87 | Mała syrenka. Wyjście.
Znowu włączamy muzę na mój znak 🦵🏻 i nie stresujcie się, że nie zdążycie z czytaniem przed zakończeniem piosenki. Wybrałam P wersję trwającą godzinę. Na pewno się wyrobicie nawet przeżywając także słowo.
Ariel P.O.V.
Płynęliśmy wgłąb jaskini, na której końcu wydawało się, jakby tliło się malutkie światełko. Ściany łączyły się nad naszymi głowami tworząc fioletowawy tunel. Porastały ich przeróżne wodorosty, dziwne rośliny i podwodne robaki.
Przełknęłam ślinę trzymając się z tyłu kolejki. Nie miałam ochoty oglądać Ursuli. To właśnie ona wpakowała mnie w tak ogromne kłopoty i to przez nią miałam tyle problemów. Wywróciłam oczami na samą tą myśl.
Wzrokiem spoczęłam na tym nowo poznanym Zacku. Był naprawdę bardzo atrakcyjny. Z nich wszystkich tylko on zainteresował mnie swoim charakterem. Chciałam lepiej go poznać. Jednak jak już sam powiedział, nie zostanie tu na stałe, nie było więc sensu się do siebie zbliżać.
— Mamy się bać? — odwrócił się do mnie nagle wyrywając z zamysłeń. Spojrzałam mu w niebieskie oczy i uniosłam brwi nie będąc jesczcze w temacie. Nastała cisza, wiec przełknęłam ślinę i wczułam się w tajemnice.
— Nawet nie wiesz jak. Pchacie się w paszcze potwora — warknęłam podpływając do nich. Postanowiłam trzymać się obok Zacka do momentu wpłynięcia do przeklętej groty wiedźmy.
Wcześniej nie spotkałam jeszcze innych ludzi, niż Eric. Teraz jednak napatoczyła się jakaś flądra, której wydaje się, że może przywłaszczyć sobie moje osiągnięcia. Miałam ochotę ją rozszarpać.
W moim królestwie rządzi mój ojciec - Tryton i w trosce od dalsze losy państwa, próbuje mi bez przerwy znaleźć jakiegoś chłopaka, godnego zasiadania na tronie. Nigdy jeszcze nie poznałam takiego intrygującego jak ten obok mnie.
— Chyba dopływamy. — odezwał się jakiś z przodu. Nie znałam ich imion, bo nieszczególnie mnie interesowały. No może oprócz Zacka.
Faktycznie na końcu tunelu pojawił się otwór. Powoli odwróciłam się do wyjścia i zaczęłam się tam kierować.
— Chodź — złapał mój ogon kolega Zacka. Jęknęłam z niechęcią i schowałam się za ich plecami. Bałam się tam iść. Mój czas na poderwanie Erica dobiegał końca, a negatywne zakończenie misji poskutkuje moją zamianą w pianę morską. A ona mogła się o to przyczepić, zacząć wypytywać, czy w ogóle coś mi zrobić. Nie zabrała mi głosu. To była tylko idiotyczna regułka w bajce. To znaczy oficjalnie zabrała, ale mogłam mówić. Właściwie świat bajek jest trochę jak plan filmowy, na którym musimy odegrać role. Ciężko to wyjaśnić.
— Kto mnie odwiedził? — gdy usłyszałam ten jej niski, a zarazem bardzo wysoki głos z końca tunelu, zagryzłam paznokieć nerwowo. — Czego chcecie?
Wpłynęliśmy do wielkiej i tak dobrze znanej mi groty wiedźmy. Na ściankach siedziały smutne i odkręcane roślinki. Pośrodku zaś stał wielki kocioł, w którym bulgotał jakiś magiczny fioletowawy wywar. Pod ściana stała toaletka z bardzo starymi kosmetykami. Dalej rosły wodorosty, w tle zauważyłam wiekową szafę, a reszta to były przyozdobione roślinami miejsca.
