26. Nilay

Minął dokładnie tydzień od śmierci Francesco i Cristiano. Trzy dni temu odbył się ich pogrzeb, w którym uczestniczyło ponad trzysta ludzi, od rodziny po mafijnych szefów małych gangów. Ochrona uzbrojona po same zęby patrolowała cały cmentarz. Dodatkowe środki ostrożności, w tym wypadku, były konieczne. Ester zaraz po pogrzebie, poleciała prosto do Los Angeles, w którym na co dzień mieszkała. Potrzebowała teraz swoich przyjaciół i pracy w jej prywatnej klinice. Ratowanie ludzi było jej odskocznią. Nie podobało mi się, że cierpi, ale wiedziałam, że jej przejdzie. Tym bardziej, wiedząc, że Rafa też jest na miejscu i ją pilnuje. Ojciec także zwiększył jej ochronę, do ośmiu zaufanych ochroniarzy, którzy nie odstępowali jej nawet na krok. Rodzice w tej chwili przebywali w Rzymie, a dzisiaj wieczorem mieli wylecieć do Stanów i zająć się chwastami.

Sylvio Carusso, był w rękach policji, czekającej na wskazówki Trójcy, natomiast rosyjska suka znajdowała się Nowym Jorku. Zmieniając dowody tożsamości i ubiór, myślała, że zdoła nas przechytrzyć. Gdybym to ja miała ostatnie słowo, to już dawno byłaby martwa, ale rodzice zdecydowali, że pozwolą jej działać, by sprawdzić jej zasięgi. Jak zawsze, mieli już plan i do nich należało ostatnie słowo. Wiedzieliśmy również, że Alex Lopez przyznał się do współpracy z Tatianą. Książę zabił jego brata, ponieważ to właśnie on pomagał jej w przejęciu naszego towaru. Póki co, Lopez nadal żył, bo mógł się nam jeszcze przydać.

Jakieś dwadzieścia minut temu, razem z Tobiasem, wylądowaliśmy w Kalabrii. Ja jechałam ze swoją ochroną, Książę ze swoją. Rodzice nalegali, by każdy z nas jeździł osobnym samochodem. Gdyby jedno z nas zginęło, zawsze zostawało to drugie. Brutalne ale prawdziwe.

Ja jednak ciągle odtwarzałam w głowie poranek, gdy obudziłam się w łóżku Księcia, a potem cały kolejny dzień w zamku. Oprócz ochrony i Archiego byliśmy w nim tylko my. Może byłam pijana, ale tym razem pamiętałam dokładnie wszystko. Kuchenny blat, jego usta na mojej cipce, jak niósł mnie w ramionach do łóżka, a ja, wykorzystując swój stan upojenia, kleiłam się do niego jak rzep. I naprawdę robiłam to świadomie. Kiedy mnie dotykał, jakbym była dla niego czymś cennym, udawałam, że śpię, bo nie mogłam się powstrzymać. Był wtedy taki... Sama nie wiem. Choć mało rzeczy mnie przerażało, to właśnie to, było cholernie przerażające...

Pieprzone uczucia! Na dodatek cały zamek już o tym huczał.

Rano obudził mnie jego megawatowy uśmiech i poranny wzwód. Posuwał mnie w jego łóżku, pod prysznicem, w garderobie, a potem w jadalni, na tym wielkim stole, przy którym robił mi dobrze palcami. Twierdził, że przez całą kolację, właśnie tego pragnął. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo, bo praktycznie pieprzyliśmy się jak dzikie króliki. To wychodziło nam najlepiej.

Ciągle w głowie miałam jego słowa — Chcę pierzyć się tylko z tobą. To brzmiało jak zobowiązanie. Chciał, żebyśmy byli ze sobą na wyłączność. To oznaczałoby, że traktuje to poważniej, niż myślałam. Wspólnicy z bonusem, co miało na celu wyeliminowanie kłótni. Jeśli chciał czegoś więcej... Nie, na pewno tego nie chciał. Nie Rejes.

