Rozdział 2
Teraz Harper i Owen mogli się przyjrzeć lepiej nowym uczniom.
Zielonooki chłopak miał czarne, rozczochrane włosy, a uśmiech na jego twarzy mógł za chwilę przeobrazić się w gniew. Był ubrany w białą koszulę i dżinsy. Po jego lewej stronie stała dziewczyna urodą przypominająca boginię że starożytnej Grecji. Karmelowe włosy splotła w warkocza. Białą bluzkę wpuściła w czarną, dopasowaną spódniczkę. Zarzuciła też ciemny, przedłużany sweterek. Za nią - podobnego wzrostu Latynos, wyglądający okropnie w galowym stroju, ale przystojny w głupkowaty sposób. Ciemne włosy i oczy. Musiał interesować się mechaniką, bo na czole i rękach miał smugi smaru oraz założył niepasujący do stroju pas z narzędziami. Harper przypomniała sobie, że on nazywa się Leo Valdez.
Obok Leona stała dziewczyna. A właściwie: dziewczynka. Choć chodziła do drugiej klasy liceum, wyglądała na maksimum trzynaście, czternaście lat. Miała złote oczy i kręcone włosy, a białą sukienka podkreślała jej ciemną skórę. Nastolatka dalej niewątpliwie pochodziła z jakiegoś indiańskiego plemienia. W brązowe, przycięte nierówno włosy wplotła koraliki i kolorowe pióra. Jej oczy co chwilę zmieniały kolor - to zielone, to niebieskie, to bursztynowe, to szare... Jako jedyna w całej szkole nie miała makijażu, ale i tak była bardzo ładna. Nie miała też sukienki - założyła koszulę i czarne dżinsy, jakby nie chciała zwracać na siebie uwagi. Owen zapamiętał jej imię - Piper - ale nazwiska nie mógł sobie przypomnieć.
Dalej - Nico di Angelo. (Nazwisko zapadło Harper w pamięć, bo chyba było włoskie). Poza ciemnoskórą dziewczyną był najdrobniejszy, z przydługimi ciemnymi włosami i czarnymi oczami. Ręce trzymał ukryte w kieszeniach, a jego wzrok jasno mówił, że ma ochotę stąd uciec bardziej niż ktokolwiek inny.
Obok Nica stał tęgi chłopak o chińskich rysach. Mimo potężnej budowy ciała miał dziecinną buźkę - dziwne skrzyżowanie misia pandy z bokserem. A po lewej stronie zielonookiego chłopaka - szarooka blondynka w szarej sukience. Miała tak samo wojownicze spojrzenie jak Harper.
Kiedy tylko ten z zielonymi oczami zapytał, czy Harper i Owen chcą zabić nauczycielkę, blondynka uderzyła go łokciem.
- Zamknij się, dobrze? Hazel, pomóż.
Dziewczyna z kręconymi włosami wysunęła głowę i powiedziała spokojnie:
- On nic takiego nie mówił.
Piper dodała:
- Uwierzcie w jej słowa.
Zielonooki chłopak wymamrotał coś pod nosem.
W głowie Harper zapanował chwilowy chaos, po czym wszystko wróciło do normy. Miała mętne wspomnienia - jakby ktoś coś do niej mówił, ale nie mogła sobie przypomnieć, kto i co.
Dziewczyna z karmelowymi włosami wzięła głęboki wdech i trochę sztucznie się uśmiechnęła.
- Cześć - powiedziała. - Jestem Kalipso, a to są moi przyjaciele.
- I twój chłopak - dodał Leo Valdez.
Dziewczyna zacisnęła pięści.
- Tak, mój... Och, zamknij się. A wy jak się nazywacie?
- Jestem Harper McRea, a to mój brat bliźniak Owen.
Kalipso pokiwała głową.
- Miło poznać. Chcecie się przejść? Leo, chodź...