— Pomocy. Mogłabyś nas odesłać do Nibylandii? — odezwał się ten białowłosy zdrajca, a przynajmniej tak nazwali go chłopcy.
— Zaraz się wami zajmę. Arielko, wróciłaś — zaśmiała się szyderczo kobieta, a nagle jakaś oślizgła Maćka owinęła się na mojej stopie i zacisnęła się z łoskotem pogruchotanej kości.
— Puszczaj — syknęłam na wydechu, bo kolejna z jej odnóg, zaczęła gnieść mój tułów.
— Eric się nie zdecydował na taką piękną twarzyczkę? — Ursula trzymając mnie, przyciągnęła do siebie i dotknęła mojej twarzy przez do wydelam wargi i wywróciłam oczami.
— A co? Zazdrosna? — prychnęłam, na co kobieta zaśmiała się donośnie i odstawiła mnie na ziemię.
Wyglądała jak zawsze. Stara wiedźma przy kości, która świetnie maskowała swoją figurę obcisła sukienka, spod której wystawiały jej przekopiowałem macki, przerastające ją na szerokość. Twarz miała pulchna, a podbródek podwójny. Na nim znajdował się pieprzyk, a powykrzywiane złośliwością usta, nosiły kolor czerwony. Na powiekach wymalowane miała niegustownie wyglądające niebieskie odcienie. Włosy były srebrzyste i krótkie. Unosiły się delikatnie do góry pod wpływem wody.
— Pytam teraz poważnie. Czego chcecie? — zwróciła się do chłopaków przepływając na miejsce obok kotła.
— Noo, żebyś nas odesłała do Nibylandii — ponownie pytanie zdrajca. Normalnie nienawidziłam takich osób, ale w tym momencie miałam tego po dziurki w nosie. — I... — urwał nagle podskakując przerażony — ...Co to jest?!? — odniósł się prawdodpobnie do dwóch zielonkawych węgorzy, które wpełzły na ręce Ursuli i obserwowały nas.
Wywróciłam oczami. Nienawidziłam tej dwójki. Głupie i podle stworzenia.
— Po pierwsze kochany, to nie jest „coś" — ostatnie słowo zakreśliła w powietrzu cudzysłowiem — To są Mur i Ena. Moi przyjaciele — odezwała się z wredny uśmieszkiem.
— Jedyne — mruknęłam do siebie, na co Ursula spojrzała na mnie groźnie.
— Nie zapominaj, droga Arielko, że to ja ustalam zasady i zaraz możesz nam się tu rozpłynąć w pianę morską.
Przełknęłam ślinę na tą wizję i schowałam się za Zackiem, który poklepał mnie po plecach pocieszająco.
— Nibylandia zatem... — powiedziała wiedźma jakby do siebie. Chłopcy kiwnęli głowami twierdząco — Wiecie jednak, że w życiu nie ma nic za darmo, prawda? — uniosła brwi zakładając ramiona na piersi.
— No, to co proponujesz? — odezwał się Zack zakładając ramiona na piersi. Zagryzłam wargę patrząc na niego, ale szybko się ogarnęłam. Powinnam interesować się tylko i wyłącznie Ericiem.
— Wymianę. Odeślę was do tej całej Nibylandii... — na te słowa wykonała ruch w powietrzu i pojawił się wielki fioletowy portal, w którym ujrzałam chmurki w jakiejś krainie. Mi nic nie mówiła, ale oni najwyraźniej rozpoznali miejsce, bo zaśmiali się z ulgą. — W zamian za przyniesienie mi pewnego artefaktu.
— Nie wierzcie jej! Ona tak łatwo wam nic nie da! — krzyknęłam zdenerwowana. Może i nie chciałam, żeby Zack opuszczał moją krainę, ale nie chciałam też, żeby coś mu się stało.
— Nie wtrącaj się, Ariel. Ja jestem uczciwa. Nie to, co ty. — właściwie faktycznie ja nie byłam. Bez przerwy okłamywałam ją w sprawie Erica. Założyłam ramiona na piersi zdenerwowana. Czułam, że zaczynam się stresować.
