Szminka
***
- Yuuri...! - Choć imię to należało do jednych z najczęściej wypowiadanych, wykrzykiwanych i wymrukiwanych na przestrzeni całego Sportowego Klubu Mistrzów, tym razem nadawcą zawołania wcale nie był Viktor, a Mila. Jakkolwiek Viktor, zmierzający właśnie do trybun oraz siedzącego na nich Katsukiego, również je usłyszał; tylko że zamiast dołączyć do rozmowy, w ostatniej chwili zatrzymał się tuż za rogiem. - Yuuri, weź mi pomóż!
- Ale z czym? - Japończyk podniósł wzrok znad rozplątywanych łyżew, aby spojrzeć na zbliżającą się ku niemu dziewczynę. - Bo zaraz miałem wracać z Viktorem do domu. Powinienem go uprzedzić, jeśli...
- Nie, nie, spokojnie, to zajmie tylko chwilkę - pospieszyła z wyjaśnieniem Mila, dosiadając się do Yuuriego. - Chciałam tylko, żebyś mi doradził z wyborem szminki.
Viktor nadstawił ucha, wycofując się z pierwotnego planu, który zakładał przypadkowe pojawienie się w środku konwersacji. Wiedział jak mało kto, że Yuuri miał spore problemy z dostrzeganiem własnej atrakcyjności (na lodowisku owszem, niesamowicie wczuwał się w rolę i pokazywał się od najlepszej strony, ale na co dzień uważał się za kogoś zupełnie przeciętnego - i bardzo niesłusznie), że już o guście do ubrań lepiej było nie wspominać. Ale żeby doradzał innym? O, to się zdarzało chyba po raz pierwszy, dlatego Viktor był naprawdę szczerze ciekaw reakcji, a przede wszystkim odpowiedzi Yuuriego.
- Szminki? I jesteś pewna, że chcesz o to zapytać właśnie mnie? - upewnił się Katsuki.
- No jasne. Poza tym nie chodzi mi o makijaż na randkę, tylko na zawody - wyjaśniła zupełnie niezrażona sytuacją Mila. - Żeby nie było, to oczywiście skonsultowałam to wcześniej z kilkoma dziewczynami, ale zdania są tak okropnie podzielone, że stwierdziłam, że obgadam to jeszcze z jakimś facetem. No i tu jest właśnie pies pogrzebany. Do Yakova wolę nie chodzić, bo i tak powie, żebym wzięła cokolwiek i przestała mu zawracać głowę, Jurij guzik się na tym zna, bo ma jeszcze mleko pod nosem, Georgij... właściwie boję się go o cokolwiek pytać w takich kwestiach... no a znów Viktor pewnie doradziłby coś zaskakującego, a nie na tym mi zależy. Za to ty jesteś normalny i masz dobry gust do kostiumów, więc... o. Oto jestem.
Ukryty za węgłem Rosjanin sapnął bezgłośnie, rzucając w myślach "tak jakbym ja nie był normalny...", lecz jednocześnie musiał przyznać Mili punkt odnośnie strojów. To prawda - Yuuri w przypadku swoich kostiumów miał dobry, jasno określony, wypracowany przez lata styl, którego dość konsekwentnie się trzymał. I nie chodziło tylko o to, że w jego palecie dominowały błękity i czernie. Yuuri po prostu bez zbędnej arogancji był świadomy swoich atutów jako sportowiec. To nie kto inny jak właśnie Japończyk zasugerował, aby marynarka do "Yuri on ICE" mała krótszy tył, by wyeksponować linię bioder, z której był dumny. Oczywiście Viktor lubił tamten strój także z kilku innych, mniej pochlebnych powodów, ale prawda była taka, że w łyżwiarstwie nawet takie drobnostki jak podkreślenie pracy nóg mogły przyczynić się do podwyższenia PCSów za prezentację. Dlatego gdy dochodziło do takich zawodowych konsultacji, Yuuri faktycznie znał się na rzeczy.
No, no, kto by pomyślał...
- Eee... Dziękuję? - odpowiedział na to skonsternowany Yuuri. - W takim razie skoro tak bardzo chcesz, to chętnie ci pomogę. Na ile będę w stanie, oczywiście.
- Super! - Ucieszona Mila czym prędzej skorzystała z nadarzającej się okazji i od razu wyciągnęła z kieszeni komórkę. Po kilku sekundach wprawnych poszukiwań odnalazła w galerii właściwe zdjęcie i obróciła ekran ku Yuuriemu. - Zerknij. To ma być do sukienki do programu krótkiego, zwykła, matowa czerń plus choker. A, i szykuję to pod tango, więc na pewno potrzebuję mocnych akcentów.
