Rozdział 12




Trudno powiedzieć, które z nich było bardziej zdziwione. Murgen momentalnie zbladł, a jedynym ruchem, na który zdobyło się jego sztywne ciało, było rozluźnienie palców z szyi Libry, przez co upadła na kolana, kaszląc i masując swój kark. Skorpion był wyraźnie zszokowany ogromną klatką zajmującą większą część gabinetu, a także Librą zamknięta w niej razem z Murgenem. Przyglądał się temu wszystkiemu z otwartymi ustami.

  - Na co czekasz? - warknął Murgen. - Zamknij te drzwi, no już.

Skorpion otrząsnął się i wykonał polecenie. Zatrzasnął za sobą drzwi i zabezpieczył je zaklęciem. Powoli odwrócił się z powrotem do klatki, mrugając szybko, jakby był pewny, że mu się to tylko wydaje.

  - Ty wstrętny, nieposłuszny gówniarzu! - wrzasnął Murgen, podchodząc do krat. Jego twarz była biała z gniewu. - Kazałem ci odlecieć do Gwiazdozbioru! Co ty tu jeszcze robisz?!

Skorpion zerknął na Librę, która walczyła o oddech na podłodze.

  - Dlaczego... jesteś...w klatce? - spytał bez intonacji, jakby nie usłyszał nic, co powiedział Murgen.

Libra, która powoli wróciła do siebie, oparła się plecami o kraty. Do oczu naszły jej łzy z wysiłku, ale coraz łatwiej jej się oddychało. Skorpion patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami. Już nie wyglądał, jakby zaledwie kilka dni wcześniej wpadł w ogień. Miał na sobie swój burgundowy garnitur, a poruszał się sztywno raczej przez szok, niż ból.

  - Co się stało? - skierował pytanie słabym głosem do Murgena.

- Nie mam na to teraz czasu - odwarknął w odpowiedzi. - Posłuchaj mnie uważnie. Musisz wypowiedzieć antyzaklęcie i lepiej, żebyś nauczył się go szybko. Musisz mnie stąd wydostać.

  Skorpion wyglądał tak, jakby nie przyswoił nic, co do niego powiedział Murgen.

- Horoskop uwierzył w to, że trzymamy tu Wężownika, tak? - spytał cicho.

  - Słyszysz, co do ciebie mówię?!

Murgen uderzył ręką w kratę, tracąc cierpliwość, a Skorpion się wzdrygnął. Odsunął się o krok, przewracając w palcach nerwowo guzik od marynarki. Napotkał spojrzenie Libry. Nie zobaczyła w jego twarz typowej prześmiewczości, a raczej rozżalenie.

Libra stanęla na nogi.

- Powiedziałeś do niego tato - wyrzuciła z siebie, choć nie zabrzmiało to jak pytanie.

Murgen odwrócił się do niej.

- Zamilcz!

  Ale Libra już stała z otwartymi ustami, błądząc wzrokiem między nim, a Skorpionem.

- Tak powiedział. Słyszałam. Pan...Pan jest Skorpionem - wypowiadała powoli na głos myśli krążące w jej głowie. - Ale przecież wszedł pan kiedyś do naszego akademika...To...Nie może być...

  - Nie jestem żadnym przeklętnym Znakiem - Murgen warknął. - Nie mam czasu na tę bezsensowną rozmowę. Skorpion! Skup się. Antyzaklęcie otwierające drzwi zabezpieczone przez Kleisum exporte brzmi Openinum confirme.

Skorpion pozostał w bezruchu. Wpatrywał się w Murgena szeroko otwartymi oczami.

  - Co chciałeś jej zrobić? - spytał bezbarwnym głosem.

Oboje Murgen i Libra zdawali się nie rozumieć pytania. Skorpion przełknął ślinę i wskazał palcem na swoją szyję, wyjaśniając, co ma na myśli.

  - Chciałeś ją zabić? - skinął lekko głową w stronę Libry.

Nauczyciel otworzył usta, ale nie odpowiedział. Przeniósł wzrok na dziewczynę, a potem znowu na niego.

Ściany zadrżały, a Libra razem z nimi.

- Co się dzieje? - spytała.

Murgen ukrył ręce w kieszeniach poszarpanego garnituru, ignorując ją.

  - Skorpion, musisz się skupić na tym, co do ciebie mówię, nie mamy czasu.

