Rozdział 9

Rozdział został poprawiony.


Życie kończy się niespodziewanie. Bez żadnego wcześniejszego uprzedzenia. Czeka na moment w którym będziemy kompletnie nieprzygotowani. Dzisiaj rozmawiamy, śmiejemy się, oddychamy, nazajutrz zaś leżymy martwi, a nasze płuca przestają zaciągać się powietrzem. 

Planujemy, wymyślamy, chcemy wiele przeżyć, a często nie jest nam to dane. Życie ma dla nas inną drogę. Ciemniejszą, jaśniejszą, dłuższą, krótszą, zagadkową, na pozór prostą, albo dostajemy w nagrodę wszystko naraz i sami musimy się domyślić w jaki sposób ją przejść. Nie jest wiadome co nas czeka na następnym rogu. Możemy biec, bardziej logiczniejsze, jeśli chcemy więcej przeżyć, jednak zalecany jest spacer. Wolny, zazwyczaj intensywny i nakłaniający do przyglądania się wszystkiemu dookoła. By poznać zalety, wady, dobre strony, złe strony, poglądy, kultury, przekonania, by poznać wiedzę. Aby się nauczyć jak żyć, jak być dobrym, jak pomagać i odnaleźć siebie. Co dla nas jest warte, a co gówno warte.

Widzę go, siedzi na schodach przed domem zaciągając i trując się następnym papierosem. Zużyte zapałki leżą rozrzucone do koło jego nóg. Obojętnie wpatruje się w jedną z nich już od jakiejś godziny. Wszystkie jego uczucia wyparowały, cała radość z życia, a nawet jego ataki gniewu nie pojawiły się odkąd tak na niego patrzę.

Jak zwykle ciemno ubrany, przecież czarny to jego ulubiony kolor, już zdążyłam się tego upewnić, kiedy go tak obserwowałam. Zawsze chciałam go zobaczyć w jaśniejszym odcieniu zieleni, pewnie ładnie dopasowałoby się do jego koloru tęczówek. Jego oczy pełne smutku i te okropne sine podkrążone oczy nie dają mu tego uroku, co jego uśmiech, nawet ten głupi, drwiący, kierowany do mnie. Mięśnie ramion jakoś mu oklapły, a policzki zapadły, choć to mało prawdopodobne, gdyż minął zaledwie niecały tydzień. Włosy kręcone, choć zazwyczaj w schludnym niełazie, wyglądają dziś jak strączki. Zaniedbał siebie do granic możliwości. A może tylko mi się tak wydaje, bo od zawsze był moim punktem szczególnej uwagi? Nigdy się do tego nikomu nie przyznałam, nawet sobie samej, że odkąd go poznałam byłam nim zainteresowana. Może to tylko takie głupie nastoletnie zauroczenie, doroślejszym, silniejszym mężczyzną? Dodatkowo, gdy próbował dominować, wydawał się być o niebo bardziej atrakcyjniejszy. Śmieszna kobieca logika, nie marzy się o kimś takim, jednak jak się trafi to czuje się okropny pociąg.

Zamyka oczy, a ja zastanawiam się o czym myśli. O sobie? O dawnym życiu? O tym, że dym z papierosa właśnie przyczynia się do zaczerniania jego płuc? O rodzinie? O ojcu? O matce? Właśnie co z jego matką? Nigdy się nad tym nawet nie zastanawiałam. Zostawiła go, niczym nasz ojciec mnie i Lukasa? Stworzyła lepszą rodzinę? Może zmarła? Od papierosów? Fatalne zrządzenie losu.

Rzuć tego papierosa. Rzuć go i depnij nogą. Zrób to teraz. 

Widzę, jak chłopak patrzy na niego uważnie i biorąc ostatniego bucha wyrzuca ponad połowę na ciemny żwir na naszym dziedzińcu. 

Grzeczny chłopiec. 

Chowa twarz w dłonie, a jego ciało zaczyna podrygiwać. Płacze. Znowu płacze. Po raz setny w tym tygodniu widzę go płaczącego. Myślałam, że jest silny. Chyba każdy to myślał. Takiego zgrywał. Te zastraszanie, dziwne odzywki i zachowanie. Pierwszy raz jak go zobaczyłam w życiu, przyjechał na sportowym czarnym motorze. Stałyśmy wtedy z mamą i Lucasem przed jedną z drogich, znanych restauracji i czekaliśmy na przyjazd Iana i Harry'ego. On był na miejscu pierwszy. Jego zielone oczy pięknie wyróżniały się, gdy podniósł szybę kasku. Choć moje źrenice rozszerzyły się wtenczas na jego widok, a motyle w brzuchu wybudziły po długim nocowaniu, to jego pewność siebie rozwiała całą jego atrakcyjność. Takiego zgrywał. Takiego tylko zgrywał mięczak jeden.

