Sedes #1
"Czas mija wolniej dla tych, którzy czekają." – Tak głosi jedna z popularnych piosenek. Cóż, trudno temu zaprzeczyć. Korzystając z piękniej pogody postanowiłam umilić sobie czekanie na ukochanego. Wyszłam do ogrodu, który jest moją ulubioną częścią posesji. Cały jest zasadzony kolorowymi kwiatami i krzewami. Na środku jest umiejscowiona malutka altanka ogrodowa. W środku znajduje wygodna ławka wykonana z drewna i wyłożona miękkimi poduszkami. Do tego jest stół dębowy wykonany w takim samym stylu. Z altanki mam widok na cały ogród oraz cudowny skalniaczek. Dookoła ćwierkają słodko skowronki. Korzystając z tego wzięłam jedną z moich ulubionych książek — Cierpienia młodego Wertera. Sam sens tej książki jest świetny. Czasami mój przyjaciel powtarza, że to on jest głównym bohaterem, ja tą szczęśliwą panną młodą. Różnica tu jest jednak taka, iż on nie planuje popełnić samobójstwa.
Kiedy już minęło sporo czasu usłyszałam głosy. Rozmowa toczyła się między kobietą a mężczyzną. Rozpoznałam te głosy. Nie mogłam jednak wierzyć, że należą one do...
Eda i Cherry?! Zaraz chyba spadnę z tej ławki. Trzymają się za ręce i szczerze się uśmiechają. Rozmawiają w sposób, jaki nawet ja już dawno z nim nie rozmawiałam.
— Ed, co ona tu do cholery robi?! — Niemalże wykrzyczałam, gdy zbliżyli się do mnie.
— Widzisz Es... Postanowiliśmy sobie dać drugą szansę. — Na te słowa mam wrażenie, że serce mi wyskoczy z piersi. Nie mogę uwierzyć własnym uszom i oczom.
— Ale jak to?! A co z nami? Czy ty chcesz tak po prostu przekreślić pięć lat naszego związku? — Nie, to nie dzieje się naprawdę.
— Prawda jest taka, że od początku nie pasowaliście do siebie. Spójrz prawdzie w oczy dziewczyno. — Powiedziała kpiąco kobieta.
— To, co było między nami już się skończyło. Wybacz. — Powiedział spokojnie, lekko ściskając dłoń byłej żony.
— Wybacz?! Tak po prostu mówisz mi "wybacz"?! Mieliśmy za miesiąc wziąć ślub, a ty tak zwyczajnie mówisz, że to koniec?
— Posłuchaj mnie smarkulo raz a dobrze. Ed nigdy nie był twój, nie jest i nie będzie. Uwiodłaś go raz i gratuluję, ale chyba nie myślałaś, że teraz już będziecie kochającą się rodzinką.
— Rodziną. Nawet twoje dziecko się dla ciebie nie liczy?! Co mam mu powiedzieć za parę lat? Tato miał w głębokim poważaniu mnie i ciebie. Wolał jakąś starą... — Chciałam wygarnąć jej wszystko, ale Ed przerwał mi.
— Nie masz prawa tak o niej mówić. Dziecka też się nie wypieram, bo wiem, że jest moje. Będę płacił wam alimenty i zechcę go widywać.
— Dobra, a teraz się wynoś. Chcę się nacieszyć Edem i naszym małym skarbem.
— Znowu go wrabiasz?! — Warknęłam i posłałam jej morderczy wzrok.
— Tak, jestem w ciąży zadowolona?
— Chyba w urojonej. — Wymusiłam uśmiech na twarzy, który jest drwiący. Następnie spojrzałam na Eda, którego zachowanie potwierdzało słowa księgowej. — Ty dupku! Jak mogłeś nam to zrobić?! Nienawidzę cię! — Spoliczkowałam go, a następnie wybuchłam płaczem.
— Es uspokój się! — Złapał mnie za nadgarstki, powstrzymując mnie. — Wiem, że byłem tylko twoją zabawką od zarabiania pieniędzy i utrzymania.
— Co?! Nigdy o tobie tak nie pomyślałam. Nigdy nie liczył się dla mnie twój prestiż. Szkoda, że mnie za taką masz, bo ja uważałam cię za mądrzejszego. Nie sądziłam, że byłbyś aż taki żeby nie zobaczyć tego przez tyle lat. — Otarłam łzy i starałam się uspokoić. — Gdyby było tak jak mówisz to nie robiłabym z tobą "tego" tak często. Co do dziecka to zapomnij, że go zobaczysz.
— Mam prawo widywać swojego syna. — Odparł spokojnie, ale stanowczo.
— No właśnie swojego. — Dobra, to nie jest prawda. Ed jest ojcem mojego dziecka. Trochę mnie poniosło i dlatego skłamałam. — To też możesz sobie zabrać. — Szybko ściągnęłam pierścionek zaręczynowy, a następnie zdeptałam go.
— Jakim cudem tak łatwo rozkruszyłaś diament?! — Widać, że był pod wrażeniem, w sumie ja też jestem w szoku, że rozdeptałam go z łatwością jak robaka.
— Widocznie był tak samo prawdziwy jak twoja miłość, czyli totalna podróbka.
