17. Szczerbaty miecz
– Miejmy to wreszcie za sobą – westchnął Orion, zakładając na głowę hełm, który pożyczył od Olafa.
Elein nie odpowiedziała, bo wcale nie musiała. Widział, że jest zadowolona, choć próbowała ukryć uśmiech. Ten jednak uwidaczniał się malutkimi zmarszczkami wokół oczu. Zamaszyście dobyła miecza, zamknęła przyłbicę i stanęła w rozkroku.
Orion zmierzył ją krytycznym wzrokiem. Posturze brakowało luzu, niepotrzebnie też rozstawiała tak szeroko nogi, ale na pouczanie przyjdzie czas później. Rozejrzał się jeszcze, aby zyskać pewność, że niczego nie przeoczył. Znajdowali się pośrodku „korony" ostrych kamieni, która teraz kojarzyła mu się z gwynntoniańską Areną Bohaterów. Ogień ugasili, a konie Olaf odprowadził na bok. Teraz stał nieopodal i z nietęgą miną przyglądał się całemu zajściu. Pomysł panny Wilhelm również mu nie leżał, lecz nikomu nie udało się przemówić Elein do rozumu.
– Skoro musicie, to zacznijcie już! – wygłosił Olaf. – Nie mamy całego dnia!
Rycerz niechętnie dobył miecza, przyznając mu w duchu rację. Ponownie przyjrzał się Elein, próbując odgadnąć, co też siedzi w jej głowie. Pomimo faktu, że pojedynek w założeniach miał być ćwiczebny, nie czuł się pewnie. Ostre miecze wymagały najwyższej kontroli, gdyż zbyt łatwo wyrządzały krzywdę. Orion odbył zaledwie jedną ćwiczebną walkę przy użyciu prawdziwej broni, którą wszyscy pozostali nazywali finałem turnieju Gwynntoniańskiego. Różnica polegała na tym, że po drugiej stronie ostrza stał Lancelot, z którym trenował całe życie, a więc wiedział, kiedy mógł przycisnąć, a kiedy dać złapać oddech. Lancelot też o tym wiedział, dlatego udało im się nabrać całe Gwynntonian. Jednakże teraz stała przed nim Elein Wilhelm – zbyt zapalczywa dziewczyna, która mieczem wywalczyła pozycję głowy rodu.
– No dalej! – ponagliła.
– Czekam na twój ruch – odparł Orion.
Dziewczyna fuknęła i natychmiast natarła cięciem od góry. Rycerz uniósł klingę, a kiedy odbił uderzenie, jego oczy otworzyły się szeroko. Czuł kłopotliwe mrowienie w palcach, które mówiło więcej o sile ciosu niż tysiąc słów. Naprawdę miała aż tyle krzepy? Zbił kolejne uderzenie i przeszedł do ataku, używając swojej tężyzny, lecz Elein bez trudu odbijała nawet najpotężniejsze cięcia, by nagle przyjąć jedno na napierśnik i wyprowadzić własne.
Rycerz ledwo uskoczył. Cóż za niebezpieczna taktyka! Zrobiła to specjalnie, gdyż założyła sobie, że cios nic jej nie zrobi. Elein wyprowadziła pchnięcie, a później szybkie cięcie, które za bardzo odsłoniło lewy bok. Orion uderzył i... trafił w pustkę?! Dziewczyna umknęła. Może niezbyt zgrabnie, lecz z prędkością, której pozazdrościłby sam Lancelot.
Orion wyprowadził kilka pchnięć i cięć głównie po to, aby dać wojowniczce jakieś zajęcie. W międzyczasie rozważał dalsze kroki. Nie potrafił jej przytłoczyć siłą ani szybkością, a podstęp kontrowała niewiarygodną intuicją. Pozostawała więc czysta technika, o której wiedział, że dziewczynie brakowało. Zamarkował pchnięcie, by ostatecznie wyprowadzić boczne uderzenie.
Brzdęk!
Elein zamarła. Orion odstąpił, dając jej chwilę na zebranie myśli. Uniosła przyłbicę i przyjrzała się rysie na swojej zbroi. Świadomie trafił lekko poniżej odsłoniętej pachy. Gdyby ciął o palec wyżej, skończyłoby się poważną raną, prawdopodobnie śmiertelną.
