ROZDZIAŁ III; IKEA GANG







ROZDZIAŁ 03. IKEA GANG







Psycho Killer
Qu'est-ce que c'est?

— TALKING HEADS, "PSYCHO KILLER"



⠀⠀To nastąpiło szybko; i mówiąc „to", miało się na myśli niefortunną sytuację, w której to trójka nieznanych mężczyzn stanęła przy tylnym wejściu do rezydencji Rogers, udając mleczarzy, jednak w rękach chowając bronie. Szczerze mówiąc, to Violet całkowicie nie spodziewała się takiego ciągu wydarzeń. W końcu miała plan - zajść nieproszonych gości o białych czuprynach całkowicie od tyłu, by nie mieli czasu, aby poprawnie wycelować. Nie wiedzieli jednak, że chcieli zaatakować rezydencję, która należała do uczestnika jednego z najważniejszych gangów w Teksasie lat sześćdziesiątych.

⠀⠀Zanim ktokolwiek zdążył coś zrobić, Abraham - starszy mężczyzna, dobra dusza - wyszedł z domu przednim wyjściem, trzymając w rękach AK47 i posyłając serię pocisków w stronę nieznanych do tej pory wrogów. To dokładnie wtedy Violet i Vincent uznali, że był należyty czas, aby pomóc.

⠀⠀Nie mieli przy sobie broni, nie licząc noża Violet. Ale w tej sytuacji nóż nie mógł jakkolwiek działać. Nie było też w pobliżu cienia, którego kobieta mogłaby użyć. Pierwsze co zrobili, gdy szwedzi i emeryt-gangster częstowali się nie tak przyjemnie pociskami, oboje chowając się przy krzakach, weszli do środka przez okno. Spotkali się tam z Abrahamem, który cofnął się na korytarz, aby przeładować magazynek.

⠀⠀— Kto do cholery jest? — zawołał Vincent swojego ojca, licząc na to (i jednocześnie nie), że mężczyzna wiedział, kim byli jasnowłosy.

⠀⠀Jednak się mylił. Abraham jedynie wzruszył ramionami i minął kulę, która świsnęła tuż obok niego i trafiła w ścianę.

⠀⠀— Nie mam pojęcia — warknął — ale zadarli ze złym domem.

⠀⠀Violet i Vincent szybko pobiegli na wprost przez korytarz, podczas gdy jeden ze szwedów strzelał po kolei w okna, gdzie przebiegała para. Szyby wybijały się po kolei za nimi, a Vincent chwycił dłoń Violet, by za nią zdążyła. Pociski był tuż-tuż. Nastąpiła przerwa, która nastąpiła przez ładowanie magazynku tajemniczego wroga, a wtedy Violet i Vincent skręcili, zauważając białe drzwi. Vincent otworzył je, wyciągając ze skrytki dwa eleganckie, respektowane przez wszystkich gangsterów pistolety - Magnumy.

⠀⠀Czarnowłosa kobieta nie czekała. Gdy tylko poczuła ciężką broń w dłoni, od razu pobiegła z powrotem na korytarz i nie zatrzymywała się, strzelając w wysokiego szweda, który wcześniej w nich strzelał. Mężczyzna był bardzo dobry, zbyt dobry.

⠀⠀— Violet! — Usłyszała głos Abrahama.

⠀⠀Z pistoletem w dłoni pobiegła do dużego salonu z wysokim sufitem, gdzie stary Abraham walczył wręcz z jednym z mężczyzn. Ten był wysoki, jak zresztą wszyscy jego pozostali bracia (łatwo było się domyśleć, że asasyni byli spokrewnieni); różniła go jednak fryzura, która była przylizana na bok, a także prawie całkowity brak brwi i blizna ciągnąca się przez oko. Widać było, że już dużo razy walczyli, zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej sytuacji się znaleźli.

