17. Grzechy ojca
Wilk Draco uspokoił się dopiero wtedy kiedy Lunatyk usiadł z głębokim westchnieniem w fotelu, a Malfoy stanął po jego prawej stronie. Dumbledore z swoim dobrodusznym uśmiechem i iskrzącymi oczami skrytymi za okularami-połówkami, na kanapie. Nikt nie zaproponował niczego do picia, a cisza się przeciągała.
Dominujące wilki nie były niezwykle. Draco pamiętał, że widział tą nazwę kiedy dniem i nocą czytał wszystkie księgi, gdy dowiedział się o tym jaką karę wyznaczył Lucjuszowi Czarny Pan. To pojęcie przewijało się w książkach, które nieco dogłębniej przedstawiały wilkołaków i nie sprowadzały się do porównywania osób zarażonych likantriopią do mieszańców czy krwiożerczych bestii pod władzą księżyca. Ale Draco nawet nie pomyślał, że stanie się jednym z nich. Dlatego kiedy Remus mówił wręcz zagadkami o jego zachowaniu, nie miał odwagi napisać, że podejrzewa tego, że sam mógłby stać się dominującym wilkołakiem po pierwszej pełni. Wiedział, że to nie za bardzo łączy się z jego dotychczasowym zachowaniem po przemianie.
Edmund Sergeb w swoim traktacie o wilkołakach z XIX wieku napisał, że nawet jeśli człowiek przed ugryzieniem przejawiał zachowania przywódcze i był pewnym siebie czarodziejem, nie oznacza, że jego wilk będzie posiadał obie te cechy i stanie się dominującym wilkołakiem. Wynikało to z tego, że człowiek i wilk były jednak dwoma osobowościami żyjącymi w jednym ciele. Toczącymi walkę o kontrolę gdy tylko księżyc będzie w pełni. Draco miał świadomość tego jaki był. Jego ojciec od najmłodszych lat powtarzał mu, że jest Malfoy'em i jak Malfoy powinien się zachowywać.
– Jesteś lepszy od innych, Draco – mówił siedząc w swoim gabinecie przy biurku, a Draco zajmował kanapę i wpatrywał się w niego jak z podziwem, bo chciał być taki jak ojciec. –Bycie Malfoy'em oznacza, że musisz zachowywać się jak przystało na mojego dziedzica. Nie możesz mnie zawieść, Draco. Nie możesz stać się kimś kogo będę się wstydził.
I Draco się starał. Naprawdę się starał, by ojciec nie był nim zawiedziony. Ale nigdy mu się nie udawało. Na pierwszym roku okazało się, że dla Harry'ego Pottera zrobiono wyjątek i został jako pierwszoroczny Szukającym. Draco wtedy napisał do ojca i wręcz rzucił się na kapitana drużyny Slytherinu kiedy ten odmówił wstawienia się za nim u innych nauczycieli, by przekonać ich, że Malfoy również jako pierwszak może okazać się idealnym siódmym zawodnikiem. Ślizgon okazał się niewarty starań i usłyszał, że może przecież spróbować w przyszłym roku. Draco czuł wtedy, że zawiódł i bał się przyznać o tym w liście rodzicom. A gdy pod koniec roku okazało się, że Granger jest najlepszą uczennica, a nie Malfoy, młody Ślizgon wiedział, że jego ojciec będzie nim rozczarowany. I oczywiście musiał przyjąć karę jaka czekała na niego w domu, kiedy tylko wysiadł z pociągu i pożegnał się z Hogwartem na dwa miesiące. Potem Lucjusz wręcz wkupił go do drużyny Quidditcha i Draco został Szukającym.
Przez te wszystkie lata starał się pokazać ojcu, że jest wart. Chciał by Lucjusz był z niego dumny i mógł nazywać go swoim synem bez cienia wstydu. Pragnął udowodnić, że jest wart bycia nazywanym Malfoy'em i noszenia sygnetu rodowego. Dostał go na trzecim roku w nagrodę, ale teraz posiadał jedynie ten, który dała mu matka - z herbem Blacków i ich mottem. Zawsze Czyści brzmiał wygrawerowany napis po łacinie, który drwił z niego i tego kim się stał.
Draco chciał akceptacji ojca i słów pochwały od niego tak bardzo, że totalnie go to oślepiło. Dlatego nie postawił mu się kiedy Lucjusz poinformował rodzinę jaką karę dostał od Czarnego Pana. Draco wiedział, że jest tylko pionkiem, szesnastolatkiem, który zostaje skazany na śmierć lub życie mieszańca za to, że ojciec zawiódł Lorda. Bo Czarny Pan nie był głupcem. Był szaleńcem, ale umiał myśleć i wiedział co danego człowieka zaboli najbardziej. Lucjusz bardziej niż własnego syna cenił swój rod i prestiż z jakim wiązało się noszenie nazwiska Malfoy. Dlatego nawet nie powiedział słowa skargi kiedy Czarny Pan oznajmił mu, że w ramach kary ma oddać Fenrirowi swojego jedynego dziedzica. A Draco w imię swoich marzeń, by ojciec był z niego dumny i nie wstydził się, że blondyn jest jego synem, zgodził się na to. Mimo że strach nie pozwał mu na normalne oddychanie, a Narcyza pokazała swojej rodzinie łzy płynące po jej twarzy i rozpacz, która wręcz się z niej wylewała kiedy czekali na pełnię i odejście Draco. Bo młody Malfoy nie przewidział tego, że przeżyje chociaż czytał wszystko o wilkołakach.
