20] Pan Byrne, Ziggy Stardust i pewien snajper.
♛ | PAN BYRNE, ZIGGY STARDUST I PEWIEN SNAJPER.
┊. ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀» [ziggy stardust - david bowie] «
⠀⠀✧ ⠀ ⠀ ⠀ 0:00 ─〇───── 3:14
⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⇄ ◃◃ ⅠⅠ ▹▹ ↻
Jim ocknął się z dodatkiem okropnego bólu głowy, a z boku jego głowy spłynęła ciemnoczerwona krew.
Irlandczyk syknął cicho, mrużąc oczy, bo ból był bardzo mocny. Nie był nieprzyjemny według niego, ale jego ciało reagowało automatycznie.
Próbował się rozejrzeć, jednak jego wzrok był jeszcze rozmazany i dopiero przystosowywał się do otoczenia. Rozpoznał jednak opuszczoną fabrykę, a wtedy przypomniało mu się, że był tutaj z zadaniem, które chciał wykonać.
— Dokumenty...
Spojrzał w miejsce, gdzie gangster kładł wcześniej papiery. Ruszył się gwałtownie, żeby podnieść się i je zabrać, ale zorientował się, że siedział na ziemi przywiązany do rury jednym ze starych łańcuchów, które mocno trzymały jego ręce ułożone do tyłu.
Próbował pomyśleć dlaczego znalazł się w tej sytuacji, ale ból przejmował jego myśli. Oparł głowę o maszynę.
Wtedy przypomniało mu się wszystko. Pomylili go z kimś innym!
Rozejrzał się po hali, która wydawała się pusta.
— Halo! — zawołał melodyjnie. — Jest tutaj ktoś ze mną?
Nikt nie odpowiadał, dlatego postanowił skupić się na łańcuchach. Jim nie był wystarczająco silny, żeby je jakoś zerwać. Myślał nad sposobem, żeby się ich pozbyć, ale nie miał w pobliżu niczego, co dałoby radę. Pozostała mu rozmowa z gangsterami lub nadzieja, że Sebastian jakoś da radę go znaleźć.
Nagle jednak w fabryce pojawił się jeden z osiłków. Miał krótko przystrzyżone włosy jasnego koloru oraz tatuaż pioruna na twarzy. Właśnie ten element jego wyglądu sprawił, że Jim parsknął śmiechem.
Mężczyzna podszedł do niego i chwycił go za twarz. Irlandczyk spojrzał mu w oczy ze szczyptą złośliwości i brakiem jakiegokolwiek przejęcia.
— Co się tak śmieszy, panie Byrne? — warknął do niego.
— Twój tatuaż. Piorunujący. Co ty myślałeś, jak zdecydowałeś, że chcesz go sobie zrobić?
Mężczyzna obrócił oczami i puścił go, a następnie wyprostował się krzyżując ramiona.
— Myślał pan, że może tak po prostu załatwić u nas biznes? Że pana nie rozpoznamy?
— Dobra, wyjaśnimy sobie coś, Ziggy Stardust — Moriarty przestał się uśmiechać. Przyjął to jako obrazę, że ktoś pomylił go z jakimś zwyczajnym człowiekiem. — Nie nazywam się Byrne i nie wiem kto to. A znam wielu ludzi, wierz mi. Gdyby to był ktoś wpływowy, to bym wiedział o nim wszystko.
— Kłamiesz — osiłek odwrócił się do niego plecami i podszedł do starego pudła, na którym leżała stalowa rura z odrobiną krwi, która prawdopodobnie należała do Jima. — Wiemy, że przyszedłeś po nasze pieniądze. Mówiono nam, że tak się stanie. Wiesz dokładnie, co zrobiłeś i nie będziemy udawali twoich przyjaciół.
— Niby masz ten piorun na twarzy, ale tak samo błyskotliwy to ty nie jesteś. Nie mam zielonego pojęcia, o czym ty do mnie mówisz. Jestem po prostu gościem, który chce wykupić sobie ziemię, to wszystko.
Gangster zdawał się go w ogóle nie słuchać, co Jima tylko podirytowało.
— Nasz szef z pewnością będzie zadowolony, że w końcu się ciebie pozbyliśmy. Najpierw jednak odpowiesz na parę pytań.
Chwycił rurę i ponownie odwrócił się do przywiązanego Irlandczyka, uśmiechając się i lekko uderzając przedmiotem o wnętrze swojej dłoni.
Moriarty spojrzał znudzony na przedmiot, na marne próbując oswobodzić ręce. Następnie zerknął na gangstera i zaśpiewał cicho pod nosem:
— Ziggy really sang, screwed up eyes and screwed down hairdo, like some cat from Japan...
Miał tylko nadzieję, że Sebastian jakoś go odnajdzie i zrobi to szybko.
═════ ◈ ═════
— Oczywiście, że mam czas na piwo.
Moran musiał przyznać, że jego pobyt we Francji na sam koniec był przyjemny. Spotkał się ze swoim starym kolegą ze szkoły, który akurat spędzał tam czas wolny tuż przed wyjazdem na wojnę. Sebastian chodził z nim do tej samej klasy, a ich ojcowie rozmawiali o przyszłości ich synów. Jason oczywiście nie miał zielonego pojęcia o tym, że blondyn zabił pułkownika Augustusa. Wciąż myślał, że był to jedynie wypadek, a Sebastian jest po prostu mistrzem w chowaniu negatywnych emocji.