- Przyszedłem tu, żeby ci powiedzieć, że podsłuchałem rozmowę Lasterah i Aurory. Że obie uważają, że Waga nie jest w Gwiazdozbiorze, tylko że uciekła. A ty przez cały czas więziłeś ją u siebie w gabinecie?

  Murgen wyglądał, jakby miał wybuchnąć, więc zanim mógł otworzyć usta, Libra nadeszła z pomocą.

- Horoskop mnie tu umieścił. Dał mi ultimatum albo lecę do Gwiazdozbioru, albo tu umrę.

  Nie potrafiła wyczytać nic z pustych oczu Skorpiona, które powoli wróciły z powrotem do Murgena.

- I wysłał ciebie, żebyś zrobił jej krzywdę?

  - Tobie zaraz zrobię krzywdę, jak mnie stąd nie uwolnisz! - wrzasnął nauczyciel i wyciągnął ku niemu rękę, ale Skorpion był za daleko. Patrzył na miotającego się w nerwach Murgena bez żadnych emocji.

Zapadła dłuższa cisza, podczas której słychać było tylko nierówny oddech Murgena. Libra stała nieruchomo z oczami utkwionymi w Skorpionie, który wbrew poleceniom, odszedł do drzwi.

  - Ani mi się waż... - zaczął Murgen, a przez jego wściekły głos przebiła panika.

Zobaczywszy, że Skorpion nawet na chwilę się nie zawahał, odezwał się ponownie:

- Jeśli Horoskop zobaczy, że tu byłeś, zabije cię. Jestem pewien, że wie. Śledził każdy ruch Wagi, sam sobie z nim nie poradzisz.

- Powodzenia z wydostaniem się z klatki - odparł Skorpion niewzruszony i zniknął za drzwiami.

  Murgen wydał z siebie wrzask nieprzypominający żadnego konkretnego słowa i upadł na kolana. Oddychał ciężko, targany emocjami. Libra wypuściła powietrze nosem poirytowana.

- Taka rada na przyszłość: jeśli chce pan, żeby ktoś wyświadczył panu przysługę, to bardzo by pomogło bycie dla niego miłym.

Murgen usiadł na podłodze, odwrócony plecami do drzwi i próbował się uspokoić.

  - Z pokolenia na pokolenie jesteście coraz gorsi - powiedział z pogardą. - Dawniej była lepsza dyscyplina, to i Znaki były bardziej posłuszne.

- Pewnie, łatwiej obwiniać system edukacji niż swoje zdolności wychowawcze.

Murgen przeniósł na nią spojrzenie.

  - Mówię też o tobie. To absurd, że jest końcówka września, a twój amulet nadal zamknięty.

- Skorpiona też.

- Rozwydrzone bachory.

  Libra przygryzła wargę. Ciekawość na temat powiązania Skorpiona z Murgenem zjadała ją od środka. Wolała jednak poczekać z zadawaniem pytań, aż nauczyciel się uspokoi. Trudno było wyczuć na to dobry moment, bo nawet gdy nie był niczym zdenerwowany, to i tak wydawał się nieskory do rozmów.

Murgen zerknął na nią przelotnie i zauważył, że się mu przygląda. Przewrócił oczami, odchylając głowę do tyłu.

  - Proszę bardzo, pytaj.

Libra wyprostowała się pewna, że się przesłyszała.

- No co się tak gapisz? Przecież widzę, że chcesz spytać o Skorpiona.

Nie zamierzała czekać, aż nauczyciel zmieni zdanie. Podeszła do niego i usiadła obok, czym wydawał się zgorszony. Libra skrzyżowała nogi i klasnęła w dłonie.

  - Skoro pan uparcie twierdzi, że nie jest Znakiem, czy to znaczy, że zgodził się pan po prostu oddać dziecko poprzedniemu pokoleniu Skorpiona?

- Nie bądź śmieszna, nigdy bym do tego nie dopuścił. Wtedy było inaczej, nie było jeszcze zagrożenia Wężownikiem, ale bycie Znakiem i tak jest nieprzyjemne. Nawet jak zdecydujecie się na normalne życie, nie na Gwiazdozbiór, to i tak musicie zawsze być w gotowości do ewentualnej walki z istotami próbującymi wkraść się na Ziemię. Nie chciałem, by mój syn musiał się z tym męczyć - pokręcił głową, odganiając jakieś wspomnienie. - Nie jestem zbyt dumny z poczęcia Skorpiona.

- Dlaczego?

