Rozdział 65

Mac głaskał moje pośladki, a ja usypiałem na jego klacie. Wdychałem jego zapach, który tego dnia był wyjątkowo mocny. Spryskał się moimi ulubionymi perfumami, ale mimo to i tak wyczuwałem jego zapach. To była najlepsza mieszanka świata. Pachniał takimi... Ciastkami? Ale miał coś w sobie ze... Zbliżenia? Nie miałem pojęcia, jak to opisać, ale pachniał nieziemsko.
- Kotku, zaraz będą twoi rodzice. Nie śpij. - wyszeptał mi do ucha, a zaraz po tym pocałował mnie w czoło.
- Zamknij się, głupi Hilton.
- Rene, chyba nie chcesz wyglądać jak rozjechane walcem gówno.
- Mówiłeś, że zawsze wyglądam bajecznie. - otworzyłem oczy i spojrzałem na niego z wyrzutem, unosząc przy tym głowę.
- Bo tak jest. - zaśmiał się. Pocałował czule moje usta, a ja aż westchnąłem z rozkoszy. Mac całował nieziemsko i uwielbiałem, kiedy to robił. Miał takie doskonałe usta... Był pieprzonym ideałem. Cały kurwa. CAŁY.
Z powrotem położyłem głowę na jego klacie. Uśmiechnąłem się sam do siebie, kiedy usłyszałem bicie jego serca. Życie Maca Hiltona było cudem, bez którego ja nie potrafiłbym żyć.
Zamknąłem oczy, chcąc kontynuować swój odpoczynek. Drzemkę na zajebistej poduszce. Ale ta głupia pchła mi nie dała. Jebany atencjusz zaczął ściskać moje pośladki, co bardzo mnie pobudzało. W końcu nie chciał żebym usnął. Ale ja chciałem spać. Noc spędzoną z nim kompletnie mnie wyczerpała. A już szczególnie mój tyłek. I uda, bo tam zostawił najwięcej malinek.
- Mac, dupku... Znowu chcesz mnie wymęczyć? - zamruczałem, jak kot. W sumie świadomość, że Mac chce mojej uwagi była przyjemna. I to co robił też było przyjemne. I wiedziałem, że jeżeli zaraz się nie uspokoi będzie jeszcze przyjemniej.
- Nawet nie wiesz, jak cholernie chcę cię przelecieć, Rene. - powiedział, jaki biadolił o pogodzie, a ja aż się zaśmiałem, bo w taki sposób brzmiało to śmiesznie, nie seksownie.
- No niestety boli mnie dupa, kochanie, przez twój zmutowany sprzęt. - poklepałem go po kroczu, śmiejąc się przy tym. Znów ułożyłem się na nim wygodnie i przymknąłem oczy. Żyć nie umierać. Brakowało mi do pełni szczęścia tylko pysznego żarcia. Chociaż... Może miałem je w pobliżu...
Hilton zdecydowanie mnie zgorszył.
- Następnym razem będę bardziej delikatny. - chyba zrobiło mu się trochę głupio, bo ton jego głosu na to wskazywał.
- Byłeś delikatny, Mac. Masz po prostu dużego chuja. To nie twoja wina, tylko jego. Ok? - nawijałem, jak nakręcony. W sumie trochę się nakręciłem i miałem ochotę rozpiąć mu rozporek. Ale mój rozsądek był silniejszy. Na szczęście.
- To komplement, czy wręcz przeciwnie? - zapytał zadowolony i bardzo dumny z siebie. Też byłbym dumny gdybym wychodował coś takiego.
I gdybym był taki świetny w łóżku.
- Jak chcesz, Hilton. - mruknąłem. Ułożyłem dłoń na jego udzie i zacząłem go miziać. Wiedziałem, że było mu dobrze. I wiedziałem, jak to na niego działa. Ale nie przypuszczałem, że aż tak.