Harper chciała zaprotestować, ale ci dwoje uśmiechnęli się tak przyjaźnie, że poszła za nimi. Kalipso i Leo złapali się za ręce i dziewczyna uświadomiła sobie, że tworzą naprawdę słodką parę.
Pozostali natomiast zostali. Zielonooki chłopak wyjął swój długopis, jakby była to najpotężniejsza broń, jaką widział świat i trzymał go w taki sposób, że Harper była gotowa w to uwierzyć.
Cała czwórka wyszła ze szkoły. Przez chwilę panowało niezręczne milczenie, które szybko przerwał Owen. No tak, on zawsze był gotów zacząć rozmowę, byle o czym.
- No to skąd jesteście?
Leo uśmiechnął się do niego. Sądząc po uśmiechach obu chłopców, Harper trochę się bała - mogliby stworzyć niebezpieczną drużynę, jeszcze z tym zielonookim chłopakiem. Nie mogła pozwolić, żeby spędzali dużo czasu razem, wykręcając żarty nauczycielom i dostając mnóstwo uwag.
- Ja pochodzę z Houston, aczkolwiek przyjechałem z Indiany razem z moją piękną i czarującą dziewczyną.
Kalipso się zarumieniła.
- Tak... Z Indiany.
Wypowiedziała to słowo z lekkim wahaniem. Leo do niej mrugnął, choć zdawała się tego nie zauważyć.
Harper otrzepała dyskretnie sukienkę. Głupie ciemne materiały. Zawsze przyczepiało się do nich mnóstwo małych paproszków.
- No dobrze - rzekła. - A wy jesteście nowi, tak? I co, wszyscy się znacie?
Kalipso przerzuciła sobie warkocza na lewe ramię jak Elsa z "Krainie Lodu".
- No cóż, eee... Chodziliśmy wszyscy do jednej szkoły, ale...
- Ją zamknęli - dokończył Leo. - I musieliśmy się przenieść do innej, tak. Więc wszyscy wybraliśmy jedną. Fajnie, co?
Uśmiech i błysk w oku chłopaka sprawiał, że jego wypowiedź brzmiała jak żart. Nawet gdyby nie to, Harper średnio wierzyła jego słowom. Ale pokiwała głową. Ci nowi uczniowie byli strasznie tajemniczy. Na żaden sposób nie potrafiła ich rozgryźć.
Wreszcie wszyscy doszli do bramy. Owen położył rękę na klamce, żeby otworzyć furtkę, kiedy od strony szkoły rozległ się wrzask. Harper zamarła. Taki dźwięk wydała kiedyś pani Doods, kiedy grupka chłopaków podłożyła jej pierdzącą poduszkę i nauczycielka została skompromitowana przed całą klasą. (O, tak, to był jeden z tych momentów, dla których warto chodzić do szkoły).
- Co to było? - zapytała.
Kalipso wzruszyła ramionami.
- Och, błagam, przecież to nieważne. Jestem tu nowa, ale mogę się założyć, że w szkole ciągle ktoś wrzeszczy.
Harper i Owen spojrzeli na siebie. Leo lekko popchnął ich do wyjścia.
- Na co czekacie? Wychodzimy. I wiecie co? Możemy odprowadzić was do domu.
- Ale dlaczego? - zapytał Owen.
- No bo... przecież trzeba zawierać nowe znajomości, nie?
Harper zmarszczyła brwi i przeszła przez furtkę, nie spuszczając wzroku z nowo poznanej dwójki. Jakoś słabo wierzyła, że chcą po prostu poznać kogoś w nowej szkole.
Kalipso i Leo odprowadzili ich do samego domu. Owen zapytał, gdzie właściwie mieszkają. Oboje uśmiechnęli się tajemniczo.
- Miło się rozmawiało - rzekł Valdez, ignorując poprzednie pytanie. - Jak zwykł mawiać mój były trener: spadajcie, misiaczki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top