znowu gadam o przegranej jakby to słowo jeszcze cokolwiek dla mnie znaczyło

Stawiam czoła przeciw rozsądku
Chcę tylko marnować potencjał
Zniżyć standard co do "w porządku"
Poczucie winy zużyte wyświechtać
Każ mi zapłacić za grzechy
Bo tak cholernie czuję się winna
Chcę zobaczyć czy jestem dość silna
chcę poczuć goryczne konsekwencje
zmienić spętloną sekwencję,
Na taką, gdzie pozwolą mi przegrać
Skomponować przepyszną burleskę
Stoję przed wami; tak cholernie zależna
Emocjonalnie i biernie rozbieżna
Jak umysł za wcześnie odizolowanego dziecka
Co się zgubiło w liściach i sensach
Spieprzaj ode mnie, błagam cię spieprzaj
Od tej samotni gdzie mieszkam,
Uciekaj już jak najdalej
I Nie wracaj, nie wracaj dopóki
wszystkiego tu nie zawalę
Póki nie spełni się przepowiednia
O siedmiu biesach w biesiadnych kwestach
Zapadających się w chlebowych pochlebstwach
Rujnujących twój świat jak ten podmuch września
Ta stara piosenka o zżolkych wieszczach
To już zbyt znoszony kawałek
Powtarza się na zdartych płytach
Przytłacza winylowym żalem
Czepia się głowy w wzór kleszcza,
Płonie jasno, słomianym zapałem
Już nie chcę pragnąć przegranej
Nie chcę nie być tu wcale

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top