Rozdział 3 - czyli zaprzeczenie
Ten rozdział dedykuję Sashana90
Rzucił trampki na piasek i po niecałej sekundzie, już trzymał ją w ramionach.
- T-Travis? - zapytała.
- Przepraszam! Za wszystko. Za te króliki, za gaz, za kwiaty... Pomogę ci posadzić nowe. I za tę sytuację na stołówce. Przepraszam... - potok słów wyleciał z jego ust.
- Wybaczam ci - odpowiedziała z uśmiechem.
- Wszystko? Naprawdę...?
- Tak. A ta sytuacja z Nick'iem... To po części moja wina. Poprosiłam go, żeby udawał mojego chłopaka.
- U-udawał? Czyli, że nie jesteście razem? - jego oczy zaświeciły dziwnym blaskiem.
Brązowowłosa pokręciła głową.
- A tak właściwie... Po co ci ta informacja? - spytała ze szczerym zdziwieniem.
- Bo teraz mogę zrobić to - nachylił się nad nią.
Właśnie zrozumiał, że tak lubi jej dokuczać, ponieważ kocha na nią patrzeć. Chciał po prostu z nią przebywać. Kochał ją. Tak zwyczajnie. Tak mocno.
Ale dziewczyna położyła mu palec na ustach. [od aut. Zatkało kakao?]
- O nie. Najpierw obowiązki, później nagrody. Idziemy przeprosić Nica. - złapała go za rękę i splotła ich palce, a później z uśmiechem pociągnęła go w stronę szpitala polowego.
To zdecydowanie był bardzo dobry dzień dla Travis'a Hood'a.
I jeszcze się nie skończył.
~ Sashana90, "Keep Calm And Wait For My One-shits" <- musicie koniecznie zajrzeć na jej opowiadania, bo są przecudowne *-*
A teraz kolejny rozdział mojego Tratie...
Katie
Po śniadaniu wróciłam do domku i położyłam się na łóżku.
Nie zasnę, to było pewne.
Po prostu leżałam, wpatrując się w łóżko nad sobą.
Od jak dawna wstawałam tak wcześnie?
Przewróciłam się na drugi bok.
- Psst!
Otworzyłam jedno oko.
- Psst!
- Czego?! - mruknęłam, wciskając twarz w poduszkę.
Zza ramy łóżka nade mną wysunęła się burza blond loków, a zaraz po niej - głowa z wielkimi, zielonymi oczami, wpatrującymi się we mnie natarczywie.
- Masz jakiś problem, Sarah? - uniosłam brwi.
Sarah była moją młodszą siostrą, i uwielbiała wcinać się ludziom w życie. Widocznie dzisiaj moja kolej.
- Chciałam się ciebie właśnie o to zapytać - uśmiechnęła się.
Zmarszczyłam czoło.
- O co ci znowu chodzi?
Sarah zeskoczyła z góry i przysiadła obok mnie.
- Od jakichś dwóch tygodni w ogóle nie możesz spać, często też wstajesz około godziny siódmej nad ranem.
Usiadłam gwałtownie.
- Śledzisz mnie, czy jak?!
Sarah zakryła mi usta ręką i rozejrzała się z niepokojem.
- Nie tak głośno, bo jeszcze się obudzą. - wyszeptała. - Chodźmy do ogrodu.
Wyciągnęła mnie z łóżka i otworzyła okno.
Spojrzałam na nią pytająco, ale ona wyskoczyła przez nie, zanim zdążyła to zauważyć.
Chcąc nie chcąc, wyskoczyłam za nią.
Na zewnątrz było już zupełnie jasno. Która była godzina?
- Słuchaj, mamy mało czasu. - Sarah usiadła na ławce. - Za parę minut będą wstawać.
Wzięłam się pod boki, nie mając najmniejszego zamiaru siadać tam obok niej.
- To ty słuchaj - burknęłam. - Czego ty ode mnie chcesz?
Sarah założyła ręce na piersi.
- Chcę ci pomóc. - odparła obruszona. - Widzę, że borykasz się z nie lada problemem. Chłopak?
Zachłysnęłam się.
Sarah uśmiechnęła się triumfalnie.
- A więc chłopak.
Pokręciłam głową.
- Żaden chłopak, nie mam już nawet prawa wstać o siódmej rano? - czułam, że się rumienię, zupełnie nie mam pojęcia czemu. Przecież nie miałam nic do ukrycia. Chyba...?
Sarah uniosła podbródek, mrużąc oczy.
- Ciekawe który to... - wymruczała. - Nie będę się pytać, zostaw to dla siebie. Teraz już wiem.
Po czym najzwyczajniej w świecie weszła do domku z powrotem przez okno.
Usiadłam na ławce, opierając się plecami o chropowatą ścianę.
Wbiłam wzrok w jakiś nieokreślony punkt na chodniku za kwietnikiem.
- Cześć, KitKat!
Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam jednego, jedynego idiotę, który byłby w stanie mnie tak nazwać.
Travisa Stolla.
- Stoll, mówisz mi "cześć" już drugi raz dzisiaj! - odpowiedziałam, starając się nie uśmiechnąć.
Uśmiech jak wariat cisnął mi się na twarz.
Do cholery, czemu?
- To chyba dobrze, co? - Travis przystanął na chodniku, ale nie zaczął iść w moją stronę.
Bogom dzięki.
- Ale ile można? - odparłam, zarzucając stopę na kolano.
Travis uśmiechnął się tylko, i odszedł.
Poczułam dziwną pustkę, której za Chiny nie potrafiłam wytłumaczyć.
- To Travis? - głowa Sarah wyskoczyła nagle z okna.
- Co?! Nie! - wykrzyknęłam, machając rękami.
Sarah uśmiechnęła się przebiegle.
- Zaprzeczenie to pierwszy krok.
Czułam, że się rumienię, ale mimo wszystko zapytałam:
- Do czego?
- Do zakochania. - powiedziała Sarah i z powrotem zniknęła za ramą okna.
Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je rękami.
Travis?
No, arcydzieło to to nie jest, a akcja wcale się jeszcze nie rozkręciła xDD ale mimo to mam nadzieję, że się podobało c: jeśli chcesz następny rozdział, to napisz komentarz (^ω^)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top