W tej relacji nie mogły pojawić się uczucia. Na to nie było miejsca. Jednak myśl, że po tym wszystkim, miałby pieprzyć się z kimś innym, doprowadzała mnie do szału. Wolałabym sobie nawet tego nie wyobrażać. Od zawsze nie mogłam znieść tych myśli. Wyparcie i oszukiwanie siebie to moja profesja. Zdecydowanie z tym radziłam sobie świetnie. Nie cierpiałam się bać, a tu wchodziło w grę coś potężniejszego... Właśnie z tego powodu, wolałam go unikać i się na niego wściekać. A to zaczęło coraz trudniej mi przychodzić.

O wilku mowa. Chyba czytał mi w myślach.

Telefon w mojej dłoni zawibrował i wyświetlił się jego numer. Widniał w moich kontaktach, jako seksowny idiota.

Rolls Royce, z nim w środku, jechał tuż przed nami. Przez przednią szybę widziałam tył jego głowy. Nawet jego potylica była ładna.

Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam, aż pierwszy się odezwie.

— Księżniczko — wychrypiał po włosku, a mnie znowu, kurwa, przeszedł dreszcz.

Co on mi zrobił?

Zdecydowanie potrzebuje egzorcysty albo jakiegoś innego fiuta, by upewnić się, że nadal ze mną wszystko w porządku.

— Tak? — zapytałam, przygryzając dolną wargę.

Widziałam, że oparł głowę o zagłówek. Nawet na mnie nie zerknął.

— Jesteś głodna? — wymruczał seksownie.

Zdecydowanie.

— Pytasz mnie o jedzenie? — Wolałam się upewnić.

Zaśmiał się gardłowo.

— A co byś wolała?

— Zależy, co proponujesz. — Tym razem ja zniżyłam głos.

Wciągnął z sykiem powietrze i widziałam, że odchylił głowę w tył.

— W tej chwili miałem na myśli jedzenie, ale jeśli chcesz, możemy jechać prosto do apartamentu.

Pieprzone dylematy.

Biały dzień równa się obrzydliwa ilość zdjęć i paparazzi na karku. Ja i on, razem, w restauracji? Mamy jeść przy jednym stole, nie kłócąc się? W sumie prezentowałam się dzisiaj zajebiście świetnie. Odstrzeliłam się, jakbym szła na jakiś wybieg. Archie przygotował dla mnie przydługą, białą marynarkę w szpic, która ledwie sięgała połowy ud. Do tego na nogach miałam klasyczne, wysokie, beżowe szpilki od Valentino, w tym samym kolorze małą torebkę od Prady, a na nosie fikuśne złote okulary od Diora.

— Ciężki wybór — wymruczałam, przygryzając kciuka.

— Więc w takim razie ja zdecyduje za ciebie, najpierw późny obiad, potem ty na deser. Powiedz Leo, że ma się nas trzymać. — Po tych słowach się rozłączył i nawet nie dał mi odpowiedzieć.

Otworzyłam szeroko usta i patrzyłam na potylice tego seksownego dupka, który nawet nie raczył na mnie spojrzeć.

Leo popatrzył na mnie we wstecznym lusterku, szczerząc zęby.

A co mi tam?

Pociąg pospieszny do wariatkowa, nadchodzę!

— Jedź za nim...

***

Tak jak myślałam, już same nasze samochody zrobiły nie lada zamieszanie. Jeszcze dobrze nie zaparkowaliśmy, a już z każdej strony błyskały w nas flesze. Zatrzymaliśmy się przed ekskluzywną restauracją, która należała do Księcia. Blisko plaży i zbyt blisko gapiów i spacerowiczów.

Książę wysiadł ze swojego samochodu, jako pierwszy. Mhmmm. Ten jego wiecznie dziki i drapieżny wygląd. Musiałam powstrzymać pieprzony ślinotok. Wyglądał jak żywa reklama Kitona, w tym czarnym, dobrze skrojonym garniturze, który opinał każdy jego idealny mięsień. Pięćdziesiąt tysięcy dolarów, nigdy nie wyglądało na kimś tak dobrze.

