16] Jest okej.
zgodnie z moją obietnicą, zachęcam do zajrzenia na profil BlackberryMan. prowadzi bardzo dobrą książkę z wierszami, a także pisze coraz bardziej rozwijającą się "Gwiezdna Barka".
╔═══════《✧》═══════╗
𝙻𝚘𝚛𝚍, 𝚠𝚑𝚊𝚝 𝚢𝚘𝚞'𝚛𝚎 𝚍𝚘𝚒𝚗𝚐 𝚝𝚘 𝚖𝚎
𝙸 𝚑𝚊𝚟𝚎 𝚜𝚙𝚎𝚗𝚝 𝚊𝚕𝚕 𝚖𝚢 𝚢𝚎𝚊𝚛𝚜 𝚒𝚗 𝚋𝚎𝚕𝚒𝚎𝚟𝚒𝚗𝚐 𝚢𝚘𝚞
𝙱𝚞𝚝 𝙸 𝚓𝚞𝚜𝚝 𝚌𝚊𝚗'𝚝 𝚐𝚎𝚝 𝚗𝚘 𝚛𝚎𝚕𝚒𝚎𝚏, 𝙻𝚘𝚛𝚍!
𝙲𝚊𝚗 𝚊𝚗𝚢𝚋𝚘𝚍𝚢 𝚏𝚒𝚗𝚍 𝚖𝚎 𝚜𝚘𝚖𝚎𝚋𝚘𝚍𝚢 𝚝𝚘 𝚕𝚘𝚟𝚎?
╚═══════《✧》═══════╝
♛ | JEST OKEJ.
┊. ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀» [somebody to love - queen]
⠀⠀✧ ⠀ ⠀ ⠀ 0:00 ─〇───── 5:09
⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⠀ ⇄ ◃◃ ⅠⅠ ▹▹ ↻
To był spokojny dzień.
Parę ćpunów i jeden włamywacz, którzy potrzebowali pomocy. Bułka z masłem. Potem oboje wygrzewali się na wiosennym słońcu. Jednak coś unosiło się w powietrzu. Czuli to, jednak żaden niczego nie powiedział. W końcu to było tylko przeczucie, a uczuciami według nich kierować się nie należało. Przynajmniej ten młodszy wyznawał taką teorię, zaś starszy robił czasami wyjątek. Zostawili to jednak na bok i po prostu cieszyli się popołudniem.
— Są takie różnego rodzaju — mówił Sebastian, który korzystał z okazji, że po raz pierwszy wie coś więcej od Jima. Oboje leżeli na kocu rozłożonym na trawie i blondyn uczył swojego przyjaciela o broni palnej. Wiedział o niej wiele, bo musiał się dużo uczyć tego tematu. — Pistolety, karabiny maszynowe, rewolwery, strzelby, granatniki, snajperki, granatniki przeciwpancerne...
— A ty jakie najbardziej lubisz? — zapytał brunet, spoglądając z uśmiechem na rozmówcę.
— Snajperki.
— Oo — Jim potaknął głową z uznaniem. — A z pistoletów? Jaki jest twój ulubiony model?
Moran zastanowił się, patrząc w białą chmurę, która wolno sunęła po niebieskim niebie.
— Chyba British Army Browning L9A1 — odparł po czasie. — Pełno ich w telewizji.
— Te takie zwykłe, małe i czarne? — zapytał z ciekawością.
Sebastian uśmiechnął się lekko.
— Można tak to opisać. Chociaż każdy pistolet jest na swój sposób unikalny. Każdego coś wyróżnia. Podobnie jak ludzi.
— To pewnie boli tak dostać pociskiem, prawda?
— O tak, z pewnością. One są naprawdę duże i ostre, niektóre mogą nawet przebić cię na wylot.