⠀⠀Abraham upadł na podłogę, a szwed wziął stojący obok stojak na parasolki zrobiony z żelaza i chciał wykorzystać moment, wbijając ostrą końcówkę stojaka w twarz mężczyzny. Ale nim zdążył to zrobić i właśnie był w trakcie zamachu, Violet strzeliła. Szwed został draśnięty w bok, bo szybko się odsunął, gdy usłyszał postrzał, ale chociaż coś. Spojrzał na kobietę, a wtedy emeryt wykorzystał moment i wstał, najsilniej jak potrafił uderzając wroga w splot słoneczny. Szwed jęknął z bólu, gnąc się w pół, a wtedy pojawił się drugi brat, tym razem znacznie młodszy, który chciał pomóc bratu. Na miejscu pojawił się jednak Vincent. Zaatakował młodszego, podczas gdy jego ojciec zajmował się drugim i walka trwała.

⠀⠀Violet próbowała wycelować w jednego z nich, ale mężczyźni zbyt się ruszali w walce. Nie zorientowała się także, że został jeszcze jeden brat - o dłuższych włosach zagarniętych w tył, z rozpiętymi dwoma guzikami koszuli i z najbardziej opanowanym zachowaniem. Widać było, że tak naprawdę był głównym liderem w małej grupie rodzeństwa.

⠀⠀Zaszedł ją od tyłu, gdy ta celowała, a wtedy chwycił jej szyję łokciem. Violet poczuła silny ucisk, który zablokował jej tchawicę, przez co zaczęła się dusić. Chcąc uwolnić się z uścisku, pistolet wyślizgnął jej się z dłoni, upadając na podłogę. Kiedy próbowała się wyrwać, szwed przybliżył swoje usta koło jej ucha.

⠀⠀— Jag kommer att döda dig och dina syskon... — wymamrotał.

⠀⠀Numer Osiem nie była fanką języków i zupełnie nie miała do tego głowy, nawet gdy jej ojciec wmuszał w nią czytanie starożytnych dzieł greckich, dokładnie w oryginalnym języku.

⠀⠀Spojrzała kątem oka na mężczyznę.

⠀⠀— Wybacz, ciołku — wykrztusiła z trudem. — ...Nie kupuję w Ikei.

⠀⠀Chwyciła jego rękę, którą ją dusił, następnie ugięła kolana i przeniosła cały ciężar ciała, pociągając go przed siebie jak worek ziemniaków. Udało się, a mężczyzna upadł na ziemię przed nią, a ona miała chwilę, aby wziąć pistolet. Wycelowała w szweda. Mogła go zabić dokładnie teraz, w tym momencie. Musiała jedynie nacisnąć spust. Coś jednak ją powstrzymywało, a jej dłonie zaczęły drżeć. To był strach.

⠀⠀Leżący na podłodze mężczyzna popatrzył najpierw na Violet, lekko zdziwiony jej reakcją, następnie jednak na braci i wskazał czarnowłosą palcem, dając symboliczne skinienie głową.

⠀⠀To wtedy Vincent i Abraham stracili wrogów do walki, bo szwedzi od razu ich porzucili, jako priorytet ustalając Violet. Wszyscy zrozumieli, że to po nią przyszli. To ją mieli zabić, nie Abrahama. Oczywiście Rogersowie nie pozwolili im tak po prostu podejść do bliskiej im osoby. Kiedy wyższy brat szedł w kierunku Violet, która z wściekłością w oczach skierowała swój jedyny pistolet na niego, puszczając poprzedniego wolno, Vincent i Rogers, chcieli zaatakować, ale wtedy młody szwed ze złowrogim uśmiechem oraz czapką na głowie zaczął strzelać AK47, przez co mężczyźni rzucili się w bok i zaczęli uciekać przed pociskami. Szwed, który wcześniej zaatakował Violet wstał, wyrzucając jej pistolet z dłoni i dopinając do ściany, blokując ręce. To był ten moment, aby Violet użyła swojej mocy. Ale brakowało cienia.