– Dobrze ci idzie, panienko! – krzyknął Olaf. – Próbuje wodzić cię za nos!
– Wiem – wycedziła, po czym zamknęła przyłbicę i natychmiast przeszła do ataku. Orion umknął, zamarkował cięcie od prawej, po czym uderzył z lewej.
Brzdęk!
– Tylko panuj nad złością! – pouczał brodacz.
– WIEM! – ryknęła, ponownie rzucając się z mieczem na rycerza.
Orion uskoczył przed nadludzko szybkim ciosem i nagle utknął w defensywie. Ze skupieniem odbijał lub wymijał grad cięć i pchnięć. Jego dłonie drętwiały, a ramiona pulsowały z bólu, jednakże cierpliwie czekał, aż szarża się skończy.
A jednak się nie kończyła.
Elein zdawała się mieć nieskończone pokłady energii. Wywijała ostrzem coraz szybciej, przekraczając granicę wytrzymałości. Orion zmienił taktykę. Odbił miecz, użył jego impetu i wyprowadził zabójczą kontrę. Dziewczyna – ku jego zaskoczeniu – zrobiła dokładnie to samo. Schylił się i odwdzięczył kolejną podstępną ripostą, aż nagle zostali wciągnięci w śmiercionośny taniec ostrzy.
Orion jeszcze nigdy nie czuł się tak żywy. Ciało bezbłędnie reagowało na ostrze rywalki, zapominając o zmęczeniu, jak gdyby utknęło na wieki na polu bitwy samych Bohaterów. Elein z najwyższym skupieniem odpierała jego uderzenia. Nie zawsze robiła to zgrabnie, przez co niekiedy obrywała tu i ówdzie, lecz zawsze w osłonięte pancerzem ciało. Mimo to z każdą sekundą robiła się lepsza! Mniej niepotrzebnych ruchów, więcej gibkości zamiast brutalnej siły, więcej sprytu i techniki. Orion odnosił wrażenie, że już dawno przekroczyła granice własnych umiejętności i brnęła dalej w nieznane!
– Dość!
Uderzył od dołu, odskoczył, wyprowadził kontrę.
– Wystarczy!!
Zbił cięcie, zamarkował pchnięcie, uderzył na odlew.
– Powiedziałem: DOŚĆ!
Orion się zatrzymał. Elein również zamarła z na wpół opuszczonym ostrzem. Olaf stał w odległości klingi z uniesioną tarczą. Jego policzki pokrywały czerwone wypieki.
– Chcecie się pozabijać?! – krzyknął.
– Skąd – zaprzeczył Orion. – To tylko ćwiczenia.
– Nazywasz TO ćwiczeniami?! Okładaliście się z takim zapałem, jakby wyłącznie jedno z was miało opuścić wzgórze!
– To nie tak – wtrąciła się Elein, zdejmując hełm. – Po prostu dobrze się bawiliśmy.
Brzmiało to absurdalnie, ale Orion nie mógł się nie zgodzić. Już dawno nie czuł takiej satysfakcji podczas ćwiczeń.
– Tak? To spójrz na to! – Brodacz wskazał palcem ostrze rycerza.
Orion popatrzył w dół i zaklął. Jego miecz wyglądał, jakby przetrwał bitwę! Brzydkie szczerby pokrywały obie krawędzie, czyniąc go podobnym do piły. Zerknął na klingę Elein, lecz nie zauważył na niej podobnych śladów.
– Mówiłem, że to głupi pomysł! – złościł się Olaf.
Dziewczyna uklękła, by móc lepiej się przyjrzeć uszkodzonej broni.
– To moja wina – mruknęła, wstając. – Jak tylko dotrzemy do Janeve, odkupię ci miecz.
– Powinienem być zły. – Orion schował ostrze do pochwy. – Od początku nie chciałem tego pojedynku. Niemniej jakaś cząstka mnie uważa całe zajście za zabawne.
– Masz dziwne poczucie humoru – burknął Olaf.
– Chyba tak – przyznał rycerz, po czym ukłonił się dziewczynie. – Dziękuję za pojedynek. Mam nadzieję, że jesteś wreszcie zadowolona.
