32. Najniebezpieczniejsze z uzależnień

   – Moim zdaniem, jesteś w stosunkowo dobrej sytuacji.

    – Co jest w niej niby dobrego...? – zapytał Yoongi, nie ukrywając swojego rozdrażnienia.

    On i Seokjin szli chodnikiem Ddaegu, mijając kolejnych przechodniów. O tej godzinie było ich sporo, więc co chwila migały im ciemne garnitury, kolorowe spodnie albo pastelowe sukienki. W innych okolicznościach, taki tłok przeszkadzałby Omedze. Studiowanie online oraz porzucenie komunikacji miejskiej odzwyczaiły go od zatłoczonych miejsc. Ale dziś był wdzięczny za możliwość porozmawiania z Seokjinem bez Jimina oraz Namjoona dyszących mu nad karkiem.

    Beta zadzwonił do niego na kilkanaście minut przed siedemnastą, mówiąc, że metro miało awarię i będzie musiał podejść kilka stacji. Yoongi zaoferował, że po niego podejdzie i spotkają się w połowie drogi. Namjoon chciał mu towarzyszyć, ale Omega odmówił.

    Widział, że powinien być wdzięczny za wsparcie przyjaciół. Gdyby nie oni, byłby teraz na bruku. A mimo to, ucieszył się na możliwość spędzenia kwadransa-dwóch bez ich towarzystwa. Nie powiedziałby im tego w twarz, ale naprawdę chciał porozmawiać z Seokjinem sam na sam.

    – Jeżeli Kim Taehyung dotrzyma słowa... – Beta wydawał się mocno wątpić w szczerość intencji Taehyunga. Aczkolwiek, od kiedy otrzymał skany wstępnych dokumentów rozwodowych od prawnika Kim'ów, jego sceptycyzm odrobinę zmalał – ...masz pokryte edukacje z utrzymaniem i nie musisz martwić się natychmiastowym znalezieniem pracy. To nawet lepiej niż dobrze, Yoongi.

    – No tak. Pomijając to, że się rozwodzę – odparł ten, sarkastycznie.

    – Z Alfą, którego poślubiłeś tylko po to żeby pójść na studia – przypomniał Seokjin. – A teraz możesz studiować w spokoju i masz męża z głowy. Możesz ułożyć sobie życie jakkolwiek zechcesz. Zacząć karierę. Zakochać się – dodaje. Szuka wzroku przyjaciela, ale ten szybko wykręca głowę. – Masz dużo szczęścia. Powinieneś się cieszyć.

   Seokjin przybrał ten swój charakterystyczny ton starszego brata; jeszcze nie przemądrzały, ale balansujący na granicy wszechwiedzącego. I, tak jak Yoongi musi się zgodzić, że zwykle Jin ma rację, o tyle chciałby czasem mieć kogoś z kim może porozmawiać jak równy z równym. Nie Jimina, który stara się zawsze stawać w jego obronie, nie ważne czy Yoongi sobie tej obrony życzy. Nie Namjoona, który, choć zawsze wyrozumiały oraz spokojny, patrzy na Omegę jakby rozumiał więcej niż zdradza. Nie Taehyunga, który stara się działać dla jego dobra, ale nigdy nie pyta czym to dobro jest.

   Nie przedstawiciela, nie obrońcę czy adwokata.

   Przyjaciela.

   Kiedy ostatnio miał kogoś takiego...?

    – Nie mów mi co powinienem – pół-warknął, patrząc z uporem na swoje buty. – Nie brałem ślubu po to żeby się rozwodzić.

    Seokjin przez chwilę nie odpowiadał. Potem rozległ się szelest materiału i Beta wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Podsunął ją pod nos przyjaciela. Nie potrzeba było geniuszu by przejrzeć jego fortel – zaoferowanie fajki pokoju, uspokojenie Omegi, powrót do dyskusji.

