Rozdział 34 Hmmm... Tylko... Co ja mam teraz robić...?

(Wieczór)

(Godzina 19:00)

(23 kwietnia)

Damian siedział na łóżku i czytał książkę. Było już po kolacji więc czarnowłosy chłopak nie spodziewał się żadnych gości. 

Pov. Damian

          Jutro... Jest ten jeden dzień, który chciałbym najchętniej usunąć z kalendarza... Eh... Chociaż... Jutro w końcu pozbędę się tego uciążliwego demona... Więc to akurat jest super...

_ Ej...! Ja to wszystko słyszę Damian...!

_ Wiem, że słyszysz... Po prostu cieszę się, że jutro pójdziesz do z powrotem do piekieł...

_ Aż tak mnie nie lubisz...?

_ To nie tak, że cię nie lubię... Po prostu jesteś czasem za bardzo denerwujący...

_ Denerwujący...?! Kiedy niby...?!

_ Bez przerwy gadasz...

_ I co z tego...? Z tego co wiem to Dick też dużo gada...

_ To też prawda ale... Gdy Dick się rozgada, to potrafi gadać bez przerwy przez trzy godziny... A ty potrafisz gadać bez przerwy aż przez pięć godzin...! To o dwie godziny więcej niż Dick... A poza tym... Gdy on gada można zawsze myśleć o czymś innym... Ty siedzisz mi w głowie...! W tym konkretnym przypadku nie mam żadnej możliwości zaprzątnięcia sobie umysłu innymi sprawami...!

_ Em... Em... Em... Aż tyle gadam...?

_ Tak... Aż tyle...!

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. 

            Pukanie...? O tej porze...? Kto to może być...? 

-Damian...? Jesteś tam...?!

-Jestem...! Coś się stało...?

-Nie... Nic się nie stało... Chciałem tylko porozmawiać... Mogę wejść...?

            Ciekawe... O czym Dick chce rozmawiać...?

-Tak... Wejdź...

Dick wszedł do środka pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

Pov. Dick

       Damian... Jak zwykle czyta... Do niego chyba nie dociera, że tym sposobem zachowania... Coraz bardziej martwi Bruce'a... Eh... Ale trudno... W końcu nie po to tu przyszedłem...

-Jak widzę dalej czytasz... Nie obiecałeś  przypadkiem Bruce'owi, że ograniczysz ciągłe czytanie...?

-Tak wiem... Staram się... Okej...?! To jest silniejsze ode mnie...

        Uuuu... Damian... Takiej reakcji się od ciebie nie spodziewałem... Ale ważne, że się stara... 

-Niech ci będzie... Ale ważne, że się starasz...

-Po to przyszedłeś...? By spytać się o czytanie książek...

-Nie... Nie... Nie... Nie po to przyszedłem...

-...

Dick podszedł do czarnowłosego chłopaka. Usiadł koło młodszego brata na łóżku.

-Wiesz pewnie jaki jest jutro dzień...?

-Tak... Jutro jest zwykły, normalny dzień...

 -Zwykły i normalny dzień...?! Co...?! Trzynaste urodziny to nie jest zwykły i zwyczajny dzień...

Pov. Damian

      Dick wie o moich urodzinach...? A no racja... Pewnie tata mu powiedział...

-Czyli tata już ci powiedział, kiedy mam urodziny...?

-Tak... I właśnie... Dlatego chciałem spytać co byś w ten dzień chciał robić...?

       Dick... Daj mi święty spokój...! Ja chcę tylko posiedzieć cały dzień w swoim pokoju...! Mam duże ułatwienie bo i tak nie wychodzę za mury posiadłości...

-A pozostanie cały dzień w swoim pokoju... Liczy się jako odpowiedź na twoje pytanie...?

Pov. Dick

         Pozostanie cały dzień w swoim pokoju...?!  Czy ten chłopak oszalał...?! Tak się nie spędza urodzin...! Zwłaszcza trzynastych...

-Damian... To nie jest dobry sposób na spędzanie urodzin... Zwłaszcza trzynastych urodzin... Nie wolałbyś wyjść w końcu poza mury posiadłości...? Czy może małe przyjęcie w gronie przyjaciół i najbliższej rodziny...?

Pov. Damian

        Dick... Wiesz kiedy obchodzę urodziny... A tata ci nie powiedział, że ja nie obchodzę urodzin... Przynajmniej nie tak jak robią to inne dzieci w moim wieku...

