja już wiedziałem, że powili osiągam swój cel.

-W takim razie... - z trudem oderwałem się od jej szyi i nienaruszony spojrzałem jej w oczy. - Nie będę się z tobą kłócić. Miłej nocy. - uśmiechnąłem się, widząc jej zdezorientowanie, złość i pożądanie w oczach. Odsunąłem się od niej, zabierając butelkę wody ze sobą. Ruszyłem w kierunku schodów.

Jeśli dobrze pójdzie to...

-Uh, jesteś takim kretynem! - odwróciłem się w jej stronę i nawet nie zdążyłem nic powiedzieć, bo widziałem tylko, jak dziewczyna zeskakuje z blatu i biegnie w moją stronę. Zatrzymała się naprzeciw mnie i przycisnęła swoje rozgrzane usta do moich.

Wypuściłem butelkę wody na podłogę, a swoje chętne dłonie przeniosłem na jej talie.

Wiedziałem, że to zrobi. To z lekka przewidywalne.

Lekko ją uniosłem i zacząłem iść gdzieś w bok, nie przerywając pocałunku. Przycisnąłem ją do ściany i znów brutalnie pocałowałem. Nie było tu miejsca na jakieś zabawy. Nie teraz.

Zarzuciła swoje ręce na moją szyję i jeszcze bardziej przycisnęła swoje ciało do mojego. Czułem jej piersi, jej biodra, jej brzuch, jej wszystko. Chcę jej. Nawet nie przeszkadzał mi ból rozciętej wargi.

Pieprzyć to.

Po chwili, nasze pocałunki nie były już tak żarliwie. Czasami były to zwykłe cmoknięcia czy przygryzanie sobie nawzajem warg. Swoje ręce nadal trzymałem na jej bokach.

Nie wiem ile tak staliśmy. Minutę, dwie, dziesięć. Nie mam pojęcia. Czułem jak krew spływa do moich dolnych parti ciała. Była taka dobra, nie mogłem się opanować.

Chcę jej.

Poruszyła niespokojnie swoimi biodrami, co spowodowało, że gardłowo jęknąłem jej w usta. Chyba wyczuła, że twardnieję, bo lekko się spięła, ale nie przerwała tego, co właśnie sie działo. Byłem już gotowy. Dawno nikt nie doprowadził mnie do takiego podniecenia samym pocałunkiem. I nie wiem, jakby się to skończyło, gdyby nie rzecz, która mnie bardzo zdenerwowała. Bardzo.

Dziewczyna oderwała się ode mnie, głośno oddychając. Dlaczego to zrobiła? Jestem podniecony i chcę ją pieprzyć, do kurwa, granic możliwości.

Znów chciałem zaatakować jej usta swoimi, ale gdy się zbliżyłem, położyła dłoń na moich wargach i odepchnęła moją twarz.

-Nie, kochanie. - pokręciła głową z tym swoim uśmieszkiem. - Nie ma tak łatwo.

-Co ty... - zacząłem z konsternacją.

-Myślisz, że nie wiedziałam co chciałeś zrobić, tam w kuchni? - przerwała mi, a ja zmarszczyłem brwi. - Ze mną się w takie gierki nie pogrywa, bo wiesz, że jestem dobrym graczem. Dobranoc, William.

Wyminęła mnie z wrodzoną gracją. Stałem tam zszokowany, oniemiały i zły, gapiąc się w ścianę.

-A i jeszcze jedno. - odwróciłem się w stronę zadowolonej dziewczyny, która stała już na schodach. - Jak możesz to posprzątaj w kuchni. - cmoknęła ustami w powietrzu, po czym weszła na piętro, seksownie kręcąc biodrami.

Nie wierzyłem w to co się właśnie stało. Ona mnie rozgryzła i zaatakowała mnie moją własną bronią.

Sprowokowałem ją w kuchni, bo chciałem, aby mnie pocałowała. I to zrobiła, doprowadzając mnie do szaleństwa. A teraz odeszła, tak jak ja wtedy w tej pierdolonej kuchni.

No nie wierzę w siebie.

Ma rację, Amber Livin to godna przeciwniczka, ale szykuj się Livin. Ze mną się tak nie pogrywa.

***

-Ugh. - warknąłem do swojego odbicia w lustrze.

Ten idiota może wiele mi nie zrobił, ale zapuchnięty jestem.

Przeczesałem swoje roztrzepane włosy i głęboko westchnąłem. Znów spojrzałem na kartkę, która leżała obok mnie na blacie w lazience.

Pojechałam już do domu i nie chciałam cię budzić. Dzisiaj niedziela i mamy jechać do twoich rodziców, więc zadzwoń i powiedz co i jak

Amber

Z

acisnąłem oczy i usiadłem na brzegu wanny. Jak ja mam niby pojechać do rodziców z tym czymś na twarzy? Od razu zacznie się wypytwanie, kazania i wspominanie przeszłości. Obiecałem im coś i muszę tej obietnicy dotrzymać, więc nie mogą zobaczyć mnie takiego.

Jeszcze Amber, przez którą musiałem sobie wczoraj zwalić pod prysznicem. Po tej całej akcji w kuchni miałem ochotę pójść do pokoju, w którym spała i rozerwać z niej tę koszulkę, a następnie pieprzyć, pieprzyć i pieprzyć. Ale niestety, chcieć nie znaczy móc.

I co ja mam teraz zrobić? Zadzwonić do mojej matki i powiedzieć, że jednak nie przyjadę, bo wczoraj pobiłem się z jednym gościem?

Trzeba coś wymyślić. Mi nie uwierzy... ale Amber tak, jeśli to ona do niej zadzwoni.

Jestem genialny.

***

Kocham i do następnego x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top