   Yoongi zawahał się. Ostatnio palił coraz rzadziej. Trochę pod wpływem gadek Taehyunga, trochę ze względu na widmo ich dawnych awantur, najmniej ze względu na własne zdrowie. Ale, mimo wszystko, fakt, że kiedyś palił paczkami a dziś wahał się przed wzięciem jednego peta, wybił go z rytmu. Zwolnił nieco, wpatrując się w opakowanie. Czuł się jak kot próbujący wybadać czy ma przed sobą węża czy tylko powyginaną gałąź.

   Od pewnego czasu nie męczył się z głodem nikotynowym aż tak jak kiedyś. Wciąż czasem go korciło. Wciąż potrafił wymknąć się na balkon i zapalić w środku nocy. Ale im więcej czasu mijało, tym częściej zastępował papieros herbatą od Jimina albo obejrzeniem serialu z Namjoonem. Zwinięciem się pod kocem i zrobieniem sobie drzemki. Napisaniem w notesie piosenki i zasiedzeniem się nad nią przy stole kuchennym.

    Im bardziej pogarszało się małżeństwo Yoongiego, tym mniej palił. Być może nawyk faktycznie był ostatnią rzeczą, która dzieliła go od ideału. Być może odpowiadał za zniszczenie mu życia. A być może postawił ostatnią kropkę nad „i" w zdaniu, które i tak zaraz miało zostać skończone. Zdaniu, które było już tak pobazgrane, nieczytelne oraz zmieniane tak często, że nie szło zrozumieć o co w nim chodzi. Być może, wszystko rozpadłoby się tak czy siak, niezależnie od nałogu Yoongiego.

    Sięgnął po papierosa.

    – Masz ogień? – zapytał.

    – A ty nie? – Seokjin zapytał. Już wyciągnął zapalniczkę z kieszeni a Yoongi rozejrzał się za jakimś spokojnym kątem. Wypatrzył skrawek bruku między ogrodzeniem sklepiku a ścianą bloku. Pociągnął Betę w tamtą stronę.

    – Wiem, że to trudna sytuacja... – zaczął Seokjin, odpalając zapaliczkę. Zapalił papieros Yoongiego, swojego nie ruszał; korzystał z czasu gdy Omega się zaciągał – ...ale, bez urazy, myślę, że denerwujesz się tym tylko z powodu swoich własnych emocji. – Patrzył na Omegę kątem oka, udając, że wzrok mu się omsknął podczas obserwowania przechodniów – Nigdy nie lubiłeś zmian – dodał. Ton miał biznesowy, jakby bronił swojego klienta przed zbyt surowym sędzią. – Minie trochę czasu i zobaczysz, zmiana wyjdzie ci na rękę. Najwięcej złego w tym wszystkim to twoje rozterki.

– Nazywasz mnie wariatem...? – Yoongi obruszył się.

– Nazywam cię fanatykiem rutyny – poprawił Seokjin. Przekładał zapalniczkę między palcami. – Masz otwartość na zmiany skamieliny muzealnej. Zawsze pijesz tę samą kawę. Przez cały czas kiedy cię znałem, chodziłeś na spacery jedną trasą. I kupowałeś tę samą markę proszku do prania. Tę samą markę ramyeon.

    Yoongi nie rozumiał dlatego to miałoby być coś złego. Wie też, że Seokjin nie mówił tego w takim sensie. A mimo to, brzmiał jakby usiłował go nawrócić na lepszą stronę mocy. Pokazać pozytywne strony życia, których nie dostrzegał. Czy Yoongi nie mógł w spokoju żałować swojej utraconej stabilności, utraconego spokoju bez bycia za to ocenianym bądź nawracanym...? Nie każdy musi skakać z radości na myśl, że jego całe życie zostanie wywrócone do góry nogami.

   – I co? Co w tym złego? – popatrzył na przyjaciela wilkiem.

    Seokjin wzruszył ramionami.

    – Nie mówię, że jest w tym coś złego. Mówię, że jesteś lepszej sytuacji niż byłeś kiedykolwiek wcześniej. O ile Kim'owie dotrzymają słowa i zobowiążą się do tego, co spisali na papierze, rzecz jasna. Będziesz miał stabilność finansową i zupełną wolność. Za jakiś czas, kiedy ta burzowa chmura ci przejdzie, będziesz za to wdzięczny.