A teraz ta gorsza część...

Na dzień dobry rzuciło się na niego stado napalonych panienek. Wszędzie aparaty, telefony i nasza ochrona, która musiała zapanować nad tym chaosem.

Na mój samochód już też zaczęli napierać.

Byłam pewna, że Książę na mnie nie zaczeka. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy w obstawie ochrony, podszedł do mojego samochodu, otworzył dla mnie drzwi i, teraz najlepsze, nastawił dla mnie dłoń, by pomóc mi wysiąść. Oczywiście aparaty uwieczniły wszystko, klatka po klatce.

Niedobrze!

Nie chciałam robić scen, więc odgrywałam grzeczną Nilay.

— Tobias! Tobias! Kochamy cię! — piszczały jego fanki, przekrzykując się nawzajem.

— Jesteś boski!

— Chcę urodzić ci dzieci! Dużo dzieci!

Mimowolnie przewróciłam oczami.

— Nilay! Jesteś taka piękna! — krzyczał jeszcze ktoś inny.

— Masz świetny tyłek!

Uśmiechałam się szeroko w stronę aparatów, a tak naprawdę miałam ochotę wyjąć broń i zrobić mały pokaz ognia. Jednak w takich miejscach, musieliśmy zachowywać się wzorowo. Tobiasowi przychodziło to bez problemu. Potrafił odnaleźć się w każdej sytuacji.

Bycie najbogatszymi ludźmi na świecie niesie niestety ze sobą pewne konsekwencje. I to są właśnie te gorsze strony sławy.

Co tu dużo mówić, pieprzony dramat!

— Tobias, kiedy zobaczymy twoje nowe prace?!

— Nilay, jesteś w ciąży?

Co kurwa?!

Ochrona zaczęła robić nam przejście, a my próbowaliśmy to wszystko ignorować.

Padło też kilka pytań, czy jesteśmy parą, gdy Tobias splótł ze mną swoje palce i zaczął ciągnąć w stronę wejścia, gdzie czekała na nas już cała obsługa. Wychrypiał do mojego ucha, że teraz żałuje, że od razu nie zaczął od deseru. Jego słowa podziałały na mnie o wiele za mocno. Jego wzrok, którym mnie obrzucał, też nie pomagał w walce ze sprośnymi myślami.

Menadżer lokalu był tak zdenerwowany, że trzęsły mu się dłonie. Jąkał się co drugie słowo, gdy nas uroczyście witał. Pewnie, gdyby miał więcej czasu, to rozłożyłby dla nas czerwony dywan. Traktowano nas po królewsku. Biedaczyna, ale doceniałam jego zaangażowanie. Poprowadził nas do osobnej sali, gdzie mieliśmy ładny widok na morze i całkowitą prywatność. Czekał na nas bogato zdobiony stół, z porcelanową zastawą, złotymi sztućcami i świecami na wysokich, szklanych świecznikach. Pośrodku stała jakaś dziwna kwiatowa kompozycja z białych róż. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane i wiało romantyzmem.

— Czy ty właśnie zabrałeś mnie na randkę? — zapytałam, kiedy Książę odsuwał dla mnie krzesło. Musnął palcami mój kark, wywołując u mnie gęsią skórkę, co oczywiście nie obeszło jego uwadze.

Z szerokim uśmiechem zajął miejsce naprzeciwko mnie. Ciągle nie spuszczał ze mnie wzroku.

— A chciałabyś, żeby to była randka? Jeśli tak, możesz to tak traktować. — Wyszczerzył zęby, podwijając rękawy swojej marynarki.

Zaczęły smażyć mi się jajniki.

— Nie chodzę na randki. — Mlasnęłam głośno. — Wiesz, co zrobiłeś?

— To znaczy? Może jakieś wskazówki? Jeszcze nie nauczyłem się czytać ci w myślach — powiedział, podkreślając słowo „jeszcze".