- Jego matka...Jego matka, no cóż, ona była tu uczennicą. Była Skorpionem.

Libra skrzywiła się zgorszona.

- Ma pan dziecko z uczenicą?

Murgen spiorunował ją spojrzeniem.

- Skorpiony manipulują, kręcą i zawsze dostają to, czego chcą. Jego matka wcale nie była inna. W każdym razie, gdy zaszła w ciążę dała mi do zrozumienia, że chce, aby jej dziecko również zostało Skorpionem. Oczywiście protestowałem, a ona udawała, że się ze mną zgadza. Jednak gdy tylko przyszedł na świat, złamała obietnicę i przekazała mu moc.    

Urwał, rozmyślając nad czymś gorączkowo. Libra milczała, czekając, aż będzie kontynuował.

- Chłopak nawet nie dostał normalnego ludzkiego imienia. Przez szesnaście lat nazywała go po prostu Skorpion. Nigdy jej nie wybaczyłem tego, że zdecydowała się zgotować mojemu dziecku taki parszywy żywot.

Libra poprawiła się w miejscu.

- To jak to jest? Ta kobieta-Skorpion jest teraz pana żoną?

Mięśnie twarzy Murgena drgnęły nerwowo.

    - Oczywiście, że nie. Sprzeciwiła mi się w tak ważnej decyzji. Nie mogłem na nią patrzeć.

Zapadła ciążąca cisza. Libra nie odrywała od niego wzroku. On jednak, czując na sobie jej spojrzenie, wpatrywał się gdzieś w dal, zatopiony w myślach.

- Nie chciałem, by Skorpion uważał mnie za ojca. Myślałem, że lepiej będzie się przykładał do nauki, jeśli będę dla niego tylko nauczycielem. Jego matka oczywiście musiała mieć odwrotne zdanie, chyba tylko dlatego, żeby zrobić mi na złość.

- Dlatego jest pan dla niego taki wredny? Liczy pan, że to go - Libra nakreśliła palcami cudzysłów. - zmotywuje do nauki?

Murgen prychnął z niezadowoleniem.

    - Czegokolwiek bym nie zrobił, nie zmienię jego pochodzenia. W jego żyłach płynie krew Skorpionów, więc tak czy inaczej będzie posiadał obrzydliwe cechy swojego rodu.

    - A ja tak nie uważam. Pochodzenie nie determinuje tego, jaką się jest osobą.

- W kwestii Znaków, owszem. Nie wymyślaj tu jakichś głupich przemówień, ja znam te Znaki od tysięcy lat.

- A jednak się pan zakochał w jednym z nich.

Murgen zadrżał gwałtownie, jakby został porażony prądem.. Przez jego twarz przebiegł dziwny cień, którego wcześniej u niego nie zauważyła. Jego blade policzki zaczerwieniły się na moment. Odchrząknął i wstał, odwracając się przodem do okna.

  - Bzdura.

Korzystając z okazji, że stał do niej plecami, Libra przypatrzyła się mu. Nie mogła sobie wyobrazić Murgena w roli ojca, trzymającego w swojej ogromnej dłoni małe palce niemowlaka, który urodził się ze znamieniem w kształcie szponów na małej klatce piersiowej.

- Nie - uświadomiła sobie, że powiedziała to na głos. - Nie wierzę, że ludzie rodzą się źli z natury. To ich otoczenie ich zmienia.

Murgen pokręcił głową nieprzekonany.

- Nic nie wiesz o życiu, dziewczyno.

- Jeśli uważa pan Skorpiona za złego z natury, to raczej powinien pan szukać winy w tym, jak go wychowaliście.

- Jesteś taka sama jak on. W ogóle nie słuchasz, co się do ciebie mówi.

Odwrócił się, ale nie miał w twarzy złości. Za jego oczami krył się smutek.

  - Nigdy się nim nie zajmowałem. Nie chciałem, żebyśmy utworzyli jakąkolwiek więź emocjonalną. On jednak nie chciał się ode mnie odczepić. Im był starszy tym częściej o mnie pytał... - urwał, choć zdawało się, że chciał coś jeszcze powiedzieć. Odchrząknął - Obiecałem sobie, że będę dbać o jego bezpieczeństwo dopiero w Zodiaku. Że wytłumaczę mu jak ważne jest to, by leciał do Gwiazdozbioru. By nie narażał życia. No ale oczywiście mnie nie posłuchał.

