I
Poranek nie należał do najcieplejszych i najprzyjemniejszych. Nad San Francisco zawisły ciemne chmury, które miały zwiastować nadciągające kłopoty. Wiatr zacinał w oczy zimnym powietrzem, a w tym wietrze unosił się zapach depresji i śmierci.
Valentina wyczuła to przy porannym bieganiu, a gdy tylko dostała telefon, od swojej wspólniczki, która była również Młodszą Aspirantką policji w San Francisco, wiedziała, że właśnie zapach śmierci nie był przypadkowy.
Pod Black Coffe, zebrała się spora grupa ciekawskich ludzi, gdy wokół miejsca zbrodni stało pełno bramek, odgradzających świat zewnętrzny od świata śmierci. Pełno taśm policyjnych, wiele radiowóz oraz samochodów z wydziału kryminalnego, który miał za zadanie odnaleźć ślady i wszystko przeanalizować.
Vivian stała przed kawiarnią, przeglądając akta zamordowanej kobiety, gdy nagle zajechał czarny Mercedes Benz GL-Class, z którego wysiadła młoda blondynka, z zarzuconym, na ramiona, karmelowym płaszczem, który na wietrze lekko powiewał, wraz z włosami, związanymi w wysokiego kucyka. Na szyi świeciła odznaka policyjna, z wydziału detektywistycznego, a czarne botki, na obcasie, odbijały się cichym echem.
Pełno gapiów, którzy byli ciekawi całej sytuacji, zwrócili szczególną uwagę, gdy kobieta, z czarnego Mercedesa, podeszła do policjanta, który pilnował całego zgromadzenia i pokazała swoją legitymację, a on bez zastanowienia ją przepuścił, oznajmiając:
- Dobrze panią widzieć, panno Holt. - dziewczyna nawet nie raczyła obdarzyć kolejnym spojrzeniem. Minęła go, jak psa, skutego na łańcuchu, za karę i podeszła stanowczym krokiem do Vivian, wyciągając rękę w stronę teczki z aktami.
- Co tym razem? - spojrzała na wszystkie dane zamordowanej Hailey Becker, by zaraz ruszyć do środka kawiarni.
- Została dźgnięta nożem w obydwa płuca, całe plecy, nogi i potylica zakrwawione, przez rozbitą porcelanę, poderżnięte gardło... - wydusiła na jednym tchu. Postawa Valentiny Holt, przyprawiała Młodszą Aspirantkę o zimne drzeszcze przerażenia. Nigdy nie wiedziała w jakim nastroju była, danego dnia, detektyw. Z każdym wypowiedzianym słowem starała się wyczytywać jej wyraz twarzy czy gesty, ale blondynka była jak kamień. Bez emocji, bez empatii. Swoim chłodnym spojrzeniem potrafiła rozbroić przeciwnika i wydobyć z niego wszystkie potrzebne informacje.
- Świadkowie? - rzuciła, odkładając teczkę na blat baru, wraz z płaszczem, który zdjęła, po przekroczeniu progu kawiarni. Brunetka od razu wyciągnęła jej parę gumowych rękawiczek, które Valentina założyła i udała się do pomieszczenia, z którego wydobywały się odblaski fleshy.
- Brak świadków. Kamery nie działały po godzinie dziewiątej wieczorem, przez brak prądu na całej ulicy. - wydukała.
- Sprawca?
- Zbiegł. Bez żadnych śladów. - spojrzały na mężczyznę, ubranego w biały kombinezon, trzymającego aparat w dłoniach. Klęczał nad nienaturalnie bladym i pokiereszowanym ciałem młodej kelnerki.
Zapach krwii unosił się w całym pomieszczeniu socjalnym, a śmierć, która przyprowadziła tutaj Holt, odeszła w siną dal, choć zostawiła po sobie ślad niepewności. To był kolejny znak, że sprawa się jeszcze nie zakończyła, a może przysporzyć kolejnych kłopotów.
- Kto was...
- Właścicielka kawiarni. - wtrąciła, Vivian. - Zaraz po godzinie siódmej.
- Najpierw obejrzę to miejsce. A później z nią porozmawiam. - blondynka stanęła nad mężczyzną i zlustrowała ciało. Blaski fleshy przestały się odbijać, a mężczyzna oparł rękę o swoje kolano i również przyglądał się ciału młodej kobiety.
