Chapter 3 - Noc poślubna

Dla Jun był to najbardziej stresujący moment w dwudziestojednoletnim życiu. Do końca trwania uroczystości popijała ciagle wysokiej jakości wino, czując jak alkohol coraz bardziej zaczyna szumieć jej w głowie, krążyć w żyłach. Całą podróż do hotelu, gdzie państwo młodzi mieli spędzić pierwszą noc wspólnie, dziewczyna denerwowała się. Po plecach spływał zimny dreszcz i zamglonym wzrokiem spoglądała na swojego męża - za bardzo zainteresowanego widokiem za przyciemnianą szybą. Nie prosiła go o uwagę, wręcz cieszyła się, że oboje nie interesują się wzajemnie. 

Od początku mąż zrobił na niej złe wrażenie, pokazał dość szybko nieuprzejmą, wręcz podłą twarz, co zaskoczyło ją, wspominając moment podczas ceremonii, gdy delikatnie pieścił jej dłoń kciukiem. Wyobraziła to sobie tylko, tak powtarzała, na siłę próbując zastąpić czerwone włosy pięknym blondem, a czerwone oczy zamiast krwi powinny przypominać słodki, płynący miód. Ale to nie był Kise Ryouta, lecz Akashi Seijuro. Czknęła nerwowo, co sprawiła, że chłopak spojrzał na nią. Przez upojenie alkoholem nie była w stanie powiedzieć, jakie emocje temu towarzyszyły. Raczej nie odczuwał dumy na wieść, że jego małżonka upiła się winem na własnym ślubie.

- Za dużo alkoholu? - mruknął kpiąco, od razu irytując dziewczynę. - Może polać ci jeszcze? Co wolisz szampana, czy może...

- Dość - warknęła, opierając czoło o chłodną szybę. 

- Ty nie potrafiłaś powiedzieć ,,dość'', gdy wlewałaś w siebie kolejne kieliszki. - Słyszała w jego głosie naganę, ale jako jego żona pod przymusem nie odczuwała skruchy. Chciała wziąć zimny prysznic, a potem zakopać się w miękkiej pościeli. - Pamiętaj, kochanie o nocy poślubnej.

To podziałało na Jun pobudzająco. Zerknęła na niego spode łba, przypominając sobie o najgorszej rzeczy w świeżo zawartym związku. Teraz, dojeżdżając do hotelu, powinna oddać swe ciało, aby ten człowiek go posmakował, naznaczył i uczynił własnym. Przecież o tym marzy każdy mężczyzna, tak czytała w książkach. Akashi nie był inny. 

Ale Ryouta już tak.

Przymknęła oczy, znów przywołując twarz ukochanego, lecz obraz dość szybko się zniekształcił, zmieniając jego czarujący uśmiech w rozpacz, jaką na niego zesłała, zrywając z nim, aby poślubić kogoś bogatszego. Nie tłumaczyła, że to był jej obowiązek, ponieważ wtedy Kise nie pozwoliłby jej odejść, walczyłby, wykłócałby się, a tak myślał, że to z jej strony uczucie wygasło i nic między nimi już nie ma. Czarny samochód zajechał pod elegancki hotel pięciogwiazdkowy, architektonicznie zaciągając ze stylu europejskiego. Jun nie interesowało, czemu jej mąż tak bardzo starał się trzymać z dala od kultury japońskiej, mimo że podarował jej cudowną opowieść gejszy.  Powinna mu podziękować, bo bez względu na wszystko, ten prezent jej się spodobał.

- Wstawaj. - Usłyszała koło ucha ciepły szept, łaskoczący jej ucho. Zamiast wykonać polecenie, przymknęła oczy, cicho pomrukując. - Nie śpij, hej... - Nie dbała, kto mówił do niej w ten magiczny sposób, ale mogłaby tego słuchać długo. Przymknęła oczy i oddała się spokojowi, który ją ogarnął. - Co za kobieta...