- A skąd cały ten pomysł, by udawać, że trzymacie tu Wężownika?

  Murgen miał zmęczony wyraz twarzy. Wyglądał jakby miał zaraz paść na ziemię i zasnąć.

- Ten w tunelu miał cię nastraszyć. Nie chciałem byś zobaczyła swoją matkę, bo obawiałem się, że wpłynie to na twoje skupienie.

  Libra opuściła wzrok, by nie mógł nic wyczytać z jej oczu.

- Chciałem stworzyć zaklęciem obraz Wężownika, bo myślałem, że zmotywuje cię to do pracy.

- Ma pan średnie metody motywacji - odburknęła cicho.

   - Oczywiście Skorpion wszystko zepsuł - kontynuował niewzruszony. - Najpierw próbował pokazać swoją wyższość przed Panną. Niedługo potem Rak zaczęła zadawać pytania. Chciała wiedzieć, dlaczego tak często znika.

- A on spotykał się z panem?

  - Uczyłem go zaklęć. Pragnąłem by był najlepszy, chciałem upewnić się, że nigdy nie stanie się mu żadna krzywda. Zakazałem mu mówienia komukolwiek, że jest moim synem, więc gdy Rak zaczęła zadawać pytania, opowiedział jej tę historyjkę jak to niby trzyma Wężownika w szkole. Głupiec. Kłamanie przychodzi mu z niewiarygodną łatwością. Właściwie, bardzo wiarygodną jak się zna Skorpiony.

Libra nie mogła się powstrzymać od przewrócenia oczami, słysząc jak sam się nakręca.   

- Rak powiedziała to mnie, a ja Pannie, która z kolei miała książkę - dopowiedziała. - A w książce Kosm...To znaczy, Horoskop zamontował podsłuch.

- Nie nazywaj tego podsłuchem - skarcił ją Murgen. - Wolę termin zaklęcie podsłuchujące.

- Ale kiedy ja powiedziałam dyrektorowi, że trzymacie tu Wężownika, w ogóle się tym nie przejął.

  Murgen odwrócił do niej głowę.

- Jestem pewien, że przetrzymuje Kosmeliusza gdzieś w szkole. Zorientowałby się, jakby był tu potwór tak potężny jak Wężownik.

Usłyszeli huk, dochodzący gdzieś z zewnątrz. Kamienne ściany nie przepuszczały prawie żadnego dźwięku, więc oboje zamarli, nasłuchując.

  - Która jest godzina? - szepnęła Libra.

Nauczyciel wymamrotał, że nie wie i oboje zapatrzyli się w drzwi. Po krótkiej ciszy, która wydawała się trwać wieczność, stwierdzili, że to musiał być fałszywy alarm. Libra rozluźniła się nieco, choć jej serce nadal biło szybciej niż zwykle.

- Czy pani Lasterah wie, że Kosmeliusz nie jest prawdziwym Kosmeliuszem?   

Murgen zamyślił się, nadal obserwując czujnie drzwi.

- Nie wiem. Ja z nią o tym nie rozmawiałem, więc o ile nie rozgryzła tego sama, to nie ma pojęcia.

Rozległ się drugi huk, głośniejszy niż poprzedni. Libra zamknęła oczy, modląc się w myślach, by jej obawy się nie sprawdziły.

- Czyli jesteśmy zdani jedynie na pomoc chłopaka, który mnie nienawidzi, a na pana jest obrażony?

  Murgen nie zdążył odpowiedzieć. Trzeci huk był tak głośny, że mury zadrżały, a jedyna lampa oświetlająca pomieszczenie przewróciła się i nastała ciemność.

Napięcie w pomieszczeniu rosło z każdą mijającą minutą. Libra wspięła się po kratach, by wyjrzeć przez oko, chociaż z trudem mogła utrzymać ciężar swojego ciała na drżacych rękach. Nad Zodiakiem pojawiły się ciemne chmury, przysłaniając widok zza okna. Jedynym źródłem wskazującym na rozpoczęcie walki były hałasy dochodzące z parteru. W równych odstępach czasu słychać było dźwięki przypominające bardzo silne grzmoty, a grube mury drżały. Libra wyciągała szyję z nadzieją, że jej oczy przyzwyczają się do nagłej ciemności i zobaczy, co się dzieje. Nagle za oknem rozbłysła mała jasna kropka i niczym spadająca gwiazda, zbliżała się w jej stronę. Za późno zorientowała się, że jest to pocisk. Świecąca kula uderzyła na wysokości okna, a Libra pod wpływem strachu straciła równowagę i spadła na podłogę. Nim jej plecy mogły dotknąć parkietu, usłyszeli huk tak głośny, że Libra musiała zasłonić sobie uszy.