Oboje z wielką chęcią postanowili, że wybiorą się wspólnie do lokalu tuż przed wylotem Morana do Londynu. Zamówili średniej wielkości kufle z piwem i usiedli przy barze.
— Mówię ci, jestem strasznie podekscytowany — kontynuował swoją opowieść o jego nadchodzącej służbie Jason. — Tyle lat na to czekałem. Mogę się trochę poświęcić dla ojczyzny i powyżywać na wrogach. Zawsze tego chciałem. A pamiętasz, jak oboje ciągle o tym gadaliśmy? Zawsze brałem z ciebie przykład, stary. Mówiłem, że chcę być taki, jak ty. Żołnierz idealny. A właśnie, kiedy idziesz na twoją służbę?
Sebastian złapał się za tył szyi i roześmiał nerwowo. Wziął łyk alkoholu.
— Nie w najbliższym czasie. Mam robotę w Londynie.
— Że coo? Kurde, przecież to było twoje marzenie! — odparł zawiedziony.
Blondyn też nie był z tego zadowolony. Wciąż często miał myśli o wojsku, w którym jest żołnierzem wysokiej rangi i ma kontrolę nad innymi, a nie inni nad nim, jak to było u niego w domu z przyjacielem, który czasami zachowywał się jak jego szef. Raz nawet prawie go tak nazwał.
— Ta, ale porzuciłem je dla kogoś.
— Dziewczyna? — oczy kolegi zabłyszczały z podekscytowaniem, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. — Nie chwaliłeś się, nawet nie powiedziałeś jej imienia. Jesteście zaręczeni?
Gdyby miałby być szczery, to powiedziałby mu, że nie bardzo interesują go kobiety. Praktycznie nikt go nie interesował, chociaż czasami czuł dziwne uczucie w sercu, gdy był z Jimem blisko. Spojrzał w telefon ukradkiem. Zero wiadomości od ostatnich paru godzin. Zaczynał się powoli denerwować.
— Nie, nie mam dziewczyny — odparł. — Chodzi o mojego... Ee... Przyjaciela. Ma tylko mnie.
— Ach, rozumiem — Jason pokiwał głową ze współczuciem, wpatrując się w kufel.
— A propo tego... Jeszcze trochę i będę musiał się zwijać na lotnisko.
Wyciągnął telefon, pisząc SMSa do Jima, który wciąż nie odpowiedział na pięć jego wiadomości.
"Jesteś tam? Niedługo idę na lotnisko. Odpisz mi, jak oderwiesz się od pracy."
Mógłby przynajmniej coś mu odpisać chociaż raz, a może zadzwonić. Przecież większość jego roboty skupiała się właśnie na wysyłaniu wiadomości i rozmowach przez telefon. Jim nigdy nie pokazywał swojej twarzy. Mówił, że to by było niebezpieczne dla niego i Sebastiana. Schował telefon do kieszeni z oczekiwaniem na odpowiedź.
— Szkoda, stary — wymamrotał Jason, biorąc łyka z kufla.
— No, miło było.
— Ej, ale weź się zastanów nad tym wojskiem, co? — chłopak spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko.
To brzmiało kusząco, ale jego przyjaciel naprawdę nie miał nikogo innego. Moran z wielką chęcią by chciał, jednak dopiero jak upewni się, że Jim ma do kogo otworzyć swoją buzię, której nie dało się zamknąć.
Nagle telewizor wiszący naprzeciwko na suficie wydał dźwięk głośnej muzyki, która była znakiem wiadomości z ostatniej chwili.
Oboje unieśli głowy z zainteresowaniem.
Były po francusku, dlatego Sebastian nic nie zrozumiał (oprócz Jasona, który w przeciwieństwie do niego się trochę uczył tego języka), jednak kamera ukazująca martwe ciało premiera przykryte czarnym materiałem mówiło samo za siebie.
Jedynie blondyn wiedział, co zaszło. To on to zrobił. Wykonał swoją misję, którą zlecił mu Jim i z radością czekał na to, aż zostanie pochwalony.
— Biedny... — Jason pokręcił głową ze smutkiem, wzdychając ciężko.
— Ta — zgodził się, szybko chowając usta w szklanym kuflu. Oczywiście nie czuł żadnego współczucia w stosunku do swojej ofiary.
— W każdym razie... — kumpel wziął żółtą kartkę przeznaczoną do zamówień zza barku i zapisał rząd cyfr. — To mój numer. Zadzwoń do mnie, jak zmienisz zdanie. Pomyśl o tej adrenalinie!
— Jasne — Sebastian uśmiechnął się lekko.
Niedługo później blondyn opuścił lokal i skierował się na lotnisko.
Jason tymczasem został sam, pijąc alkohol do końca.
Gdy skończył, rozejrzał się, czy nikt go nie obserwuje, a następnie wyszedł na zaplecze, gdzie czekało już na niego dwóch wysokich mężczyzn ubranych w mundury ochroniarzy.
— I co? — zapytał jeden z nich. Brzmiał tak, jakby od odpowiedzi zależało jego życie.
— Przyjął karteczkę. Skusi się.
W trójkę odetchnęli z wielką ulgą.
Wysoki rudowłosy wyciągnął telefon.
— Przekażemy jej. Będzie zadowolona z tego, że wszystko idzie zgodnie z planem. Sebastian wkrótce pojawi się na służbie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top