Rozdział I

Siedząc w samochodzie w drodze do szkoły Charles'a Xavier'a rozmyślałem o tym jak to wszystko będzie wyglądać. Czy uda mi się z kimś zaprzyjaźnić? Jakie zdolności posiadają inni? Czy są bardzo zbliżone do moich?

Przez te dwa dni w ogóle nie wyszedłem z pokoju. Nawet, gdy matka z ojcem kazali mi posprzątać czy zająć się czymkolwiek innym. Miałem to już gdzieś. Nie miałem zamiaru więcej być dla nich tylko darmową siłą roboczą.
Nikt nie zauważył jak rano po prostu wyszedłem z domu z walizką w ręce. Może to dobrze i tak nie miałem ochoty ich widzieć. Chciałem raz na zawsze o tym wszystkim zapomnieć. Zostawić to za sobą i zacząć od nowa. Nie będzie to zapewne łatwe, ale muszę spróbować.

Samochód prowadził mężczyzna w okularach, który dwa dni temu był w moim domu razem z Charles'em. Przez te kilka minut jakie spędziliśmy w swoim towarzystwie udało mi się dowiedzieć, że ma na imię Hank i jest jednym z nauczycieli, co oznaczało, że również musiał posiadać nadprzyrodzone zdolności, jednak nie chciał mi o nich powiedzieć, a ja nie miałem zamiaru naciskać. Poza tym i tak nie jechaliśmy długo.

Gdy wjechaliśmy przez główną bramę na teren szkoły nie mogłem wyjść z podziwu. Była naprawdę pokaźnych rozmiarów. Praktycznie cała była obrośnięta pnączami, a gdzieniegdzie widać było kwitnące kwiaty. Wokół głównego palcu również było pełno cudownych równo przystrzyżonych krzewów różanych. Widać było, że szkoła ma już swoje lata, ale wyglądała pięknie. Dookoła było sporo wolnej przestrzeni, na której zapewne ćwiczyli uczniowie. Może ja także będę tam doskonalić swoje zdolności.
Hank zatrzymał samochód przed wejściem do szkoły i odwrócił się w moją stronę.

- To jesteśmy na miejscu. Ja muszę coś jeszcze załatwić, więc po prostu wejdź do środka i rozejrzyj się. Możesz śmiało wszędzie wchodzić oprócz gabinetu dyrektora. 
- Jasne rozumiem. - odparłem i otworzyłem drzwi pojazdu, żeby wysiąść.
- Aha! I uważaj na siebie! Z nimi to nigdy nic nie wiadomo!
- Dobrze... - spojrzałem na niego lekko zdziwiony, ale postanowiłem wziąć jego słowa pod uwagę.

Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem po schodach do wejścia budynku. Gdy znalazłem się w środku nie mogłem wyjść z podziwu. Szkoła tętniła życiem. Widziałem wielu uczniów przechadzających się po korytarzach. Śmiali się i rozmawiali spędzając miło czas w swoim towrzystwie. Miałem wielką nadzieję, że mnie również uda się tutaj znaleźć kogoś z kim uda mi się stworzyć wyjątkową więź.

Szedłem przed siebie rozglądając się dookoła i nagle coś lub ktoś dosłownie przeleciał tuż przed moim nosem. Zatrzymałem się natychmiast i spojrzałem w kierunku, w którym to coś popędziło. Jednak nie dostrzegłem niczego. Już miałem iść dalej, gdy nagle zauważyłem czarnego psa biegnącego w tym samym kierunku. Zwierzak nie zatrzymał się tylko pobiegł przed siebie, a ja zacząłem się zastanawiać czyj jest owy czworonog. Sądziłem, że przyjdzie mi się tego dowiedzieć, gdy zza tego samego zakrętu wybiegł czarnowłosy chłopak. Zatrzymał się obok mnie oddychając ciężko. Musiał gonić go spory kawałek drogi.

