(29) To kiedy to dziecko?

Wpatrywałam się w szary sufit. Myślałam o tym jak to będzie. Ja, dziecko, Adrian... Nie mam żadnego planu na przyszłość.

Nie twierdzę, że nie chcę dziecka. Ja je chcę, ale jestem w trudnej sytuacji.

Jestem już po operacji. Cholernie boli mnie głowa, ale to pewnie przez narkoze. Nie czuje nic w nogach. Nie mam pojęcia dlaczego...

-Pani Alino, proszę iść spać jest po 3 w nocy.-wyrwała mnie z zamyślenia pielęgniarka poprawiając kroplówkę.-Była pani na bloku 6 godzin. Powinna się pani przespać.

Taaa. Spałam przez całą operacje! A teraz nie mogę spać. Martwie się...

      ***
Tato prosze nie!-usłyszałam krzyk Adriana.

Leżałam na łóżku. Nic nie widziałam do czasu gdy ktoś nie odsłonił mi oczu.

Ujrzałam ojca mojego chłopaka z nożem w ręce, którą przysuwał coraz bliżej mojej szyji. Jego druga ręka powędrowała w stronę paska od spodni i rozporka.

Popatrzyłam nerwowo w strone lustra. Najpierw zobaczyłam Adriana zamkniętego w jakimś pomieszczeniu, następnie siebie.

Miałam jakąś białą tunikę jak z psychiatryka. I pod spodem nie miałam bielizny! Moje ręce były przykute kajdankami do jednego pręta od łóżka, a nogi, w rozkroku przypięte łańcuchami.

Obróciłam się z powrotem w strone taty Adriana i od razu tego pożałowałam. Chyba wiecie co zobaczyłam...

-To kiedy to dziecko?-zapytał tonem pedofila.-Współpracuj, a nie pocharatam cię tym pięknym nożem.

-J-jak?-zapytałam i głośno przełknęłam ślinę.

-Dobrze wiesz jak.-odpowiedział jednocześnie kładąc się na mnie...

-Spokojnie Alina.-Powiedział ktoś kto przy mnie siedział.

Byłam cała zlana potem. Nie wiedziałam czy to był sen czy rzeczywistość.

-To był tylko sen panie doktorze.-powiedział Adrian wstając z krzesełka, które stało obok mnie.

-No dobrze. Mamy już pani wyniki-powiedział lekarz zwracając się do mnie.- Zanim powiem pani o wynikach proszę aby odpowiedziała mi pani na moje pytanie. Czuje coś pani w nogach?

-Nic, a nic-odpowiedziałam zcierając pot z czoła.

-Tak jak myślałem. Przykro mi. Nie wstanie już pani na nogi. Nigdy.

Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy...-to słowo ciążyło mi w umyśle cały czas...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top