- Hailey Becker, dwadzieścia trzy lata... Czym sobie zawiniła na taki los? - mruknął smutno mężczyzna. Nie ważne czy młoda czy starsza osoba, czy przestępca czy niewinny człowiek, zawsze był zdania, że nikt nie zasługiwał na zostanie zamordowanym.
- Weź się w garść. Potrzebuję analizy. - kucnęła z lewej strony fotografa i złapała za nadgarstek brunetki, chcąc dowiedzieć się ile czasu już nie żyje.
- Nagrania z kamer zostały sprawdzone. Prąd zgasł dokładnie osiem po dziewiątej, wieczorem. Wtedy jeszcze sprzątała. Morderstwo musiało nastąpić po zgaśnięciu kamer.
Valentina zaczęła analizować. Każdy szczegół z miejsca zbrodni. Widziała każdy znacznik, znalezionych poszlak. Jednak uwagę przykuł, na rozbitych talerzykach, ślad. Duża, ciężka podeszwa odbiła się na białych kawałach. Rozmiar nie wyglądał jak na damskie buty robocze, albo trapery. Był to, jak najbardziej, męski but.
- Znaleźliście jakieś jeszcze wskazówki? - wwierciła się wzrokiem w mężczyznę, z wydziału kryminalnego.
- Niestety nic. Zero odcisków śladów, żadnego włamania, szarpaniny. - Valentina głośno westchnęła i wstała, ściągając z rąk białe rękawiczki.
Właśnie wtedy zrozumiała, że trochę czasu spędzi nad śledztwem. Musiała jak najwięcej dowodów zebrać, apropo całego zajścia, dowiedzieć się o potencjalnych wrogach, a także motywie zbrodni.
- Vivian, przyprowadź mi właścicielkę. - odparła, wychodząc na salę i łapiąc za swój płaszcz, ponownie zarzucając go na ramiona.
Brunetka wykonała rozkaz i wyszła na dwór, idąc do jednego z radiowozu, w którym siedziała rudo-włosa kobieta. Otworzyła drzwi i mruknęła do niej:
- Zapraszam.
Bez słowa Allyson wysiadła z pojazdu i udała się do swojego lokalu, a na środku ujrzała blondynkę. Lekko się zmieszała, nie wiedząc czy właśnie teraz zostanie przesłuchana, czy dostanie informacje, że jedzie z nimi na komisariat. Niespokojnie wyczekiwała odpowiedzi na swoje galopujące myśli.
- Panna Allyson Weber, jak mniemam? - kobieta przytaknęła, nie wiedząc jak odpowiedzieć. - Valentina Holt z wydział detektywistycznego. Muszę pani zadać parę pytań. - w swojej dłoni miała już mały czarny notesik oraz długopis, z wygrawerowanymi inicjałami. - Co robiła pani po godzinie dziewiątej wieczorem?
Rudowłosa zaśmiała się z kpiną i nie dowierzała w co próbuje brnąć detektyw Holt.
- To żart? - próbowała wyczytać jakąś reakcje z mimiki twarzy pani detektyw, ale takowej nie odnalazła. - Zamordowano moją najlepszą pracownicę, a jestem podejrzewana o zbrodnię?
- O współudział. Póki co jest pani na liście podejrzanych osób. - Allyson już chciał coś powiedzieć, a Valentina uciszyła ją gestem ręki i kontynuowała swój wywiad. - I zanim zada pani pytanie, z jakich powodów. W zamian za to, że biznes się rozkręcał, mogła pani kogoś wynająć i zlecić zabójstwo, na Hailey Becker, tylko dlatego, że swoją urodą i pracowitością, przyciągała coraz to więcej klientów.
Właścicielkę zbiło z tropu. Wypowiedź pani detektyw była na tyle przekonująca, że zaczęła samą siebie podejrzewać, że rzeczywiście mogła dokonać zbrodni.
- W takim razie, jak tutaj nie porozmawiamy, to zapraszam na komisariat policji, porozmawiamy w cztery oczy. I lepiej niech się pani zastanowi doskonale nad swoimi słowami. - warknęła blondynka i zostawiając oszołomioną Weber w środku lokalu, udała się do samochodu, rzucając na siedzenie obok teczkę z aktami Hailey Becker i notatnik.
Zamknęła drzwi pojazdu i spoglądając przez szybę, wpatrywała się w postawę właścicielki, która znów usiadła do radiowozu, a wraz z nią Vivian i jej kolega ze zmiany. Ruszyli na komisariat, a Valentina za nimi.