Mój kotek, tak mój kotek... Mogłem przecież śmiało go tak nazywać, skoro byliśmy w związku i mocno go kochałem i był całkiem niezły... Zajebisty w łóżku. A więc, mój kotek zwalił mnie z siebie i położył się na mnie. Złapał mnie agresywnie za udo i zgiął moją nogę w kolanie, kładąc ją sobie na plecach. Nadal ją trzymając zaczął mnie całować. Bardzo namiętnie całować. Po szyi. Przymknąłem oczy i zamruczałem z przyjemności, choć pozycja w jakiej się znajdowałem nie była zbyt wygodna. Szczególnie, kiedy bolała dupa i właściwie wszystko.
Już miałem zacząć ostre mizianki z moim mężczyzną, kiedy z parteru domu usłyszeliśmy krzyki. Mac natychmiast przestał i spojrzał na mnie pytająco. Nie wiedziałem, co się dzieje. Ale się kurwa wystraszyłem, bo to był głos mojego taty. I mamy.
Mac szybko ze mnie zszedł i pomógł mi wstać z łóżka. Oboje natychmiast zaczęliśmy kierować się na dół. Rodzicie najwidoczniej nie skumali, że byliśmy już w domu, bo nie zaczęliby kłótni przy dzieciach. A przynajmniej zawsze mi tak powtarzali.
Udaliśmy na dół, a kiedy szliśmy po schodach krzyki nasiliły się.
- Nie podoba mi się, że ten chłopak trzyma się tak blisko naszego syna! - usłyszałem głośny krzyk taty. - Dam mu zakaz... Dam mu zakaz na przyjaźń z tym gówniarzem! - Wraz z jego końcem oboje weszliśmy do salonu. Byłem w szoku. Moi rodzice też. Najwidoczniej nie myśleli, że jesteśmy już w domu.
Mama płakała. Ojciec się wściekał. Mac nie mógł uwierzyć w to co się dzieje. A ja... Poczułem się, jakbym coś zyskał. Wroga i bardzo silną miłość.
Rodzice spojrzeli na nas i zapadła cisza. Ja rozchyliłem swoje wargi. Nie wiedziałem co powiedzieć, ale coś chciałem. Próbowałem złagodzić sytuację. Ale nie mogłem. Nie po tym co usłyszałem. Spojrzałem na mojego tatę. Był cały czerwony ze złości. Za nim, na kanapie, siedział Logan. Płakał. Najwidoczniej wystraszył się krzyku. Zawsze bał się krzyku. W pierwszym odruchu chciałem do niego podejść i pocieszyć, ale... Nie mogłem stracić Maca.
Spojrzałem na mojego chłopaka. On nie wiedział co zrobić. Jak się zachować. Po prostu patrzył na mnie i... Bał się? Tak. On naprawdę się bał. Ja też. Nie chciałem, aby nasz związek się rozpadł wbrew nam i byłem pewien, że on też tego nie chciał.
- Tato, ale ja... - spuściłem wzrok w dół i niepewnie złapałem Maca za dłoń, natychmiast splatając nasze palce. - Ja go kocham. - teraz przeniosłem wzrok na oczy mojego taty. Na jego twarz, która natychmiast stała się... łagodna? Nie. Kamienna. To była cisza przed burzą.
Mac mocniej ścisnął moją dłoń, jakby chciał dodać mi otuchy. Chciał. Przecież zawsze mnie wspierał. Nieważne, co bym nie zrobił zawsze miałem od niego wsparcie. Był mężczyzną mojego życia. Nie tata. Nie wiedział nawet, co jest moim ulubionym jedzeniem. Mac wiedział o mnie wszystko, zaczynając od mojego wielbienia pączków, po najczulsze miejsce na moim ciele. Znał mnie. Mac Hilton po prostu chciał mnie znać i kochał mnie ponad wszystko. A ja kochałem go i po raz pierwszy powiedziałem to na głos. Po raz pierwszy to wyznałem. Nie tylko przed Hiltonem, ale też przed dwoma ważnymi osobami.
- Rene, o czym ty mówisz? - zapytał tata, trochę histerycznie. Mocno zacisnął dłonie w pięści. Zrobiłem krok w tył. Po raz pierwszy się go wystraszyłem, ale nie miałem zamiaru się wycofywać.
- Tato, kocham Maca Hiltona. - mocniej ścisnąłem dłoń mojego chłopaka.
- Rene, to tylko ciekawość... - nie słuchał mnie i próbował się uspokoić.