— Będziemy na pierwszych stronach gazet — wysyczałam.

Uniósł seksownie brew.

— A że to niby nasz pierwszy raz? Co w tym dziwnego? Ciągle robią nam fotki.

To, że trzymamy się za cholerne ręce! Nie powiedziałam tego, ale chyba jednak czytał mi w myślach.

— Przeszkadza ci to? — Założył ręce na piersi, napinając przy tym mięśnie. Uwidoczniły się jego seksowne żyły na przedramionach. Miałam na tym punkcie fioła.

Czy mi to przeszkadzało?

— A tobie nie? — zapytałam, a wtedy podszedł do nas kelner, wręczając nam menu i zaczął rzucać różnymi nazwami wykwintnych dań. Młody przystojny, Włoch. Mógł być w moim wieku. Zadał nam tysiąc pytań, czy wszystko jest porządku, czy temperatura w lokalu jest odpowiednia, czy mamy dodatkowe życzenia i jeszcze kilka innych, ale w połowie przestałam go słuchać. Pocąc się na czole, dosłownie wychodził z siebie, a ja chciałam tylko, kurwa, zjeść obiad. I to najlepiej frytki i steka z ogromną ilością ketchupu! Żadne wykwintne gówna. To miałam na co dzień. Chciałam się najeść, a nie zjeść odliczone sto gramów cholernego kawioru.

— Frytki, steka, duża ilość ketchupu i wodę, poproszę — rzuciłam, nawet nie otwierając menu.

Szef kuchni pewnie chciał się popisać swoimi zdolnościami kulinarnymi, a ja właśnie odebrałam mu tę radość. Pierwszy raz miliarder odwiedził swoją restaurację i to na dodatek ze mną. Dlatego każdy stawał na głowie, by go zadowolić i pokazać się od jak najlepszej strony. To była sieć restauracji, ale ta została otwarta jakieś niecałe sześć miesięcy temu.

Kelner zrobił zszokowaną minę, ale szybko ją ukrył.

— Oczywiście, woda z lodowca? — Przygryzł z nerwów wargę, ale zauważyłam, że obrzucił szybkim spojrzeniem moje nogi.

Westchnęłam głośno i uderzyłam się otwartą ręką w czoło.

Miał naprawdę gównianą pracę.

— Wystarczy mineralną z lodówki, skarbie. — Uśmiechnęłam się do niego tak szeroko, że prawie zemdlał, a potem celowo otaksowałam go wzrokiem od stóp do głów.

Oblał się rumieńcem.

Słodziak.

To było nawet urocze. Miał coś w sobie chłopięcego. W innych okolicznościach prawdopodobnie bym go zaliczyła. Nie gustowałam w słodkich chłopcach, ale uważałam, że trzeba być otwartym na wszystko.

—Oczywiście, proszę pani. — Odchrząknął głośno, żeby doprowadzić się do porządku.

Zaśmiałam się pod nosem, widząc minę mojego Księcia.

Kelner chyba zrobił złe pierwsze wrażenie.

Zastanawiałam się, co zrobi impulsywny idiota.

— Oczywiście, a dla Pana, Panie Rejes? — W końcu zwrócił uwagę na swojego szefa, ale nawet nie próbował z nim nawiązać kontaktu wzrokowego. Zawsze się tak działo. Książę sam w sobie emanował niebezpieczeństwem i chyba mnie to podniecało.

Rejes zaciskał szczękę i mordowałam Włocha spojrzeniem.

Kompletna cisza.

Chłopakowi zaczęły trząść się dłonie. Ledwie utrzymywał w palcach skórzane menu. Jego twarz przypominała w tej chwili dorodnego pomidora. Trochę było w tym mojej winy. Po prostu nie mogłam się oprzeć. Uwielbiałam prowokować.

— Kochanie, zamówisz coś w końcu? — Spojrzałam na Tobiasa i uniosłam pod stołem stopę, ocierając się łydką o jego udo.

Wiedział, co robiłam, bo kąciki jego ust zadrgały.