⠀⠀Szwed uniósł dłoń, przez co najmłodszy z braci przestał strzelać. Była to idealna pora, gdyż Vincent i Abraham nie mieli gdzie uciekać, gdy utknęli w kącie pomieszczenia. Nastąpiła przerwa. Odwrócił się do Violet, a następnie uniósł jej głowę, pociągając ją za gęste, kruczoczarne włosy i trzymając w ściśniętej pięści.

⠀⠀— Dwa wybory — rzekł do niej łagodnym włosem, ukazując jednocześnie swój szwedzki akcent. — Albo nam powijesz, gdzie jest twoje rodzeńjstwo i zabijemy tylko ciebie... albo nam nie powijesz, gdzie jest twoje rodzeńsjstwo i zabijemy nie tylko ciebie, ale też twojich przyjaciół o tutaj. Zdecyduj.

⠀⠀A więc po to tu przybyli. Likwidowali jej rodzeństwo wraz z nią. Kiedy to do niej dotarło, zaśmiała się gorzko pomimo powagi sytuacji przez idiotyzm asasyna, który nie zrobił researchu na swoją śmiertelną misję.

⠀⠀— Wybacz, że ciebie muszę rozczarować, chłopcu na posyłki, ale moje rodzeństwo już dawno nie żyje — odparła. — Umarli w 2019, jak ironicznie to...

⠀⠀Szwed gwałtownie przycisnął ją do ściany, przez co boleśnie uderzyła się w nos. Nie uwierzył w to ani trochę, ale właśnie taka była prawda. Żył jedynie Klaus, ale za nic w świecie by go nie wydała.

⠀⠀— Wybijerasz drugą opcję. Kłamiesz.

⠀⠀— Chwila, chwila, ja serio nie kłamię! — Violet zaczęła panikować. — Oni nie żyją! Nie wiem co mam wam powiedzieć!

⠀⠀Seria pocisków. Violet zacisnęła powieki, skupiając się na otoczeniu najbardziej jak mogła - próbując wyczuć każdy foton, jaki znajdował się w pomieszczeniu. Wszystko, co mogła kontrolować. Kiedy wyczuła cień, na ślepo skierowała go w kąt pomieszczenia, gdzie znajdowało się dwóch mężczyzn.

⠀⠀— TATO!

⠀⠀To był głos Vincenta, pomimo że jeden ze szwedów celował w niego mnóstwem pocisków. Gdy Violet usłyszała ten krzyk, zmroziło ją. Nie chciała zobaczyć tego, co podejrzewała.

⠀⠀Pomimo faktu, że jeden ze szwedów ją przyciskał, otworzyła oczy i kątem oka spojrzała na pomieszczenie. Vincenta otaczała gęsta, czarna mgła. Tylko Vincenta. Na Abrahama nie starczało miejsca.

⠀⠀Abraham ześlizgnął się na ziemię, opierając na ścianie i zostawiając po sobie ślad krwi, który ciągnął się za nim w dół. W jego klatce piersiowej tkwiła dziura. Spojrzał ostatnim tchem na Violet i wyciągnął dłoń, jakby chcąc jej pomóc, a następnie zamknął oczy. Jego dłoń opadła bez siły. Jego syn był zszokowany, nie wiedząc jak zareagować.

⠀⠀Violet też była zszokowana. To wszystko wydawało się być dla niej snem, jakby cały czas nagle spowolnił. Abraham - przesympatyczny mężczyzna o dobrym sercu, który zawsze w nią wierzył i lubił. Ten, który zaoferował jej dom. On nie żył. Po chwili osłupienia kobieta poczuła, jak ogarnia ją złość, jakiej nigdy wcześniej nie czuła. To wtedy główny lider braci puścił kobietę, robiąc parę kroków w tył.

⠀⠀Oczy kobiety zrobiły się całkowicie ciemne - tak ciemne, że przypominały smołę. Odwróciła się gwałtownie, a wtedy każdy mógł dostrzec także czarne żyłki, które zaczęły robić się coraz wyraźniejsze na szyi kobiety. Nagle pomieszczenie zrobiło się ciemne, jakby nadeszła niespodziewana noc.
Furia, furia...
⠀⠀Bracia popatrzyli na siebie zlęknieni, a młodszy szwed przestał strzelać. Uświadomili sobie wtedy, że zadarli ze złą członkinią The Umbrella Academy.