Jim z rozmarzeniem zamknął oczy. Nigdy nie używał pistoletu, bo nie chciał mieć krwi na rękach. Miał jednak ochotę zobaczyć takie zjawisko. Był ciekawy, jak wygląda krew wypływająca z dwóch stron ciała. Uśmiechnął się szeroko. Nie orientował się dlaczego tak dziwnie reagował na takie upiorne wizje. Nic nie równało się z widokiem jego martwej matki. Nieznajomi mu ludzie nie wyglądali tak jak ona, gdy umierali. Ich śmierć dawała mu lekkie poczucie satysfakcji.
Sebastian był często zaniepokojony jego niecodziennymi reakcjami na takie tematy, jednak po odkryciu źródła jego zarobków to było dość sensowne. Chłopak nie miał pojęcia o tym, co jest akceptowalne, a co nie. Nie kierował się żadnymi morałami, a także nie miał za grosz współczucia. Czasami zastanawiał się nad tym, dlaczego wciąż przyjaźni się z nim wiedząc, że w każdej chwili mógłby go zabić. Moriarty był niestabilny i agresywny, więc nigdy nie miał pewności.
Oboje usłyszeli jakąś głośną rozmowę na drodze tuż przed ich domem. Unieśli głowy i zerknęli w tamtym kierunku, jednak bluszcz na płocie przesłaniał im widok.
To było dziwne, ponieważ zazwyczaj było w tym miejscu cicho.
Wtedy usłyszeli dźwięk wielu opon, które zahamowały tuż przed ich drzwiami.
W ich głowach pojawiła się możliwość tego, kto to mógł być – policja.
Bez jakichkolwiek słów podnieśli się z koca, a Jim rozejrzał za tylnym wyjściem. Sebastian zaś wbiegł do domu i wyjął z szuflady pistolet.
Wtedy usłyszał pukanie do drzwi. Zdrętwiał ze strachu. Pewnie jakimś sposobem dowiedzieli się o nielegalnej działalności Jima, a może nawet, że zamordował chłopca kilka lat temu. Blondyn wystraszył się, że oskarżą go o możliwy współudział.
Podbiegł do niego Jim, który pociągnął go siłą za rękę i wyciągnął ponownie na podwórko. Wskazał mu lekko wyłamaną, drewnianą deskę, która była częścią ogrodzenia. Chłopak domyślił się tego, czym było jego zadanie. Z całej siły w nią kopnął, a ona wyrwała się do końca. Dokładnie w tym samym momencie usłyszeli także, że do domu weszło kilka osób.
Jim wyszedł pierwszy, a zaraz potem Sebastian, który w dłoni zaciskał pistolet.
Spojrzał w stronę drzwi kierujących do wnętrza domu, a wtedy usłyszał stłumiony okrzyk:
— Nie obawiaj się Sebastian, to ja, twój ojciec! Wyjdź z ukrycia! Przyszedłem tylko sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku!
— Kurwa.
To był on. Pułkownik Augustus Moran, który odgrywał swoją rolę dobrego tatusia. Zawsze taką grał, gdy Sebastian chował się w szafie, aby uniknąć cielesnej kary. Próbował zdobyć jego zaufanie tylko po to, aby wyszedł z ukrycia i wtedy mógł go ukarać jeszcze boleśniej. Wątpił, aby teraz było inaczej. Pomimo, że był prawie dorosły, to on wciąż używał tej metody. Tej, oraz używania pana Ushera jako zabawkę do tortur.
Z paniki wyrwał go przyjaciel, który wyszeptał szybko, aby teraz wyszedł on. Sebastian tak postąpił, chociaż było ciężko ze względu na jego potężniejszą masę, a Jim w międzyczasie wyjął telefon i zadzwonił do mężczyzny, którego Moran całkowicie nie kojarzył.
Nie skupił się na tym, co dokładnie brunet mówił, ale usłyszał strzępki rozmowy, w której zamawiał jakiś środek transportu.