Przez chwilę przepalał mi siatkówki, a potem z głośnym plaskiem zamknął menu.

— To samo, co moja towarzyszka. Do tego moją ulubioną tequilę i lepiej zejdź mi z oczu, póki jestem w dobrym humorze. — Kiedy to mówił, patrzył na mnie, wystawiając w stronę kelnera menu.

Zasłoniłam ręka usta, powstrzymując wybuch śmiechu.

— Oczywiście, Panie Rejes — odpowiedział natychmiast Włoch i szybko się ulotnił.

— Testujesz mnie? Chciałaś, żebym uszkodził go w miejscu publicznym? — zapytał już lekko rozbawiony.

To był całkiem możliwy scenariusz, ale tym razem chciałam tego uniknąć.

— Dlaczego miałbyś to zrobić? — Zrobiłam dzióbek i udawałam, że zdejmuję z piersi niewidzialny paproch.

— Bo z nim flirtowałaś. — Założył ręce za głowę i zaczął bujać się na krześle, w przód i w tył. Wyglądał na kompletnie wyluzowanego, natomiast mi skoczyło ciśnienie.

— Chyba się zapominasz. Mogę flirtować, z kim chcę, a tobie nic do tego. Pieprzymy się, nic więcej, zapomniałeś?

Skrzywił się, jakby zjadł coś bardzo niedobrego.

— Czego nie zrozumiałaś, gdy mówiłem, że chcę się pieprzyć tylko z tobą? — Mięsień na jego szczęce drgnął.

Zrozumiałam wszystko. Może i też tego chciałam, ale on nie będzie mi mówić, co mam robić, a tym bardziej z kim mogę flirtować, a z kim nie. Nie byliśmy parą. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi. Nawet nie wiem, jak można było nazwać to, co działo się między nami.

Prychnęłam.

— Ty to powiedziałeś. Nie przypominam sobie, żebym ja rzucała takimi deklaracjami.

Odchylił się tak mocno na krześle, że byłam pewna, że zaraz huknie na ziemię. Widziałam, że trybiki w jego głowie pracują na najwyższych obrotach.

— Właśnie to przemyślałem i w sumie masz racje. — Wzruszył luzacko ramionami. — Po co się ograniczać. To byłoby niedorzeczne. Dlatego, gdy tylko stąd wyjdziemy, zabiorę do hotelu którąś chętną sprzed lokalu.

Po moim trupie!

Każdy nerw w moim ciele zaczął iskrzyć, a krew dudnić w uszach. Szkoda, że wyjęcie broni z torebki zajęłoby mi zbyt wiele czasu.

Poderwałam się tak gwałtownie z krzesła, że wszystkie sztućce po mojej stronie wylądowały na ziemi. Akurat w tym samym momencie musiał przybyć kelner z naszym jedzeniem. Zamarł z tacami w dłoni i przyglądał się nam niepewnie, jakby sam nie wiedział, co ma ze sobą począć. Podejść, nie podjeść?

Jego szef zdecydował za niego. Jedzenie zostało ułożone na stole, a kelner dosłownie pofrunął po nowe sztućce.

— Co cię tak zdenerwowało? — Rejes uniósł nonszalancko brew i zgarnął z talerza frytkę, szczerząc zęby.

Zrozumiałam. Oboje byliśmy popieprzeni.

Milczałam i mierzyłam go gniewnym spojrzeniem.

Nowe sztućce znowu znalazły się przede mną. Tym razem przyniósł je jakiś inny kelner.

— Dlaczego po prostu nie przyznasz, że jesteś o mnie zazdrosna? — Bardzo wolno zaczął przeżuwać kolejną frytkę, patrząc mi w oczy. W jego tańczyły cholernie radosne ogniki.

— W życiu, bo to nieprawda — podniosłam głos, a ten dupek zaśmiał się gardłowo.