- Panie Akashi - przywitał go osobiście właściciel hotelu, ubrany w elegancki biały garnitur z czarną koszulą zapiętą pod szyję oraz doskonale pasującym do niego ciemnozielonym krawatem. - Moje gatulacje! To pewnie małżonka! Och, jaka ona... - Przerwał, widząc zdenerwowane spojrzenie gościa. Nie wiedział, czym zdołał go tak syzbko rozzłościć, ale postanowił nie pisnąć ani słowem, chyba, że Akashi mu tak rozkaże.

- Nasz pokój? - zapytał tylko Akashi, poprawiając śpiącą w jego ramionach dziewczynę. Mężczyzna przytaknął cicho, prosząc, aby podążył za nim. - Czy wszystko zostało odpowiednio przygotowane?

Właściciel hotelu, choć był znacznie starszy od Seijuro i lepiej posturą się prezentował, czuł się pod jego spojrzeniem malutki i nieistotny. Nie mógł wyjść z podziwu, jaką grozę i aurę potrafił wokół siebie roztaczać młody biznesmen. Rzeczywiście był godnym zastępcą swego ojca, o ile nie lepszym. Poprowadził ich aż do szklanej windy, w środku wyłożonej marmurowym płytkami. Ich bagaż już dawno został tu dostarczony. Mężczyzna ukradkiem zerkał jak czerwonowłosy obchodzi się ze śpiącą małżonką, nie pytał o jej stan, zapewne była bardzo wykonczona świetną zabawą. Wzorowy mąż, pomyślał. Chłopak uważał, aby Jun nie wypadła mu z rąk, o nic nie zawadzała i by nikt nie przydeptywał jej sukni. 

Hotel liczył łącznie dwanaście pięter, był najbliższym w okolicy i bardzo bogaty, ale wcale nie podobał się Seijuro. Jego zdaniem panował tu zbyt wielki przepych, za bardzo eksponowano majętność przybytku. Miał nadzieję, że chociaż ich sypialnia sprawiała wrażenie przytulnej. Stanął wraz z właścicielem pod pokojem numer czterysta pięć, ostatnim pokojem na dwunastym piętrze, kolejne pokoje znajdowały się znacznie dalej, dzięki temu Akashi i Takinawa mogli liczyć na sporą dozę prywatności. Właściciel życzył im miłego pobytu i po wytłumaczeniu podstawowych formułek, odszedł. Akashi obejrzał przelotnie swój pokój, rozczarowując się nieznacznie. To nie był przytulny apartament, lecz królewska komnata, a wiedział, że Jun kochała skromność i stonowaną elegancję. 

Położył ją ostrożnie na łóżku, samemu pozbywając się czerwonego krawatu, ciążącego mu od kilku godzin. Przez cały ślub i wesele musiał dbać o nienaganny wygląd. Usiadł na kremowej sofie, mając lepszy widok na postać rozłożoną na łóżku. Oparł łokcie o kolana, kryjąc w dłoniach twarz. Jun Takinawa była jego żoną. Absurdalne. Zdjął czarną marynarkę i przerzucił ją przez oparcie drugiego fotela. Nie zdążył nic powiedzieć, bo dziewczyna jęknęła przeciągle, budząc się. Szybko poderwała się do siadu, rozglądając się po nowym otoczeniu.

- Gdzie... jestem? - mruknęła, przecierając zaspane oczy, nie przejmując się starciem makijażu.

- Jesteśmy w hotelu na naszej nocy poślubnej - odpowiedział jej chłopak, od razu namierzyła go przed sobą. - Przysnęło ci się trochę. Nie muszę tłumaczyć, na czym polega noc poślubna, prawda? - Znów posłał jej złośliwy uśmiech, wywołując tym rumieniec u Jun. - W takim razie...

Akashi wstał, rozpinając dwa guziki dwojej koszuli, co sprawiło, że Jun cofnęła się gwałtownie, zwiększając między nimi dystans. Wrogo patrzyła na poczynania kogoś, kogo mogła już nazwać mężem. Nie znała go, bądź co bądź, wciąż była dla niej zupełnie obcą osobą i miała z nim... Nie! Stanowczo nie! Szukała dłonią po omacku czegoś, czym mogła się obronić przed pragnieniem jej ciała przez chłopaka. Ten natomiast odwrócił się i odszedł, zaskakując niebieskowłosą.