— Mój tata tam jest — wyszeptał w końcu blondyn, gdy był już po drugiej stronie. Rozpościerał się tam mały lasek, przez który postanowili przebiec.
— No i? — Jim wzruszył ramionami. Całkowicie nie wyglądał na przerażonego, jedynie na skupionego nad tym, aby ich wyciągnąć z tej nieprzyjemnej sytuacji.
— Pewnie ma ze sobą swoich kumpli z pracy. Już po nas.
— Weź się w garść, Moran. Damy sobie radę z tym starym grzybem. A teraz chodź, po drugiej stronie lasu będzie czekał na nas jeden z kolesi, który mi wisi przysługę.
Irlandczyk powiedział to za późno, bo nagle do ogródka wbiegł pułkownik. Ubrany był w swój garnitur, a jego perfekcyjnie zaczesane w tył siwe włosy świeciły w świetle słońca przez żel.
Zauważył swojego syna, a wtedy dobiegło także dwóch pracowników ochrony, których Sebastian poznał z widzenia, gdy czasami odwiedzał ojca w jego biurze.
Sir Augustus jednak lubił brać sprawy w swoje ręce. Ze złością na twarzy pobiegł pierwszy, nawet nie czekając na resztę towarzystwa.
Wtedy przyjaciele rzucili się do ucieczki. Blondyn musiał jednocześnie uważać na pistolet, który trzymał w dłoni. Nie chciał przypadkiem nacisnąć spustu i postrzelić się przez przypadek w nogę.
Mężczyzna był szybki jak na swoje lata. Cały czas był tuż za nimi, gdy biegli przez las. Ochroniarze zostali zaś w tyle i zgubili całą trójkę, więc wrócili z powrotem do swoich wozów. Jim był wolniejszy od wysokiego blondyna o dłuższych nogach, a na dodatek nie był tak wyćwiczony fizycznie. Jego przyjaciel musiał więc chwycić go i siłą przyspieszyć.
Irlandczyk obejrzał się na Augustusa, który wyglądał na wściekłego. Jim posłał mu diabelski uśmieszek, co rozwścieczyło mężczyznę jeszcze bardziej.
Przeskoczyli przez wykopaną dziurę, a następnie ominęli dwa ostre krzewy, parę ściętych drzew i kolejne gąszcz.
W końcu udało im się dotrzeć na prostą szosę, gdzie mieli spotkać się z osobą, do której dzwonił wcześniej młodszy.
Droga była pusta, a Augustus był coraz bliżej.
— Jim, Jim! Musimy biec dalej! — zawołał zniecierpliwiony Sebastian, chwytając ramienia Jima.
Brunet spojrzał spokojnie najpierw na drogę, a następnie na biegnącego mężczyznę.
— Przecież Jake nie przyjechałby tak szybko. Jeszcze kawałek drogi — odparł krótko.
— Co my teraz zrobimy?! — chłopak złapał się za głowę.
— Masz broń — ciemne oczy Irlandczyka zabłyszczały lekko.
Pułkownikowi udało się przedostać przez gąszcz ostrych gałęzi i całego grona liści.
Był wściekły, wpatrując się w oczy swojego jedynego syna.
Sebastian szybko wycelował broń w ojca, zaciskając drżącą dłoń.
Mężczyzna przyjął to ze spokojem. Był ostrożny, wolno wyciągając dłonie na poziom twarzy. Jego własny syn celował w niego pistoletem... Oczywiście w głębi duszy już na niego krzyczał, chociaż to nie był najlepszy czas na to.
— Sebastian, porozmawiajmy...
Jim z szerokim uśmiechem starł z szosy piasek i z zadowoleniem usiadł na ziemi, krzyżując ramiona. Wpatrywał się w sytuację, jakby oglądał ciekawą telenowelę.
Całkowicie nie przejmował się tą sytuacją.
— O czym tu rozmawiać? — warknął blondyn. Nie było odwrotu. Najpierw uciekł ze szpitala, potem zamieszkał z kryminalistą, a teraz celował bronią w ojca. — O czym?