— Jaki artefakt? — zręcznie zmienił temat jakiś blondyn, którego imienia nie znałam.
— Taki tam — Ursula niedbale machnęła ręką, na co prychnęłam. Jeśli używała tego swojego pseudo obojętnego zachowania, znaczyło to, że to był bardzo ważny artefakt. — Jeden kryształek. Nic ważnego.
— Z pewnością — syknęłam pod nosem ironicznie.
— A gdzie można go zdobyć? — spytał Zack.
Ursula machnęła pomijająco reka i oczywsix stylowo ja widziałam, ze jest to bardzo sztuczne i jedynie na pokaz, żaby zamaskować wagę sytuacji. To mi bardzo przuminali moje życie codzienne w zamku, gdy moje siostry próbowały mi dogryźć, a tatuś oczywiście tego nie widział. Ona próbowała wrobić ich w jakieś ogromne problemy, z mireyxh ciężko będzie im wyjść. Wcale nie chciała isc odsyłać. Klasyczna Ursula.
— W takiej tam dolinie. Arielka wam pokaże — wskazała na mnie palcem uśmiechając się sztucznie, lecz bardzo szeroko.
Gdy napotkałam spojrzenie Zacka, pokręciłam głową przecząco licząc na zrozumienie, ale on jedynie zagryzł dolną wargę i odwrócił się do wiedźmy.
Super.
— Stoi — odezwał się jeden z chłopaków.
Jezu jacy oni byli głupi. Byłam wściekła. Na nich i na nią. Wszyscy są beznadziejni. Tylko ja potrafię tutaj logicznie myśleć!
Wiedźmie zabłyszczały oczy chytrze i musiała spuścić głowę, żeby nie zauważyli jej szyderczego uśmiechu. Chłopcy oczywiście byli zbyt podnieceni wizją swojej krainy, żeby zauważyć, że coś jest nie tak.
— Spiszemy sobie pakt i wyruszycie w podróż z której wrócicie do Nibylandii — podekscytowana podpłynęła do jednej z półek, po czym ściągnęła z najwyższej gruby pożółkły rulon. Jeden z węgorzy spłynął z jej ramienia i wijąc się obrzydliwie, zasyczał kierując się na podłogę.
Kobieta machnęła ręka, a pod nią pojawił się latający czarny stolik.
Zaczęła spisywać regulamin.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że zaraz mogą przegrać życie dokładnie tak, jak ja.
Ich chyba pogrzało, jeśli chcą to podpisać.
Wściekła znalazłam się do razu obok nich i szarpnęłam Zacka do tylu, gdyż tylko z nim rozmawiałam.
Chłopcy podjarali się opcja powrotu do domu i zupełnie nie zwracali na nas uwagi.
Ściągnęłam brwi razem tworząc smutny wyraz twarzy. Trzymając go za nadgarstek wpatrywałam się w jego niebieskie oczy i rozrzucone włosy. W moim królestwie nie było takich chłopaków. Nie chciałam takiego jedynego stracić.
— Nie podpisujcie tego. Błagam — poprosiłam go ze smutnym wyrazem twarzy.
Przełknął ślinę i także złapał moją rękę uśmiechając się przykro.
— Dobrze wiesz, że musimy. Chce wrócić już do domu, a to może być jedyna opcja — chciałam zaprotestować. Wiele postaci w oceanie było w stanie im pomóc. — przecież sama poleciłaś nam zwrócić się do niej — ścisnął moją rękę.
Miał rację.
— Zmieniłam jednak zdanie — na moje słowa zaśmiał się — bo trochę cię poznałam. I chcę bardziej. A jeśli stąd odejdziesz, to nie będę miała szansy — uśmiechnęłam się czarująco czekając na jego zawstydzenie i przystanie na moja prośbę.