- Nie, tato. Kocham Maca Hiltona do takiego stopnia, że... Pozwoliłem mu mnie dotykać. - mój głos zadrżał. Bałem się. Bardzo się o nas bałem, a mimo to walczyłem. Musiałem. Nie mogłem się poddać. Kochałem tego mojego drania. Nie mogłem postąpić inaczej.
- Słucham? - otworzył usta i spojrzał mi prosto w oczy.
- W nocy uprawiałem z nim seks. Kocham go. Nie masz prawa zabraniać nam miłości do siebie. - powiedziałem spokojnie, choć w środku szalały we mnie nerwy. Nie byłem gotowy na coś takiego. Nie powiedziałem o tym nikomu. Tylko ja i Mac o tym wiedzieliśmy. O tym do czego się posunęliśmy. To było odważne i głupie. Ale było mi cudownie. Ta noc należała do najlepszych nocy w moim życiu i wiedziałem, że będzie takich więcej.
Tata był w szoku. Mama była w szoku. Mac był w szoku. I ja też. Nie mogłem dłużej na nich wszystkich patrzeć. Wstyd wziął górę. Chciałem zapaść się pod ziemię. Schować przed nimi. Po prostu uciec.
Mocniej ścisnąłem dłoń Maca i zacząłem prowadzić go do wyjścia. Wzięliśmy bluzy w rękę, a buty założyliśmy bardzo szybko. Chyba oboje bardzo chcieliśmy stąd wyjść. Rodzice nas nie zatrzymywali. Całe szczęście. Nie wytrzymałbym tego i pewnie wpadł w histerię.
Wyszliśmy szybko od razu kierując się do samochodu Maca. Wsiedliśmy i nawet nie rozmawiając odjechaliśmy spod mojego domu.
Ten dzień był do dupy. Wyznałem miłość mojemu mężczyźnie w najbardziej chujowy sposób i okolicznościach jakich się dało. Tata się o nas dowiedział. Wygadałem za dużo. I wszystko chciało, aby nasz związek się zakończył.
Miałem ochotę ryczeć i tylko ze względu na Maca tego nie zrobiłem. Chciałem być silny, choć byłem pewien, że on wiedział... Znał mnie na wylot idiota.
Wyjechaliśmy z Seattle, chyba. W każdym razie Hilton pojechał na leśną drogę. Zaparkował na poboczu i spojrzał przed siebie. Ciągle milczeliśmy. Nie miałem pojęcia co mógłbym powiedzieć w takiej sytuacji... Ale mój chłopak był cudowny. Zawsze rozwiązywał moje problemy i często robił to nieświadomie. Albo po prostu swoją obecnością.
Spuścił głowę i złapał mnie za kolano. Swoją dłoń powoli przeniósł na moją i splótł nasze palce.
- Chyba musimy pogadać, Rene... - mruknął bardzo cicho. Przygryzłem wargę od środka, chcąc powstrzymać szloch, który powoli się ze mnie uwalniał. Nie byłem taki silny, a chciałem być. Czułem, że zawiodłem Maca Hiltona, najważniejszą osobę w moim życiu. Moją miłość. Moje szaleństwo. Moją teorię grawitacji.

Moją teorię wszystkiego.

Bardzo się stresowałem. Myślałem, że... Że obrzygam mu tapicerkę z tego stresu. Ale to szybko minęło, bo... Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał mi w oczy.
- Rene... - powiedział, teraz głośniej i ku mojemu zaskoczeniu jego oczy zaczęły się śmiać. - Powiedz to jeszcze raz, ale teraz tylko dla mnie.

On zawsze widział we mnie tylko te dobre rzeczy.

---

Drama tajm się zaczyna!
Ale przed dramą tajmem będzie coś... Ciekawego xD

Niby pojawiło się wytłumaczenie tytułu, ale to jeszcze nie do końca to 😏♥️ heehheehe 😎

Mam nadzieję, że rozdział się podobał 😄♥️

Do nexta, Misie! ♥️

Flo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top