– Tak... – Elein się zawahała. – I nie. Nie chciałam uszkodzić twojej broni. Przepraszam.
– Przeżyła starcie z Czarnym Rycerzem i najwyraźniej oberwała bardziej, niż mi się pierwotnie zdawało. – Orion przyjrzał się rękojeści. – Miejmy nadzieję, że nie trafimy na zbirów.
– A jeśli trafimy, obronimy cię – zapewniła Elein, chowając swój miecz do pochwy. – Wiem, że głupio to zabrzmi po tym, jak zepsułam ci broń, ale... Nasz pojedynek... To było coś! Nigdy wcześniej nie walczyłam z kimś aż tak dobrym.
– A mimo to nie dałem rady Czarnemu Rycerzowi – pouczył Orion. – Pamiętaj o tym.
Elein opuściła głowę i schowała dłonie za plecami.
– Jednakże przyznaję, że jesteś znacznie lepsza, niż mi się zdawało – pochwalił rycerz. – Miałaś dość siły, by zatrzymać moje natarcie, a to zdarzyło mi się zaledwie drugi raz w życiu. Na twoim miejscu popracowałbym nad techniką. Czasem niepotrzebnie przeciągasz uderzenia. Właśnie dlatego dwukrotnie trafiłem cię pod pachą. Zmieniłbym też hełm. Założę się, że słabo w nim widzisz i słyszysz...
Elein w skupieniu słuchała jego rad, czasem potakując. Kiedy skończył, ukłoniła się i powiedziała:
– Dziękuję! Jesteś istną skarbnicą wiedzy o szermierce. Wstyd przyznać, ale kiedy wspomniałeś o swojej zażyłości z Lancelotem, pomyślałam, że pewnie pomógł ci w turnieju. Teraz widzę, jak bardzo się myliłam.
Orion tylko prychnął śmiechem. Nie dziwił się, że tak pomyślała, choć była w tym pewna ironia losu.
– Z twoimi umiejętnościami bez problemu dotarłabyś do ósemki finalistów – zawyrokował. – Może nawet dalej, jeśli od początku walczyłabyś tak, jak przed chwilą. Lancelotowi szykuje się nieoczekiwana konkurencja.
Dziewczyna się rozpromieniła i dumnie wyprostowała.
– Nie ciesz się tak – burknął Olaf. – Zepsułaś mu miecz! Jak sądzisz, dlaczego?
– Przeżył już wiele – zapewnił rycerz. – Kiedyś musiało się to wydarzyć. Lepiej podczas ćwiczeń niż w ogniu bitwy.
– Zastanawia mnie, czy aby na pewno musiało – wycedził brodacz, łypiąc na dziewczynę spode łba.
Elein lekko poczerwieniała, jednakże wytrzymała jego wzrok.
– Odkupię – zapewniła.
– I na tym zakończmy – wtrącił się Orion. Zdjął hełm i wręczył Olafowi. – Trzymaj. Sprawdził się całkiem nieźle, choć jak dla mnie jest nieco zbyt ciasny.
– Bo masz za dużą głowę – burknął Olaf, zakładając hełm. – Gwoli ścisłości: nie będzie kolejnych ćwiczeń, dopóki nie załatwicie porządnych mieczy ćwiczebnych!
– Dlaczego? – oburzyła się Elein.
– Szkoda mieczy – zgodził się Orion.
– Nie mieczy, a życia! – zirytował się Olaf. – Wyście to chyba z drzewa pospadali, zamiast urodzić się jak zwyczajny człowiek!
– Psujesz całą zabawę – oznajmiła Elein.
– Zabawę?! Nawet nie zaczynaj mi tu, panienko!
Orion skorzystał z okazji i wymknął się do koni. Wolał nie słuchać tyrad Olafa o życiu i śmierci, mimo że w gruncie rzeczy mężczyzna miał rację.
– Pierwszy raz widzę Olafa w złości – poinformował Bryna.
Koń w odpowiedzi potrząsnął łbem i pozwolił sobie założyć ogłowie.