— Myślałem, że ci zwisamy, pani niedostępna — zaśmiał się. Zbił mnie z tropu, a moje kąciki ust powędrowały w dół. Jak dotąd nigdy w życiu żaden syren nie odmówił mi za bardzo współpracy. On stanowił pierwszy przypadek i był tak niesamowicie inny, że byłam gotowa zrobić wszystko, żeby został. Inny oznacza wyjątkowy. Nie mogliśmy się przecież spotkać przez przypadek.
— Ty nie — szepnęłam.
Chwilę znajdował się w miejscu ze zdezorientowaniem na twarzy, szybko jednak odzyskał fason i poklepał mnie po głowie odpływając.
Byłam w ciężkim szoku. Coś takiego, żeby jakiś chłopak mi się stawiał, było zupełnie dla mnie nowe.
Podpłynęłam do nich, ale gdy zobaczyłam, że wszyscy złożyli podpisy na dokumencie, a Ursula ma uśmiech od ucha do ucha, to pożałowałam, że do nich w ogóle wróciłam, a nie zwiałam tunelem od problemu.
***
Wszyscy chłopcy podniecali na po boku zbliżająca się podróżą. Tylko ja pozostałam szczerze zdenerwowana. Wiedziałam, że widzę ich ostatni raz. Przez chwile nawet przeszło mi przez myśl, że możemy się zaprzyjaźnić. Jednak oni uciekają, a jedyny sposób, żeby kogoś poznać, to spędzać z nim czas.
Przełknęłam ślinę i unioslam wysoko podbródek. Bardzo się zawstydziłam sobą. To było upokarzające, że przejmowałam się jakimiś śmiertelnikami. Żałosne do tego. Zaśmiałam się cicho i odpaliłam pewną siebie Arielkę. Przecież miałam pełno znajomych. Ta garstka chłopców nic nie zmieni w moim życiu.
— Chodźcie. Muszę wam pokazać, gdzie ta polana — machnęłam do nich ręką, przez co estetyczne spotkali na mnie z uśmiechali.
— Moment — poprosił jeden z nich i wrócił do żywej rozmowy poprawiając włosy.
Jedyny patrzył na mnie Zack. Zaciskał wargi i mówiąc chłopakom, że zaraz wróci, skierował się w moją stronę.
Obserwowałam jego ruchy pewnym siebie wzorkiem i zaśmiałam się. Nagle poczułam coś dziwnego w okolicach brzucha i przeraziło mnie to nie na żarty. Miałam wrażenie, że coś łaskocze mnie w żołądku. Złapałam się za niego przerażona. Czy tak wygląda krwotok?
— Hej — zaczął Zack opierając się ramieniem o wysoki głaz za mną.
— Czekaj — wystawiałam mu przed twarz rękę nakazując ciszę i złapałam się za narząd — czuję się, jakby coś mnie łaskotał po żołądku. I gorąco mi. Co to może oznaczać? — krzyknęłam wachlując się po twarzy.
Chłopak nic nie powiedział, więc spojrzałam na niego kontrolnie.
— Oj przestań, bo się zarumienię — zaśmiał się odchylając głowę do tylu. Osłupiałam nie rozumiejąc o co mu chodzi.
— Co? — zmarszczyłam brwi zbita z tropu.
— Więc widzimy się ostatni raz — westchnął, na co założyłam ramiona na piersi i uniosłam śmiało brwi.
— Na szczęście — prychnęłam uderzając go po męsku pięścią w bark, co go rozbawiło.
— Wiem, że się nie znamy długo, ale będzie mi ciebie brakować — odezwał się powoli i rozejrzał, czy na pewno nikt nas nie podsłuchuje.
Prychnęłam. Miłą Arielkę już poznał i olał. Teraz musi mieć do czynienia z tą.
— Świetnie. Znam skrót do tej doliny — zaśmiałam się i spojrzałam w bok. Gdy jednak nie usłyszałam reakcji, wróciłam wzrokiem do oczu chłopaka. Te niebieskie tęczówki potrafiły stopić każdą skorupę. Zagryzłam wargi wciąż trzymając pion.