I kiedy przez pierwszy tydzień leżał u siebie w komnatach na wpół przytomny, a jego emocje były prawdziwą karuzelą, prosił matkę o śmierć. Narcyza się nie zgodziła i dopiero niedawno Draco zrozumiał jej decyzję. Ale chyba równie mocno co utrata możliwości mówienia, bolało go to, że Lucjusz w końcu pokazał kim dla niego jest syn. Młody Malfoy przecież wiedział, że Lucjusz nigdy by nie zaakceptował, by ich ród został splamiony nieczystą krwią. A jednak cały ten czas kiedy leżał pod opieką skrzatów, miał nadzieję, że ojciec okaże mu coś czego nie zaznał od niego przez całe swoje życie. Chciał by Lucjusz okazał się tatą, który mu przebaczy, zrozumie i powie, że jest dumny z takiego syna.
A potem Narcyza powiedziała mu, żeby zapomniał o wszystkim co ojciec mu mówił, bo on stwierdził, że Draco nie jest jego dzieckiem. I Malfoy naprawdę starał się to zrobić. Przez dwa tygodnie kiedy szukał Lupina powoli uczył się jak przestać być Malfoy'em, bo zrozumiał, że stracił ten przywilej, by móc zachowywać się jak dziedzic tego rodu. I pewnie gdyby Lucjusz nie został aresztowany i osadzony w Azkabanie, Draco zostałaby wydziedziczony i wypalony z drzewa genealogicznego (chociaż nie wiedział czy ojciec tego nie zrobił w międzyczasie).
Ale to wszystko było w nim zbyt mocno zakorzenione. Wszystkie te zachowania i cechy, które nabył lub po prostu w nim były. Crabbe i Goyle podążali za nim od siódmego roku życia, ponieważ uznali, że Draco jest osobą, która będzie w stanie stać się ich przywódcą. Potem na drugim roku okazało się, że warto być po stronie Malfoy'a a nie przeciwko niemu. A Draco swoją pewną pozą, obelgami i komentarzami, które rzucał na prawo i lewo udowadniał, że Ślizgoni się nie pomylili. Robił to przede wszystkim, by ojciec wiedział, że Malfoy podąża jego śladem i zbiera przyjaciół godnych przebywania w jego towarzystwie oraz będących w przyszłości gotowych z nim pracować. W końcu wychowanków domu Węża łączyła lojalność wobec osób, które okazały się warte tego, by nazywać się przyjaciółmi. I trwała, aż do końca. Draco lubił ten moment kiedy czuł się ważny, a spojrzenia wielu zatrzymywało się na nim i mówili "To Malfoy", bo blondyn naprawdę starał się, by jego zachowanie i pozycja jasno wskazywały jakie nazwisko nosi.
Dopiero wtedy, kiedy musiał uciekać z domu i został skazany na samego siebie, dowiedział się, że całe jego życie było obłudą. Pięknym przedstawieniem, w którym on nie grał nawet pierwszoplanowej roli. Mimo tego, że stał się niepisanym przywódcą swojego roku to w rezultacie był nikim. Okazywało się, że zawsze jest ktoś ważniejszy, wyżej postawiony czy po prostu potężniejszy. A władza i potęga zawsze interesowała Ślizgonów. A on to wszystko stracił. Tylko przez aresztowanie Lucjusza nie został pozbawiony nazwiska. Przez zarażenie likantriopią pewnie stracił przyjaciół w Slytherinie i szacunek oraz strach, nad którym pracował latami. Stał się wilkołakiem, który musiał uciekać z własnego domu i szukać wsparcia u byłego nauczyciela, którego na swoim trzecim roku darzył minimalnym szacunkiem i to tylko dlatego, że był profesorem. A te dwa tygodnie kiedy próbował namierzyć Lupina pokazały mu jak łatwo można go złamać.
I Draco zrozumiał, że jeśli miał przeżyć musiał się zmienić.
Dlatego to zrobił. Stał się kimś silniejszym, polegającym na własnym sprycie i umiejętnościach, bo przestał być otoczony ludźmi, którzy zrobią to za niego. Nie drwił z innych, nie mścił się za najmniejsze krzywe spojrzenie w swoją stronę i chamski komentarz. Nabył pewnej pokory i uległości kiedy zostawał wyrzucony z kolejnego baru czy speluny gdzie szukał informacji gdzie może być Remus. Nauczył się nie chodzić tak sztywno i z wysoko podniesionym podbródkiem, bo to zwracało na siebie uwagę, a Draco tego wtedy nie chciał. Jedyne co się nie zmieniło to jego podejście kiedy kradł jedzenie z mugolskich straganów czy jakieś pieniądze, których nie umiał nawet nazwać, ale wydawać już tak. I przez te wszystkie cechy, które u siebie wykształcił podczas tej tułaczki, nie za bardzo się łudził, że może stać się dominującym wilkołakiem. A teraz stał u boku Lupina i patrzył na Dyrektora, który przed kilkunastoma minutami potwierdził to jakim typem wilka się stał.
Draco starał się nie pokazać po sobie jak jego wilk (nieco uspokojony, ale nadal aktywny i narwany) podziwiał kolor szaty Dumbledore'a. Czerwień prawie przysłoniła mu wszystko inne. Tak podobna do koloru jaką miała krew, której wilk tak bardzo pragnął skosztować. A przez odczucia Draco do Dyrektora, wilk byłby w stanie podzielić się tymi wszystkimi emocjami, które towarzyszą kiedy zwierzę wbija kły w gardło ofiary, zaciska szczęki czując tryskającą krew i słabnące ciało. A potem zaczyna gryźć, szarpać i bawić się z największą zaciekłością i agresywnością na jaką może sobie pozwolić podczas posiłku. Och, jakie to by było piękne i...
– Dyrektorze... – zaczął dość słabo Remus przerywając ciszę, a Draco od razu przeniósł na niego spojrzenie, wyrwany z letargu i pragnień wilka. Ostatnią siłą woli powstrzymał wilcze pragnienie, by dotknąć Lunatyka. Musiało wystarczyć to, że stał obok niego jak jakiś pies obronny. – ... co z Harrym?
– Och, chłopcze, sądzę, że naprawdę nie powinieneś się tak denerwować o niego. Pewnie niedługo tutaj przybędzie.