-Podziękuję... Ja nie obchodzę urodzin... Wolę posiedzieć w pokoju i nie mieć styczności z byt dużą ilością osób...

Pov. Dick

       Damian... Dlaczego...? Dlaczego...?!

-Skoro tak wolisz Damian... Ale wiedz, że zawsze może wyjść z pokoju i się do kogoś przyłączyć... Jakby nie patrzeć to jednak są twoje urodziny...

-I co z tego, że są to moje urodziny...?

           Co to znowu zapytanie... Damian...?!

-Urodziny ma się tylko jeden raz w roku... To wyjątkowy dzień...

-Nie powiedziałbym...

-Jak to...? Gdybyś miał władzę nad kalendarzem... Co ty byś zrobił z tym dniem...?

-Co bym zrobił...? Hmmm... Chyba nic poza tym, że usunąłbym całkowicie moje urodziny...

            Why...? Damian... Why...?

-Może uda mi się zmienić twoje poglądy na temat urodzin...

-Szczerze wątpię...

-Jest już późno jutro porozmawiamy... Teraz idź spać...

-...

  Dick wyszedł z pokoju dostawiając czarnowłosego samego. Po wyjściu chłopaka Damian odłożył książkę do szuflady w szafce nocnej. Po czym położył się spać. 

(24 kwietnia)

(Nad ranem)

(W śnie Damiana)

Mały Damian wszedł ciemnym korytarzem w klasztorze Ligi Zabójców. Na ścianach w kolorze ciemnej czerwieni wisiały obrazy martwych i jeszcze żywych członków rodziny al Ghul. Młody chłopak doszedł do ogromnej sali treningowej. Na samym środku sali stała Talia al Ghul z batem w ręku. Młody chłopak nic nie podejrzewając podszedł do matki.

-Witaj synu... Kończysz jutro trzy lata... Dlatego... Dziś rozpoczniesz świadome przygotowanie do twojej dorosłości...

-Świadome przygotowanie do mojej dorosłości...? 

-Tak...

-Matko...?

-Tak synu...?

-Na czym to będzie polegać...?

-Działania te nazywają się secencją... Przechodzi to każdy chłopak w naszej rodzinie od początku aż do ukończenia szóstego roku życia...

-Rozumiem... Co mam więc robić...?

-Zdejmij koszulkę i obrócić się do mnie tyłem...

-Okej...

Chłopak posłusznie wykonał polecenie matki. Po czym spytał.

-Matko... Co teraz...?

W tym momencie Talia rozwinęła wcześniej zwinięty bat. Wzięła zamach i uderzała batem w plecy syna. Po wykonaniu pierwszego uderzenia chłopakowi od razu zaczęły płynąć łzy po policzkach. 

-Mamo...?! Proszę przestań...! To boli...!

-Przyzwyczaj się Damian... Będziesz to przechodził przez trzy dni... W każdym roku aż do ukończenia przez ciebie szóstego roku życia...

Talia mówiła te słowa z wyraźnym opanowaniem w głosie. 

-Jak to...?! Matko...?!

-Dzień przed twoimi urodzinami... W twoje urodziny... Oraz w dzień po urodzinach...

Wspominając każdy następny dzień Talia więcej mocy używała do uderzenia.

-Mamo...?! Proszę nie...! 

-...

-Ja nie chcę...!

-To mnie nie obchodzi Damian! To tradycja naszej rodziny... Nie ominiesz tego...! 

Po tych słowach Talia znowu zaczęła bić syna po plecach. Do momentu aż pojawiły się na jego plecach krwawiące rany. Pod wpływem silnego bólu czarnowłosy chłopak ugiął się tak, że klęknął na obywa kolana na ziemi. 

-Mamo...? Plecy mnie bolą... 

-Synu... Do tego bólu też będziesz musiał się przyzwyczaić... 

  Po tym stwierdzeniu kobieta obróciła się i poszła w przeciwnym kierunku co do miejsca, w którym znajdował się młody chłopak. 

(Koniec snu)

Pod wpływem przypomnianego sobie bólu młody czarnowłosy chłopak nagle się obudził. Zrobił przy tym nagłe  podniesienie się z pozycji leżącej na siedzącą. Czół ból po plecach tak jakby był spowodowany silnym uderzeniem o bata. Nie krzyknął ale za to był cały mokry od potu. Jak się okazało była dopiero trzecia nad ranem. Chłopak znów wszedł pod kołdrę. Próbował znowu zasnąć ale nie udało mu się. Obracał się z boku na bok. Ale nic to nie dało. W końcu wyszedł z pod kołdry i usiadł na końcu łóżka. 