Dwadzieścia minut później, Holt przygotowywała się do przesłuchana. W ekspresie, który znajdował się w kuchni policyjnej, zrobiła sobie kawę, zalewając mlekiem, a gdy ją spróbowała, skrzywiła się z nieprzyjemnego smaku spalenizny i kwasowości.
- Nie ma jak w tej pieprzonej ruderze... - burknęła pod nosem i pewnym krokiem udała się do sali przesłuchań, w którym czekała Allyson, a wraz z nią jeden z policjantów, który ją pilnował, by nie uciekła. - Dzięki, możesz iść. - posłała mu chłodne spojrzenie, na co policjant, lekko speszony, wyszedł z sali, zostawiając panią detektyw i właścicielkę kawiarni, same.
Valentina rzuciła na stół teczkę ze zdjęciami Hailey i przyglądała się wszystkim reakcjom kobiety. Jedyny zapach, który unosił się w pokoju, to zapach strachu i niepewności. Doskonale wiedziała jak działa na wszystkich, których przesłuchuje. Każdy kto był niewinny i tak obawiał się najgorszego z jej strony.
Rudo-włosa złapała za przedmiot i otworzyła go, a jej oczom ukazały się zdjęcia zmasakrowanego ciała Hailey. Każdy najdrobniejszy szczegół. Nawet rany, które były spowodowane upadkiem na roztrzaskaną zapasową porcelanę, którą Allyson zakupiła dwa miesiące wstecz. Nie miała pojęcia co powiedzieć, a w jej oczach zebrały się łzy smutku. Nie traktowała jej jako pracownika, ale jako świetną koleżankę, której mogła powierzyć wszystko.
- Hailey była cudowną dziewczyną. Muchy by nawet nie skrzywdziła. - załkała. Wzięła głęboki, lekko przerywany, oddech i ostrożnie odłożyła teczkę na stół. - Nastawiona do wszystkich pozytywnie, cierpliwa i zatroskana... - sapnęła, a jej głos zaczął się łamać. - Nie wiem czy to przez studia psychologiczne, na które zapisała się rok temu, czy ma taki charakter, ale zawsze, swoją postawą, zachowaniem czy nawet uśmiechem, potrafiła każdego klienta uspokoić. Dodać dobrego humoru. Dużo z nimi rozmawiała, a to przyciągało ich do nas. Codzień pełna sala była, a czasem i nadwyżki dużo. - słone łzy płynęły po jej policzkach, skapując to na stół i jej spodnie.
Valentina była przyzwyczajona do tego widoku. Nauczyła się również, przez te wszystkie lata jako detektyw, że nie może współczuć. Okazanie, podejrzanemu, jakiejkolwiek słabość, może zbić ją z tropu, a owy człowiek może wtedy tak ją zmanipulować, że zacznie mu jeść z ręki.
- Nigdy w życiu nie nasłałabym na nią nikogo, żeby ją skrzywdził...
- Potrzebuje pani wody? - odparła, bez krzty uczucia, przypatrując się dalej scenie. Choć była bezwzględna, to scenariusz z przesłuchaniem odwodnionej właścicielki kawiarni, był znikomy. Allyson tylko przytaknęła głową, a Val, machnięciem ręki, poprosiła by ktoś, zza weneckiego lustra, przyniósł wodę dla podejrzanej.
Jeszcze chwilę tak siedziały, a gdy w końcu jeden z policjantów przyniósł upragniony napój, w plastikowym kubku, Weber wzięła mały łyk, lekko drżącą ręką.
- Zacznę od początku. - mruknęła Val i otworzyła swój notatnik, łapiąc za długopis. - Gdzie i co robiła pani po godzinie dziewiątej wieczorem? - rudo-włosa wzięła, kolejny, głęboki oddech na uspokojenie.
- Byłam w drodze do domu. A po godzinie dziesiątej zasypiałam, by wstać na siódmą rano. - długopis ruszył w ruch. Zostawiał, na białej kartce, niebieski tusz, który układał się w słowa.
- Jest świadek, potwierdzający to? - spod swoich długich, czarnych rzęs spojrzała na kobietę, by wyczytać najdrobniejsze kłamstwo.
- Tak. Moja współlokatorka. - odparła pewna siebie. Żadne zawahanie czy niepewność. Był to sygnał dwuznaczny. Albo mówiła prawdę albo kłamała. Tą informację, Val zostawiła jako śledztwo. Zawsze w późniejszym czasie wychodzi prawda na jaw, ale musiała jej trochę pomóc.