- Biegł może tędy czarny pies? - zapytał, gdy udało mu się złapać oddech.
- Tak, pobiegł tam. - odparłem i wskazałem kierunek, w którym udał się zwierzak.
- On mnie kiedyś wykończy. - westchnął i spojrzał na mnie, a po chwili się uśmiechnął. - Jesteś tutaj nowy? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.
- Tak przyjechałem dosłownie przed chwilą.
- Super! Dobrze, że profesor ściąga tutaj nowych uczniów! Jestem Jeno. - odparł z uśmiechem i wyciągnął do mnie dłoń, którą oczywiście uścisnąłem.
- A ja Mark.
- Miło cię poznać.
- I wzajemnie. Może pomogę Ci znaleźć tego psa?
- Było by świetnie, a przy okazji oprowadzę cię po szkole, jeśli chcesz.
- Pewnie!

Ruszyliśmy razem w kierunku, w którym pobiegł zwierzak. Bardzo się cieszyłem, że już pierwszego dnia udało mi się kogoś poznać. Jeno wydawał się być naprawdę miły i chciałem go poznać lepiej. Nasuwało mi się na język wiele pytań, ale postanowiłem zadać jedno dość istotne dla mnie pytanie.

- Czyli... Ty również posiadasz nadprzyrodzone zdolności?
- Oczywiście! Każda ze znajdujących się tutaj osób posiada jakąś niezwykłą moc.
- Więc co takiego potrafisz? Jeśli mogę oczywiście zapytać.
- Jasne, że możesz! W końcu to nie jest żadna tajemnica. Mogę Ci pokazać.

Zatrzymał się na chwilę i rozejrzał dookoła. Najwidoczniej czegoś szukał, a gdy już to znalazł spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Widzisz tamten wazon? - zapytał wskazując na przedmiot stojący na stole niedaleko nas.
- No tak.
- Więc patrz teraz.

Uniósł rękę w kierunku wazonu i skupił na nim swoje spojrzenie. Przez chwilę zastanawiałem się co ma zamiar zrobić. I przyszło mi się przekonać.
Przedmiot drgnął, a następnie zaczął się unosić w górę. Patrzyłem jak wznosi się coraz wyżej, a potem obraca raz w prawo raz w lewo. Byłem pod wielkim wrażeniem. Taka moc była naprawdę bardzo przydatna, a do tego potrafiła zadziwić.

- Wow...
- No wiem. Telekineza to dość fajna sprawa. - odparł dumny i odłożył wazon z powrotem na miejsce.
- Jak ciężkie przedmioty potrafisz podnieść za pomocą telekinezy?
- Cóż... Narazie najcięższa była  ciężarówka.
- Żartujesz?
- To prawda. Jeśli chcesz to kiedyś Ci to udowodnie.
- Nie trzeba wierzę Ci.
- No, a co z twoją zdolnością?
- Cóż... Potrafię zatrzymać czas, ale...
- Że co?! Mówisz poważnie?! - Jeno spojrzał na mnie z czystym szokiem.
- No tak.
- Pokaż! Proszę! - zawołał z entuzjazmem.
- No dobrze, zgoda.

Złapałem go za nadgarstek i na chwilę zamknąłem oczy, a gdy znów je otworzyłem wszyscy oprócz mnie i Jena zatrzymali się. Można było zaobserwować jak jeden z chłopaków zawisł w powietrzu podczas skoku, a obok niego stała dziewczyna ze szminką, którą zdążyła pomalować tylko jedną wargę.
Spojrzałem na Jeno, który rozglądał się dookoła nie wierząc w to co widzi. Spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- No nieźle! Jak długo potrafisz wstrzymać czas?
- Nie wiem. Zwykle robiłem to tylko na chwilę. Jakoś nie miałem potrzeby robić tego dłużej.
- Kiedyś musimy to sprawdzić.
- Jasne chętnie! - odparłem również się uśmiechając i znów wznowiłem bieg czasu.

Wszystko znów wróciło do życia, a ja mogłem już puścić nadgarstek chłopaka.

- Wow... To moja moc w porównaniu z twoją to jest nic.
- Nie mów tak, to nie prawda. Twoja zdolność jest świetna! Przecież potrafisz podnieść ciężarówke!
- Dzięki Mark. Dobra w takim razie teraz chodźmy poszukać tego zbiega, a potem mogę Ci pokazać szkołę.