Pov. Damian

             Znowu ten sen... Ten sam sen... Dlaczego muszę śnić go każdego roku... To jest niesprawiedliwe i... Męczące zarazem... Bez względu na to jak bardzo będę się starał zasnąć... I tak nie da to żadnego rezultatu... Hmmm... Tylko... Co ja mam teraz robić...? Na balkon za bardzo nie pójdę bo jak Alfred mnie zobaczy od razu przekaże tacie, że znów wcześniej wstałem... Co poskutkuje tym, że będę mieć  znowu wizytę taty w pokoju...  Nie uda mi się zasnąć... A nawet jeśli zasnę to i tak będą mi się śniły koszmary... Tak jak co roku... Hmmm... Jedynie co mi pozostało w tej sytuacji to... Otworzyć sobie okno by trochę przewietrzyć pokój i... No właśnie... I co...? Jest dopiero po trzeciej... Hmmm... Może poczytam... Albo nie...! Lepiej sobie trochę porysuję... Bo czemu by nie...

  Wstał z łóżka i poszedł się przebrać. Ubrał troszeczkę luźne granatowe spodnie i czarno białą bluzę z kapturem. Ta bluza była  inna od wszystkich pozostałych bluz znajdujących się w jego szafie. Dlaczego...? A to dlatego, że bluzę tą kupił mu tata. Jednakże zdecydowana większość bluz kupowanych przez Bruce'a był w bardzo podobnym stylu. Dzięki ukrytemu przed wszystkimi talentowi szycia, Damian przerobił tę bluzę tak, że na kapturze były ukryte dwie skrytki szczelnie zamknięte małym zameczkiem. Zameczki zaś były ukryte pod kawałkami tego samego materiału tak by nie było można dojrzeć różnicy między tą a innymi bluzami. Tych skrytkach były ukryte własnoręcznie zrobione przez młodego Wayne'a, kocie uszka. Czarnowłosy chłopak lubił bluzy a nawet kochał bluzy, które mają do kaptura przyczepione zrobione uszka zwierząt. Nikt z rodziny Wayne'ów a nawet Alfred nie wiedzieli o jego upodobaniu sobie bluz z zwierzęcymi uszkami na kapturze. Gdy się przebrał, wyciągnął z biurka szkicownik, gumkę i zestaw dziesięciu ołówków o różnych grubościach. Po czym legł znowu na łóżku i zaczął rysować. Było jeszcze trochę ciemno przez co musiał włączyć lampę na szafce nocnej. Niestety i w tym przypadku miał pecha. W tym samym czasie po ogródku szedł Alfred. Miał przejść koło balkonu bez żadnego postoju. Jednakże zauważył w pokoju młodego Wayne'a świecące się światło. Stanął.

(W ogrodzie posiadłości)

Pov. Alfred

            Jest prawie kwadrans po trzeciej, a w pokoju panicza Damiana świeci się światło... Dziś są panicza urodziny... A nawet dziś panicz musiał się wcześniej obudzić... Ze względu na to, że dziś panicz ma trzynaste urodziny mógłbym nie wspominać o tym Sir Bruce'owi... Ale jestem zobligowany by przekazywać wszystkie wcześniejsze pobudki panicza Damiana Sir Bruce'owi... Może Sir Bruce ze względu na panicza urodziny powstrzyma się od rozmowy na temat zażywania lekarstw na bezsenność...? Może... Przynajmniej warto mieć taką nadzieję... 

(W pokoju Damiana)

Pov. Damian

         Już skończyłem na biedę z dziesięć rysunków... Eh... Rysowanie to jednak był zły pomysł... Zwłaszcza w moje urodziny... Za każdym razem rysuję sceny z moich dni urodzin... Nawet te bardzo brutalne... Lepiej skończę rysować... Bo jak tata lub ktoś inny z domowników zobaczy, te rysunki to sam ten fakt źle się dla mnie skończy...

  Czarnowłosy chłopak odłożył na swoje miejsce szkicownik i przybory. Po czym usiadł na końcu łóżka.  Popatrzył na tarczę zegara. Jak się okazało rysował już z dwie godziny. Bo było już pięć po piątej. Wstał więc i poszedł zjeść śniadanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top