— Ohh, Księżniczko Amerigo. Zapomniałaś tylko, że znam cię lepiej, niż wszyscy inni. Mnie nie oszukasz. Ale dobrze, w porządku, bo ja nie mam problemu z przyznaniem się do tego, że jestem o ciebie cholernie zazdrosny. W sumie — wzruszył luzacko ramionami — zawsze byłem. — Znowu wrzucił do ust kolejną frytkę, jak gdyby właśnie nie powiedział, że jest o mnie zazdrosny i od zawsze był.

Wybałuszyłam oczy i patrzyłam, jak ten seksowny idiota wbija widelec w środek wielkiego steka, jak w laleczkę voodoo.

Kurwa, naprawdę to powiedział. Kompletnie go nie poznawałam.

Kto zabrał Księcia i kiedy go zwróci? W co on pogrywał?

— Jedzenie ci stygnie. — Wskazał swoim widelcem na mój talerz, nie odrywając wzroku od swojego.

Opadłam z głośnym jękiem irytacji na krzesło, chwyciłam za widelec i po prostu go zignorowałam. Ze mną też zaczęło dziać się coś niedobrego, bo straciłam swój cięty język. On też zamilkł.

W kompletnej ciszy zaczęliśmy pałaszować jedzenie. Od czasu do czasu rzucaliśmy sobie krótkie spojrzenia. Dopiero mój telefon przerwał tę ciszę.

Dostałam wiadomość od Archiego, która zawierała link. Napisał, że wyglądam w tych ciuchach jak milion dolarów. Kliknęłam w niego i od razu tego pożałowałam. Przekierowało mnie na plotkarską stronę.

Szybko im poszło!

To potwierdzone, miliarderka Nilay Amerigo ze swoim chłopakiem miliarderem Tobiasem Rejesem, w jeden ze swoich ekskluzywnych włoskich restauracji. Zakochani i szczęśliwy, trzymają się za ręce. Dalej było jeszcze gorzej. Te pieprzone pismaki znały już nawet datę naszego ślubu, płeć dziecka oraz obliczyli nasz wspólny majątek. Zdecydowanie mieli błędne dane, bo to, co podali, było tylko kroplą w morzu. Trzepaliśmy siano jak Grażyna dywan pod blokiem. Dosłownie spaliśmy na banknotach. Podpalilibyśmy nimi cały świat. O mojej stylizacji było dosłownie jedno zdanie.

Zabije Archiego! Wysłał mi to specjalnie.

— Kurwa! — rzuciłam wściekle. — Właśnie o tym mówiłam! — Obróciłam wyświetlacz w stronę Księcia.

Chwycić go w dłoń i zaczął scrollować stronę.

— Sześćset dwadzieścia pięć miliardów? — Zrobił skwaszoną minę. — Oni nas obrażają.

On był po prostu niewiarygodny.

— Czy my oglądamy tę samą stronę? Przejmujesz się tylko tym, że podali nasze błędne zarobki? — Przetarłam nerwowo ręką czoło.

Nieraz pojawialiśmy się razem w gazecie, ale najczęściej każdy z nas miał minę, jakby chciał zamordować tego drugiego. Od zawsze spekulowano na nasz temat. Wypisywano również, że oboje się zdradzamy albo, że żyjemy w otwartym związku. Wypisywano już o nas naprawdę różne pierdoły, ale nigdy nie sfotografowano nas w takiej sytuacji. Książę na każdym zdjęciu miał taki wzrok, jakby faktycznie patrzył na mnie z jakimś uczuciem. Ja wymuszałam uśmiech. Nie byłam, aż tak świetną aktorką, co on.

— No klasa. — Przytaknął głową z uznaniem. — Dobrze, że włożyłem garnitur. Prezentujemy się naprawdę wykurwiście. — Poprawił poły swojej marynarki i wyszczerzył kły.

Go to bawiło?

— W co ty pogrywasz? — zapytałam, bo miałam tego dość.

Zignorował mnie.