⠀⠀Zrobiła ruch ręką, a wtedy ciemna masa ze ściany chwyciła młodszego szweda, który trzymał broń i postrzelił Abrahama. Bracia próbowali go wyciągnąć, ale wtedy Violet skinęła głową w bok, a masa wleciała mu do nosa, uszu i ust, zaciskając wnętrzności mężczyzny jakby były gąbką. Zaczął wykrwawiać się ze wszystkich dziur w jego twarzy, a jeden z braci krzyknął w przerażeniu.

⠀⠀— O co ci chodzi? — wysyczała do niego. — Boisz się ciemności?

⠀⠀Ciemność była przerażająca, zwłaszcza jak zadarłeś z osobą, która potrafi ją kontrolować - i jest na ciebie bardzo wściekła. Dwójka pozostałych szwedów obserwowała, jak ich brat pada martwy na ziemię, a jego oczy wypadają z oczodołów, które odczepiły się od osłabionych mięśni. ⠀⠀Bardziej odpowiedzialny i opanowany szwed wiedział, że nie mogli teraz z nią zadzierać. Chwycił brata, a następnie wybiegł w przerażeniu.

⠀⠀Violet chciała coś zrobić, ale manipulacja tak wielu fotonów, w tak silny sposób sprawiła, że całkowicie zasłabła. Utrzymała się tak długo, aż szwedzi uciekli, a wtedy w ułamku dwóch sekund wszytko wróciło do normy; ciemność otaczająca salon, niedokończona tarcza zrobiona z cienia, czarne oczy - wszystko to znikło, a w pomieszczeniu zagościło światło.

⠀⠀Kiedy spojrzała na Vincenta, który od razu rzucił się do swojego nieżywego ojca, patrzącego się przed siebie w nicość, poczuła, że go zawiodła. Upadła na podłogę bezsilnie. Miała wrażenie, jakby ktoś wyssał z niej większość krwi. Na dodatek zaczęło okropnie boleć ją serce - zawał. Kiedy jej głowa upadła na podłogę pokrytą w kawałkach roztrzaskanej szyby, wpatrywała się jedynie w dłoń Abrahama Rogersa.

⠀⠀— Przepraszam... — wyszeptała.

⠀⠀Było to jej ostatnie wypowiedziane słowo, zanim kompletnie straciła przytomność. Skierowane było do obu mężczyzn, których zawiodła tego dnia.



"Walk in silence
Don't walk away, in silence
See the danger
Always danger"
— JOY DIVISION, "ATMOSPHERE"



⠀⠀Czasami masz się ochotę nie budzić - pozostać nieświadomym całego życia, płynąc w różnych snach, nie zamartwiając się o teraźniejszych problemach. Violet dobrze wiedziała, jak to jest mieć taką ochotę pozostania w krainie snów. Nieprzytomna całkowicie nie miała pojęcia, że dopiero co dom zaatakowali szwedzi, w wyniku czego zmarł ojciec Vincenta oraz to, że tak zużyła swoją moc, że miała najpotężniejszy do tej pory zawał serca (na dodatek w czasach, gdy osobom z zawałami nie dało się pomóc i po prostu umierali, a jak byli szczęściarzami, to dawano im tylko leki przeciwbólowe i wysyłano do domu).

⠀⠀Ale prędzej czy później, trzeba się obudzić, a potem zmierzyć z okrutną rzeczywistością, bo inaczej nie da rozwiązać się problemów. A problem, jaki obecnie miała ona, był dość duży.

⠀⠀— Numer Osiem?

⠀⠀Głos był odległy, okryty niewidzialną mgłą, która przetrzymywała dźwięk przed rozpoznaniem prawdziwego źródła głosu.

⠀⠀— Numer Osiem? Numer Osiem?

⠀⠀Znała tylko jednego mężczyznę powtarzającego jej zapomniane imię.