- Co ty robisz...? - spytała, nieufnie mu się przyglądając.

- Mam zamiar wziąć prysznic - odparł. - Hm? Co to za mina? - parsknął. - Naprawdę myślałaś, że tknąłbym cię? Chyba żartujesz. Śmierdzisz alkoholem na kilometr i ja miałbym się kochać z tak żałośnie wyglądającą kobietą? - Uniósł brwi, posyłając jej kpiący uśmiech. - Lepiej przygotuj się, bo idziesz zaraz po mnie. Nie będę wąchał tego odoru. Dama z wielkiego domu, a upiła się jak podrzędny klient sklepu monopolowego.

- Byłam zła - westchnęła.

Akashi zdusił ochotę zaśmiania się w jej twarz. Doskonale znał powód ,,złości'' jego żony, nie bardzo o to dbał, wiec zaczesał tylko włosy do tyłu i odwrócił się w stronę łazienki.

- Postawmy sprawę jasno - powiedział tonem, jakiego Jun nie zdążyła jeszcze u niego usłyszeć. Budził jej niepokój, a nawet strach. - To zaaranżowane małżeństwo, nie ma w nim miłości, jak sama to określiłaś. To nie znaczy, że wolno ci mnie ośmieszać poprzez swoje nieodpowiedzialne zachowanie. Przede wszystkim... - Ponownie na nią spojrzał, tym razem się nie uśmiechał, a Jun dostrzegła błysk złotego oka - nie waż się mnie nigdy zdradzić. Inaczej zostaniesz zniszczona.

I zniknął za drzwiami prowadzącymi do równie wielkiej i eleganckiej łazienki. Jun opadła z ulgą na poduszki, ciesząc się z pomysłu o wypiciu tyle wina, dzięki temu uniknęła okropnego doświadczenia. Zakryła dłonią usta na wspomnienie o ich pocałunku, przypieczętowującym ich rzekomy związek małżeński. Nie twierdziła, że Seijuro źle całował, miał bardzo ciepłe i miękkie wargi, a jednocześnie twarde, ona wolała te smakujące pomadką o smaku kokosów. Usta Kise.

Minęło półgodziny, gdy czerwonowłosy zdecydował się wyjść z łazienki, czując się znacznie lepiej po tak intensywnym prysznicu. Ubrany już w piżamę, spojrzał na słaniającą się po podłodze białą plamę. Wywrócił oczami, nie wierząc, w to, co jego małżonka wyczyniała. Stanął obok niej, uśmiechając się lekko, czego nie zauważyła.

- Co? Już helikopterek? - prychnął, a Jun zdała sobie sprawę z jego obecności. - Co ty robisz na podłodze? 

- P-próbuję! - wysapała. - Ach! Już nie mogę! - jęczała, ciągle się wiercąc. - Nie stój tak! Tylko mi pomóż! Nie mogę odpiąć tej przeklętej sukni! - Uparcie próbowała sięgnąć palcami zamka od niej, lecz bezskutecznie.

Chłopak odwrócił na moment wzrok, aby parsknąć zduszonym śmiechem, po czym przykucnął przy żonie, patrząc na nią z góry, tak jak lubił patrzeć na każdego innego. Widok jej zarumienionej od alkoholu i wysiłku twarzy w pewien sposób był uroczy, ale wciąż dokuczał mu ten paskudny odór alkoholu. 

- Wiesz, ten widok jest całkiem urzekający - odezwał się, unosząc palcami jej podbródek. - Uległa i nieporadna, obyś taka zawsze była w tym małżeństwie, bo...

- Dobra, skończ! Muszę pilnie do łazienki! - pisnęła Jun, zaskakując go.

- Nie wierć się.

I choć wrócili wyczerpani z własnego wesela po godzinie drugiej, kolejne dwie godziny poświęcili na rozpięcie sukni, której zamek po prostu się zaciął.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top