— Powiedz mi, o co ci właściwie chodzi, co? Dlaczego tak bardzo próbujesz robić wszystko, żebym traktował cię źle. — Oparł łokcie na stole i zaczął mi się przyglądać. Wyglądał, jakby chciał przewiercić mi wzrokiem głowę.

Nie odpowiedziałam. Otarłam serwetką kąciki ust i wstałam raptownie z krzesła.

— A cały poprzedni tydzień? To nic dla ciebie nie znaczyło?

Oczywiście, że tak. Za dużo znaczyło. A on... Kurwa!

Chwyciłam za torebkę i wezwałam Leo, żeby przygotował ochronę, ponieważ wychodzę.

— Gdzie idziesz? Nie skończyłaś jedzenia. — Zerwał się z miejsca.

— Przeszedł mi apetyt. Zobaczymy się na miejscu w Gioia Taouro.

— Tak chcesz to załatwić? Uciekasz, Księżniczko? Dlaczego nie możemy normalnie porozmawiać? — zapytał, ale ja już kierowałam się do wyjścia.

— Dlaczego znowu to komplikujesz?

Ja komplikuje? To już dawno zrobiło się skomplikowane!

Zignorowałam go. Musiałam to zrobić. Powinnam zakończyć tę farsę, ale nie potrafiłam...

***

Jeśli jeszcze raz mój telefon wyda ten przeraźliwy dźwięk, to przysięgam, że ktoś zaraz zginie. Nie miałam zamiaru go odbierać. Musiałam ochłonąć. Przez tego pięknego idiotę, przestawałam rozsądnie myśleć. Nie skupiałam się na ważnych sprawach. Większość myśli zajmował on, a to był zły znak.

Przetarłam ramieniem spocone czoło, zeskoczyłam z ringu i chwyciłam za butelkę życiodajnej wody.

Leo szczerzył zęby i ocierał krew z ust. Był moim ulubionym sparingpartnerem. Nie bawił się ze mną w kotka i myszkę, tylko naprawdę się ze mną naparzał. To on i ojciec uczyli mnie różnych technik samoobrony, zanim praktycznie nauczyłam się chodzić.

Zaraz po wyjściu z restauracji pojechałam na siłownie, by rozładować gniew i całe to napięcie, które skumulowało się w moim ciele. Nie miałam pojęcia, co robił w tej chwili Książę i nie miałam zamiaru więcej zaprzątać sobie tym głowy. Musiałam przestać! Musiałam zająć się ważnymi sprawami!

Została godzina do spotkania z rodziną Giorno, która była odpowiedzialna za nasz towar w porcie. To oni rządzi dla Trójcy tym miastem, a na ten moment dla mnie.

— Może to coś ważnego? — Leo uniósł brew i również chwycił za butelkę.

Jedyne dzwonki, jakie uważałam za ważne, to te, które śpiewała Celine Dione i Kurt Cobain.

— Nilay?

Posłałam mojemu przyjacielowi mordercze spojrzenie. Tylko on mógł zwrócić mi uwagę. Od kiedy zaczął pracować dla mojego ojca, nasza przyjaźń z miesiąca na miesiąc eskalowała. Nie licząc rodziny i Jareda, ufałam tylko jemu. Chciałam nawet, żeby został moją prawą ręką, ponieważ idealnie nadawał się na to stanowisko, lecz on nigdy się na to nie zgodził. Wolał pełnić funkcję ochroniarza, przyjaciela i osoby, która od czasu do czasu wlewa mi olej do głowy.

— Gdybym cię nie znał, naprawdę bym się ciebie bał. Jesteś, kurwa, szalona. — Uniósł ręce w górę, a potem rzucił butelką w kąt.

Też mi nowość...

— Dlatego masz szczęście, że trochę cię lubię. Choć zaraz mogę zacząć to kwestionować. — Wycelowałam w niego palcem, ale uśmiech mi się rozjeżdżał.

— Uwielbiam twoje miłosne frustracje. — Zarechotał jak baba. — Wyjdź za niego albo go po prostu zabij — ironizował, bo dobrze wiedział, że ani pierwsza, ani druga opcja nie wchodziła w grę.