⠀⠀— Tata?

⠀⠀Powoli otwierała oczy, aby zobaczyć tego, kto to powtarza. Jego sylwetka stała tuż obok kanapy, na której leżała. Czuła się okropnie słabo.

⠀⠀— Numer Os... Violet? Violet?

⠀⠀Okazało się, że głos mówił coś całkowicie innego, niż się jej zdawało. Tyle lat po dzieciństwie w The Umbrella Academy, a jej ojciec Reginald wciąż zdawał się ją od czasu do czasu prześladować w umyśle. Tak naprawdę był to Vincent, który wciąż powtarzał jej imię, gdy zobaczył, że zaczęła się wybudzać. Stał przy niej, trzymając dłoń kobiety opiekuńczo.

⠀⠀— Vincent — wymamrotała, pocierając oczy — jak długo byłam nieprzytomna?

⠀⠀Popatrzył na nią ze zmartwieniem, ale jednocześnie i pewnego rodzaju ulgą.

⠀⠀— Cały dzień — odparł z przejęciem. — Już myślałem, że się nie obudzisz.

⠀⠀— To był zawał. Cud, że żyję. Chociaż w tej chwili sama nie jestem pewna, czy tego chcę...

⠀⠀Podniosła się lekko, co spowodowało kłucie w sercu, a następnie rozejrzała po pomieszczeniu - powiewał pokojowy wiatr, który pochodził ze zbitej szyby. Jej fragmenty leżały na podłodze. To właśnie wtedy Violet przypomniała sobie o wszystkim, co stało się poprzedniego dnia. Przypomniał jej się także postrzelony Abraham. To, że nie była w stanie zrobić wystarczająco dużej tarczy, aby obronić także i jego. Kiedy to dotarło, poczuła nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej. Przełknęła nerwowo ślinę.

⠀⠀— Abraham... Kurwa... — Nie wiedziała co powiedzieć, ani jak spojrzeć w oczy Vincenta. — Tak mi przykro. Moje kondolencje.

⠀⠀Mężczyzna zmarkotniał lekko i ciężko wzdychnął. Było to dla niego ciężkie, to fakt. W końcu był to jego ojciec, jednak z drugiej strony był na etapie ulgi, że przynajmniej drugiej osobie nic nie jest.

⠀⠀— Byłem pewny, że niedługo może nadejść jego kres — odparł po chwili z bólem. — Po prostu nie spodziewałem się takiego powodu. Mój ojciec był ważnym członkiem mafii, więc... Prędzej czy później, byłby on celem do zdobycia.

⠀⠀Czarnowłosa spojrzała ze współczuciem na Vincenta. Dzielnie to znosił, pomimo widocznego bólu w jego oczach. Chciałaby go lepiej wesprzeć, uspokoić w ramionach i powiedzieć, że będzie dobrze - pocieszyć go najlepiej, jak umiała - ale nie potrafiła. Czasami potrafiła być okropnie zimna, niezręczna w stosunku do innych ludzi. Chociaż jej intencje były czyste, miała wrażenie, że mogłaby to zrujnować.

⠀⠀— Gdzie teraz jest... wiesz...

⠀⠀— Jego ciało?

⠀⠀Violet pokiwała głową, łapiąc się nerwowo za kark.

⠀⠀— Blake go zabrał, tak samo ciało szweda. Wyszykuje mojemu ojcu pogrzeb.

⠀⠀— Był dobrym człowiekiem, Vincent. Teraz jest w lepszym miejscu — Udało jej się wypowiedzieć chociaż to.

⠀⠀Ostatni żyjący Rogers uśmiechnął się do niej słabo, wpatrując się w jej zmęczone oczy, które pomimo ciemnego koloru miały wrażenie, jakby błyszczały. Dostrzegał w niej o wiele więcej, niż ona dostrzegała w sobie. A nawet, gdy chodziła po domu w potarganych włosach, bez makijażu i w jego zapomnianych spodniach - wciąż uważał ją za najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek spotkał.