Świat zdawał się robić nagle bardzo jasny. Przymrużyłam oczy, albo tak mi się wydawało, że to robię. Spokojne dźwięki, które towarzyszyły mi cały ten czas, teraz zniknęły. Atmosfera wydawała się robić nerwowa, a sama nie wiedziałam dlaczego. Przez dłuższy moment wydawało mi się, że oślepłam. Czułam się coraz bardziej podenerwowana zastałą sytuacją.
Zaczęłam na nowo odczuwać znajome mi uczucie poruszania klatką piersiową przy oddychaniu. Znajome uczucie wdychania powietrza na nowo zagościło i nie potrafiłam wyrównać tego ruchu, by wszystko płynnie szło. Czułam, że robię to raz za szybko, a raz za wolno, przez co brakuje mi powietrza. 

Dziwne poczucie własnego ciała wróciło a, a wraz z tym odczucie, że ktoś mnie szturcha. Gwałtownie poczułam, że spadam plecami w dół, jakby w głęboką przepaść.
-Lea- usłyszałam głuchy dźwięk mojego imienia. - Lea otwórz oczy. Proszę skarbie otwórz je.
Czy to nie przypadkiem głos Harry'ego? Jego ochrypły, czasem wywołujący ciarki głos. Co on tu robi? Miał czelność przyjść po tym co mi zrobił? Nie wiem co się dzieje. Nie wiem dlaczego nie mogę go zobaczyć, a jedynie słyszę. Nagle odczułam dotyk jego dłoni na swojej. Poczułam, że mogę otworzyć powieki, ale nie wiedziałam czy tego chce. Było mi dobrze, przez te kilka dni. Czułam się jak w innym, cichym i spokojnym świecie. Chcę tam wrócić, do tego stanu. Nie chcę znowu być tu.

Ciepło na mojej dłoni zniknęło i w tym samym momencie światło, jakby zgasło za moimi powiekami. Lekko je uniosłam. Na razie tylko do połowy, by zobaczyć gdzie się znajduję. 

–Lea? Jak się czujesz? – Chłopak ponownie złapał mnie za rękę. Właściwie dlaczego on tu jest? Dlaczego tylko on? Gdzie jest reszta? Mama? Lucas? Czemu ich tu nie ma, a musi być on?

–Domyślam się, że nie możesz się odezwać, więc ściśnij moją ręką na tak. Boli cie coś?
Nie ścisnęłam jego dłoni, bo choć nadal mało odczuwałam posiadanie moich kończyn, to nie mogłam skarżyć się na ból.

–Ok, em, czujesz się głodna? – Zacisnęłam delikatnie palce na jego dłoni. 

– Ok, a chce Ci się pić? – Również dałam mu sygnał.

–Ok, zaraz wszystko ci przyniosę. – Chłopak wstał z krzesła, stojącego obok szpitalnego łóżka i wyszedł. Już wiem dokładnie gdzie się znajduję. Aparatura cicho brzęczała w panującej ciszy. Było tak głucho, że wydawało mi się, że słyszę skraplania kroplówki. 

Nadal zastanawiałam się, gdzie podziała się moja rodzina? Może są w domu? Może Harry zaproponował swoją wartę przy mnie, by oni mogli się wyspać? Za oknem panował mrok, więc ewidentnie była noc. Podniosłam powoli głowę, aby dostrzec gdzie leżą wskazówki na zegarze, który wisiał nad framugą.

Drzwi ponownie otwarły się, wpuszczając smugę światła z korytarza. 

– Witamy cię ponownie Lea – odezwał się jakiś mężczyzna w białym kitlu. Nigdy nie lubiłam ludzi w białych kitlach. - Jak się spało? Zapadłaś w sen zimowy, niczym niedźwiadek. 

Czy ten facet myśli, że rozmawia z dzieckiem? Otwarłam wyraźniej oczy, by widzieć jak podszedł do mnie. Harry jest z nim i trzyma w ręku talerz z jakimś posiłkiem, oraz butelkę wody. 

– Możesz się odezwać? – spytał lekarz i usiadł na brzegu łóżka. – Musisz spróbować. 

Przełknęłam ślinę, a ten odruch wydawał mi się przez chwilę bardzo nienaturalny. 

– Nie chcę – wydobyłam z siebie skrzeczący głos, na co pan biały kitel się uśmiechnął.

– Już nie musisz, ważne, że ten pierwszy raz masz za sobą. Tak to po śpiączce zazwyczaj jest, że człowiek czuje się zmęczony jak po maratonie, więc prześpij się i nazajutrz zrobimy ostateczne badania. Dobrej nocy i Harry pilnuj swojej ukochanej, jak każdej nocy. 

Każdej nocy? Czy znaczyło to, że chłopak siedział przymnie wszystkie noce? Ukochanej? Ile to już czasu minęło? I co wydarzyło się przedtem? Dlaczego nie pamiętam? 

– Mam dwa pytania – odezwałam się piszcząc, gdy lekarz zamknął za sobą drzwi. – Pytanie pierwsze, gdzie moja rodzina? Gdzie Lucas i gdzie mama. A pytanie drugie, przypomnij mi czy coś ci wyznawałam?

Harry chwycił moją dłoń i popatrzył w moje oczy. Kciukiem muskał moją skórę, lekko gilgocząc. 