- Panna Becker miała jakiś wrogów? - brnęła w dalsze pytania, coraz ciężej spoglądając na kobietę.
- Nie, ona miała zbyt dobre serce dla wszystkich.
- A umawiała się z kimś? - zaprzeczyła głową. - Problemy finansowe? - znów zaprzeczenie. - Może jednak w jakieś złe towarzystwo wpadła, skoro została zamordowana? - tym razem zamiast kiwnięcia, było wzruszenie ramionami. - Ktoś odwiedzał ją w pracy? Jakieś nieciekawe osoby? Ktokolwiek? - Holt była coraz bardziej zirytowana. Brak śladów, brak świadków, zero punktu zaczepienia.
- Od czasu do czasu odwiedzali ją rodzice, ale raz na pół roku, ponieważ wyprowadzili się z San Francisco, do Portland, gdy ich najmłodsza córka poszła na studia. - blondynka zapisała tą informację, wiedząc, że będzie się musiała wybrać do sąsiedniego miasta.
- Czyli ma jeszcze rodzeństwo?
- Tak, starszą siostrę, ale nie rozmawiają ze sobą od... - zamyśliła się, starając wrócić wspomnieniami do dnia tej informacji. - Od ponad trzech miesięcy.
Bingo! usłyszała w głowie detektyw.
- Jej siostra Sarah, mężatka. Niestety nie wiem gdzie mieszkają.
- To nic. To już załatwimy my. Cóż, dziękuję pani bardzo za te ważne informacje. Ale proszę być pod telefonem. - rzuciła Valentina i wstała, łapiąc za wszystkie swoje rzeczy.
- Oczywiście. - kobieta również wstała i złapała za swoje rzeczy osobiste i wraz z detektyw ruszyła do wyjścia z sali przesłuchań. Chciała się już udać do wyjścia, ale usłyszała jeszcze od detektyw słowa:
- Bardzo mi przykro, że musiała pani trafić na tak tragiczny widok. - rudo-włosa kiwnęła głową i bez słowa opuściła komisariat policji, a blondynka udała się do stanowiska Vivian, na którym dość często przesiadywała, gdy nie pracowała w terenie.
Siedziała przed komputerem, popijając co jakiś czas kawę z termosu. Gdy Holt usiadła naprzeciw niej, brunetka oderwała wzrok od ekranu komputera i spoglądnęła na zastanawiającą się dziewczynę, która co i rusz wpatrywała się w akta, które dostała z rana i swój notatnik.
- Coś nie tak? - spytała, przerywając ciszę między nimi.
- Nie, tylko... To się nie klei. - wyznała dziewczyna. - Zero świadków, śladów praktycznie brak, sprawca nic po sobie nawet nie zostawił, pierwsza podejrzana ma alibi i świadka na swoje słowa...
- A trup leży w kawiarni, z ewidentnymi śladami napaści, a nie z powodu samobójstwa. - dodała.
Dla początkującego detektywa czy policjanta, taka sprawa by przerosła wszystkich, ale nie Valentine Holt, która ze swoją upartością i stanowczością, doprowadziła wiele spraw do końca, z wielkim sukcesem i hukiem.
- Jakie jeszcze informacje dostałaś? - kontynuowała Vivian.
- Żadnych wrogów, żadnego złego towarzystwa. Jedynymi osobami, które ją odwiedzały w pracy to jej rodzice, co mieszkają w innym mieście, a siostra się nie odzywa od trzech miesięcy. Trzeba ją znaleźć albo chociaż numer telefonu.
- Podejrzewasz ją? - zaciekawiła się.
- Póki nie znajdziemy odpowiednich śladów, prowadzących do tego jednego zabójcy, każdy jest dla mnie podejrzany. Nikogo nie wykluczam. - zastanowiła się, uderzając długopisem o powierzchnię notesu, zatapiając się w swoich myślach, chcąc wyłapać jak najwięcej szczegółów z niedawnej rozmowy. - Daj mi znać gdy będą wyniki sekcji zwłok, bądź jak już znajdziecie wszelkie adresy rodziny Hailey. - rzuciła i wstała, zarzucając na ramiona płaszcz.
- A ty gdzie? - zdziwiła się Baker.
- Do Black Coffe. Może dorwę się do jej telefonu i odjadę co nieco informacji. - poprawiła kołnierzyk czarnego golfa i udała się do swojego samochodu, chcąc pojechać do miejsca zbrodni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top