Rozdział 7

Hermiona odkryła, że kiedy wilki zniknęły, mogła ponownie aportować się przy drzwiach do dworu. Udała się więc do domu, aby zabrać trochę medykamentów oraz nocną torbę, i wróciła do Malfoya, gdy zachodziło słońce.

Kiedy zjawiła się w jego pokoju, siedział z ramieniem owiniętym paskami materiału z ręcznika, który Hermiona musiała podrzeć. Wpatrywał się w sufit, zatopiony w myślach, jednak zdawał sobie sprawę, że Hermiona wróciła, ponieważ jej zapach nagle zaatakował jego zmysły.

To było... niepokojące.

— Mówiłem ci, że nie musisz dzisiaj wracać — powiedział nieco zrzędliwie.

— A ja powiedziałam ci — odpowiedziała, kładąc torbę na biurku i grzebiąc w niej — że nie zamierzam cię słuchać.

Uśmiechnęła się bezczelnie przed wyciągnięciem fiolki wypełnionej brązowym płynem.

Podeszła do Draco, odkręcając fiolkę; kroplomierz przymocowany do jej górnej części był już napełniony. Odłożyła go na bok i złapała Draco za rękę, aby przyciągnąć do siebie jego ramię, zanim zaczęła odwijać bandaż.

Patrzył, jak pracowała, zdumiony tym, że nawet nie spostrzegła, jak bardzo był odmienny i wielki.

— Cóż, wygląda na to, że większość krwawienia ustała — powiedziała, oglądając ranę — i nie ma infekcji.

Sięgnęła po kroplomierz i przechyliła go, pozwalając kilku kroplom wylądować na ranie.

Draco skrzywił się lekko, obserwując zielonkawy dym unoszący się z otwartych ran, które w ciągu kilku sekund zaczęły się zasklepiać.

— No i proszę — powiedziała Hermiona z uśmiechem. — Teraz będzie lepiej. Jednak na wszelki wypadek powinniśmy owinąć ramię na noc. Nie jestem pewna, czy klątwa nie wpłynie na skuteczność eliksiru.

Draco przyjrzał się swojemu ramieniu, a potem Hermionie owijającej je bandażami, które przyniosła z domu. Kiedy skończyła, usiadła na brzegu łóżka i spojrzała mu w oczy.

— Skoro o klątwie mowa... Wydaje mi się, że jest coś, o czym mi nie mówisz — rzekła.

Odwrócił wzrok i burknął:

— Mogłem... pominąć pewne informacje, ale to z powodów osobistych. Chcę móc przełamać klątwę bez konieczności dostosowywania się do... zasad.

Kiwnęła głową, nieco wyrozumiała.

— A róża? Co ma wspólnego z klątwą?

Draco westchnął.

— Wiem tylko, że kiedy spadnie ostatni płatek, będę przemieniony na zawsze i żadne zaklęcia tego nie powstrzymają.

— Czy już spadły jakieś płatki? — zapytała.

Draco skinął głową.

— Jak dotąd dwa.

Hermiona podparła się łokciem o kolano, myśląc.

— Myślę, że musimy szukać szybciej.

Draco przytaknął, chcąc coś powiedzieć, gdy z żołądka Hermiony wydobył się pomruk.

Policzki kobiety lekko się zarumieniły, kiedy położyła dłoń na brzuchu, jakby chciała ukryć hałas.

— Chyba jestem trochę głodna...

Draco usiadł na łóżku i położył jedną ze swych gigantycznych łap koło Hermiony. Skinęła głową, pozwalając mu ostrożnie wstać. Spojrzał na nią, kiedy jego stopy znalazły się na ziemi.

— Zjesz ze mną kolację. — Podszedł do drzwi, utykając lekko, ponieważ jego mięśnie były jeszcze obolałe od walki. Odwrócił się do niej, gdy zbliżył się do korytarza. — I to nie jest prośba — oświadczył lekko żartobliwym tonem, a Hermiona mogła przysiąc, że nawet mrugnął.