— Nie będziesz tęsknić? — Zack założył ramiona na piersi.
Wypuściłam powietrze przymykając oczy, jakby trzymanie go sprawiało, że kłamałam.
— Będę. I dlatego jest to takie przykre, że tobie to zwisa. Wcześniej nie poznałam żadnego chłopaka takiego, jak ty — zawiesiłam się nie będąc pewna jego rekacji i tego, czy powinnam kończyć zdanie — ...nie chciałabym, żeby to skończyło się tak szybko — zaśmiałam się nerwowo zdając sobie sprawę, że każdym następnym zdaniem jeszcze bardziej się upokarzam.
— Coś się kończy, coś zaczyna — wzruszył ramionami prostując się — Jeszcze poznasz jakiegoś wyjątkowego syrena, który spędzi z tobą kolejne wieki — zaśmiał się, ale mnie to zabolało.
— Tak...z pewnością — przełknęłam ślinę. — Ale nie zapomnisz o mnie?
— O tobie? — spytał szczerze zdziwiony — No co ty. Nigdy — ukazał szereg białych zębów. Miałam wrażenie, że nie był wcale tak pewien swoich słów.
Zacisnęłam wargi i spojrzałam mu w oczy.
— Odwiedzisz mnie?
— Postaram się. Trochę ciężko tu trafić z Londynu. — zaśmiał się.
— Londynu? — spytał. Wcześniej nie słyszałam takiego słowa.
— Kiedyś ci pokaże — serce szybciej mi zaczęło bić.
Uśmiechnęłam się i złapałam go za policzki z impulsu łącząc nasze usta. Chłopak natychmiast przycisnął mnie do siebie w talii i odwzajemnił pocałunek, jakby tylko na niego czekając.
***
Zack P.O.V.
— A daleko jeszcze? — jęknął niezadowolony Matt. A jego słowa wywróciłem wymownie oczami i podrapałem się po głowie. Miał jednak racje. Tłukliśmy się po oceanie którąś godzinę, a końca dalej nie było widać.
— Ariel? — Felix skierował w jej stronę spojrzenie. Wyglądała tak niesamowicie ślicznie. Długie gęste czerwone włosy opiewały jej twarz, a turkusowe oczy błądziły nieobecnie po otaczających nas z każdej strony rafach koralowych.
To nie było tak, że traktowałem ją jak każda dziewczynę, która podrywałem, a później różnie kończyliśmy. Ta syrenka była wyjątkowa i jak na nią patrzyłem, to pierwszy raz od bardzo dawna miałem motylki w brzuchu. Jednak nie mogłem z nią zostać, choć naprawdę bardzo tego pragnąłem. Nasza sytuacja była beznadziejna. Chyba zaczynałem coś do niej czuć, a już musieliśmy się rozstać. To była chyba ta tragiczna miłość, o której zawsze opowiadała mi Wendy. Niespełniona i niedoszła do skutku przez okropny los.
Będę za nią cholernie tęsknił, ale chyba nie ma rady na naszą sytuację.
Gdy syrenka spojrzała mi w oczy, zdałem sobie sprawę, że czuje dokładnie to samo co ja.
— Nie, niedaleko — miała tym razem cichy i jakby połamany głos. Chłopcy wrócili do rozmów, ale ja podpłynąłem do niej.
Jeśli to były nasze ostatnie chwile wspólnie, to musiałem je wykorzystać.
— Wiesz, że ta dolina to pewna smierć, prawda? — odezwała się Ariel, gdy objąłem ją ramieniem. — Zostańcie tu z nami. Będzie super. Obiecuję. Poznacie moją rodzinę, dwór, będziecie mieli swoje komnaty i codziennie będę wam pokazywać moje ulubione miejsca w oceanie. Bo jest ich bardzo dużo — zaczęła mnie przekonywać.
— No wiem — westchnąłem — Ale w realnym świecie czeka na mnie pełno spraw. Muszę skończyć szkołę, iść na taką jedną imprezę, mam tam przyjaciół i moją rodzinę.