Ruszyłem za Jeno na dziedziniec. Powiedział, że spodziewa się, iż właśnie tam znajdzie psa. Zacząłem rozglądać się dookoła szukając małej czarnej kulki i w istocie nie było to aż takie trudne. Było tutaj sporo uczniów cieszących się piękną pogodą. Jednak po chwili zauważyłem jak zwierzak biegnie między drzewami.

- Tam jest! - zawołałem wskazując na czworonoga.
- No to teraz cię mam!

Jeno uniósł rękę i skupił wzrok na stworzonku, które biegało sobie radośnie nie zdając sobie z niczego sprawy. Nagle zatrzymał się i uniósł w górę. Nadal próbował uciec przebierając łapkami w powietrzu. Jednak z pola kinetycznego nie ma ucieczki. Zwierzę znajdowało się coraz bliżej nas, a na twarzy Jeno pojawił się złośliwy uśmieszek. Odwrócił stworzenie mordką do nas i zaśmiał się.

- Widzisz mówiłem, że mi się uda, a teraz wyskakuj z kasy!

Spojrzałem ze zdziwieniem na bruneta. Czy on właśnie powiedział do psa, żeby dał mu pieniądze? Nie, musiałem się przesłyszeć. Faktycznie to była szkoła dla nastolatków o nadprzyrodzonych zdolnościach, ale wątpię, żeby było możliwe, aby pies miał przy sobie pieniądze.
Jednak nie spodziewałem się tego co stało się po chwili.
Zwierzak zmienił swoją formę i już nie był psem, ale chłopakiem, który patrzył na Jeno z nadąsaną miną i skrzyżowanymi na piersi rękami. Nadal lewitował w powietrzu trzymany przez pole kinetyczne.

- To nie fair.
- Ależ oczywiście, że fair! Zawsze to ty wygrywałeś, a teraz to ja jestem górą! W końcu!
- No dobra! Niech ci będzie! Ten jeden raz! - odparł i wciągnął z kieszeni banknot, który podał Jeno.
- Dziękuję bardzo! - odparł zadowolony i schował pieniądze do kieszeni spodni.
- Możesz mnie teraz łaskawie postawić na ziemi?
- Aha! No tak!

Jeno opuścił rękę i chłopak znów stanął na własnych nogach.
Cały czas nie za bardzo miałem pojęcie co się wydarzyło, więc tylko patrzyłem ze zdziwieniem na Jeno, który po chwili zdał sobie sprawę z tego, że na niego spoglądam.

- Ach! Zapomniał bym! Mark to jest Chenle, Chenle to jest Mark jest nowym uczniem naszej szkoły.
- Serio? Jak cudownie jest poznawać nowych ludzi! Cieszę się, że profesor sprowadza coraz więcej uczniów do szkoły!
- No dokładnie to samo powiedziałem! No może oprócz tej pierwszej części.
- Cieszymy się, że z nami jesteś. - odparł z uśmiechem Chenle i uścisnął moją dłoń potrząsając nią energicznie.
- Ja także się cieszę. Nie sądziłem, że istnieją osoby takie jak ja.
- Oczywiście, że istnieją! Na świcie jest pełno osób takich jak my, a każdy ma inną zdolność.
- Każdy?
- Tak. Nie ma dwóch takich samych mutantów. Każdy z nas jest wyjątkowy.
- Więc jak nazywa się twoja zdolność? - skierowałem pytanie w stronę Chenle'a.
- Profesor mówi na to zmiennokształtność, ale ja nazywam to metamorfozą.
- Czyli możesz się zmienić w cokolwiek?
- Mogę się zmienić w każdą żywą istotę jaka istnieje. Człowieka lub w zwierzę.
- No także musisz uważać. Kiedyś zmienił się w profesor Storm i próbował prowadzić lekcje.
- Próbował?
- Na początku szło mi dobrze, ale w pewnym momencie do sali weszła prawdziwa profesor Storm i wysłała mnie do dyrektora.
- Ale mimo wszystko zabawa była niezła dla tych, którzy wiedzieli, że to on.
- A ty wiedziałeś? - skierowałem pytanie w stronę Jeno.
- Oczywiście! W końcu tylko on wydaje dźwięki podobne do delfina.
- Wcale, że nie!
- A właśnie, że tak!
- No dobra może trochę. - odparł nieśmiało Chenle i po chwili wybuchęliśmy śmiechem.