⠀⠀Zacisnął lekko jej dłoń, jednak gdy się spostrzegła, prędko wyślizgnęła ją z uścisku i używając, aby ściągnąć z siebie koc. Wstała koślawo, wciąż nie czując się najlepiej. Wsparła się na nim.

⠀⠀— Nie jestem pewny, czy to taki dobry pomysł, Violet.

⠀⠀— Miewałam już gorsze zawały — skłamała. — Ból serca zaraz mi powinien przejść i będzie dobrze.

⠀⠀Vincent chwycił ją łagodnie za nadgarstki, wpatrując się w nią rozważnie.

⠀⠀— A ja uważam, że nadal potrzebujesz odpoczynku.

⠀⠀— Przestań, dam sobie radę.

⠀⠀Znowu się od niego wymknęła, dotykając mebli i idąc na sam środek pomieszczenia. Spojrzała w kąt pomieszczenia. Obraz Abrahama ześlizgującego się na podłogę wciąż nawiedzało jej myśli. Gdy jednak patrzyła na Vincenta, zdawał się on być całkowicie spokojny - silny. Sam pozbył się także krwi, która wcześniej była na ścianie.

⠀⠀Wciąż nie miała pomysłu na to, kim mogli być szwedzi. Na początku myślała, że przyszli rozprawić się z Abrahamem, bo może miał z nimi powiązania, ale on sam o nich nie wiedział - na dodatek to właśnie Violet była ich głównym celem. Pytali o jej rodzeństwo, chociaż od momentu przeniesienia się do lat sześćdziesiątych nikomu nie mówiła o jej życiu w 2019 roku. Nie mieli pojęcia, czemu to właśnie o nich pytali wytrenowani szwedzi. Jedno było pewne - miała nadzieję, że będzie miała możliwość zemsty na nich. Bez Abrahama dwór wydawał się... pusty.

⠀⠀— Dorwiemy ich, Vincent — powiedziała zdecydowanym tonem. — Dorwiemy ich i zapłacą za to, co zrobili. Wiedzą teraz, do czego jestem zdolna.

⠀⠀— Nie wątpię — odparł. — Posłuchaj, bardzo się cieszę, że ty...

⠀⠀Nagle rozmowę przerwał im podwójny dźwięk dzwonka do drzwi, który rozniósł się po budynku przedłużony. Oboje popatrzyli na siebie i zamarli. Dwa powody sprawiły, że obawiali się otworzyć drzwi: po pierwsze - mogli być to szwedzi, a po drugie - mógł być to Giancana z Jackiem Ruby.

⠀⠀Z mafią jest tak, że śmierć jednego z głównych członków wiązała się z wielkimi problemami. Zwłaszcza gdy najważniejszy mafiozo nie został poinformowany pierwszy o śmierci drugiego. Właśnie dlatego sam fakt, iż rzeczywiście był to Giancana, postawił Violet i Vincenta w dość kłopotliwiej sytuacji.

⠀⠀— Abraham?! — Rozległ się wołający głos mężczyzny. Kolejny raz wcisnął dzwonek.

⠀⠀— Co robimy? — zapytał Vincent wręcz bezgłośnie, wyraźnie poruszając ustami.

⠀⠀Violet przeszła na korytarz, powoli podchodząc do drzwi, aby upewnić się, że są zamknięte. Na całe szczęście były zamknięte, pomimo że goście poruszali za klamkę. Spojrzała z powrotem na mężczyznę stojącego w przedpokoju i bez jakichkolwiek słów postanowili się nie odzywać. Mężczyzn na zewnątrz było paru; Giancana, Jack Ruby i ktoś, kogo można było założyć jako ochronę dla dwóch jegomościów. Obojgu z nich miało na dodatek powiązania z nadchodzącą asasynacją Kennedy'ego, która miała mieć miejsce nie aż tak długo. Modliła się w duszy, nawet jako ateistka, by nie zdecydowali się wejść do środka, aby sprawdzić, czemu nikt nie odpowiada. Violet i Vincent stali w miejscach zesztywniali, oczekując na dalszy ciąg wydarzeń.