Zaczęłam uciekać. Biegłam coraz to szybciej i szybciej. Opuściłam teren posesji Sheerana i biegłam przed siebie. Nie za bardzo myślałam i ostatnie, co pamiętam to był pisk opon samochodowych...
~*~
To tylko koszmar...
Otwarła oczy i rozejrzała się wokół siebie. Biel, która była za oknem prawie ją oślepiła. Rozpoznała jednak pomieszczenie, w którym się znajdowała. To była jej sypialnia. Chciała się podnieść, ale coś, a raczej ktoś skutecznie jej to uniemożliwiał. Delikatnie odwróciła się w lewą stronę i zobaczyła, że to jej mąż jest w nią wtulony i słodko śpi. Uśmiechnęła się na ten widok i poczuła ulgę, że to był tylko zły sen. Pogłaskała jego policzek i delikatnie wysunęła się spod jego objęcia. Nie czekając dłużej wzięła poduszkę, na której spała, a następnie nią uderzyła muzyka.
Edward momentalnie się obudził. Podniósł się do siadu i spojrzał na nią zdezorientowany. Nie był pewien, o co dokładnie chodzi małżonce. Przetarł zaspałe oczy i zobaczył, że kobieta płakała. Zmartwił go ten widok.
— Co się stało księżniczko? — Zapytał przejęty.
— Zdradziłeś mnie. — Odpowiedziała.
— Ja? Z kim? Z czym? Z poduszką? Kotek... Ja cię nie zdradziłem. — Był kompletnie zdezorientowany.
— Wiem, ale zrobiłam to profilaktyczne. —
— I to, dlatego płakałaś skarbie? Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie niezmiennie od dwudziestu lat. — Pogładził ją po policzku i uśmiechnął się lekko w jej kierunku.
To nie była pierwsza taka akcja. Właściwie to mniej więcej, co dwa tygodnie rudowłosy obrywał poduszką za takie sny. Ma świadomość, że tak zazdrość działa na Włoszkę. Podobało mu się to, że młodsza o dziesięć lat dziewczyna tak bardzo walczy o niego. Momentami jednak bywa to przerażające.
— Przepraszam cię misiek... Czasami mi zwyczajnie odwala. — Uśmiechnęła się przepraszająco.
— Kochanie nie masz się, o co martwić. Która byłaby zainteresowana takim pięćdziesięcioletnim rudzielcem? — Zaśmiał się cicho, ale uroczo. Delikatnie przytulił ukochaną.
— Ja jestem i to jest wystarczający dla mnie powód. A poza tym nie pięćdziesięcioletnim tylko czterdziestoośmioletnim MOIM rudzielcem. — Mocniej zaakcentowała przed ostatnie słowo.
— Twoim i tylko twoim. —
Pocałował ją namiętnie. A brunetka odwzajemniła jego pocałunek. On go pogłębił przechodząc na jej szyję. Cichutko pomrukiwała w podobny sposób do kota. Przechodząc niżej, zbliżając się na dekolt usłyszeli charakterystyczny dźwięk.
— No to chyba koniec naszej "zabawy". — Stwierdził lekko rozbawiony muzyk.
— Tatusiu... To się robi, gdy nikogo nie ma. — Zaśmiała się cichutko i pocałowała go. On machnął na to ręką, ubrał się i zeszedł na dół.
Ona również szybko ogarnęła się i zeszła gotowa na dół. Przy wyspie siedziała już ich najmłodsza pociecha – Liam. Chłopiec jest bardzo zamknięty w sobie. Posiada charakter całkowicie inny niż jego rodzeństwo. Żartownisie mówią, że gdyby nie włosy można powiedzieć, że ma innego ojca niż pozostała dwójka dzieci. Liam dorastał w cieniu starszego rodzeństwa. Cwaniaczek Jasper i przebojowa Rosaline przytłumili chłopca. Cechuje go niezwykła wrażliwość. To po ojcu odziedziczył smykałkę do tworzenia muzyki i pisania tekstów.
— Cześć Liam. — Podeszła do niego i poczochrała mu jego rude włosy.
— Mamo dopiero, co je czesałem... — Powiedział z oburzeniem chłopiec, poprawiając sobie włosy.
— Oj przepraszam... A gdzie masz rodzeństwo? — Zapytała z szerokim uśmiechem.
— Biją się o łazienkę... — Odparł przewracając oczami.
Poranny wyścig do łazienki był całkowita tradycją każdego poranka. Przepychanie się, wyzywanie to normalne u tej dwójki. Młodziaki dopiero potem zeszli na dół gdzie Ed przygotował już im śniadanie. Dzieciaki szybko zjadły i pobiegły do szkoły. To już ostatni dzień w tym roku, kiedy pójdą do szkoły. Wszyscy ludzie już żyją tylko zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia. Esmeralda nie chciała przemęczać swojego męża, dlatego sama postanowiła udać się na świąteczne zakupy.
Ciąg dalszy nastąpi...
Hej! To jest wstęp do książki. Długo siedziałam nad tym i się zastanawiałam jak to zrobić. Ta książka jest niezwykle dla mnie ważna, więc proszę pozostaw po sobie coś!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top