Wstała i skrzyżowała ramiona na piersi, uśmiechając się lekko.

— A jeśli nie chcę?

Wzruszył ramionami.

— To głoduj. Ale ja zjem wyśmienity posiłek.

Przewróciła oczami, gdy wyszedł, po czym poszła za nim, aby upewnić się, że nie spadnie ze schodów w drodze do kuchni.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


Tej kolacji Hermiona nigdy nie zapomni.

Najwyraźniej skrzaty domowe lubiły od czasu do czasu robić przedstawienie. Wszystko od talerzy po sztućce śpiewało i tańczyło. Draco po prostu siedział i patrzył, jak Hermiona ogląda pokaz. W pewnym momencie spytała, czy wszystko, co się rusza, było dziełem skrzatów domowych, a on szczerze się roześmiał, pierwszy raz, odkąd Hermiona go widywała, i to sprawiło, że ona także się uśmiechnęła.

— Nie — wyjaśnił, potrząsając głową. — Mam tylko pięć skrzatów domowych. Wszystko inne jest po prostu zaczarowane, aby działać na własną rękę.

— To jest częścią klątwy? — zapytała, gdy tańczący obok talerz zaoferował jej paszteciki i pudding w płomieniach.

Draco skinął głową.

— Tak. Zapewniam cię, że nic z naszej zastawy sztućców nigdy wcześniej nie śpiewało i nie tańczyło.

Hermiona nie mogła się powstrzymać od chichotu, który wydobył się z jej ust.

Kiedy kolacja się skończyła, Hermiona ziewnęła w tył dłoni.

— Cóż, myślę, że pójdę spać. Potrzebujesz pomocy na górze?

Draco machnął ręką.

— Dam sobie radę, nie musisz zostawać.

— Jesteś pewien? — zapytała.

Skinął głową.

— Oczywiście. Dzisiaj nasze poszukiwania spełzły na niczym, więc może wrócisz jutro koło południa?

Hermiona skinęła głową.

— W porządku. Pójdę po swoje rzeczy i do zobaczenia jutro.

Draco patrzył, jak wychodziła z jadalni, pozwalając sobie na westchnienie, które ukrywał. Kiedy usłyszał otwarcie i zamknięcie drzwi frontowych, w końcu wstał z krzesła, jęcząc z bólu.

— To było bardzo miłe z jej strony, że cię uzdrowiła, prawda, Draco? — zapytała jego matka.

Przez całą kolację była niepokojąco cicha i Draco wiedział, że czekała, aż Granger wyjdzie, żeby powiedzieć, co myślała.

— Tak, cóż, gdyby nie była wystarczająco głupia...

— Och, przestań Draco. Wiem, że w jakiś sposób jesteś zadurzony w tej dziewczynie, nawet jeśli nigdy się do tego nie przyznasz.

Draco prychnął.

— Nie, ja nie...

— Mówiłeś o niej cały czas, niezależnie od tego, czy zdawałeś sobie z tego sprawę, czy nie. Być może narzekałeś na nią, ale wiem, że jakaś cząstka ciebie była pod jej urokiem. — Milczenie Draco było dla niej wystarczającym potwierdzeniem. — Dlaczego po prostu nie powiesz jej o klątwie?

— Ponieważ — zaczął zmęczonym tonem — to musi być jej wybór, bez poczucia, że musi ze mną być, aby pomóc ją przerwać. Poza tym, to było kilka lat temu i wątpię, że mogłaby cokolwiek do mnie poczuć.

— Nie musiała ci pomagać, Draco — rzekła jego matka.

— Uzdrawianie to nie to samo, co zakochanie się we mnie, matko. Jest cholerną Gryfonką. W ich naturze leży pomoc — powiedział.

Pani Malfoy westchnęła, a wózek się poruszył.