I mogłem usłyszeć, że faktycznie podczas śmiechu brzmi troszkę jak delfin, ale było to naprawdę urocze. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę i w momencie, gdy miałem o coś zapytać coś znów dosłownie przeleciało obok nas zachaczając po drodze Jeno, który zachwiał się i, gdybym nie złapał go za ramię w ostatniej chwili to jego twarz spotkała by się z trawnikiem. Pomogłem mu utrzymać z powrotem równowagę i dopiero wtedy puściłem jego ramię.

- Co to było? - zapytałem rozglądając się dookoła.
- To był... - zaczął Jeno, ale przerwał mu Chenle.
- Ten! Może byś uważał gdzie biegasz!? - zawołał, a po chwili obok nas stanął srebrnowłosy chłopak.
- Wybacz Jeno. Naprawdę nie chciałem. - odparł delikatnie klepiąc bruneta po ramieniu.
- Nie no w porządku. Wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie. Dzięki Mark.
- Nie ma za co.
- Mamy nowego ucznia w szkole? - zapytał nagle Ten.
- Tak, jestem Mark.
- Mówią na mnie Ten.
- Tak Ten, ponieważ nikt nie potrafi wypowiedzieć jego prawdziwego imienia.
- To prawda. Nawet Renjun ma z tym problem.
- Cóż... W każdym razie fajnie, że jesteś Mark. Przynajmniej ktoś będzie chronił naszego Jeno.
- Przydałoby się. - zaśmiał się Chenle.
- Dam sobie radę spokojnie, ale w razie czego warto mieć kogoś kto ci pomoże. - odparł Jeno i spojrzał na mnie z uśmiechem co oczywiście odwzajemniałem.
- Dobra, ale tak zmieniając temat to jaką ty masz zdolność Mark, bo już dłużej nie wytrzymam. - wtrącił nagle Chenle.
- Aż tak cię to ciekawi?
- A żebyś wiedział! - spojrzał na Ten'a, a on przez chwilę się nad czymś zastanawiał.
- W sumie to mnie też to ciekawi, ale poczekajcie chwilę!

Sekundę później już go nie było. Spojrzeliśmy po sobie zastanawiając się o co mu chodziło. Myślałam, że znajdę odpowiedź u chłopaków, ale oni także wyglądali na zaskoczonych zachowaniem chłopaka. Nie zdążyliśmy nawet zamienić słowa, a on znów pojawił się obok nas trzymając cztery kubki w rękach.

- Przydałoby się czegoś napić, bo nie wiem jak was, ale mnie suszy.
- Jak się nic innego nie robi tylko biega całe dnie to tak jest. - odparł Jeno.
- Może, ale na tym polega moja zdolność. Super szybkość jest bardzo przydatna w wielu sprawach.
- Nie wątpię.
- Dobra dla Jeno mam zieloną herbate, a dla naszej trójki gorącą czekolade. Mam nadzieję, że trafiłem z tą czekoladą Mark. - odparł i wręczył każdemu kubek.
- Oczywiście. Uwielbiam czekoladę.
- Cieszę się, a teraz podziel się z nami twoją zdolnością.
- Cóż... Potrafię zatrzymać czas... - zacząłem, ale przerwał mi Chenle, który zaczął kaszleć.

Ten natychmiast znalazł się obok niego i pomógł mu zapanować nad nagłym atakiem kaszlu. Jeno zabrał mu z ręki kubek i odłożył daleko od niego.