    Yoongiemu ciężko było w to uwierzyć.

    – Bo co takiego w ogóle tracisz...? – zapytał nagle Seokjin. Wreszcie zapalił papierosa i włożył go sobie do ust.

    – Taehyunga? – Yoongi nie był pewien czy to on nie rozumie pytania, czy to Seokjin nie rozumie sytuacji.

   – A zależało ci na nim?

    Yoongiemu nie podobał się ton w jakim Seokjin to powiedział. Tak jakby odpowiedź była oczywista. Tak jakby zadawał pytanie pomocnicze, chcąc pomóc Yoongiemu dojść do oczywistego sedna sprawy zamiast faktycznie spodziewać się odpowiedzi.

    – Trochę...? Spędziliśmy razem półtora roku, to nie tak mało...

    – Przyzwyczajenie jest największym z uzależnień – wytknął Seokjin. – Do wszystkiego można się przyczaić i za wszystkim będzie się tęsknić. Ludzie potrafią tęsknić za więzieniem albo za wojną. To jeszcze o niczym nie świadczy. Twoje małżeństwo było klatką, Yoongi. Teraz wreszcie jesteś wolny, korzystaj z tego. Wielu odcięłoby sobie rękę za taką szansę.

***

    – Tutaj mieszkasz...? – zapytał Seokjin. Yoongi skinął głową. Wpisywał kod do drzwi.

    – Znajomi pozwolili mi zostać. Póki nie wrócę do Busan – wyjaśnił, wpuszczając przyjaciela na klatkę. – Słyszałeś jednego z nich przez telefon. Mieszkam u nich któryś miesiąc, od kiedy pokłóciliśmy się z Taehyungiem...

   – Miło z ich strony – odparł Seokjin. Jego ton nadal był lekki, ale przebrzmiewała w nim jakaś dziwna nuta. Szedł wolniej niż wcześniej. Zamiast trzymać się boku przyjaciela, zostawał kilka kroków w tyle. – Które piętro...? – zapytał. Wcześniej sprawiał wrażenie rozluźnionego oraz spokojnego. Teraz jego sylwetka była wyprostowana. Nie miał już postawy Seokjina-przyjaciela idącego z odsieczą i hyunga służącego dobrą radą, ale Kima Seokjina-prawnika, wzorowego pracownika i bojownika o prawa Omeg.

    – Czwarte.

    Kiedy na nie weszli, Yoongi ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał go zdziwiony głos przyjaciela:

    – Mieszkasz z Jooniem?

    – Słucham? – Yoongi obrócił się. Seokjin nie patrzył na niego, ale na numer nad wejściem.

    – Z Namjoonem? – powtórzył Beta. – Z Kimem Namjoonem?

    – Tak? Znacie się...?

    – To mój kuzyn – odpowiedział Seokjin.

    Yoongi poczuł się jakby ktoś podstawił mu nogę. Podstawił nogę i zmusił do balansowania, walki o równowagę.

   – Nadal mieszka z Jiminem, prawda...? To on podyktował mi adres...?

    – Tak? Czemu miałby z nim nie mieszkać...?

    Seokjin wzruszył ramionami.

    – Nie byłem u nich od kiedy się wprowadzili – wyjaśnił. – Nie byłem pewien czy coś się zmieniło. Nawet nie skojarzyłem, że to ten sam adres...

     Yoongi poczuł pewną ulgę. A więc nie byli aż tak blisko. Nie będzie obcym, przybłędą czy odludkiem w gronie znających się ludzi. Rozchwiana noga powoli zaczynała odzyskiwać grunt.

     Seokjin wręcz przeciwnie. Stał niezręcznie, lustrując wzrokiem drzwi. Oglądał je tak uważnie jakby szukał tam odpowiedzi. Na co, Yoongi nie potrafił zgadnąć.