— Rozumiem. Nie wiem co zrobimy. Ja tez nie mam jak popłynąć z tobą. — jęknęła niezadowolona. Zacisnąłem wargi. Tak niestety bywało. Nie zawsze wszystko się układało. Zjechałem dłonią po boku jej ogona, aż dotarłem do ręki, z którą splotłem palce.
Nagle przed nami usłyszałem huk, przez co natychmiast skoczyło mi tętno i wszyscy cofnęliśmy się do tylu.
Oślepiające światło naprzeciw zaczęło się zmniejszać, aż w końcu pojawił się tam mężczyzna. Miał gruby błękitny ogon, który przy złączeniu ze skórą, przybierał złoty kolor. Miał długie srebrzyste włosy, które powiewały w wodzie. Turkusowe oczy mierzyły nas spojrzeniem, a na gładkiej opalonej skórze, dostrzegłem ledwo zauważalne zmarszczki. Miał umięśniony tors, a na szyi widniał naszyjnik z pereł i dużym krem rekina na środku. Długa półprzezroczysta płetwa falowała pod ciałem syrena powodując, że sprawiał wyrażenie lżejszego. Umięśnione przedramiona okalały złociste bransolety, a tego samego koloru korona wysadzana kryształami, pozyskiwała na głowie. Usta zacisnął w prostą linię, a brwi były ściągnięte wyrażając wściekłość i nieopisaną furię.
— Gdzie się włóczysz?! — wrzasnął mężczyzna na Ariel, która westchnęła i odwracając wzrok założyła ramiona an piersi.
Dla niej sytuacja była normalna, a mi waliło serce i razem z chłopakami ścisneliśmy się na boku przerażeni.
— Nie przesadzaj, tato. Poznałam nowych znajomych — zaśmiała się głośno i podpłynęła do mnie ciągnąc za rękę. Zdrętwiałem ze strachu, ale postanowiłem jej zaufać.
Jednak spojrzenie Trytona było dla mnie straszne. Przeszywał mnie swoimi turkusowym tęczowkami, które sprawiały, że czułem się przy nim niesamowicie malutki.
— Kto to jest? — warknął zza zaciśniętych zębów. Przełknąłem ślinę. Co jak mnie dorwie pod prysznicem w Londynie? Niczego nie wykluczam. Jestem pewien, że skończę w rynsztoku.
— Zack. Jest bardzo fajny — Ariel zarzuciła włosami i przytuliła się do mojego ramienia szczerząc się do ojca.
— Co ty wyczyniasz?! — krzyknął tak nagle, że razem z rudą syreną podskoczyliśmy. — Powinnaś przygotowywać się do balu, wziąć się za swoje obowiązki i zacząć zastanawiać się, jak zawłaszczyć serce Erica.
Włączacie muzę.
— Ale ja nie chce tato, umawiać się z Ericiem. Chcę wybrać własne przeznaczenie — syrenka powiedziała spokojnie, ale było w tym tyle bólu, że przełknąłem ślinę i złapałem ją za rękę. — Chcę wybrać sobie męża. Może właśnie Zacka.
— Odejdź od niej. Dobrze ci radzę — gdy Tryton skierował się do mnie, myślałem że zejdę na zawał. Nie było z tej sytuacji dobrego wyjścia. Już tak kiedyś miałem i skończyłem za drzwiami z zablokowanym numerem przez taką jedną Courtney. Tutaj było inaczej. Jeśli odejdę, to zadziałam wbrew sobie, bo chciałem zostać z Arielką. Jeśli jednak zostanę, to zostanę zamordowany.
— Przestań tato. — miałem ochotę ją pocałować. Uratowała mi tyłek i chyba nigdy mi aż tak nie ulżyło.
