Rozdział 23
- Do widzenia. - mówię, kiedy ostatni klient wychodzi przez szklane drzwi.
Szybko wbiegam do szatni i przebieram się z ubrań roboczych na czarne poprzecierane jeansy i biały T-shirt z dużym czarnym napisem the end.
- Cześć! - drę się na całą lokal, żeby pożegnać się z Lukiem i obrażoną na mnie Rose.
Dowiedziała się kim jestem i jest na mnie zła, za to że jej nie powiedziałam.
- Ta, do jutra. - mówi zmęczona całym dniem pracy Anderson i kieruje się do szatni.
Biegnę nie równym chodnikiem, kilka razy przy tym prawie tracąc przednie zęby. - Nie wiadomo co odbiło blondynce jeśli już się obudziła.
Otwieram drzwi mieszkania.
Ze zdziwieniem stwierdzam, że dziewczyna leży w tej samej pozycji co wcześniej w salonie. - Tak długo jest nie przytomna?
Podchodzę bliżej i dostaje zawału. Jej szeroko otwarte szare oczy wpatrują się bez wyrazu w biały sufit.
- Hej. - odzywam się niepewnie.
Jednak dziewczyna nic sobie z tego nie robi i kontynuuje swoje jakże ciekawe zajęcie.
- Pewnie ciekawi cię co tutaj robisz i co się stało. - usilnie próbuje nawiązać z nią rozmowę, ale ona nawet na mnie nie spojrzy.
Może jest w szoku?
- Jak wiesz na Ziemi żyją ludzie, jednak nie tylko oni. Istnieją też istoty nadprzyrodzone. - oznajmiam zestresowana, lekko się uśmiechając.
Zero odzewu z jej strony. Nic. Przeraża mnie to.
- Wczoraj nie zaatakował cię człowiek.
- To był wampir, ty jesteś wilkołakiem. - mówi beznamiętnie. - Wiem o waszym świecie, mój mate był głównym betą. - po jej policzkach spływają pojedyncze łzy. - Specjalnie poszłam do wampira, żeby mnie zabił jednak w ostatniej chwili zrozumiałam, że na tym świecie mam jeszcze coś do zrobienia i próbowałam mu się wyrwać.
O kurde. Czy ona właśnie mi powiedziała, że jej bratnia dusza umarła?
- Nawet nie próbuję sobie wyobrazić jak musisz się czuć. - odpowiadam szczerze.
- Przez ciebie czuje się jeszcze gorzej! - krzyczy na mnie wstając. - Dlaczego nie pamiętam nic co wydarzyło się poprzedniej nocy?!
Jednak kiedy spojrzała mi w oczy, spuściła wzrok i ledwo zauważalnie się skuliła.
- Przepraszam. - mówi cicho ze skruchą.
- Nie przepraszaj. - odpowiadam zdziwiona.
- Nie wiem co mi zrobiłaś, ale słyszę w głowie głos karzący mi cię wielbić i wykonywać wszystko co karzesz. - powiedziała z wyrzutem i cicho jęknęła.
Zapewne jej wewnętrzny wilk chce być mi posłuszny jako swojej alfie. Sprzeciwia się swojemu drugiemu wcieleniu co podobno powoduje ogromny ból. Mówię podobno, bo przeważnie zgadzałam się z Caną, a nawet jak nie to ona nie zadawała mi bólu.
- Jestem Octavia, a ty?
- Michelle.
- Skoro wiesz o świecie nadludzi to powinno być ci łatwiej zrozumieć kim się stałaś. - oznajmiam spokojnie.
- Chyba rozumiem, ale jak ty to zrobiłaś? - pyta zaciekawiona, w końcu pokazując jakieś emocje.
- Moim przodkiem był Romulus i tak samo jak on jestem alfą absolutną. Umiem przemieniać ludzi w wilkołaki.
Jej usta formują się w literę "O"
- Ale chce, żebyś nie traktowała mnie jak jakąś panią całego świata tylko swoją koleżankę.
Po moich słowach Michelle prostuje się i patrzy mi w oczy.
- Otsana wreszcie odpuściła. - mówi i z zadowoleniem znowu rozwala się na kanapie.
Fajne imię dla wilczycy.
- Mówiłaś, że musisz coś zrobić. - ciekawość wygrywa i po chwili pytam. - Co?
- Teraz odczuwam utratę więzi jeszcze mocniej, jednak jeśli mam zginąć to dopiero po śmierci mordercy mojego ukochanego.
- Pomogę Ci. - oznajmiam bez wahania. Jakby nie patrzeć jestem w podobnej sytuacji. - Kto to jest?
- Aaron Gastrell.
Kolejny sojusznik.
Już nie długo bracie będziesz wolny.
------------------------
Cudowną nową okładkę zrobiła AlexaNightshadow
Bardzo dziękuję<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top