    – Mogą... być przy tej rozmowie? – zapytał. – Czy to jakoś łamie tajemnicę zawodową? Jeżeli są członkami twojej rodziny...?

   – Prawnikiem twojego męża jest jego własna matka – wypomniał Seokjin.

    – Już nie.

    – Nie, mogę z nimi o tym rozmawiać. Jeżeli ty nie masz nic przeciwko – odpowiedział mężczyzna. Brzmiał na zrezygnowanego. A może zawiedzionego...? Czy on i Namjoon się nie dogadywali...?

    – Więc... wchodzimy...? – ponaglił Yoongi. Podejrzewał, że Namjoon z Jiminem zaczęli się już martwić. Gdy wchodzili do budynku, słyszał powiadomienie o SMS-ie. Był niemal pewien, że treść to „wszystko w porządku?" albo „jesteście już?".

    – Tak, chodźmy – odparł Seokjin. Poprawił mankiety płaszcza i ruszył pewnym krokiem. Zrobił to z taką determinacją, że dotarł do drzwi zanim Yoongi miał szansę go uprzedzić. Wszedł do mieszkania jakby wchodził do własnego domu.

    – Już jesteście...? – dobiegł ich głos Namjoona z kuchni.

   – Jesteśmy – odparł Beta, dziwnie ciężkim głosem.

    Przez sekundę nie było słychać nic poza ciszą.

    – Hyung...?

    Namjoon stanął w korytarzu. Wyraz szoku szybko zmienił się w pełne rozradowania zaskoczenie.

    – Hej, Joonie – przywitał go Seokjin.

   Jego twarz złagodniała. Rozłożył ramiona. Namjoon wpadł prosto w jego objęcia. Yoongi oglądał z pierwszego rzędu jak twarz Alfy rozlewa się w wyrazie ulgi oraz radości. Metr osiemdziesiąt dorosłego mężczyzny nagle wydawał się małym chłopcem, ukrytym bezpiecznie w ramionach starszego brata.

    – A ja cały czas próbowałem polecić cię hyungowi – wyznał Namjoon. Odsunął twarz od ramienia starszego, ale pozostał w jego objęciu.

    – Troszczysz się o mój biznes...? – zażartował Seokjin.

    – Mhm – potwierdził Namjoon. – Jeżeli będziesz bogaty, może porozpieszczasz trochę młodszego kuzyna.

    – A teraz nie rozpieszczam?! – Beta udał oburzenie. – Minął już rok a ja nadal nie kazałem ci oddać namiotu!

    – O żesz, faktycznie! – Namjoon drgnął. Wyglądał jakby planował się obrócić i natychmiast iść po zgubę. – Przepraszam, dużo się działo, ciągle sobie obiecywałem, że oddam go przy najbliższej okaz-

    – Nic się nie stało – zapewnił Seokjin. – Aczkolwiek liczyłem, że podczas chuseok wreszcie się z nim zobaczę... – dodał. Brzmiał jakby miał na myśli coś innego niż namiot.

   – Też miałem nadzieję, że się zobaczymy, ale obiecałem Jiminowi pojechać do jego rodziców– odpowiedział Namjoon. Wykręcił głowę, tak jakby spodziewał się zobaczyć narzeczonego w holu.

   Ku jego widocznemu zaskoczeniu, nikogo tam nie było.

   Jimin zwykle pierwszy rzucał się do drzwi. Lubił interakcje z ludźmi – pogaduszki z listonoszem czy dostawcą jedzenia, plotki z sąsiadami. Jednak, przede wszystkim, starał się oszczędzić niezręczności Namjoonowi oraz Yoongiemu. Obydwaj słabo odnajdywali się w sytuacjach socjalnych. Poza tym, przecież to właśnie Jimin nalegał aby prawnik Yoongiego do nich przyszedł. Czy fakt, że tym prawnikiem był Seokjin, coś zmieniał...?

   – Jimin? – zawołał Namjoon.