Wkrótce całe towarzystwo zjechało już ze wzgórza i zmierzało do lasu. Olaf pomrukiwał pod nosem i czasem łypał na kompanów spode łba, dlatego Elein ustawiła się po lewej stronie Oriona, by zasłaniał ją przed karcącym spojrzeniem brodacza.
– Jeśli tak będzie wyglądało dalsze podróżowanie, to już wolę zatrzymać się i poczekać na Czarnego Rycerza – szepnął Orion do Elein.
– Znam pewną sztuczkę – odparła. – Ale jeśli jej spróbuję, Olaf natychmiast się zorientuje. – Wychyliła się bliżej. – Spraw, aby zaczął opowiadać. Wprost uwielbia, kiedy może popisać się doświadczeniem.
– Co wy tam szepczecie?! – zirytował się Olaf.
– Nic takiego – rzuciła Elein.
– Nic takiego – przedrzeźnił Olaf. – Jeszcze wczoraj gotowaś była pociąć Oriona na kawałeczki, a dzisiaj przyjaźń pełną gębą.
– Zapytałem Elein o Janeve – skłamał Orion. – Mało co wiem o tym mieście.
– Ona również nic nie wie! – zapewnił twardo brodacz. – W gruncie rzeczy jest tylko przerośniętym smarkaczem.
Orion zachichotał.
– A ty nie jesteś lepszy! – zgromił Olaf. – Też jesteś tylko przerośniętym smarkaczem!
Tym razem zaśmiała się Elein.
– Sprawiasz, że czuję się jak w domu – odparł rycerz. – Mój dziadek zawsze mówił to samo. Powtarza też przy każdej okazji, że nic nie wiem o życiu.
– I ma rację! – warknął Olaf. – Dlatego nadstaw uszu i słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał. I ty również słuchaj, panienko, bo mało wiesz o świecie poza Wilhelm!
– Zamieniam się w słuch – zapewniła Elein, mrugając ukradkiem rycerzowi.
– Dawno temu, bo mowa tu o pierwszym stuleciu po upadku powstania Moriany, w miejscu hrabstwa Fulguris istniał kraj, który nazywał się Tempesis.
– Słyszałem o nim. Jest kolebką Solateryzmu – dorzucił Orion.
– Właśnie. – Olaf odchrząknął i skubnął spiczasty koniuszek brody. – Król Karol nie darzył Tempesis sympatią, dlatego szukał okazji, aby zaprowadzić tam porządki. Szczęśliwie dla niego Janeve Podstępna założyła miasto niemalże na samej granicy obu państw, a więc musiał tylko poprawić tu i ówdzie, by utworzyć wojskowy garnizon. W ten sposób zaczęła się wieloletnia kampania wojskowa zakończona upadkiem Tempesis.
– No dobrze, ale co to ma do rzeczy? – zapytała Elein.
– Bardzo wiele – odburknął Olaf. – Miasto jest wysoce zmilitaryzowane po dziś dzień. Właśnie dlatego odbywają się tam turnieje, które konkurują ze stolicą. Zapewne słyszeliście o Sankt Konnorze z Lorenian? Zanim został czempionem w Gwynntonian, podbił arenę Janeve.
– Miła ciekawostka, lecz nie mamy zamiaru brać udziału w turniejach – zapewnił Orion.
Olaf westchnął i pokręcił głową.
– Ciągle nie myślicie – fuknął. – Liczny garnizon wojskowy o wieloletniej tradycji wojennej niechybnie oznacza kłopoty dla osóbek o waszym usposobieniu. Jeśli zaczniecie sprawiać trudności, w najlepszym przypadku doczekacie się pojedynku i możecie być pewni, że nie będzie honorowy.
– Nie boimy się pojedynków – odparła Elein.
– To powinniście zacząć! – pouczył Olaf z naciskiem. – Jeśli zadrzesz z niewłaściwą osobą, sprowadzisz na siebie wendetę. Edward nie bez powodu zasłonił się zatargiem w tym właśnie miejscu!
– W takim razie również musisz się pilnować. – Elein zmrużyła oczy. – Nie chcemy przypadkowo z nikim zadrzeć. Na przykład ze wściekłym mężem zbyt pięknej żony.
