06|| LIl' Devil

Kilka dni później, a konkretniej rzecz ujmując już w następną środę, Dean, paląc papierosa w oczekiwaniu aż Sam wytoczy się ze szkoły, niespodziewanie postanowił, że to dobry dzień na to, żeby spełnić tatuażowe marzenie swojego młodszego brata. Wiedział już nawet jaki wzór zrobi sobie zarówno on jak i brat. Konkretnie rzecz ujmując, chodziło o pięcioramienną gwiazdę otoczoną płomieniami skierowanymi w jedną stronę.

Dean widział kiedyś ten symbol w ogromie notatek ojca i postanowił że to idealna okazja żeby go wykorzystać, tym bardziej, że pewnie miał jakieś większe znaczenie, o którym miał w planach dowiedzieć się czegoś więcej przy najbliższej okazji. Fakt faktem, ojciec Winchesterów miał niecodzienną profesję, bo jak wiadomo, nie każdy ojciec zamiast być na przykład mechanikiem albo policjantem, poluje na duchy, demony, wampiry i inne cholery. Zarówno dla Deana jak i Sama ten stan rzeczy był jednak tak zwyczajny jak oddychanie, życie na walizkach i KFC zamiast niedzielnego obiadu. John jednak na każdym kroku próbował przekazywać synom zdobytą wiedzę i każdy z nich w wieku dziesięciu lat umiał pozbyć się ducha albo odstraszyć demona.

Bracia jednak, kiedy tylko ojciec znikał za horyzontem na kolejnym długoterminowym polowaniu starali się żyć zwyczajnie, niekoniecznie unikając kłopotów i starając się zaaklimatyzować jak najbardziej tylko się dało.

Wracając jednak do tematu tatuażu, Dean postanowił, że skoro przy wzorze w dzienniku nie było dziesięciu czerwonych wykrzykników oznaczających zagrożenie, śmiało może go wykorzystać, a przy okazji może jeszcze coś przy tym zyska. Doszedł przy okazji do wniosku, że zapyta ojca o symbol przy najbliższej okazji, która, jeśli miał być szczery, mogła nadejść następnego dnia, za dwa miesiące, albo przy najgorszym scenariuszu, już nigdy. Fakt faktem, tym razem ojciec nie był na polowaniu sam, dlatego też zostawił mu Impalę, on jednak nadal cały czas miał niepokój zakodowany i wypalony gdzieś z tyłu głowy.

Winchester mimowolnie potrząsnął głową odpychając posępne myśli, dopalił papierosa i przywołał na usta szeroki uśmiech, którym przywitał nadchodzącego brata i jego zadziwiająco szybko zdobytą najlepszą kumpelę, rudowłosą Charlie, którą Dean też bardzo polubił, a która przy okazji była też najlepszą przyjaciółką cholernego Castiela Novaka.

Swoją drogą, Dean chyba nigdy nie myślał o nim w kategorii ''Castiel'', albo chociaż ''Novak", bo zawsze gdzieś samoistnie wtrącało mu się ''cholerny'', a on nic nie mógł na to poradzić.

***

Gabriel radosny jak zawsze, z dwiema wielkimi kawami w dłoniach i gazetą pod pachą popchnął drzwi od swojego studia tatuażu kolanem i niezbyt zgrabnie wparował do środka. Niemal od razu poczuł chemiczny zapach środków do dezynfekcji i ostry, piżmowy zapach perfum współwłaścicielki, przyjaciółki i genialnego tatuatora, Meg Masters. Kobiety nie było widać nigdzie na horyzoncie, dlatego Gabe mógł dojść do oczywistego wniosku, że znowu siedzi przy podświetlonym, szklanym stole i dopracowuje na kalkach przyszłe tatuaże. Kiedy przeszedł przez główną część studia i łuk ze zwisającymi z niego setkami paciorków wstawiony zamiast drzwi do czegoś w rodzaju pracowni i zaplecza w jednym, jego oczom ukazał się dokładnie taki widok jakiego oczekiwał. Czarnowłosa dziewczyna pochylała się nisko nad blatem, a ciemne włosy wypadały jej z luźnego koka tworząc na głowie coś, co śmiało można by nazwać artystycznym nieładem. Nawet nie podnosząc wzrok znad skomplikowanego wzoru z róż i czaszki w stylu sugar skull, Meg zagadnęła;

- Mam nadzieję, że masz dla mnie kawę, Dżibril. - Od kiedy tylko Masters wyczytała gdzieś kiedyś, że Archanioł Gabriel był inaczej nazywany Dżibrilem, bardzo upodobała sobie to przezwisko i zwracała się nim do Novaka praktycznie cały czas. - Inaczej będziesz musiał odwołać pierwszego klienta i zasuwać po nią do Lane.