   – Hm? – odpowiedział mu pomruk z kuchni.

   – Z obiadem wszystko w porządku...? – zapytał Alfa. Yoongi też pomyślał, iż Parka musiała zatrzymać jakaś katastrofa gastronomiczna.

   – Tak? Zaraz będzie gotowy – odpowiedział Beta. Wyraźnie starał się brzmieć na spokojnego, ale były to tak gorliwe próby, że natychmiast dawało się w nich usłyszeć sztuczność.

    Yoongi szukał wzroku Namjoonu. Spodziewał się tam zobaczyć odbicie własnego skonfundowania. Zamiast tego, Alfa wymieniał spojrzenia z kuzynem. Wyglądali jakby rozumieli kontekst, który Yoongiemu umykał.

   A więc po raz kolejny miał być wyrzutkiem...

    – Chodźmy do salonu – zaproponował Namjoon. Z kuchni dochodził brzęk naczyń. Jimin musiał przekładać dania do półmisków.

    Yoongi z Seokjinem zdjęli buty i poszli za gospodarzem.

    Omega zdążył już zapomnieć, że poprzedniego wieczoru Namjoon zarządził generalne porządki. Wystawił większość roślinek na balkon a stosy książek przeniósł do sypialni. Nawet Yooniemu udzielił się jego zapał i uporządkował sprzęt muzyczny oraz krzesło, którego używał jako tymczasowej szafy.

    Teraz, wchodząc do pokoju, uderzyła go pustka i przestrzenność. Choć zagracone, mieszkanko przyjaciół miało w sobie coś bezpiecznego oraz przytulnego. Ogołocone, wydawało się zostawiać każdego na widoku. Jakby napięcia w powietrzu było mało...

    – Pięknie pachnie – pochwalił Seokjin. Zerkał subtelnie w stronę kuchni. Yoongi wątpił aby wypatrywał talerzy.

    – Jimin się postarał – powiedział Namjoon z dumą. – Zrobił swoje popisowe bulgogi. Zwykle muszę błagać żeby zgodził się je ugotować, a i to tylko na specjalne okazje-

     – Bez przesady – zaprotestował Jimin. Właśnie wyszedł zza półścianki. – Nie robię go aż tak rzadko – jego głos wydawał się łagodny. Ale coś w ściągnięciu ust i spojrzeniu, które posłał narzeczonemu, dawały znać, że nie powinien kontynuować tematu. – Pomożesz mi z resztą...? – ponaglił.

    – Już idę – odparł Namjoon. – Siadajcie gdzie chcecie. Zaraz do was dołączymy, tylko... – Wymownie wskazał ręką kuchnię.

    – Jasne, rozumiemy – zapewnił Seokjin. Zajął krzesło najbliżej drzwi balkonowych. Nikt mu nie wypomniał, że to miejsce Jimina.

    Yoongi obserwował rozwój sytuacji, mając wrażenie jakby oglądał serial detektywistyczny. Usiłował poskładać wskazówki w całość, ale za nic nie mógł wyciągnąć konkluzji. Najwyraźniej to jeszcze nie by etap, gdzie zdradzano kluczowe informacje...

   – Ładnie się urządziliście – pochwalił Seokjin. – Ostatnio mieliście tylko gołe ściany.

    – Tak. Dwa lata temu – odparł sucho Jimin. Wszedł z trzema miseczkami przystawek. Yoongi czuł jak apetycznie pachną, a mimo to, wątpił aby mógł wiele zjeść.

    – Trochę czasu minęło – przyznał Seokjin. – Podnieśli wam rachunki...? Ostatnio jest sporo podwyżek. Mieliśmy co najmniej kilkunastu właścicieli, którzy przychodzili układać nowe umowy. Seongkwan miał ręce pełne roboty.

    – Mają podnieść od przyszłego kwartału – wyjaśnił Namjoon. – Chcecie coś ciepłego do picia...?