  Zerknęła na Murgena. Zachowywał się wyjątkowo spokojnie jak na okoliczności, w jakich się znaleźli. Jeszcze kilka godzin wcześniej krzyczał na nią bez powodu, a jej wydawało się, że traci zmysły. Teraz stał prosto, odwrócony przodem do drzwi. W ogóle nie przejął się upadkiem Libry.

- Wypuszczają na nas bomby z antyzaklęciami - wyjaśnił. - Wygląda na to, że idzie im coraz lepiej, pociski przebijają się przez tarczę i trafiają coraz bliżej szkoły.

- Jacy "oni"? - Skrzywiła się Libra poirytowana jego spokojem. Podjęła kolejną próbę wspięcia się po kratach, ale Murgen ją zatrzymał.

  - Usiądź, dziecko, nic nie wskórasz podglądaniem ich.

Popatrzeli po sobie i choć Libra wiedziała, że miał rację, umierała ze strachu. Tłumiła w sobie emocje, by nauczyciel tego nie zauważył, ale nie potrafiła udawać, że nic się nie dzieje. Stanęła więc sztywno, skupiąc nerowo paznokcie.

  Dla Murgena było to wystarczające posłuszeństwo.

- Mówiąc "oni", mam na myśli zwolenników Wężownika - zobaczył, że Libra otwiera usta, ale nie dał jej dojść do słowa. - Tak, ma zwolenników. Zdobywa ich poprzez zastraszanie: albo będą dla niego walczyć albo ich zabije. Jest też dużo istot magicznych, które zarząd astrologiczny zgodził się wpuścić na planetę, a teraz nie są zadowoleni ze swojego pobytu. Wężownik podobno obiecywał im zmiany. Ale wiem to tylko z pogłosek. Tak czy inaczej, jest ich całkiem sporo.    

Mury zatrzęsły się tak mocno, że nawet krzesło, które zostawił w gabinecie Kosmeliusz się przewróciło. Libra oparła się o kraty.

- Myślałam, że chcieliście...to znaczy, pan i Skorpion, przyłączyć się do niego.

Murgen pokręcił głową.

- Absurd. Nigdy bym się na to nie zgodził.

  - Ale wtedy Skorpion byłby bezpieczny, prawda?

- Wiesz, gdzie byłby bezpieczny? - powiedział, odwróciwszy się do niej. - W swoim Gwiazdozbiorze.

Libra opuściła wzrok. Ich uszu dobiegły szybkie kroki, przypominające marsz wojskowy z zewnątrz. Z twarzy Libry odpłynęły kolory.

  - Przełamali tarczę - wyszeptała.

- Nie udawaj takiej zdziwionej, przecież wiedzieliśmy, że do tego dojdzie.

  Odwróciła się do Murgena.

- Więc co? Będziemy po prostu czekać na śmierć?!

  - A masz jakiś inny pomysł?

Ironiczny ton jego głosu denerwował Librę nawet bardziej niż to, że miał rację. Usiadła na podłodze i przeczesała palcami włosy.

  Zaczęła myśleć o swoim tacie: mężczyźnie tak nadopiekuńczym, że co tydzień musiała się z nim kłócić, by wypuścił ją z domu. Gdyby tylko wiedziała, przed czym ją chroni, podziękowałaby mu za to. Zastanawiała się, co teraz robi. Czy o niej myśli? Czy wie, że właśnie została skazana na śmierć?

W jej głowie pojawił się obraz przyjaciół ze szkoły, zanim jeszcze dowiedziała się o tym wszystkim. Potem obraz jej matki, który szybko przekształcił się w rannego Strzelca wypadającego przez balustradę na schodach. Myślała o Pannie i o Baran, a potem o Wodnik i Byku.

Poczuła napływające do oczu łzy. Nie mogła ich wszystkich stracić nawet bez szansy na pożegnanie.

  Z parteru zaczęły dochodzić najróżniejsze dźwięki, które słabo przebijały przez kamienne ściany. Dźwięki były tak mało wyraźne, że Libra próbowała sobie wmówić, że tylko jej się wydaje, że trwa walka. Miała wrażenie, że słyszy krzyki i szczęk mieczy, wybuchy i płacz, kroki i skrzypnięcie drzwi...