— To by było najlepsze posunięcie, zamiast wykańczać jego wszystkie dupy. A ja skończyłbym dorabiać jako pieprzony detektyw. — Zasłonił ręką usta, powstrzymując śmiech.

— Widzę, że żarty się ciebie trzymają. — Pokazał mu środkowy palec. — Zaraz przestawię ci drugi raz nos!

Znowu zarechotał.

— Odbierzesz to w końcu? — Wskazał na mojego błękitnego iPhona. Ustrojstwo nadal wyło wściekle.

W końcu nie wytrzymałam i zgarnęłam z ławeczki telefon. Zauważyłam nieznany numer. To było dziwne, tylko nieliczne i zaufane osoby, go posiadały.

— Słucham — warknęłam, dając tej osobie do zrozumienia, że Nilay Amerigo nie jest w nastroju na cokolwiek.

— Nilay — odezwał się męski głos. Miałam wrażenie, że drży. Od razu go poznałam. Choć ostatni raz słyszałam go, jakieś sześć miesięcy temu. Wtedy popełniłam kolosalny błąd.

— Hektor — odpowiedziałam, na co mój przyjaciel przekrzywił głowę i popatrzył na mnie pytająco. Bardzo dobrze znał Hektora i... jego apartament.

Machnęłam na Leo głową, że wszystko w porządku.

— Jesteś już w Kalabrii.

— Jak widać, wieści szybko się rozchodzą — odpowiedziałam rzeczowo.

Moje zdjęcia obiegły już wszystkie portale plotkarskie. Ale on wiedział, że się zjawie. Był najstarszym synem Antonio Giorno. Jego następcą. Ponad dwa lata temu złamałam mu serce. Poznaliśmy się przez Francesco, przy transakcji przemytu broni. Poszliśmy od razu do łóżka, a potem przez kilka miesięcy spotykaliśmy się, kiedy kursowałam między Francją, Stanami i Włochami. Lubiłam go, może nawet darzyłam go jakąś tam sympatią, ale nic więcej, a on stwierdził, że mnie kocha. Wyznał mi cholerną miłość. Dlatego szybko to zakończyłam i zerwałam z nim kontakt. Dzwonił, pisał, nie dawał za wygraną, ale po jakiś kilku miesiącach, w końcu odpuścił. Zrozumiał, że to koniec. Później pojawił się Viktor, który był szybszą i lepszą opcją.

Przez chwilę panowała cisza.

— Dzwonisz z czymś konkretnym, bo nie bardzo rozumiem, co ma na celu ta rozmowa — przerwałam tę ciszę. Nie było czasu na sentymenty.

Znowu chwila pauzy.

— Tęskniłem za tobą — powiedział bezceremonialnie. W sumie nigdy nie owijał w bawełnę.

— I dzwonisz tylko po to, żeby mi to uświadomić? — Może byłam zbyt ostra, ale nie miałam zamiaru robić mu jakiś złudnych nadziei. To, co nas łączyło, to przeszłość.

Wtedy jeszcze tego nie rozumiałam albo po prostu nie chciałam rozumieć, dlaczego z nikim mi nie wychodziło. Teraz, coraz bardziej uderzała we mnie ta brutalna rzeczywistość.

— Chciałem cię uprzedzić, że będę w porcie, bo chcę cię zobaczyć i musimy porozmawiać, to ważne.

Przylatując tu, liczyłam się z tym, że go zobaczę. Może powinnam udowodnić sobie, że...

— W takim razie, odezwę się. Do zobaczenia. — Po tych słowach się rozłączyłam.

Kurwa!

— Leo! Ostatnia rudna. Już! — rozkazałam.

— Ręka cienka, szczęka pęka. To nie wróży nic dobre. — Zaśmiał się.

Nie wróży.

— Wiesz, że on go zabije. — To było stwierdzenie, nie pytanie.

Zrobi z niego pieprzony pokarm dla rybek.

Właśnie tego się obawiałam...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top