   – Mogę zaparzyć nam herbatę – zaproponował Yoongi. Dziwnie się czuł będąc obsługiwanym. Przez ostatnie kilka miesięcy pomagał ze sprzątaniem i gotowane a teraz znowu był traktowany jak gość. Czuł się jakby nie tylko Seokjin, ale też on sam, zapukał do drzwi mieszkania po raz pierwszy od kilkunastu miesięcy.

    – Nie, nie, siedź – zaprotestował Namjoon.

    – Możecie dać mi umowę do rzucenia okiem. Żeby sprawdzić czy właściciel was nie oszukuje – zaoferował Seokjin.

    – Dzięki, ale ufamy naszemu najemcy. Zawsze był wobec nas uczciwy – zapewnił Namjoon. Posłał kuzynowi ciepły uśmiech. – Poza tym, Jimin ma znajomego z pracy, który od czasu od czasu pomaga nam z dokumentami. Także nie musisz się martwić – dodał.

    – Jeszcze raz, gdzie pracuje Jimin...?

   – W firmie kosmetycznej. Jest księgowym.

    – Ah, tak, faktycznie... Jak ci się układa...? – zapytał Seokjin. Jimin właśnie wrócił z kolejnymi półmiskami.

    – W porządku – odparł ten zwięźle. – Szefowa mnie ceni. No i firma dobrze się rozwija.

    – A jak płacą...?

    – Nie najgorzej.

    – Myśleliście może o kupieniu własnego mieszkania...? Zamiast wynajmu...? – zapytał Seokjin.

   – Myślisz, że powinniśmy...? – pytanie Namjoona brzmiało szczerze Tak jakby naprawdę cenił sobie opinię kuzyna. – Tutaj nam całkiem dobrze. I dojazdy są w porządku... – Rzucił Jiminowi pytające spojrzenie.

    – Może kiedyś – ten uciął temat. – Nie ma się z czym śpieszyć. Może jeżeli dostanę podwyżkę.

   – Może...? – w głosie Namjoona słychać było zaskoczenie, ale też dumę.

   – Yhm – Jimin skinął głową. – Sunbaenim od pewnego czasu sugeruje awans, więc...

   – Nic nie mówiłeś.

   – Nie mówiła nic wprost. Może mi się tylko wydawać...

   – Ostatnio ci się nie wydawało.

   – Miałem sporo szczęścia.

   – Nie doceniasz się – zaoponował Namjoon. Złapał narzeczonego za przedramię. Jimin, który uwijał się kuchnia-salon niczym pociąg pędzony ze stacji na stację, wreszcie zwolnił. Wciąż pochylony nad stołem, zaczął poprawiać półmiski.

   Namjoon stanął za nim. Objął narzeczonego w pasie. Posłał Yoongiemu i Seokjinowi szeroki uśmiech tak jakby mówił „widzicie jaki jest zdolny?".

    – Kupię soju celebracyjne – zapewnił.

   – Lepiej się nie cieszyć na zapas – zaprotestował Jimin.

  – Ale zawsze można się przygotować – odparł wesoło Alfa. Złożył szybkiego całusa na karku Jimina.

   Yoongi zauważył, że Seokjin jakby wyprostował się w krześle. Wyciągnął szyję, usiłując coś zobaczyć.

   Czy on nie wiedział, że...?

   – Przygotować to musimy stół – odparł Jimin. – Trzeba donieść ryż.

   – Coś poza tym...? – zapytał Kim. Puścił narzeczonego i ruszył w stronę kuchni.

   – Zapytałeś czy chcą coś do picia...?

   – Tak!

   – I?

   – Ym... Co to było...? Kawa? Herbata? – Rzucił gościom zakłopotane spojrzenie.

   – Mogę zaparzyć – po raz kolejny zaoferował Yoongi.

   – Siedź – zaprotestował Jimin. – Kawa czy herbata? – ponaglił.

   – Kawa – odpowiedział Seokjin. Wciąż wyciągał szyję, próbując przyjrzeć się karkowi Jimina. – Americano, z lodem.