– Lukas jest z Ianem w domu. A twoja mama – urwał, a ja wiedziałam co to znaczy.

– A wie o tym co się stało? – spytałam, a łza spłynęła po moim policzku. 

– Ian do niej dzwonił, nakrzyczała na nas wszystkich przez rozmowę internetową, że cie nie pilnowaliśmy. Kazała siebie poinformować, gdy się wybudzisz. Mówiła, że jej praca przedłuży się do następnego tygodnia. 

Chłopak nachylił się i starł ręką następne łzy, które wypłynęły z moich oczu. 

– Teraz odpowiedz na to drugie – Próbowałam mówić surowym tonem głosu.

– Nie, nic mi nie wyznałaś. A ten lekarz to mój znajomy. Jest mężem lekarki, które mnie leczyła. Często bywałem u nich w domu i po prostu kontakt się nawiązał. 

– Nie wiem co mam myśleć Harry. Wydaje mi się nadal nierealne byciu tu i na dodatek z tobą.

– Rozumiem. Przepraszam cię za to zajście.

– Nie wybaczę ci. Raz jesteś miły, jak teraz, a gdy wrócimy do domu znowu będziesz chciał się do mnie dobrać, albo mnie skrzywdzić.

–Bo jesteś cholernie atrakcyjna Lea, cholernie mi się podobasz i chcę byś była moja. Tylko moja.

– Zaczynasz. Zrozum, że nic do ciebie nie czuje.

– Czujesz, wiem to – przerwał mi i ścisnął moją dłoń z nadzieją.

– Jesteś okropny wiesz? Mam taki potworny mętlik w głowie. Widziałam cie w moich myślach, snach, chuj wie czym, jak palisz papierosy. Jak płaczesz i ciągle siedzisz na tych schodach przed domem. Zastanawiałam się o czym myślisz, wszystkie te dni próbowałam dojść czym zaprzątasz sobie głowę. I kurwa zupełnie nie wiem dlaczego, nie widziałam w nich Lucasa, a musiałam ciebie.

– Skąd wiesz, że siedziałem ten cały czas na schodach przed domem? – spytał wyraźnie zszokowany tym co usłyszał.

– Czwartego dnia przestałeś palić, bo ci tak kazałam – dodałam, a chłopak wyprostował się i patrzył na mnie z szeroko otwartymi ustami. Widać było, że nie wie co ma powiedzieć. W jego umyśle pewnie rozpoczął się mętlik podobny do odbywającego się w moim.

–Jak to możliwe?

– Nie wiem, ale jakoś teraz mnie to nie obchodzi. Nie chcę nic do ciebie czuć Harry.

– Czyli czujesz – oznajmił z entuzjazmem. – Prześpij się, a ja już wrócę do domu.

– Zostań!

– Co? – zapytał osłupiały.

– Znaczy się, jeśli już tu jesteś... ale jestem głupia – zaczęłam gadać bez sensu, sama siebie nie rozumiejąc.- W sumie, nie wiem, rób co chcesz. Chyba.  Ale jeśli chcesz zostać, to zostań. Ale jeśli nie, to idź. Wszystko mi jedno.

– Czyli mam zostać?

– Nie, wszystko mi jedno, możesz iść, albo możesz też zostać. A ja sama nie wiem, rób co chcesz, twoje życie. – Chłopak zaśmiał się i podparł rękami o biodra.

– Panno Leak, w ogóle pani nie rozumiem. Mam zostać, czy iść? Jestem facetem i wole wszystko jasno. Zazwyczaj nie rozumiem kobiecych gierek.

– Nie wiem, rób co chcesz – powtórzyłam się i lekko naburmuszyłam.

– Ok to idę.

– Nie! – krzyknęłam i uniosłam się z łóżka.

– Ok, to zostaje.

– Nie wiem, rób co chcesz. – ponownie się nastroszyłam. Co się ze mną stało? Sama siebie nie poznaje. To wszystko pewnie było konsekwencjami rozbitej głowy.

Chłopak usiadł na brzegu mojego łóżka i lekko podniósł kołdrę.

– Chyba sobie żartujesz. Może straciłam dużo krwi, ale nie straciłam rozumu.

– No przecież muszę gdzieś spać, jeśli mam zostać. – Zacisnęłam szczękę i po chwili rozmyśleń posunęłam się naprawą stronę łóżka. Harry ściągnął buty i odwiesił bluzę na wieszak stojący nieopodal drzwi. Zgasił światło i po omacku doszedł do łóżka, po czym wsunął się pod kołdrę.

– Nie wiem dlaczego się na to zgodziłam – powiedziałam, przewracając się na prawy bok, plecami do niego.

– Bo zakochujesz się we mnie. – Nic nie odpowiedziałam na jego słowa, a jedynie przyłapałam się na mimowolnym uśmiechu. Nie wiem dlaczego to zrobiłam.  


___________________________________________________

Hej, wiem, że baaardzo długo nie dodawałam rozdziałów, ale w rekompensacie za dwa dni pojawi się nowy :) Do zobaczyska! :D 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top