— Nie będziesz mi mówił co mam robić!! Jesteś nieodpowiedzialna! — wszyscy czuliśmy się bardzo niekomfortowo. Staliśmy pomiędzy kłótnią córki z ojcem. I to o mnie — Dobrze wiesz, że jeśli nie wypełnisz przeznaczenia, to wszystkie światy bajkowe się zniszczą. Już i tak są ogromne problemy z Cieniem.
— Ja wiem, ale...
Na wieść o Cieniu, przeszedł mnie deszcz. To właśnie nas dotyczył ten temat i najwyraźniej w naszych rękach leżały losy bajkowe.
— Przepraszam, jakby Ariel... — chciałem odezwać się, by ratować dziewczynie tyłek i jakoś załagodzić sytuacje.
— Nie wtrącaj się śmiertelniku! — ryknął — Skąd ty w ogóle jesteś?!? Co robisz w moim królestwie?! Dlaczego bałamuciłsz mi córkę i próbujesz zniszczyć świat bajkowy?
Cofnąłem się, Arielka patrzyła na mnie, a chłopcy za mną telepali się ze strachu.
— Z Nibylandii...? — cicho bardziej spytałem.
— Świetnie. Tam też wracacie — mężczyzna machnął rękoma, a przed nim pojawił się portal, w którym zauważyłem chmury bardzo podobne do tych, na których leżeliśmy w momencie trafienia tutaj.
— Ale... — chciałem jakoś negocjować.
— Nie dyskutuj, albo stracisz język!!! — Tryton był wściekły i całkowicie czerwony.
Ja byłem przerażony. Chłopcy powoli podpłynęli do portalu, a ja wymieniłem znaczące spojrzenia z Ariel. Zobaczyłem, że jej oczy zaczynają połyskiwać. Najgorsze jest to, że pod wpływem ciężkich łez, które zaczęły się tworzyć pomiędzy jej powiekami.
— Idź — nakazała bezgłośnie.
Pokręciłem głową przecząco. Nie mogłem jej zostawić. To nie mogło się tak skończyć! Nie mogło! Czułem się rozdarty. Felix jako pierwszy zniknął w portalu. Nie chciałem odejść. Nie chciałam już wracać do Londynu. Teraz chciałem zostać z nią.
Zacząłem płynąć w jej stronę spodziewając się uśmiechu, ale zamiast tego dziewczyna przeraziła się i zaczęła machać rękoma, abym się oddalił.
— Wybij to sobie z głowy! Ciesz się, że jeszcze żyjesz — Tryton pchnął mnie trójzębem, który rozciął mi lekko skórę na brzuchu. Syknąłem, ale nie było to nic poważnego. Zdecydowane bardziej bolało mnie coś w środku.
Przełknąłem ślinę.
— Bądź mężczyzną i nie rób jej już więcej problemów. Dość już stworzyłeś — początkowo chciałem odpłynąć. Nagle jednak postanowiłem zawalczyć o własne szczęście i o Nią.
— Nie — na moje słowa, syrenka spojrzała na mnie zszokowana, a oczy Trytona zawrzały gniewem. Skierował na mnie swój trójząb, który zatrzymał się centralnie przed moim gardłem.
Niestety wszyscy chłopcy byli już dawno w Nibylandii, więc nie mogli mi pomóc.
Nie cofnąłem się. Trwałem w miejscu wypalając dziury w królu mórz.
— Tato, zostaw go! — Ariel wrzeszczała, gdy trójząb przebił moją skórę w płytkim stopniu, ale spłynęła po moim gardle strużka krwi. — ZOSTAW! — wrzasnęła zawisając na jego ręce.
Przerażona była obok i nie wiedząc co ze sobą zrobić, zdecydowała się na chyba najgłupszy krok.
Pchnęła trójząb z całej siły i osłoniła mnie własnym ciałem.
— W takim razie zabij najpierw mnie. — na jej słowa przeraziłem się. Nie mogłem jej narażać. To nie o to chodziło.
— Ariel... — chciałem jej to odradzić, ale Tryton mi przerwał.
— Nie ośmieszaj się. Chcesz umrzeć dla śmiertelnika? Nie tak cię wychowałem.