- Tobie już chyba wystarczy.
- Jezu Chenle!
- Naprawdę potrafisz zatrzymać czas?! - szatyn zignorował ich i patrzył na mnie zszokowany.
- No tak...
- Pokaż!

Upiłem łyk czekolady i zaśmiałem się. Cieszyłem się, że zrobiło na nim to takie wrażenie. Wyglądał uroczo, gdy patrzył tak na mnie swoimi błyszczącymi oczami. Już miałem odpowiedzieć, gdy...

- O nie! Narazie ja tylko byłem świadkiem jego niezwykłych zdolności i niech tak zostanie! - oburzył się nagle Jeno.
- Ale to nie jest fair!
- Trudno! Poza tym Mark nie może się zbytnio przemęczać.
- Jeno ma rację Chenle, ale przyznam, że brzmi to naprawdę niesamowicie. Poza tym profesor Xavier mówił, że władanie czasem jest jedną z najpotężniejszych mocy. - stwierdził Ten.
- Dlatego właśnie chcę to zobaczyć!
- Obiecuję, że kiedyś Ci to pokaże.
- Obiecujesz?
- Tak obiecuję.
- W takim razie trzymam cię za słowo.
- Dobra my tu gadu gadu, a ja obiecałem, że oprowadzę Mark'a po szkole, więc wybaczcie, ale musimy już iść. - odparł Jeno i pociągnął mnie za ramię.
- W takim razie widzimy się na zajęciach Mark. - pożegnał się Ten i po chwili już go nie było.
- Weźcie mnie ze sobą!
- Nie powinieneś mieć teraz zajęć z profesor Gray?
- Aha... No tak faktycznie. Ale spotkamy się jeszcze, prawda Mark?
- Jasne, że tak Chenle.
- Świetnie! To ja będę już leciał! - zawołał zadowolony i dosłownie odleciał zmieniając się w ptaka.

Patrzyłem przez chwilę jak robi obroty w powietrzu, a następnie ruszyłem z Jeno z powrotem do szkoły.
Brunet pokazał mi wszystkie sale lekcyje mówiąc przy okazji o nauczycielach, z którymi mogę mieć zajęcia. Zapamiętałem tylko profesor Jean Gray, Storm i oczywiście dyrektora Charles'a Xavier'a. Było jeszcze kilku, ale o nich tylko wspomniał jednym słowem. Następnie biblioteka, do której na pewno zajrzę, ponieważ tutaj mogę znaleźć odpowiedzi na moje pytania. Pamiętałem, że dyrektor obiecał, że odpowie na nie w swoim czasie, jednak nie miałem pojęcia kiedy ten moment nadejdzie, a nie chciałem zbyt długo czekać.
Pokazał mi jeszcze stołówkę i aule, na której prowadził wykłady profesor Summer i Xavier.

- A tu jest twój pokój. - odparł otwierając przede mną drzwi, gdy znaleźliśmy się w skrzydle z akademikami.
- Mam własny pokój?
- Jasne! Każdy uczeń ma swój własny.
- A skąd wiesz, że ten jest mój?
- Profesor Xavier mi powiedział.
- W jaki sposób? Nie spotkaliśmy go przecież.
- Tak, ale Charles Xavier jest jednym z najpotężniejszych telepatów jacy istnieją na tym świecie. Po prostu dowiedział się, że jesteś ze mną i przekazał mi w myślach, żebym cię tu zaprowadził.

Cóż... Mogłem się tego domyślić. Miałem wielkie szczęście, że ktoś taki, jak on będzie mnie uczył.
Byłem niezwykle ciekaw czego jeszcze uda mi się dowiedzieć i kogo uda mi się poznać. Nie musiałem czekać długo, gdy nagle coś uderzyło w ścianę w pokoju obok. Spojrzałem na Jeno, który przewrócił oczami.

- Chcesz poznać swojego sąsiada?
- Tak myślę. Kim on jest?

Brunet chwycił mnie za ramię i poprowadził do pokoju obok. Zapukał do drzwi, a po chwili otworzył nam chłopak o kruczoczarnych włosach uśmiechając się na nasz widok.