— Nie rób niczego pochopnie. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Jesteś dobrym chłopakiem. Posłuchaj... — Augustus zaczął się wolno przybliżać, a Sebastian cofać. — Wróć do domu. Ominie cię kara. Wiem, że byłem dla ciebie trochę surowy, ale nadszedł czas, aby to zmienić. Możemy być normalną rodziną. Kimkolwiek chcesz zostać w przyszłości, ja to zaakceptuję.
Irlandczyk spojrzał z lekką obawą na twarz przyjaciela, która zaczęła coraz mniej wyglądać na wściekłą. Tak nie mogło być. Jeżeli ojciec go przekona, to Jim znowu zostanie sam.
Odchylił głowę i spojrzał na zakręt, gdzie wciąż nie jechało auto.
— Kłamiesz — wymamrotał z nienawiścią Sebastian. — Zawsze kłamiesz. Wrócimy do domu i zacznie się to samo. Ale ja jestem już dorosły, nie będę słuchał twoich rozkazów.
— Ja tylko chciałem cię wyszkolić na porządnego żołnierza i dobrego człowieka. Przecież od małego chciałeś być taki jak ja, pamiętasz?
Miał rację. Blondyn już dawno o tym zapomniał, ale rzeczywiście miał marzenia o byciu odważnym żołnierzem, którego słuchali inni.
— Mogę nim być bez twojej chorej pomocy.
— I mieszkać z jakimś równie chorym psychicznie chłopcem, którego prawie nie znasz?
Augustus wskazał palcem na Jima, który z oburzeniem otworzył usta, jednak niczego nie powiedział.
— Znamy się długi czas, ojcze. Jest mi sto razy bliższy niż ty.
— Rozmawiałem z jego tatą i domem dziecka, w którym był. On jest niepoczytalny.
Moriarty wydał z siebie cichy chichot. To było śmieszne. Niepoczytalność... Słyszał to tyle razy, ale jeszcze nigdy nie pokazał się od swojej "niepoczytalnej" strony. Ci idioci nie byli niczego świadomi. Ah, ci zwykli ludzie. Banda ciołków.
— Wolę jego.
Zza zakrętu w końcu wyjechało auto, które jechało szybko w kierunku trójki osób. Sebastian dosłownie przez sekundę odwrócił się, gdy usłyszał pisk opon. Wykorzystał to jego ojciec, który rzucił się na niego, próbując siłą wyrwać mu pistolet z dłoni.
Zaczęli się wierzgać, a auto podjechało tuż do nich. Jim otworzył tylne drzwi oczekując na Sebastiana, który walczył z ojcem.
Dwaj Moranowie o silnej budowie byli niczym walczące tygrysy. Augustus próbował wyciągnąć mu pistolet z dłoni, którą blondyn silnie zaciskał i nie chciał puścić. Jednocześnie Sebastian pchał ich w stronę auta, aby był gotowy do niego wskoczyć i odjechać. Uderzyli o przód auta, wciąż walcząc.
Pułkownik już chwycił za dolną część pistoletu, a wtedy Sebastian osunął lekko pistolet, którego celownik nakierował się akurat w jego ojca.
Augustus pociągnął nieumyślnie za jego prawą rękę. To był zły krok.
Palce blondyna będące blisko spustu przesunęły się do przodu.
Broń wystrzeliła.
Huk był głośny. Odstraszył pobliskie ptaki, które odleciały spłoszone.
Mężczyzna popatrzył na swojego syna zdziwiony, nagle przestając walczyć. Jego twarz pobladła w ułamku sekundy.
Wtedy przerażony Sebastian zobaczył na koszulce ojca plamę krwi, która zaczęła się powiększać i nasiąkiwać w materiał. Trafił go w sam środek klatki piersiowej.
