Rozdział 31
Jesteeem
Krótkie info - NIE ZOSTAWIĘ TAJEMNICY LASU - możecie być pewni, że następny rozdział się pojawi.
Trzymajcie kciuki, w końcu skończyłam podanie i niedługo zostanie wysłane >-<
Uwaga, rozdział niepoprawiony ;)
Miłego czytania!
Kramarzówna
Z dedykacją dla każdego, kto tu jest i kto daje gwiazdki, komentuje, czy w jakikolwiek inny sposób daje znać o swojej obecności!!
- Nie, serio, nie trzeba - zaprotestowałam, cofając się o krok, ale uderzyłam plecami o Rafała - Nic mi nie będzie.
- Wiesz co może się stać z nieoczyszczoną raną? Ma ci wymienić wszystkie możliwości? - spytał Grzesiek. Dziewczyna wskazała głową na schody prowadzące do szkoły, a ja posłusznie usiadłam.
- Równie dobrze to ty możesz to zrobić. Twoja matka jest pielęgniarką.
- A twoja to nie? - droczył się - Przecież to dzięki temu znamy się od czternastu lat.
- Wtedy jeszcze nie wiedziała co z ciebie wyrośnie - mruknęła z uśmiechem i wyciągnęła z torby małe pudełko - Weź tę rękę - zwróciła się do mnie.
- Ale to...
- Już - miała w sobie coś, co pozwalało jej rządzić ludźmi wokół. W pewien sposób przypominała mi Gabrielle.
Zagryzłam wargi i zmusiłam mózg do szybkiego myślenia. Rana się już pewnie zagoiła, a jeśli oni zobaczą... A może jeszcze nie? Ciągle piekło...
Klaudia wywróciła oczami i po prostu strzepnęła moją dłoń, a potem przyjrzała się ranie. Zrobiłam to samo. Nie zmieniła się ani trochę. Eryk przenosił co chwila wzrok ze mnie na Klaudię, obserwując nasze twarzy.
- Stary, to tylko otarcie - zaśmiał się Grzesiek, widząc jego minę.
- Ta... Jezu, co to takiego?
Ja, Eryk i Rafał, całą trójką wpatrywaliśmy się w pudełeczko, które Klaudia wyciągnęła z torby. Pełne plastrów, bandaży i z małymi butelkami jakichś płynów.
- Niedaleko pada jabłko od jabłoni - powiedziała razem z Grześkiem, dokładnie w tym samym czasie i oboje roześmiali się - Tak w ogóle to jak masz na imię? - spytała, chłopak usiadł za nią na schodach.
- Lena.
- Jesteś nowa, nie?
- Uhm - zacisnęłam zęby, kiedy przejechała wacikiem po moim łokciu. Nie miałam pojęcia czym go nasączyła, ale piekło niemiłosiernie.
- Skąd cię przywiało?
- Z Warszawy.
- O, pani miastowa? - gdyby ktoś inny powiedział to w podobnym tonie, mogłabym poczuć się urażona, ale przed miękki głos Klaudii i jej pogodny wyraz twarzy łagodziły każde wypowiedziane słowo - Musisz się tu cholernie nudzić.
- Trochę. Jak na razie nie za wiele wychodziłam z domu.
- Wiem, słyszałam. Znaczy... - zarumieniła się lekko, jednak przez jej jasną cerę, wszystko było widać jak na dłoni - Wiesz, w takiej małej mieścinie wieści rozchodzą się całkiem szybko... Wszyscy już wiedzą, że mąż profesor Koniarek zginął - przyznała ze skruchą - Ale naprawdę jeszcze nigdzie nie byłaś? Nie ma tu wiele, ale parę kawiarni się znajdzie, park, jezioro. Można pójść też na kręgle. Nic jej nie mówiłeś? - Spojrzała z wyrzutem na Eryka.
Wzruszył ramionami.
- Cipa z ciebie a nie facet - mruknął Rafał, jakby zadowolony z tego odkrycia.
- Nie podoba mi się to, ale ma rację - przytaknął Grzesiek. Oczywiście z uśmiechem. Najwidoczniej był jedną z tych osób, które uśmiech mają przyklejony na stałe do twarzy - Kto ma teraz czas? Można się przejść. Jest piątek. I ostatni weekend bez zadań domowych, którymi niektórzy będą się usprawiedliwiać później - mruknął cicho i oparł brodę a głowie Klaudii.
- Odpieprz się - wstała i zapięła torbę - Ale tak serio, idziemy? Bo w sumie to nie mam nic ciekawego do roboty.
- Jak się wam chce to możemy iść - zadeklarował się Eryk.
- Musiałabym się spytać cioci, ale raczej będę mogła. Rafał? - odwróciłam się.
Otworzył oczy zdziwiony. Chyba się nie spodziewał zaproszenia, ale szybko kiwnął głową, a na ustach zamajaczył uśmiech.
- Czyli ustalone - stwierdziła Klaudia i uśmiechnęła się do niego zachęcająco. Ten uśmiech stanowił jako taką równowagę dla wrogiego spojrzenia Eryka.
- Muszę tylko na chwilę wstąpić do domu, ale to niedaleko stą... - przerwał, kiedy otworzyły się drzwi do szkoły.
- Tu jesteś - Ela podeszła do nas i uśmiechnęła się do reszty - Idziesz?
- A mogłabym nie? - zmarszczyła brwi - Masz coś przeciwko, jeśli pójdę z nimi na kręgle?
- Jak wrócisz do jedenastej, to nie ma sprawy - wzruszyła ramionami - Ale masz na siebie uważać!
- Jasne! - uśmiechnęłam się szeroko i odwróciłam do znajomych - To idziemy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top