- No cześć Jeno. Co tam?
- Co ty wyprawiasz Johnny? - brunet zignorował jego pytanie.
- Cóż... Próbowałem czegoś nowego i... - otworzył szerzej drzwi tak, żebyśmy mogli zobaczyć jego wnętrze.

Wszędzie było pełno śniegu. Na półce, łóżku, szafie. Dosłownie wszędzie. W rogu pokoju leżał stłuczony wazon, a telewizor wiszący na ścianie był dosłownie zamrożony.
Jeno westchnął na ten widok i zwrócił się do mnie.

- Radzę Ci się do tego przyzwyczaić albo poprosić o zmianę pokoju.
- Czyli to jest mój nowy sąsiad?
- Tak, więc nie odstrasz kolejnego.
- Jestem Johnny.
- Mark. - odparłem krótko z uśmiechem i uścisnąłem jego dłoń.
- Nie martw się nie musisz zmieniać pokoju. Takie rzeczy nie będą się zdarzać często.
- Spokojnie, nie przeszkadza mi to.
- Serio? - zapytali obaj jednocześnie patrząc na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Tak. Rozumiem to, że Johnny stara się trenować swoje zdolności.
- Szkoda tylko, że przy okazji rozwala wszystko na swojej drodze. - odparł Jeno, a ja śmiałem się.
- Nie wszystko. - oburzył się, ale mimo to również się zaśmiał.
- Dobra większość.
- Ale przynajmniej potrafię to.

Johnny wyciągnął rękę w naszą stronę, a na niej pojawiła się biała kulka, a po chwili zmieniała się w  śliczny płatek śniegu. Pochyliłem się, żeby bliżej się mu przyjrzeć.

- Piękne.
- Tak. Co z tego, że to piękne zjawisko zasypało kiedyś całą szkołę. - zaśmiał się Jeno.
- To był wypadek!
- Wywołanie ogromnej zamieci nazywasz wypadkiem?
- Tak! Wtedy jeszcze nie panowałem nad moją mocą.
- A teraz już panujesz?
- Jasne Jeno! Nie martw się.
- Łatwo ci mówić, ale to ja zawsze "przez przypadek" dostaje śnieżką w twarz.
- Przecież cię już za to przepraszałem!
- Dobra nie ważne, potem do tego wrócimy. Jutro Mark zaczyna lekcje z profesorem Xavier'em, więc zaprowadź go do auli. To narazie wszystko.
- Jasne! To widzimy się jutro Mark! - zasalutował Johnny i wrócił z powrotem do pokoju.

My zrobiliśmy to samo i weszliśmy do mojego pokoju. Teraz dopiero mogłem się rozejrzeć. Był urządzony dość prosto, ale mnie to nie przeszkadzało. Niewielkie łóżko, szafa, kilka półek i oczywiście biurko. Wszystko było w odcieniach beżu. Oprócz pościeli, która była w całkiem ładnym błękitnym kolorze. Moim ulubionym z resztą.

- Dobra ja musze już iść, więc ty Mark rozpakuj się i idź odpocząć. 
- Tak zrobię. Dzięki Jeno.
- Nie ma za co. Widzimy się jutro?
- Jasne! Miło było cię poznać.
- Ciebie również. No to do zobaczenia. - pożegnał się i wyszedł zostawiając mnie samego w pokoju.

Usiadłem na łóżku i uśmiechnąłem się do siebie. To był dopiero mój pierwszy dzień tutaj, ale już czułem się tu dobrze. Poznałem niezwykłych ludzi, którzy nie wątpię, że wniosą do mojego życia wiele radości. Szczególnie mały Chenle, z którym na pewno będzie wesoło. No i Jeno, który jako pierwszy wyciągnął do mnie dłoń. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej na jego wspomnienie. Spojrzałem na walizkę, która stała w rogu pokoju. Nie miałem siły jej wypakować. Poza tym i tak nie mam w niej dużo rzeczy. Zrobię to jutro. Położyłem się na łóżku i po chwili po raz pierwszy od bardzo dawna zasnąłem naprawdę głębokim i spokojnym snem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top