Mangus odwrócił się tak zamaszyście, że Libra poczuła chłód na rękach.

  - A niech mnie, nie kłamałeś! - usłyszała znajomy głos, który sprawił, że poczuła motyle w brzuchu.

Uniosła głowę, a jej oczom ukazała się Panna trzymająca miecz na szyi Skorpiona. Choć nie widziały się tylko kilka dni, Librze wydawało się, że przyjaciółka wygląda inaczej niż zwykle. Na co dzień ubierała się w białe sukienki pasujące odcieniem do włosów. Teraz miała na sobie jednoczęściowy skórzany kostium, a włosy związane w gruby warkocz.

Gdy tylko zobaczyła Librę, odrzuciła miecz na bok i podbiegła do klatki. Libra podążyła za jej przykładem i złapały się za ramiona przez kratę.

- Och, Waga, tak mi przykro - zawołała. - Przepraszam, że uwierzyłam, że nas zostawiłaś.

  Libra czuła, że jeśli cokolwiek powie, to się rozpłacze. Murgen ją uprzedził.

- Po co ją tu przyprowadziłeś? - warknął na syna, który stał z tyłu.

- Spokojnie, panie Murgen - poprosiła Panna. - Powiedział mi wszystko.

  Skorpion prychnął, patrząc na ojca z pogardą.

- Ja przecież jestem dla ciebie za głupi, by poprawnie wypowiedzieć antyzaklęcie.

  Murgen zmarszczył brwi w niewiadomej emocji, ale nic nie powiedział. Panna odsunęła się o krok, mierząc klatkę wzrokiem.

- Co ze Strzelcem? - spytała Libra nieśmiało.

- Żyję - odparła krótko Panna ze skupieniem na twarzy.    

- Nie śpieszyłbym się z tym stwierdzeniem - dopowiedział Skorpion. - Zaraz idziemy walczyć.

  - Ty nigdzie nie pójdziesz - warknął Murgen.

- Chcesz się wydostać z klatki, czy nie?

  - Myślisz, że będziesz mi grozić, gnojku?!

Libra pstryknęła palcami przed twarzą nauczyciela, by odwrócić jego uwagę od zaczepek Skorpiona. Nawet się tym nie denerwowała. Liczyła się dla niej tylko jedna rzecz: ze Strzelcem było wszystko w porządku.

  - Oni już weszli do środka, prawda? - spytała, kierując wzrok na Skorpiona.

- Tylko przez ogrodzenie. Drzwi nadal są chronione.

  - Ilu ich jest?

- Na oko z trzydziestu, czterdziestu - odparła Panna.
- Ale na razie wszystko idzie zgodnie z planem.

    Na sam dźwięk słowa "plan" Libra dostała skurczu żołądka.

- Jaki plan? Jest jakiś plan?

  - Plan pani Lasterah - powiedział Skorpion, nie łapiąc kontaktu wzrokowego.

Libra odwróciła się do Murgena.

- Działamy według jej planu czy ma pan jakieś inne pomysły?

  Gdyby patrzyła na Pannę, zobaczyłaby zdziwienie na jej łagodnej twarzy.

- Nie podważaj autorytetu profesor Lasterah. - warknął nauczyciel.

   - Wiem, pytam, bo mówił pan, że ona nie wie, że Kosmeliusz to tak naprawdę Horos...

- Jak tam zejdziemy - przerwał jej przez zaciśnięte zęby. - To znaczy, jeśli zejdziemy, jeśli twoja koleżanka się pospieszy...

  - No już, moment, muszę ocenić gdzie wymierzyć zaklęcie.

- ... To masz słuchać wszystkich rozkazów profesor Lasterah - kontynuował. - I zacząć wreszcie rozumieć moje cholerne wskazówki.    

  Panna obeszła klatkę dookoła i stanęła dokładnie po przeciwnej stronie Skorpiona. Wychyliła się, by zobaczyć, czy na nią patrzy, a gdy złapała jego spojrzenie, skinęła głową. Skorpion chwycił swój amulet, i oboje jednocześnie ryknęli:

- Openinum confirme!

  Klatka skrzypnęła jak stary, nieużywany od wieków mebel. Przez wszystkie jej pręty przeszła szybka smuga błyszczącego światła, a gdy dotarła do podłoża, klatka powoli zaczęła się zapadać w podłogę. Libra już raz była w takiej sytuacji. Patrzyła ze zniecierpliwieniem, jak sufit otwiera się, a pręty znikają.