Draco obruszył się na słowa Dyrektora. Jak to Potter tutaj? Po cholerę on miałby tutaj przyjść? Czemu nie na przykład do tych zdrajców krwi, którzy chyba go wręcz adoptowali czy nawet prosto w łapy Czarnego Pana, by dać się zabić i skończyć raz na zawsze tą całą zabawę w łapanie Harry'ego Pottera, który nie daje się zabić? Potter nie mógł się tutaj pojawić! Wilk Draco prędzej go rozszarpie niż pozwoli zbliżyć się do Lunatyka. Łudził się, że może tylko na chwilę. Kilka godzin zanim nie przyjdzie ktoś na tyle ważny, by odstawić Złotego Chłopca Gryffindoru do domu.
Wziął głęboki wdech przez co jego czuły węch zaatakowała cała symfonia zapachów, które wcześniej udawało mu się ignorować. Oprócz herbaty w kuchni czy perfum Dumbledore'a, odczuł również emocje. I to było tak dziwne, że nie wiedział nawet co z tą wiedzą zrobić. Przecież emocje nie pachną. Jeśli nie umiesz odczytywać mowy ciała czy zobaczyć ich odbicia w czyiś oczach, to w ogóle ich nie zauważysz. Chyba, że ktoś wprost powie ci co czuje. A teraz Draco je czuł. Pachniały naprawdę różnie w zależności od rodzaju emocji. Nie umiał ich nawet nazwać, bo za bardzo go przytłoczyły.
– Pomyślałem sobie, ale popraw mnie Remusie jeśli się mylę, że nie będzie to problem jak Harry zostanie tutaj na resztę wakacji? – zapytał Albus i rozejrzał się ciekawie po wnętrzu. Draco miał ochotę warknąć i powiedzieć, że będzie to ogromny problem, bo on się nie zgadza. Nie miał zamiaru mieszkać z Potterem, na Morganę! Przecież to Potter! – Wydaje mi się, że Harry potrzebuje teraz twojej obecności, po tym jak stracił swojego ojca chrzestnego. Oczywiście jeśli to będzie jakiś problem – zerknął na Draco – to myślę, że nasza kochana Molly i Artur z radością go przyjmą.
Remus przekręcił się w fotelu i spojrzał na spiętego Draco. Chłopak nadal miał na sobie tylko spodnie od pidżamy i bandaże na klatce piersiowej. Ale co najbardziej zwróciło uwagę Lupina, to jego oczy, które były w nim utkwione. Remus zobaczył tam jak Draco walczy ze swoim wilkiem i stara się utrzymać kontrolę. Bo większość autorów książek się myliła. Czarodziej nie walczy o dominację z wilkiem w czasie pełni. Jeśli nie potrafi się z nim dogadać, to będzie to robił w każdej minucie swojego życia. Jeśli jednak dojdą do porozumienia, no cóż, wtedy można odszukać pewne pozytywy z likantropii.
– Draco? Odmówię jeśli chcesz. – Głos Remusa był zmęczony, ale silił się na delikatność. I naprawdę tak sądził. Mimo że uznawał Harry'ego za swojego szczeniaka, był gotowy zrezygnował z jego stałej obecności w domu tylko dlatego, że Draco by nie chciał. Nie miał zamiaru patrzeć jak Malfoy walczy w każdej sekundzie, by nie rzucić się na Pottera, bo nie zaakceptowałby jego obecności. – Decyzja należy do ciebie.
Albus przypatrywał się tej dwójce w ciszy. Och, kiedy Severus powiedział mu czego był świadkiem, na początku bardzo się zmartwił o stan Dracona. Był przecież uczniem Hogwartu i dzieckiem, które jako kolejne zostało wplątany w brudy wojny oraz płaciło za grzechy Lucjusza Malfoy'a. A potem z przykrością mógł stwierdzić, że musiał zdać się na przekorność losu i czekać na efekty działań Toma Riddle'a, które będą miały ogromny wpływ na życie młodego Ślizgona. Sam Draco nie za bardzo wiedział co miałby odpowiedzieć. Bo było zupełnie jasne, że nie chciał, by Potter tu zamieszkał. Nie znosił go, wręcz nienawidził za to, że wszystko mu się udawało i uchodziło płazem, bo był Cholernym-Chłopcem-Który-Przeżył. Ale jego wilk wręcz zaczął skomleć kiedy wyczuł i zobaczył emocje Lunatyka. Lupin był tak bardzo zdenerwowany kiedy Dyrektor powiedział z jakimi wieściami przyszedł. A kiedy usłyszał, że jest szansa, by Potter zamieszkał tutaj z nim, wyprostował się i zaczęła bić od niego taka energia i radość, że Draco nie mógł udawać, że tego nie widział. I wbrew temu co sądził, wiedział, że nie może ciągle myśleć tylko o sobie. Jego wilk nie zniósłby faktu, że swoim zachowaniem skrzywdził Lunatyka. A jeśli wiązało się to z obecnością Pottera w domu, był w stanie jakoś go znieść. Najwyżej zabije go podczas snu i będzie udawać, że to był wypadek.
– Zgadzam się.
Wypowiedział bezgłośnie. Starał się, by jego mimika twarzy była wtedy niewzruszona. I nie mógł nie zobaczyć tego uśmiechu ulgi i iskrzących się oczu Remusa kiedy zrozumiał co to oznaczało.
– Z chęcią przyjmiemy Harry'ego na resztę wakacji, panie profesorze – odpowiedział Remus. Mimo tego, że nie do końca był pewien jak wilk Dracona zareaguje na osobę, która miała zamieszkać z nimi, ale radość z faktu, że to czego chciał od bardzo dawna w końcu może się spełnić, przyćmiła wszystko. Kiedy Lily i James zginęli (jak sądził wtedy, Peter też), a Syriusz został wtrącony do Azkabanu, chciał wziąć Harry'ego do siebie. Wiedział, że będzie im ciężko, ale przecież to było dziecko jego przyjaciół. I poszedł wtedy do Dumbledore'a prosić go, by się zgodził przekazać mu opiekę nad Harrym. Usłyszał wtedy, że nie może. Dyrektor powiedział mu, że to nie wina jego wilkołactwa, a ochrony jakiej chłopiec potrzebuje, a może ją mieć jedynie w domu siostry Lily. Remus załamał się wtedy całkowicie. Stracił wszystko i wszystkich w przeciągu jednej nocy. A jedyne co mu pozostało to wysyłanie listów i drobnych prezentów w każde urodziny Harry'ego. Dopiero po wielu latach zrozumiał, że odpowiedź nigdy nie nadejdzie. A po spotkaniu Harry'ego dotarło do niego, że chłopak nawet nie wie kim Remus jest i nigdy żadnych prezentów czy listów nie dostał. Lunatyk wtedy prawie się załamał kiedy zrozumiał, że nawet po odnalezieniu szczeniaka, ten nie będzie w stanie się do nich przyłączyć jak do stada. Potem pojawił się Syriusz – na krótki okres, który przysporzył wielu emocji i cierpienia. A teraz miał Draco i Lunatyk postara się, by chłopak przeżył i został z nim.
– Panie Malfoy – zwrócił się do Dracona Dumbledore. Oboje z Remusem przenieśli spojrzenie na starszego mężczyznę i skrzywili się odrobinę kiedy po raz kolejny zobaczyli czerwień szat. – ma pan problemy z mówieniem?
Draco skinął powoli głową. Przecież nie było sensu tego ukrywać.
– Jak pan widzi dyrektorze pazury Greybacka rozszarpały mu gardło – odpowiedział Remus. – ale Draco dochodzi do siebie.
Tak, dochodził do siebie, przyznał sarkastycznie. Jeśli można uznać, że pod tym kryje się fakt, że przez miesiąc jedyne co zrobił to wypowiedział jedną sylabę i darł się kiedy Remus usuwał mu nóż z brzucha. Szło mu wręcz fantastycznie.
– Och, Severus nie wspominał nic o tym. Ale bądźmy dobrej myśli i oczywiście kiedy Draco wrócisz do Hogwartu to Severus będzie przygotowywał ci Eliksir Tojadowy. A pani Pomfrey zawsze ci pomoże podczas przemian. Myślę, że możemy wykorzystać starą, dobrą Wrzeszczącą Chatę, co myślisz o tym Remusie?
Draco zacisnął mocniej zęby i pięści tak, że wbijał sobie paznokcie w skórę. Wilkowi tak bardzo nie podobało się, że starzec decyduje o wszystkim. Nawet nie spytał go o zdanie! Nie zadał jednego prostego pytania, które było podstawą w tym wszystkim. Czy Draco wróci do szkoły? Sam chłopak nie znał odpowiedni na to, a co dopiero Dyrektor. A zdążył już stworzyć wizję tego wszystkiego. Poza tym wspomnienie o ojcu chrzestnym Draco, poruszyło w nim coś co starał się zakopać daleko w swoim umyśle. Zaraz po tym co z jego przyjaciółmi i matką. Myślenie o tym nie było niczym dobrym przez ostatni miesiąc.
Wspomniany Remus był w podobnym stanie co Draco. Lunatyk na stwierdzenie, że jego księżycowy szczeniak miałby być z dala od niego podczas pełni, delikatnie mówiąc nie był zadowolony.
– Myślę – zaczął Remus i naprawdę starał się nie warczeć w stronę Albusa. – że decyzja należy do Dracona. A z tego co się orientuje, nie zdecydował czy chce wrócić do Hogwartu.
Dumbledore wydawał się naprawdę zaskoczony.
– Ale dlaczego nie miałby wrócić?
– No cóż – Remus zerknął na Draco, który nie ruszył się nawet o krok. Malfoy jedyne co zrobił to kiwnął mu głową jakby zgadzając się by ten mówił. Blondyn równie dobrze mógł iść do siebie do pokoju gdzie zgromadził wszystkie zeszyty czy kartki papieru oraz długopis czy pióra, by samemu przedstawić swoje zdanie, ale wiązało się to z wyjściem z salonu i zostawieniem Dumbledore'a samego z Lunatykiem, a na to nie mógł pozwolić. Remus był natomiast za słaby, by rzucić zwykłe Accio, a żaden z nich nie miał też zamiaru prosić o to Dyrektora. – Wydaje mi się, że obecna sytuacja Dracona, nie jest zbyt jasna. Lord Voldemort zaaranżował to tak, że jego słudzy widzieli co zrobił mu Greyback, a atak Aurorów i aresztowanie Lucjusza Malfoy'a oraz to, że przez kilka dni za Draco był list gończy, też nie polepszyło jego pozycji u Ślizgonów. Dyrektorze, powiem to wprost. I z całym szacunkiem do pana, ale Draco może nie być bezpieczny w zamku. A fakt, że jest dominującym wilkołakiem, który właśnie przeżył swoją pierwszą przemianę też nie polepsza całej tej sprawy.
***
Draco przymknął oczy kiedy Dumbledore zamknął za sobą drzwi i po chwili usłyszeli dźwięk deportacji. Jego wilk mruknął zadowolony z faktu, że starzec opuścił dom, a chłopak nie potrafił się z nim nie zgodzić.
Na stoliku leżał Prorok Codzienny i zeszyt oraz długopis Draco, który Dyrektor przywołał zaklęciem, w którymś momencie mimo że żaden z nich o to nie prosił. Nagłówek gazety bił po oczach.
Czy Chłopiec-Który-Jest-W-Stanie-Nas-Uratować uciekł z domu czy może został porwany? Czy ataki Śmierciożerców zagrażają nawet naszemu Wybawcy?
Draco po przeczytaniu tego tytułu i całego artykułu Rity jedyne co potrafił to zacząć się bezgłośnie śmiać. No naprawdę. Z tego co powiedział Dyrektor, to Złoty Gryfon po prostu uciekł i właśnie zmierza do ich domu, a Draco chyba przez zaćmienie umysłu, zgodził się, by ten zamieszkał z nimi do końca wakacji. Był to pierwszy raz kiedy roześmiał się (nawet jeśli żaden chichot nie zadźwięczał w salonie) od czasu kiedy przybył do Remusa. Lupin patrzył się na niego z szerokim, ale i zmęczonym uśmiechem na ustach.
– Draco? – Remus pojawił się z powrotem w salonie po tym jak odprowadził Dyrektora do drzwi. – Może zarejestrujesz się w Ministerstwie kiedy Harry już przybędzie, a my dojdziemy do siebie po pełni, co ty na to?
Draco kiwnął głową na znak zgody. Wcale nie spieszyło mu się, by zarejestrować się jako wilkołak w bazie Ministerstwa Magii w Departamencie Kontroli nad Magicznymi Zwierzętami. Pamiętał, że kiedy ostatni raz jechał mugolskim pociągiem czytał o tym, że Wizengamot rozważa przyjęcie kolejnej ustawy antywilkołaczej na podstawie prośb jakie pojawiają się ze strony obywateli. Takie krótkie notki pojawiły się jeszcze dwa razy, a Draco przez czytanie ich miał coraz to gorsze obawy, bo w końcu dotyczyły one jego. Kiedyś może, by się z nich nawet cieszył. Teraz powodowały jedynie niepokój.
Poza tym oficjalne zarejestrowanie się powodowało, że na pewno świat czarodziei obiegnie wieść, że Draco Malfoy stał się mieszańcem. Nie wątpił, by jakiś nadgorliwy niższego szczeblu Śmierciożerca niechcący się nie wygadał skoro pewnie w szeregach Czarnego Pana każdy wiedział, że Malfoy'owie wybiegli z obiegu. Może w innej sytuacji Draco musiałby po aresztowaniu ojca stać się Śmierciożercą, by zrehabilitować swoją rodzinę w oczach Lorda. Ale teraz jako wilkołak nie było mowy, by Czarny Pan chciałby go w swoich szeregach. Greyback był wyjątkiem jako dominujący wilkołak i przewodniczący największej watasze w Londynie i poza nim.
Draco oparł się wygodniej o oparcie fotela, na którym przez całą rozmowę siedział Remus. Jego wilkowi podobał się zapach Lunatyka, który mógł wdychać. A sam Malfoy miał coraz większy problem, by utrzymać przytomność i nie pójść spać.
– Idź spać, szczeniaku – wyszeptał Remus, który nagle pojawił się koło niego i kucnął przy fotelu. – Prześpij się, musisz być wyczerpany.
Na twarzy Draco pojawił się cień uśmiechu i zamknął oczy. Pogrążył się w śnie, w którym wracały do niego słowa Dyrektora, że i tak dostanie niedługo list z Hogwartu z wynikami SUMÓW (o których zdążył zapomnieć przez to wszystko) i listę książek na nowy rok szkolny. Jeśli jednak nie zdecyduje się wsiąść do pociągu pierwszego września jego matka będzie musiała przedstawić mu odpowiednie dokumenty, że Draco zostaje wypisany ze szkoły i będzie miał edukację poza murami zamku, przynajmniej do swoich siedemnastych urodzin. We śnie pojawiła się również Pansy i Blaise, którzy udawali, że Draco przestał istnieć. Tak samo jak reszta Ślizgonów. Inni uczniowie zachowywali się jakby Malfoy był w stanie zagryźć ich na śmierć w każdej chwili. Te sny pokazywały to wszystko czego Draco się objawiał. Jedyną osobą, która zachowywała się tak samo był Harry Potter i blondyn był mu za to naprawdę wdzięczny.
***
Po tym jak Draco się obudził i o mało nie rzucił na jedzenie, które czekało na niego na stole w kuchni (Malfoy nigdy nie sądził, że będzie w stanie zjeść tyle kiełbasek i jajecznicy na śniadanie, popijając to wszystko zimną herbatą i zagryzając tostami, ale najwyraźniej jego wilk nie miał nic przeciwko temu), Remus powiedział, że wychodzą.
Blondyn podniósł na to stwierdzenie wysoko brwi i zrobił swoją typową minę, która sugerowała, że nie ma zamiaru słuchać Lupina i gdziekolwiek iść. Starszy wilkołak jednak nie odpuścił dlatego teraz siedzieli w środku lasu, który był blisko domu, a Draco starał się nie wywrócić kiedy jego nadwrażliwe zmysły wręcz wariowały z powodu tego wszystkiego. Słyszał jak zwierzęta biegną przez las czy skaczą między gałęziami. Zapach ściółki leśnej i wrzosów atakował jego nos, a Draco miał jedynie ochotę zrobić coś naprawdę szalonego jak dla niego. Rodzice chyba by go ukarali gdyby zobaczyli swojego syna leżącego w środku lasu i z uśmiechem na ustach słuchającego śpiewu ptaków. Narcyzy i Lucjusza jednak tutaj nie było, a Draco cały czas się uczył, że przestał być ich ukochanym dziedzicem, ale mimo wszystko siedział dość sztywno na jednym przewróconym drzewie i słuchał tego co mówił Remus. Lupin wyglądał naprawdę marnie, ale starał się tego nie okazywać. Sam Draco również czuł ból w całym ciele, ale drzemka dużo mu dała. W rękach starszy mężczyzna trzymał jego zeszyt gdzie długopisem napisał pytanie, które kłębiło się w jego głowie od momentu rozmowy z Dyrektorem.
– Draco, w czasie pełni po raz pierwszy połączyłeś się z swoim wilkiem. Stałeś się też dominującym wilkołakiem. Umysł wilka wszedł do twojej świadomości i właśnie dlatego możesz go usłyszeć czy wyczuć jego emocje czy pragnienia. A odpowiadając na twoje pytanie – Remus postukał palcem w okładkę zeszytu, która była w czarno-białą kratkę i wyciągnął rękę, by mu go oddać. Draco chwycił go i otworzył na ostatniej zapisanej stronie. – Nie bez powodu mówiłem ci, żebyś oddał mu kontrolę i nie walczył podczas pełni. Musiałeś się z nim zjednoczyć, bo to bardzo ważne u dominujących wilkołaków, by porozumieć się ze swoim wilkiem. I nie, Draco, jeśli nauczysz się z nim żyć w zgodzie i nie będziesz próbować go stłamsić, to będziesz mógł się z nim porozumiewać i słyszeć cały czas.
Malfoy pokiwał głową w geście zrozumienia, ale zaraz potem zmarszczył brwi. Remus przyglądał mu się dokładnie. Nie bez powodu wybrał las na tę „rozmowę". Wilk Draco potrzebował miejsca gdzie mógłby poczuć się bezpiecznie, a Lupin stwierdził, że wyjście z domu gdzie nadal było czuć zapach Dumbledore'a, a w uszach pobrzmiewały jego słowa będzie dobrym pomysłem.
Draco kliknął w przycisk na długopisie tak żeby końcówka się wysunęła i zaczął pisać. Jego platynowe włosy opadały mu luźno na czoło, a szare oczy śledziły ruch palców i pisaka. Miał na sobie zwykłą czarną podkoszulkę, która tylko podkreślała jego szczupłą sylwetkę. Lunatyk mruknął coś niezrozumiale na temat blizn jakie było widać z powodu krótkiego rękawa i niezasłoniętej szyi Dracona. Lupin nie miał ochoty rozszyfrowywać zachowań swojego wilka. Nie w tym momencie. W końcu Malfoy podał mu zeszyt, a Remus nawet nie był zdziwiony zapisanym pytaniem.
Z tego co mówiłeś, to ty tłamsiłeś swojego wilka. To znaczy, że nigdy nie oddałeś Lunatykowi kontroli? Walczysz z nim przez ten cały czas?
– Przez lata nie potrafiłem się pogodzić z tym, że jestem wilkołakiem. Uważałem się za potwora, bestię, a likantropię jako przekleństwo. Wiesz jak zostałem przemieniony?
Draco pokręcił przecząco głową.
– Mój tata był czarodziejem, który bardzo potępiał wilkołaki – zaczął odpowiadać Remus. Draco spojrzał na niego zaskoczony. – Walczył, by ograniczyć ich prawa i często bardzo widowiskowo domagał się, by Greyback został uznany jako alfa stada za kogoś niebezpiecznego. Miałem pięć lat gdy Fenrir Greyback włamał się do naszego domu i mnie zaraził. Zrobił to w ramach zemsty na moim ojcu. Chciał by poczuł jak to mieć syna mieszańca kiedy kilka dni wcześniej krzyczało się na korytarzach Ministerstwa, że to potwory bez uczuć. Dopiero po latach zrozumiałem, że ja byłem osobą, która płaciła za grzechy swojego ojca, a on każdego dnia patrząc na mnie miał wyrzuty sumienia.
Draco zacisnął mocniej zęby i pomyślał jakie to wszystko jest popieprzone. Gdyby ktoś kiedyś mu powiedział, że były profesor, które darzył minimalnym szacunkiem i w Pokoju Wspólnym Slytherina często wyśmiewał z powodu sfatygowanych szat czy marnego wyglądu, stanie się osobą, do której wysłała go matka, wierząc, że Remus mu pomoże, to by go wyśmiał. Przekląłby go usłyszał, że naprawdę zrozumie sens tego co właśnie powiedział mu Lupin, bo sam przecież niedawno przeżył coś podobnego. On również zapłacił w ten sposób za grzechy ojca. Zwyzywałby gdyby ktoś odważył się powiedzieć mu, że dogadałby się z Remusem i zaczął traktować go zupełnie inaczej.
Remus powrócił do swojej historii.
– Wywar Tojadowy bardzo mi pomógł i dzięki temu Lunatyk jest aktywny jedynie w wyjątkowych sytuacjach i kilka dni po pełni. Oczywiście wiem, że jego osobowość gdzieś tam jest, ale przez te wszystkie lata nauczyłem się z nim żyć i nie odczuwać jego zwierzęcych instynktów w swoim życiu. Ale ja nie jestem dominującym wilkołakiem, Draco. A w twoim przypadku będzie to wyglądać zupełnie inaczej.
Draco szybko napisał kolejne pytanie, które przyszło mu do głowy.
A pełnia? Też będę taki kilka dni przed? Jeśli miałbym wrócić do szkoły, jak niby mam funkcjonować tak na lekcjach? Ty nie byłeś w stanie ich prowadzić, a ja nie mam zamiaru obniżyć swoich wyników w nauce.
Remus uśmiechnął się delikatnie i usiadł nieco inaczej na przewróconym konarze drzewa. W tym momencie wiatr mocniej zawiał i do Lunatyka dotarł zapach jakiegoś zwierzęcia, która przechadzało się kawałek za nimi. Draco też to musiał wyczuć, bo wyprostował się gwałtownie i zadarł wysoko głowę oraz wziął głęboki wdech.
– To chyba sarna – wytłumaczył Remus, a Draco odwrócił się w jego stronę i lekko zaróżowiły mu się policzki kiedy zrozumiał, że jego reakcja był podszyta instynktem wilka. Malfoy'owi niewiele brakowało by wstał i zaczął kierować się zapachem sarny. Draco nie miał pojęcia co by zrobił gdyby do niej dotarł. Wilk z chęcią, by na nią zapolował.
– Odpowiadając na twoje pytania. – Wrócił do zapisanych pytań i czekał, aż Draco odzyska pełnię możliwości skupienia. – Moje przemiany tak wyglądają, bo nigdy nie chciałem się przemieniać. Widziałem kiedyś wilkołaki, których transformacja trwała kilkadziesiąt sekund i wyglądała bardziej jak przemiana animaga. To wszystko zależy od tego jak bardzo dogadujesz się z swoim wilkiem. Moje ciało bardzo źle to znosi i dlatego tak źle się czuję, bo nigdy nie chciałem oddawać mu kontroli. I nie mam pewności, ale wydaje mi się, że jeśli zdecydowałbyś się na powrót do szkoły, to nie byłoby tak źle jak w moim przypadku kiedy byłem uczniem, a potem nauczycielem.
Draco westchnął. Miał wrażenie, że powrót do Hogwartu i przyjazd Pottera będzie jedyny rzeczami jakie będą zaprzątać mu głowę przez najbliższe dni. Oprócz faktu, że stał się wilkołakiem dochodziła sprawa z tym, że nie mógł mówić. A to bardzo utrudniałoby mu życie w szkole. Jak niby miałby zdobywać punkty dla swojego domu czy odpyskowywać Weasley'owi czy brać czynny udział w życiu Ślizgonów, gdy nie był w stanie się odezwać?
Remus jakby wyczuł o czym myśli Draco.
– No dobrze, szczeniaku. Wiesz dlaczego udało ci się wczoraj cokolwiek powiedzieć? – Draco spojrzał na niego i przekręcił oczami. Kiedy on starał się wczoraj coś wydobyć z Remusa na ten temat ten powiedział mu jedynie, że odpowiedź na to jest bardzo blisko niego. Malfoy nie miał pojęcia. – A jeśli ci powiem, że miało to związek twoim wilkiem i emocjami? Draco, to jest naprawdę bardzo proste. Wiem, że Greyback rozszarpał ci gardło, a potem brak odpowiednich eliksirów i ta sytuacja z atakiem nożownika, też nie ułatwiała sprawy, ale to wszystko jest w tobie. Byłeś na skraju kiedy tutaj dotarłeś. Zacząłeś krzyczeć z bólu kiedy dotknąłem rękojeści noża tkwiącego w twoim brzuchu, bo tak bardzo cię bolało. Ból jest naprawdę silną emocją. I bardzo zwierzęcą swoją drogą. Potem, przestraszyłeś się kiedy byłem nieprzytomny i udało ci się wyszeptać coś co równie dobrze mogło być moim nazwiskiem, albo imieniem mojego wilka. Lupin albo Lunatyk. Chociaż sądząc po tym jak napisałeś, że moje oczy były złote, to wywołałeś Lunatyka. Byłeś wtedy pod wpływem dużych emocji, Draco. Sądzę, że emocje są kluczem.
Draco pomyślał, że w takim razie jest skończony. Jeśli wszystko zależy od tego jak bardzo mocno odczuwa emocje, to to wszystko może być bez sensu. Nie po to właśnie rodzice uczyli go od najmłodszych lat jak nie dać się wyprowadzić z równowagi i nie okazać żadnych emocji. To, że Draco nie za specjalnie to wychodziło, było zupełnie inną kwestią. Czy właśnie od tego zależało czy zacznie mówić? Od faktu jak bardzo pozwoli, by emocje nim zawładnęły?
Jeśli Remus miał rację... To była zupełna głupota. Pokręcił głową i wykrzywił wargi zniesmaczony. Przecież to zupełnie nie ma sensu! Był Ślizgonem, a nie impulsywnym Gryfonem, na Morganę! Przecież się starał, by zacząć znowu mówić! Bardzo tego pragnął i nic nie wychodziło! Czy to w takim razie była zbyt słaba emocja?
– Draco, w nocy zacząłeś wyć – przerwał ciszę jaka powstała. – Jakby to było coś zupełnie naturalnego, nic nadzwyczajnego, że z twoje gardła wydobywa się dźwięk. Nie twierdzę, że mam pełną rację. Mogę się mylić co do powodu tego, że nie mówisz. Może Greyback zniszczył ci gardło bardziej niż ktokolwiek sądził. Może to jakaś twoja blokada psychiczna czy po prostu nie jesteś gotowy. Ale wiem, że twój wilk jest i kiedy chce może się odezwać.
***
Harry pod osłoną nocy wślizgnął się przez otwarte drzwi do kościoła. Oczywiście musiał się zgubić, a wizja tego, że przez kolejne godziny ma biec, powodowała, że ledwo stał na czterech łapach. Minęło kilka dobrych godzin odkąd uciekł z Privet Drive. Zaczął się zastanawiać czy już wiedzą, że zniknął i czy ktoś go szukał. Miał nadzieję, że nie wpadli w panikę z powodu, że ich Wybraniec jak zaczął nazywać go w swoich artykułach Prorok Codzienny nie siedział we własnym pokoju, tylko był gdzieś w połowie drogi do profesora Lupina. Jeśli oczywiście znowu się nie pomylił i nie skręcił w złą stronę. Stanął w przedsionku i od razu wyczuł zmianę temperatury. Na dworze było zupełnie ciemno i zimno, a on pomimo dość grubego futra, czuł, że się trzęsie. Był poza tym odwodniony i nie pamiętał kiedy ostatnio coś jadł. Chyba było to podczas śniadania – udało mu się ukraść plasterek szynki i kromkę chleba oraz wziąć kilka szybkich łyków kawy z kubka wuja Vernona.
Harry rozejrzał się powoli. Nie widział za dobrze w tej postaci, ponieważ kolory były mocno ograniczone (wszystko było tylko w kilku odcieniach zieleni, brązowego i szarego), ale udało mu się znaleźć coś co było chyba klęcznikiem obitym jakimś pluszem na dole. Harry z opuszczonym ogonem i nie przejmujący się niczym, po prostu zwinął się w kłębek i oparł głowę na miękkim materiale. Musiał odpocząć. Jeśli Voldemort da mu chwilę wytchnienia to prześpi kilka godzin, a potem... potem znajdzie profesora Lupina. Nie wybiegał planami dalej niż moment kiedy dotrze pod adres, który doskonale pamiętał. Dziękował Merlinowi, że raz z czystej ciekawości sprawdził po kryjomu na komputerze Dudley'a gdzie to dokładnie jest. Zasnął mając przed oczami wizję tego, że naprawdę cieszył się z tego jaką formę animagiczną przyjął.
– AAAAAA! MÓJ BOŻE!
Obudził go wrzask. Zerwał się na równe nogi i wywrócił od razu, uderzając pyskiem o klęcznik. Nadal był w swojej animagicznej postaci i zapomniał, że miał cztery łapy oraz ogon. Łapanie równowagi okazało się problematyczne.
– JEZUSIE, RATUJ MNIE!
Harry nie miał pojęcia kto krzyczał. Nie za wiele dochodziło do jego zaspanego umysłu. Ale kiedy powoli i próbując zapanować nad każdą swoją kończyną, wstawał, coś sobie uświadomił. Nie miał żadnej wizji od Voldemorta. Nie śniło mu się nic o torturowaniu mugoli czy sceny gdzie jego bliscy giną. Nie musiał patrzeć raz za razem jak Syriusz znikał za Zasłoną. Ciekawe, czy to miało związek z tym, że spał w postaci tego wilko-liso-psa.
– KATHERINE, CO SIĘ STAŁO?!
– Proszę ojca, tu jest wilk!
Harry odwrócił się i spojrzał na kobietę, która stała przed wejściem do kościoła i była absolutnie przerażona jego widokiem. Przypominała mu nieco panią Weasley tylko z jasnymi włosami i nieco starszą.
Wilk? Kiedy przeglądał się wczoraj w lustrze w sypialni wujostwa wiedział, że w jakimś stopniu przypominał to zwierzę. Ale niektóre cechy były zupełnie inne i Harry sam już nie wiedział w co dokładnie się zmienił. Do kobiety podszedł wysoki mężczyzna ubrany w czarną sutannę i naręczem gazetek w dłoni. Wydawał się również przejęty, ale bardziej stanem kobiety – Katherine – niż samą obecnością Pottera w przedsionku Kościoła. Harry'emu nagle jego pomysł, by odpocząć tutaj wydawało się zupełną głupotą. Ale kiedy zobaczył niedomknięte drzwi, a jego łapy ledwo odrywały się od podłoża, stwierdził, ze przecież nikt nie zaatakuje go w takim miejscu.
– Katherine, to nie wilk – starał się uspokoić kobietę ksiądz. Harry mimo stosunkowo małej odległości uważał, że są dość wysocy, ale w jego animagicznej postaci sufit Kościoła wydawał się oddalony od niego o całe dziesiątki kilometrów.
– Proszę księdza, ale to zwierzę! – krzyknęła nadal przestraszona i trochę rozczarowana tym, że ksiądz jedyne to zrobił to zaczął ją poprawiać.
– I jest w świętym miejscu! Trzeba go jakoś przegonić!
– Katherine, jesteś moją gosposią od ilu lat? Trzydziestu? – zadawał pytania mężczyzna. Miał spokojny głos. Harry nadal nie wiedział co miałby zrobić dlatego stał w tym samym miejscu i patrzył na tę dwójkę mugoli. – I wiesz, że nikomu nigdy nie zakazałem wstępu do Domu Bożego. Nie ważne czy jest moim parafianinem, bezdomnym czy zwierzęciem. Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi.
Kobieta patrzyła na niego oniemiała.
– Oczywiście, proszę księdza – odpowiedział kiedy w końcu się opamiętała. Zerknęła jednak na Harry'ego i wzdrygnęła się kiedy zorientowała, że Potter nadal tam stoi i nie wyglądał jakby zaraz miał uciec.
– Poza tym – powiedział ksiądz z uśmiechem. – To szakal.
Szakal. Szakal. Szakal.
– Jeśli się nie mylę to dokładnie szakal pręgowany.
Harry uśmiechnął się szeroko kiedy to usłyszał. Ale w jego formie wyglądało to tak, że wywiesił długi język z pyska i błysnął ostrymi zębami. Gosposia sapnęła przestraszona i złapała księdza mocno za ramię.
– Spokojnie, Katherine, nie powinien nas zaatakować. Pewnie schował się tutaj, bo dzisiejsza noc była naprawdę mroźna. Wydaje mi się, że święty Franciszek nie pozwoliłby by stało mu się coś złego i chciał mu pomóc. A czy jest lepsze miejsca dla potrzebujących niż Dom Boży?
Był szakalem.
Nie jakimś wilko-liso-psem, ale szakalem pręgowanym. Och, Syriusz byłby z niego cholernie dumny. Harry nie za bardzo wiedział jakimi zwierzętami są szakale, ale na razie do pełni szczęścia wystarczyła mu informacja kim dokładnie jest. Harry spojrzał jeszcze raz na dwójkę mugoli, bardzo powoli i omijając ich szerokim łukiem, by jeszcze bardziej nie przestraszyć tej kobiety, wyszedł poza teren Kościoła. Musiał ruszyć w dalszą drogę. Musiał znaleźć profesora Lupina.
Był szakalem.
****
Szakal, mhm? PesyMicztycznaOke niestety nie lis, ale szukałam czegoś podobnego i w końcu wygrał szakal ;)
Co sądzicie o rozmowie i relacji Remusa i Draco jaka pokazała się podczas rozmowy tej dwójki z Dumbledorem? I proszę mi nie pisać nic o żadnych trójkątach xd Wspomogłam się waszymi teoriami, a propos tego czemu Draco nie mówi i myślicie, że Remus ma rację? Czy przeszkadza wam, że ten Draco jest dość mało kanoniczny?
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top