Jak się jednak okazało, Gabriel pomyślał dwa razy i nie musiał cofać się do ulubionej kawiarni Meg, zamiast tego wręczając kobiecie wielki, tekturowy kubek z czerwonym, pochyłym napisem przedstawiającym nazwę kawiarni, gdzie według Meg ''robią najlepsze na świecie latte z podwójnym espresso'', a Novak nie miał zamiaru polemizować.

Dziewczyna szybko pociągnęła długi łyk i wyglądała przy tym jakby właśnie objawił jej się kawowy bóg, namaszczając ją świętą mocą kofeinowej miłości.


Nie minęło więcej niż dziesięć minut, a przez przeszklone drzwi do salonu władował się Balthazar, zaraz obok Charlie najlepszy przyjaciel Castiela, którego, za rekomendacją Gabriela, Meg zgodziła się przyjąć na stanowisko kogoś w rodzaju sprzątacza-praktykanta, a to, że miał zrobione całkowicie legalne papiery uprawniające do bycia piercerem, tylko polepszało jego notowania. Fakt faktem, chłopak całe swoje życie wyglądał jak niespełniony artysta i roztaczał wkoło siebie chmurę zapachu drogich perfum pomieszanych z papierosowym dymem. Przy okazji też, był cholernie wrednym osobnikiem i kiedy tylko mógł, wtrącał od siebie jakąś niewybredną uwagę. Mimo wszystko jednak, on, Meg i Gabriel tworzyli bardzo dobry zespół współpracując w małym studiu, do którego klientów nigdy nie brakowało.

Ten dzień nie mógł być inny, dlatego do piętnastej Gabe miał już za sobą zrobienie dwóch małych wzorów, a Meg jedną bardzo długą i męczącą sesję z wielkim tatuażem chińskiego smoka pokrywającym niemal całe plecy i nachodzącym na ramiona. Kiedy facet od smoka został zawinięty w folię i poinstruowany co robić oraz umówił się z Meg na kolejną sesję za trzy tygodnie, w salonie chwilowo było pusto.

Masters właśnie dość ostentacyjnie usiadła na czerwoną pufę ustawioną w kącie, a Gabriel zniknął na zapleczu w poszukiwaniu soku pomarańczowego, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka pomieszczenia jedna za drugą weszły dwie osoby. Konkretnie, dwóch chłopaków, według Meg na oko gdzieś osiemnastoletnich. W jej mniemaniu obydwoje byli wysocy, jeden jednak przekraczał wszelkie normy, a obrazu jego gigantycznego wzrostu dopełniały przydługawe włosy. Drugi z nich, dziewczyna obstawiła, że mógł być trochę starszy, miał niesamowicie proporcjonalną i piękną twarz, a ona stwierdziła, że być może kiedyś spróbuje go narysować.

Nie była tu jednak żeby gapić się na klientów, dlatego z jękiem podniosła się z siedzenia i podeszła do lady, przy której mieli w zwyczaju przyjmować klientów. Zanim jednak zdążyła zagadnąć ich o konkrety i szczegóły, prawie zaplątując się w koraliki do pomieszczenia wpadł Gabriel, oskarżycielsko wymachując do połowy pełną butelką soku.

- Cholera jasna, Meg, znowu piłaś mój sok! A wiesz czyj to sok? MÓJ! Chryste, kobieto, zawału z tobą dostanę... - Gabe, tak zaaferowany swoim sokiem potrzebował chwili, żeby zareagować na karcące spojrzenie współwłaścicielki. - A, o, no tak, jasne.... e, hej.

Meg na raz zarejestrowała kilka rzeczy, a mianowicie; Gabriel wyglądał jakby niesamowicie się speszył kiedy zobaczył kim są ich klienci, a ten wyższy z nich, momentalnie spłoną rumieńcem kiedy Gabe na niego spojrzał. Postanowiła, że kiedy tylko zostaną sami musi przycisnąć Novaka w poszukiwaniu większej ilości informacji.

_______

No, jest i kolejny rozdział.

Wiem, że strasznie rozwlekam w czasie dodawanie nextów, ale ostatni tydzień był dla mnie cholernie intensywny, a skończył się imprezą na rozpoczęcie wakacji, dlatego, no cóż, niespecjalnie miałam okazję i czas, żeby coś pisać.

No nic, kończę swoją smętną gadaninę i mam nadzieję, że wszyscy zaczęli wakacje tak dobrze jak ja.

Do następnego.

Ps. Czy finałowy odcinek Gry o Tron tylko mi tak bardzo złamał serce?



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top