— Dobrze, mój synu. Pora na nocny odpoczynek.

Draco przeszedł obok wózka, kładąc gigantyczną łapę na zakrytym ramieniu.

— Chciałbym coś dla niej zrobić... podziękować za pomoc... ale co? — zapytał matkę.

— Cóż, to co zwykle... kwiaty, czekoladki... obietnice, których nie zamierzasz dotrzymać...

Ostatnie jej słowa skomentował warknięciem, ale nie było w nim złości.

— Nie, to musi być coś, co wzbudzi jej zainteresowanie... — Uśmiechnął się. — I myślę, że dokładnie wiem, co lubi.


~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


Tego samego wieczoru Cormac siedział w Dziurawym Kotle, popijając Ognistą Whisky z ponurym spojrzeniem.

— Cześć, Cor! — powiedział Dennis Creevey, siadając obok przyjaciela. Zauważył jego nastrój i od razu spoważniał. — Hej, co się stało?

Cormac tylko chrząknął i upił kolejny łyk.

— Niech zgadnę... kłopoty z kobietami? — podpowiedział Dennis, trącając Cormaca łokciem i mrugając, po czym poprosił barmana o drinka.

Cormac uśmiechnął się.

— Można tak powiedzieć. — Westchnął, pocierając palcami zmęczone oczy. — To Hermiona. Ciągle mnie odrzuca. Proszę tylko o jedną randkę.

Pozwolił, by jego głowa opadła bezwładnie na blat, z łupnięciem.

Dennis położył dłoń na jego ramieniu i potrząsnął.

— Daj spokój, Cor, musisz się ogarnąć... Bardzo mnie to niepokoi, ponieważ cię lubię i nie mogę znieść tego, że jesteś taki przybity.

Cormac westchnął i usiadł.

— Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Dam jej czas na ochłonięcie i może spróbuję ponownie za jakiś tydzień. Przecież musiałaby być naprawdę głupia, ciągle mi odmawiając, prawda?

Dennis skinął głową, gdy pojawił się przed nim kieliszek z Ognistą. Wypił jednym haustem i skinął na barmana, aby go napełnił.

— Wiesz, Cor, każdy facet tutaj chciałby być tobą.

Cormac prychnął do swojego drinka, kończąc go i potrząsając głową.

— Wątpię.

— Nie, serio! Nawet podziwiają się na zgrupowaniach! Jesteś najmilszym facetem, jakiego znam, i wszyscy cię lubią. I jeśli mam być szczery, nietrudno zauważyć dlaczego. — Dennis zaśmiał się z własnych słów, po czym kontynuował: — Byłeś popularny w Hogwarcie, niesamowicie grałeś w quidditcha, przez rok nawet profesjonalnie, nie wspominając nawet o tym, że pieją z zachwytu, będąc z tobą.

— Tak, to prawda — powiedział Cormac kontemplacyjnie. — Ale jedyną kobietą, jakiej pragnę, jest Hermiona Granger. — Jego twarz spoważniała, gdy mruknął pod nosem, aby nikt nie usłyszał. — I będę ją miał, jestem tego pewny.


_________________

Witajcie :) jest sobota, więc publikuję nowy rozdział tłumaczenia. To początek dobrej zmiany, przemiany, czy jak tam sobie chcecie nazwać zachowanie Draco. Wiem, że wyczekujecie słodkości i uroczych uśmiechów, cóż... już niedługo. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że obiecuję to od jakiś dwóch tygodni, ale już naprawdę nie mogę się doczekać tych części... Ech, wybaczcie, mam dzisiaj jakiś taki melancholijny nastrój.

Co myślicie o rozdziale? Podzielcie się opiniami w komentarzach.

Bardzo dziękuję za pomoc Acrimonii i Katji, które tak ekspresowo go sprawdziły. Jesteście super!

Tyle ode mnie. Komentujcie i oceniajcie. Miłego weekendu i tygodnia. Enjoy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top