— Wychowałeś mnie, żeby walczyć o swoje — warknęła — I walczę.
Nastała cisza, podczas której żadne z nas nie miało pojęcia co zrobić.
— Jestem nieśmiertelna. Wbij we mnie trójząb. Ale we mnie, nie w niego. — byłem zupełnie zbity z tropu. To nie tak miało się potoczyć. Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Bałem się już nie tylko o siebie, ale też o nią. — Nie mam nic do stracenia.
Tryton westchnął.
— Niech po prostu wpłynie w ten portal. Nikogo nie będę musiał zabijać — jego stanowczy, ale lodowaty głos postanowił zakończyć tą chorą sytuację.
Nie wiedziałem co zrobić. Byłem uratowany ale jedynie fizycznie. Nie chciałem tego przecież. Chciałem z nią zostać. Albo wziąć ze sobą. A żadnej z tych rzeczy nie wywalczyłem.
— Idź — nakazała bezdźwięcznie syrenka. Nam obu sprawiało to niewiarygodnie dużo bólu.
Tryton popchnął mnie w portal. Zdążyłem jedynie zobaczyć, jak łza spływa po policzku Ariel.
Zaraz później nastała ciemność. Nie czułem nic, a wokół siebie nie słyszałem najmniejszego szelestu. Miałem gdzieś, co ze mną będzie. Byłem załamany.
Miłość.
To pojęcie względne. Prędzej czy później każdego z nas dopadnie. Nie wiem, czy kochałem dziewczynę. Chyba za słabo ją znałem. Raczej pałałem do niej silnym uczuciem. Mimo, że znaliśmy się tak krótko, pragnąłem ja poznać. Pragnąłem spędzać z nią czas, biegać w nocy po mieście, jeść lody, pić liptona w maku z jednej słomki, nagrywać głupie filmiki i poznać ją z moimi przyjaciółmi. Chciałem ją mieć, chciałem, żeby była moją dziewczyną.
Była tak wyjątkowa. Tak inna i niesamowicie wyróżniająca się z tłumu. Była właśnie taka, jak chciałem. Była moim ideałem.
Ale byliśmy z dwóch innych światów. Ona miał ogon, a ja nogi. Ona nosiła koronę, a ja dresy z nike. To musiało się tak skończyć. I skończyło.
Chyba jeszcze nigdy przedtem nie miałem złamanego serca.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siema!
I tym nieco smutnym akcentem kończę dzisiejszy rozdział. 🌚 Może wyszedł trochę niezręczny. 😣🤪Przyzwyczaiłam się do opisywania nieco mniej cieplutkich relacji naszej Księżniczki Wendy i pewnego denerwującego młodzieńca. 💩 Poza tym romantyczka ze mnie żadna. Na pierwszą randkę pójdę do wesołego miasteczka, a z pierwszym chłopem będę się witać piątką XD. Może wyszło trochę dziwnie i niezręcznie ale tyrudno. 😕😸
Koniecznie dajcie znać co sądzicie 🤭.
Miałam ochotę napisać ten rozdział o małej syrence i jakoś tak wyszło. Później napiszę ten o wyjściu Petera z księgi dżungli. Mam nadzieję, że to zakrzywienie chronologii Wam nie przeszkadza.
I uwaga! Mamy pierwszy sukces. Dzisiejszy rozdział zaczęłam dzisiaj i skończyłam też dzisiaj!
Wiecie, że 26 października była rocznica publikacji pierwszego rozdziału?
Nigdy nie przypuszczałam, że osiągnę aż tak wiele.
I WIECIE, ŻE TO JEST PIERWSZY POCAŁUNEK W TEJ KSIĄŻCE? 💋💋💋
Śmiesznie tak.
Aha i czytałam ostatnio moje randomowe rozdziały i chyba zaczynam poważnie zakochiwać się w Peterze.
Jaki jesteście znak zodiaku?/ ja rak. 6 lipiec się kłania
Całuski
Zosia ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top