   – Sam zrobię herbatę. I kawę Jinniego – zadecydował Yoongi. Zaczął wstawać od stołu. – Wy usiądźcie.

   – Nie trzeba, już nastawiam wodę-! – zawołał z kuchni Namjoon.

   – Chcę pomóc – naciskał Yoongi. Czuł się głupio. Bezużytecznie. Też tu mieszkał, nie był jakimś rzadkim gościem, którego trzeba traktować z honorami. Nie był kimś z zewnątrz.

   Seokjin wreszcie oderwał wzrok od Jimina i skupił go na Yoongim.

   – Nie będziemy cię zaprzęgać do roboty. I tak masz dużo na głowie – zaprotestował Jimin. – To tylko herbata.

   Omega nie odpowiedział. Po prostu ruszył w stronę kuchni.

   – Yoongi-

   – Przecież powiedział, że chce pomóc – wtrącił się Seokjin.

   – Nie ma takiej potrzeby. I tak ma ostatnio dużo do zała-

   – Ile on z wami mieszka...? Parę miesięcy, tak...?

   – Tak?

   – To już prawie domownik. Traktujesz go jak dziecko.

   – Nie traktuję go jak dziecka tylko jak gościa-

   – Przecież powiedział, że chce wam pomóc.

   – Ale nie musi-

   – Yoongi? – Namjoon stał tuż za rogiem. Jakby na niego czekał. – Dobrze się czujesz...?

   – Co z nimi...? – zapytał Omega pół-szeptem.

   Namjoon spojrzał w stronę salonu. Przez chwilę słuchali pasywno-agresywnej dyskusji:

   – Ja i Namjoon damy radę we dwójkę, nie ma sensu żeby-

   – Zasze to kilka minut mniej. Im szybciej zjemy, tym szybciej załatwimy sprawę-

   – Nie będę go poganiał.

   – Wiem, że nie to masz na myśli, ale czasem każdy potrzebuje czymś zając ręce żeby odciążyć głowę-

   – Brzmisz jakbyś uczytał my w myślach. Nie chcę żeby się przepracowywał, tym bardziej, że nie ma potrz-

   – Nie przepracuje się od zrobienia dwóch kubków-

  – Nie znają się za dobrze – powiedział Namjoon cicho. – Ale chyba... za sobą nie przepadają...?

   – Myślisz...? – odparł Yoongi sarkastycznie. – Coś między nimi zaszło...?

   – Nic o czym bym wiedział – powiedział Alfa. Wydawał się zagubiony. Być może nawet bardziej od Yoongiego. – Chyba po prostu nie są... nie zgrywają się? I tyle?

   – Seokjin wiedział, że jesteście zaręczeni?

   – Tak. Mówiłem mu. Był jedną z pierwszych osób, którym napisałem.

   – A o Oznaczeniu...?

   Namjoon zawahał się.

   – To i tak tylko... tymczasowe – mruknął.

   – Ale nie wiedział...? – Yoongi potwierdził swoje przypuszczenia.

   – Nie – przyznał wreszcie Namjoon. – Nie wydawał się... zadowolony gdy powiedziałem mu o zaręczynach. Więc nie wspominałem już o Oznaczeniu. Myślałem, że zobaczymy się na następnym choseok i wtedy ogłoszę to całej rodzinie...

   – Cudownie... – mruknął Yoongi.

    Powinien był naciskać żeby poszli do kawiarni.


Witam, witam!

Z okazji święta zmarłych postanowiłam wskrzesić tę książkę!

Jak wspomniałam ostatnio (i co mi się nie udało), chcę publikować jeden rozdział miesięcznie. Prawdopodobnie będą to końcówki miesiąca, tak jak dzisiejsza publikacja. Kolejny rozdział mam już po części napisany, więc mam nadzieję, że pójdzie trochę łatwiej.

A w międzyczasie, jak myślicie, co jest źródłem anatgoznimu między Jiminem i Seokjinem? Czy jakoś to rozwiążą? Zostańcie na antenie żeby się przekonać-!

Zawsze Wasza

~Nico

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top