Prolog

Cisza obudziła się w legowisku obok swojej mamy. Kolejny nudny dzień pomyślała. Pamiętała jeszcze swój pierwszy dzień, dzień swoich narodzin. Przywódca Pumia gwiazda, najswpanialszy i największy wojownik w lesie tak mówiła jej mama, zginął. Medyczka myślała że to zły omen. Po kilku dniach, jednak wszyscy mnie polubili.
Dzisiejszego ranka siedzę i wspominam te wydażenia. Nie wiem czy były dobre czy złe, po prostu były. Z zamyślenia wyrwała mnie inna Karmicielka ze żłobka i jej kocięta, one urodziły się tydzień po mnie.
- Wiśnio masz piękne oczy takie czerwone i lśniące. - Odrazu w żłobku rozszedł się gwar.
- A ja, jakie mam oczy?!- zapytał łatek
- A ja?!- pytał Zachód.
- Spokojnie,  ty Zachód masz złote a łatek ma też złote no brawo wiśnia wyróżniasz się! - Odpowiedziała matka.
- Waniliowe futro a ja jakie mam oczy?- zapadła cisza, bo wszyscy chcieli usłyszeć odpowiedź.
-... One są tak jakby... Szare.

____________________________________::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
No więc mamy prolog mam nadzieje że się podoba. Przepraszam za błędy. ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top