⠀⠀— Może go nie ma — powiedział niezadowolony głos zza drzwi.

⠀⠀— Abraham i porzucenie spotkania? — odparł drugi, parskając cicho. — To do niego niepodobne.

⠀⠀— Nie ignoruje nas z pewnością.

⠀⠀Kolejne pukanie do drzwi, dzwonienie dzwonkiem. Czarnowłosa była gotowa, aby w razie czego zacząć się tłumaczyć. Wciąż stała najbliżej jak mogła, aby cokolwiek usłyszeć, jednocześnie specjalnie chowając się tak, by nie było ją widać przez ozdobną szybę na górnej części drzwi.

⠀⠀Minęła minuta, a Giancana przestał dzwonić. Kobieta słyszała, jak odchodzi parę kroków.

⠀⠀— No nie ma go — mruknął w rozczarowaniu. — Wybacz Jack, nie wiem, gdzie jest. Może myślał, że spotkanie jest gdzieś indziej. Tak na stare lata mózg może szwankować. Przepraszam za twój zmarnowany czas.

⠀⠀Mężczyźni roześmiali się, a następnie ich głos odrobinę się oddalił.

⠀⠀— Mam dzisiaj inne spotkanie — odezwał się Jack Ruby. — Jak nie dzisiaj się spotkamy, to jutro maks. Muszę być jednak pewny, że Abraham na pewno będzie. — Nastąpiła kolejna przerwa, a Violet usłyszała parę kroków kogoś innego. — Luther, odpal samochód. Wracamy do klubu.

Luther.

⠀⠀Nagle wszystkie inne dźwięki, jakie roznosiły się na zewnątrz nie miały dla Violet żadnego znaczenia. Usłyszała znane imię - i chociaż Luther było popularnym imieniem, czarnowłosa instynktownie pomyślała o swoim bracie, za którym skrycie tęskniła. Podniosła się, a następnie stanęła na palcach, spoglądając przez małą szybę ozdobną w drzwiach. Giancana i Jack Ruby byli odwróceni do tyłu, patrząc na auto i na... Luthera. Luthera Hargreeves.

⠀⠀To był jej brat, Luther, cały i zdrowy, ubrany w kurtkę, która tym razem nie zasłaniała jego zmutowanego cielska. Dwumetrowy, umięśniony mężczyzna był ochroniarzem Jacka Ruby, a na jego twarzy gościło parę siniaków.

⠀⠀Violet powstrzymała się od otworzenia drzwi, a następnie wybiegnięcia z domu do blondyna, aby go powitać - może walnąć go w twarz za to, co zrobił Vanyi w 2019 roku. Nie mogła jednak się gniewać w momencie, gdy cieszyła się z jego widoku.

⠀⠀— Violet, odsuń się od szyby! — szepnął Vincent. — Co ty tam widzisz?

⠀⠀Czarnowłosa uznała, że Vincent miał rację i powinna się znowu schować, zanim ktoś ją zauważy. Mężczyźni na zewnątrz wchodzili jednakże do samochodu. Violet nawet się nie zorientowała, że na jej twarzy gościł lekki uśmiech.

⠀⠀— Tam był mój brat — odparła z przejęciem. — Mój brat pracuje dla Jacka Ruby.

⠀⠀Mężczyzna nie rozumiał. Myślał, że jej brat mieszkał w willi i udawał proroka, a nie bawił się w mafiozę. Zresztą nie wyglądał na taki typ osoby.

⠀⠀— Klaus?

⠀⠀— Nie — Violet machnęła dłonią, marszcząc brwi. — Inny.

⠀⠀— Inny? To ile ty masz tych braci?

⠀⠀Postanowiła nie odpowiadać. Zamiast tego ponownie spojrzała na drzwi. Skoro żyli Klaus oraz Luther, możliwe, że pozostali też.

⠀⠀Miała nowe zadanie - odwiedzić Luthera w klubie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top