- Szybciej, szybciej  - szeptała, podskakując na piętach.

  Czekając, aż powolona klatka uwolni ich z uwięzi, odwróciła się do Panny.

- Pani Lasterah jest z wami na polu walki?

  - No tak.

- To nie bronią Kosm...Horoskopa?

  - Nie - odparła szybko Panna. - Skorpion im wszystko wyjaśnił. Horoskop zabarykadował się u siebie na wieży, a my nie mamy czasu teraz się tym zajmować.

- Nie mamy też czasu na głupie pogawędki - wymamrotał Murgen. - Pośpiesz to jakoś!

Kiedy klatka była już metr od podłoża, Libra przeskoczyła nad nią, gotowa do wyjścia.

  - Lecimy? - Spytała. Całe jej zmęczenie pomieszane ze strachem gdzieś się ulotniło.

- Czekaj - usłyszała zimny głos Skorpiona.

  Uniosła na niego wzrok.

- Masz. Wierzę, że to należy do ciebie.

  Podał jej jeden z dwóch mieczy, które miał w ręku i pas, by przypięła go do ubrania.

- Chwila - wymamrotał , a ona kiwnęła głową.

Skorpion uklęknął na jedno kolano i przeciągnął przez szlufki w jej spodniach ciężki pas z pochwą na miecz, podczas gdy ona obracała powyszczerbiane ostrze z ubytkiem na samym końcu w rękach.

- Nie wiem, czy tym gratem można zrobić komuś krzywdę - powiedziała z lekkim uśmiechem.

  - Zdziwiłabyś się - mruknął, wstając.

Libra schowała ciężki miecz. Panna do nich dołączyła, podnosząc swój z podłogi.

  - Dobra, idziemy? Mamy tam osiem Znaków i dwóch nauczycieli przeciwko całej armii Wężownika.

- A Wężownik?

  - Nie ma go.

- Chyba, że kryje się pod czyjąś postacią - wtrącił Murgen, wychodząc z klatki.

- Pogadamy o tym w drodze, dobrze? - spytała Panna jako jedyna nadal trochę onieśmielona nauczycielem.

  Libra przyznała jej rację i wybiegły z pomieszczenia. Nie usłyszały jednak za sobą kroków.   

Skorpion zastąpił drogę Murgenowi, gdy chciał wyjść z gabinetu z zawziętą miną. Mężczyzna westchnął głęboko.

- Nie mamy teraz na to czasu.

  - Zawsze uważałeś mnie za nieudacznika. Nie chciałeś, bym walczył, bo bałeś się, że wszystko zepsuję.

Murgen zacisnął zęby.

  - Skorpion. Nie zachowuj się jak dziecko.

- Gdyby nie ja, nikt by cię nawet nie znalazł - kontynuował. - No, może za następne dwadzieścia pięć lat, kiedy musiałbyś uczyć następne Znaki. Jeśli w ogóle coś by po tobie zostało.

    - Nie denerwuj mnie, chłopcze - warknął Murgen. - Nadal jestem wściekły, że sprzeciwiłeś się mojemu autorytetowi.

- Nie jesteś dla mnie żadnym autorytetem - odparł chłodno w odpowiedzi, mierząc go spojrzeniem spod ściągniętych brwi.

  Nabrał powietrza, by mówić dalej, ale poczuł na ramieniu dotyk dłoni Libry. Strząsnął ją z siebie i odsunął się o krok.

- Idźcie. Zaraz do was dołączę.

  Libra widziała tylko jego profil, ale spojrzenie jego oczu płonęło. Stanęła na palcach, by dosięgnąć jego ucha.

- Proszę, nie teraz. Potrzebujemy go.

  - Bronisz go, idiotko, a przed chwilą próbował cię zabić.

Usłyszeli huk na dole, a Panna odskoczyła na bok wystraszona.

- Przedostali się przez osłonę powietrzną Wodnik - zawyrokowała. - Musimy iść. Szybko!

  Skorpion przygryzł dolną wargę i zerknął na Librę.

- Okej? - spytała, unosząc brwi.

  Gdy tylko nieznacznie kiwnął głową, odetchnęła z ulgą. Skinęła na Pannę i puściły się biegiem, tym razem spokojne, że Skorpion podąża za nimi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top