Wymienił wtedy wzrok ze swoim tatą. On nie chciał tego zrobić, to było przez przypadek. Chciał mu to powiedzieć, ale strach chwycił go za gardło i nie pozwalał na wydobycie jakiegokolwiek dźwięku. Pokręcił tylko głową wolno z rozpaczą na twarzy, której jego ojciec już nie zobaczył.
Upadł na trawę, a jego krew w coraz większych ilościach zaczęła spływać po ciele mężczyzny.
Sebastian tylko wpatrywał się, jak z każdą sekundą jego ojciec się wykrwawia. Był zbyt przerażony i zszokowany, aby cokolwiek zrobić.
Augustus Moran wziął swój ostatni oddech.
Umarł z szeroko otwartymi oczami.
Gdy do blondyna dotarło co się właśnie wydarzyło - w końcu mógł się poruszyć. Trzęsąc się schował twarz w dłoniach, pusto wpatrując się w ciemność przed sobą i próbując uspokoić.
To był zły moment na wspomnienia, które jego umysł właśnie postanowił uruchomić.
Widział w nich wszystkie dobre momenty spędzone z ojcem. Nie było ich wiele, ale jakieś miał.
Na przykład wtedy, gdy byli wspólnie nad jeziorem i łowili ryby. Dzień był piękny, a oni cały dzień spędzili na rozmawianiu o głupotach i śmiejąc się z idiotycznych żartów.
Albo wtedy, gdy naprawiali razem zepsuty samochód. Potem siedzieli wspólnie na krzesłach przed garażem i jedli pizzę, a ojciec poczochrał go po włosach i powiedział, że był dumny ze swojego ukochanego syna.
On go kochał.
Jak niefortunny był jednak fakt, że Sebastian uświadomił sobie to dopiero w tym momencie, gdy patrzył na jego martwe ciało - ciało ojca, którego sam pozbawił życia.
Do jego oczy napłynęły łzy, chociaż próbował się powstrzymać przed płakaniem. Starał się być mężczyzną. Starał się być silny przed Jimem, który oczekiwał od niego, aby był wytrzymały.
Tego było jednak za wiele.
Jego bliska osoba zmarła z jego winy, a to wszystko było jego winą. Matka będzie cierpiała, dziadkowie będą cierpieć, całe wojsko będzie cierpieć.
A to wszystko dlatego, że postanowił się mu sprzeciwić i wybrać prawie obcego chłopaka zamiast jego własną rodzinę.
Brunet oglądał zajście w szoku. To się nazywała ekstremalna jazda! W końcu coś dla rozrywki!
Spojrzał na blondyna, który upadł na kolana i wyglądał, jakby miał się zaraz popłakać.
To musiało go przybić. Nie współczuł mu. Nie rozumiał wręcz DLACZEGO jego przyjaciel jest smutny. W końcu pozbył się swojego okrutnego ojca. Nigdy nie rozumiał zwyczajnych ludzi.
Jednak należało go pocieszyć, w końcu Sebastian był mu bliski, a na dodatek naoglądał się dużo telewizji i wiedział, że właśnie to należało robić.
Podszedł do chłopaka stojącego na kolanach, który odwrócił się drugą stroną od zmarłego ojca. Nie mógł na niego patrzeć.
Jim objął go, tuląc mocno.
Za jego plecami wpatrywał się w martwe ciało Augustusa Morana, o którym tyle niedobrych historii słyszał.
— Ćśś, Seb. Wyjedziemy do Londynu, nie będziesz musiał już tutaj być. Jest okej... — jego twarz uśmiechała się szeroko, zaś głos wyrażał sztuczny smutek. Ten dzień oznaczał, że Sebastian w końcu zaczął ewoluować. Jego pierwsze morderstwo było za nim. Zaczynał się nowy etap w życiu chłopaka z morałami, na który tak bardzo czekał Jim. Teraz mógł zostać jego asasynem i pracować dla niego.
— Jest okej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top