- No dobrze. A co ze szminkami? - zagadnął Katsuki, na co Babicheva podała mu mały, ściskany w dłoni katalog.
- Tu mam próbnik. Tak konkretnie to waham się między tymi trzema: "Dance with Me", "Russian Red" i "Lady Danger" - wyliczyła, wskazując kolejne kolory na palecie.
- Naprawdę tak się nazywają? - Yuuri był chyba dość onieśmielony ilością i bogactwem barw najzwyklejszej, czerwonej szminki, z których dobra połowa raczej niczym się od siebie nie różniła. A na pewno nie różniła się dla nieco mniej skomplikowanych receptorowo mężczyzn.
- Nie, wiesz, tak na serio to chciałam cię w ten sposób poderwać - odpowiedziała kokieteryjnie Mila, ale zaraz potem głośno się zaśmiała. - No oczywiście, że tak się nazywają. I, jak widzę, nieźle działają na facetów jeszcze przed nałożeniem.
Yuuri uśmiechnął się skromnie i zerknął na wspomniane szminki, po kolei przyglądając się zamieszczonym w katalogu kolorom.
- Właśnie dlatego pytałem, czy jesteś pewna moich kompetencji. Dla mnie makijaż to kompletnie czarna magia. Nawet gdybym chciał podejrzeć, o co w tym wszystkim chodzi, to nie miałem kogo, bo Mari praktycznie się nie malowała - wyznał pod wpływem chwili. - Ale myślę też, że jeśli potraktować to jak zwykłe dobieranie kolorów, na przykład mebli do mieszkania czy coś, to w sumie nie ma różnicy... Tylko wiesz co, poczekaj...
I właśnie do tego momentu całkiem miło było przysłuchiwać się całej rozmowie, ale sytuacja zmieniła się diametralnie w przeciągu zaledwie jednej, niesamowicie długiej sekundy. Viktorowi wydawało się, że cała krew odpłynęła mu z policzków, gdy zobaczył, jak jego ukochany zaczął dość mocno pochylać się nad Milą, zupełnie jakby zaglądał jej głęboko w oczy albo... Nie, nie, spokojnie, przecież jego Yuuri by tego nie zrobił. Oczywiście, że porównywał paletę z jej włosami. Nic więcej. Bez przesady. Po co mu było sprawdzać usta Mili... w sposób... organoleptyczny...
- Okej, mam. Wydaje mi się, że "Russian Red" będzie pasować do ciebie najlepiej. Jest najczystszy i najgłębszy, taki... wyrazisty. Coś między ostrzeżeniem a uwodzeniem, jakby twój pocałunek miał być nagrodą i zgubą jednocześnie - podsumował Katsuki, odsuwając się od dziewczyny na normalną odległość. Przez cały ten czas wzrok Yuuriego był wbity w paletę i dopiero gdy po dłużej chwili w końcu zerknął na nieco oszołomioną Milę, zorientował się, co właściwie powiedział. - Znaczy... Ja wcale nie... Wybacz, zapędziłem się. Chyba zaczynam gadać jak Viktor. Nie chciałem sugerować ci niczego niewłaściwego, naprawdę.
- Nie, w porządku, żaden problem - wyznała Rosjanka, choć widać było, że ten moment nieoczekiwanej powagi ze strony Japończyka nieźle nią wstrząsnął. - Wow, Yuuri. Właściwie to zrobiłeś mi całą analizę programu w pigułce... Dzięki. Wiedziałam, że na ciebie można liczyć.
- Jesteś pewna? - zapytał z pewną podejrzliwością Katsuki.
Mila wstała i szczerząc się radośnie, pokazała Yuuriemu uniesiony kciuk.
- Jasne. I mało tego, chętnie pójdę za twoją radą - wyznała. - Dzięki raz jeszcze i już nie zatrzymuję!
Ale co na to wszystko odpowiedział Yuuri i czy dalej miał taką nieodgadnioną minę, Viktor nie zauważył, bo powlókł się samotnie do szatni. Szlag. I po co mu to było... Dobrze, że w przebieralni zastał tylko dwóch juniorów, którzy i tak szybko się zwinęli, bo inaczej wieści o snującym się niczym cień Nikiforovie rozprzestrzeniłyby się po Petersburgu lotem błyskawicy.
Viktor zupełnie nie wiedział, co miał ze sobą zrobić, jak się zachowywać, a przede wszystkim co myśleć. Tak jakby w ogóle mógł nad tym zapanować. Jedyne, co czuł, to frustrację, że Yuuri był w stanie kogokolwiek innego traktować z takim... tak bardzo... no po prostu tak traktować. I że Rosjanin zupełnie nie potrafił stwierdzić, czy to było tylko przypadkiem, czy jednak na serio.
- O, Viktor. - O wilku mowa, a wilk tuż-tuż. