Rozdział XXVI
Za kilka dni miały rozpocząć się wakacje, a ja chciałem, żeby trwało to jak najdłużej. Nie miałem najmniejszej ochoty znów wracać do domu. Znów słuchać gadaniny ojca i mieszkać z nim pod jednym dachem. Jednak najbardziej nie chciałem się rozstawać z Jiminem. Wiedziałem, że będę za nim potwornie tęsknić. Zdążyłem się już przyzwyczaić, że codziennie widzę go na zajęciach, a potem w tajemniczej sali muzycznej.
Chciałem już zawsze być z nim, ale w tym momencie nie było to możliwe. Na początku myślałem o tym, żeby pojechać do niego na wakacje. Jimin mówił, że może zapraszać kogo chce i kiedy chce, ale i tak mój ojciec by się na to nie zgodził. Dlaczego?
Ponieważ zapewne już miał plany co do całych moich wakacji, a ja nie miałem w tej sprawie nic do powiedzenia. Musiałem się na to po prostu zgodzić.
Siedząc w tajemniczej sali muzycznej zastanawiałem się jaki sens ma w ogóle moje życie skoro robię wszystko to co rozkaże mi ojciec. Dlaczego to robiłem?
Z każdym dniem zaczynałem się coraz bardziej nad tym zastanawiać. Były dni, gdy chciałem mu po prostu powiedzieć "nie", ale kończyło się tak jak zawsze. Wycofywałem się. Nie potrafiłem mu się sprzeciwić i byłem za to na siebie wściekły. Chciałem w końcu wziąść się w garść, ale to nie było takie proste.
Nagle usłyszałem jak drzwi do sali powoli się otwierają.
Do środka wszedł Jimin i zaczął iść w moim kierunku uśmiechając się promiennie. Kochałem ten uśmiech ponad wszystko.
- Tutaj jesteś! A ja cie wszędzie szukam!
- No i znalazłeś.
Usiadł obok mnie na kanapie, a ja pochyliłem się w jego stronę składając na jego ustach pocałunek.
Nie miałem pojęcia jak uda mi się przeżyć bez tego przez dwa miesiące. Przecież ja cholernie za nim tęskniłem zaledwie po jednym dniu rozłąki, a teraz mam wytrwać całe dwa miesiące.
Odsunąłem się po chwili od blondyna i spojrzałem na niego uśmiechając się smutno. Jimin zauważył to i jego uśmiech zniknął, a na jego miejscu pojawiała się troska.
- Coś się stało?
- Nic takiego.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak, a teraz mów o co chodzi.
Wiedziałem, że nie odpuści, więc lepiej było powiedzieć od razu. Lubiłem to, że czasami był taki uparty. W tym był do mnie podobny, ale chyba tylko w tym. Jednak kochałem go za wszystkie jego cechy.
Pogładziłem go delikatnie po policzku.
- Będę za tobą tęsknił ChimChim.
- Tylko o to chodzi? - zapytał dla pewności znów się uśmiechając.
- Cóż... Głównie o to.
- Więc co jeszcze cię tak martwi?
- To, że znów muszę wrócić do domu.
- Przecież ci mówiłem, że możesz przyjechać do mnie. Może nie na całe wakacje, ale twój ojciec na pewno się zgodzi choć na kilka dni.
Zaśmiałem się, ale wcale nie było mi do śmiechu. Odwróciłem na chwilę wzrok przegrywając dolną wargę.
Wpatrywałem się w jakiś punkt w oddali i dopiero po jakimś czasie znów wróciłem wzrokiem do blondyna.
- Nie znasz go. To nie jest takie proste.
- Wiem, że na pewno nie jest, ale...
- Jimin bardzo bym chciał spędzić całe wakacje razem z tobą, ale nie jest to możliwe. Mój ojciec na pewno zaplanował już mój każdy dzień. Nie mam innego wyboru.
- Nie możesz mu się w jakiś sposób postawić?
- Gdyby to było takie proste już dawno bym to zrobił, ale jestem po prostu zwykłym tchórzem, który nie potrafi tego zrobić.
- Nie mów tak, bo wiesz, że to nie prawda.
- Owszem prawda.
- Gdybyś był tchórzem to czy odważył byś się wejść do Zakazanego Lasu? Czy walczył byś z dementorami? Czy pobiegł byś Yoongiemu na ratunek?
Otóż nie! Nie zrobił byś tego gdybyś nie był najodważniejszym chłopakiem jakiego znam!
Spojrzałem na Jimina i uśmiechnąłem się. To z jaką pewnością to mówił sprawiło, że sam zacząłem w to wierzyć. Może miał rację. Może muszę tylko uwierzyć w siebie, a wszystko jakoś się ułoży. Wiedziałem jedno. Dla mojej małej kuleczki jestem w stanie zrobić wszystko.
- Dziękuję.
- Nie masz mi za co dziękować. Jestem tutaj, żeby Ci pomóc sobie z tym wszystkim poradzić i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Mogę tylko powiedzieć to samo. - odparłem przyciągając go do siebie.
Będzie mi bardzo brakowało po prostu trzymania go w ramionach. Kiedy to robiłem miałem pewność, że jest bezpieczny i nic mu się nie stanie. A teraz będę musiał się z nim rozstać. To mnie bolało najbardziej. Nie chciałem tego robić. Zwłaszcza po tym jak dowiedzieliśmy o przepowiedni. Nie miałem pojęcia kiedy tak naprawdę nasze zadanie się zacznie, a musiałem go zostawić.
Jednak mimo wszystko postanowiłem nie poruszać narazie tego tematu. Tylko bym niepotrzebnie zdenerwował jego i samego siebie. W sumie i tak widziałem, że Jimin jest dużo rozsądniejszy ode mnie i on każdą sytuację przeanalizował by ze spokojem. Nie to co ja. Jedną z moich zasad było "działaj, a potem myśl". Jednak wiedziałem, że to nie jest dobre rozwiązanie w każdej sytuacji. Wiedziałem, że kiedyś może przynieść przykre skutki.
Nagle drzwi ponownie pojawiły się na ścianie i powoli zaczęły się otwierać. Jednak nie widziałem, żeby ktokolwiek wszedł do środka.
Zaniepokoiło mnie to lekko jednak po chwili zobaczyłem małego szczeniaczka Tae biegnącego w naszym kierunku.
- Yeontan?
Zwierzak podbiegł do kanapy i wskoczył Jiminowi na kolana. Oczywiście blondyn od razu zaczął głaskać czworonoga po główce, a ten położył się na grzbiecie. Najwidoczniej chciał być głaskany po brzuszku i ChimChim z radością w swoich pięknych oczach wykonał jego prośbę.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał, a pies tylko szczeknął kilka razy.
Zaśmialiśmy się, a po chwili do sali wpadł Tae. Rozejrzał się po sali i, gdy nas spostrzegł podszedł oddychając ciężko.
- Widzieliście gdzieś... - zaczął, ale urwał, gdy zauważył Yeontan'a na kolanach Jimina.
- Zgubiłeś coś Tae? - zapytałem uśmiechając się w jego stronę.
- Nawet nie wiecie ile czasu już go gonię! Ten mały jest tak szybki, a ja nie nadążam!
- Jak to wie w ogóle stało, że znalazł się tutaj?
- Nie mam pojęcia! Otworzyłem na chwilę drzwi pokoju, a on wystrzelił jak rakieta i tyle go widziałem! Zacząłem go gonić, ale nie miałem pojęcia gdzie mógł pobiec.
- Ktoś go widział?
- Mam nadzieję, że nie. Jest taki malutki, że dość ciężko go spostrzec, a jeszcze trudniej, gdy biegnie jak szalony.
- Cóż... Na szczęście przybiegł tutaj. Tylko zastanawia mnie jedno... - zamyślił się Jimin.
- Co takiego?
- W jaki sposób udało mu się otworzyć przejście?
Zastanawiałem się nad tym chwilę. Faktycznie było to dość osobliwe. Przecież był tylko szczeniakiem, więc w jaki sposób mu się to udało?
Wszyscy jednocześnie spojrzeliśmy na Yeontan'a, który wciąż leżał na kolanach Jimina i merdał wesoło ogonkiem.
- Chyba się tego nie dowiemy. - zaśmiał się Jimin.
- Prawda, ale musimy go teraz pilnować, żeby przypadkiem nie pokazał komuś tego przejścia. - stwierdziłem i spojrzałem na Tae, który potwierdził to kiwając głową.
- Zajmę się tym.
- A ja ci będę pomagał, bo widzę, że nie potrafisz sobie z nim poradzić. - blondyn znów zaśmiał się uroczo, a ja do niego dołączyłem.
Tae na początku próbował udawać obrażonego, ale po chwili także się do nas przyłączył.
Musiałem przyznać, że jego również będzie mi brakować. Mimo, iż na początku za nim nie przepadałem. Ba! Przecież ja go nienawidziłem. A dlaczego?
Dlatego, że byłem cholernie zazdrosny. Właśnie dlatego!
I pomyśleć, że przez tak głupią rzecz mogłem wszystko skomplikować. Na szczęście Tae okazał się być bardziej rozsądny niż ja i dzięki niemu możemy teraz siedzieć we trójkę w jednym pomieszczeniu i dobrze się razem bawić.
Spojrzałem znów na Jimina. Nie chciałem myśleć o chwili rozłąki z nim, która zbliżała się nieubłaganie. Chciałem cieszyć się tymi kilkoma dniami, które spędzę w jego towarzystwie. Miałem zamiar się nim nacieszyć przez ten czas, który mi został zanim przez dwa miesiące będę umierał z tęsknoty za moją małą słodką kuleczką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top