– To już przeszłość, panienko – zapewnił Olaf. – Doprawdy nie ma potrzeby, by co chwila do niej wracać. Starczyło mi już tyrad Percivala... – Nagle zatrzymał konia. – Zaraz, zaraz! Nie zmieniaj tematu! To nie ja zachowuję się jak gołowąs! Jeśli ciągle będziesz się rzucać Orionowi do gardła, sprowadzisz na nas wszystkich kłopoty. A ty! – Wskazał rycerza palcem. – Jeśli nie przestaniesz składać i dotrzymywać idiotycznych obietnic, nie doczekasz się swojego zabójcy, bo ktoś inny załatwi robotę za niego.
– A ja szanuję Oriona za dotrzymanie słowa – odparła hardo Elein. – Postąpił jak prawdziwy rycerz.
– A teraz jest bezbronny.
Orion zacisnął zęby. Celna uwaga zabolała. Dobrze, że przynajmniej tym razem „rycerzenie" nie skończyło się kolejną klątwą...
– Chwilowa niedogodność – zapewniła Elein. – Naprawię to, gdy dotrzemy do Janeve.
– Świetnie. – Olaf nie patrzył na dziewczynę, tylko na korytarz utworzony z drzew, który prowadził w głąb lasu. – W takim razie mam dla was kolejną ciekawostkę. Po zakończeniu wojny w Tempesis trzeba było odbudować to, co zostało zniszczone. Cały potrzebny przemysł powstał w Janeve i innych miastach graniczących z hrabstwem Fulguris. Jak myślicie, co to oznacza?
– Że mają dużo rzemieślników? – spróbowała Elein.
– Dużo plebejuszy, którzy wykonują potrzebną robotę – odparł rycerz.
– Słusznie, Orionie! – zgodził się Olaf. – I ciągle ich przybywa. Zbiegli chłopi, drobni złodziejaszkowie, mieszczanie, którzy stracili reputację, oprychy... Wszyscy pragną lepszego życia, a jedynie nieliczni uczciwie zarobić na chleb. Kiedy straż i wojsko skupiają się na wewnętrznych wojenkach, powstają kolejne szajki. Sam już nie wiem, kto teraz trzęsie półświatkiem Janeve.
Orion wzruszył ramionami. Szajki istniały również i w Gwynntonian, a ich szczęście zawsze dobiegało końca, o czym świadczył przypadek jego ojca.
– Musimy mieć oczy szeroko otwarte, albowiem nie znam drugiego tak zepsutego miasta jak Janeve – zawyrokował Olaf.
– Nie mamy czego się obawiać – zapewniła Elein. – Jest nas troje i będziemy pilnować sobie pleców. Prawda, Orionie?
Rycerz nagle poczuł na sobie wzrok kompanów. Oczekiwali po nim jakiegoś działania. Mruknął potakująco, licząc, że to wystarczy za odpowiedź, lecz jego żołądek ścisnęło zawahanie. Nieśmiały głosik w głowie niespodziewanie zakwestionował postanowienie porzucenia nowych towarzyszy, wyolbrzymiając ich zalety. Olaf całkiem dobrze radził sobie z mieczem i tarczą, no i wiedział też dużo o świecie. Elein była zaś potomkinią samego Wilhelma Wielkiego! Przedstawiciele rodu Janeve zawahaliby się trzy razy, nim odmówili spotkania komuś tak ważnemu. Nie mieliby natomiast problemu, aby przepędzić nic nieznaczącego Oriona herbu Niedźwiedź. Owszem, otrzymał Ziemie Marchijskie, ale czy wieści o tym rozeszły się poza Gwynntonian? Z pewnością nie słyszał jeszcze plotek o własnych zaręczynach z Heleną, lecz ostatnie miesiące spędził na północy, a tam wieści docierały najpóźniej.
Elein uchwyciła jego spojrzenie i się uśmiechnęła. Chyba faktycznie wreszcie traktowała go jak przyjaciela. A może było jej zwyczajnie głupio przez zniszczone ostrze? Niemniej podobała mu się ta odmiana. W końcu znalazł się wśród ludzi, którzy życzyli mu dobrze. Tylko czy potrafiłby znowu z tego zrezygnować?
Orion zacisnął usta i wjechał do lasu jako ostatni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top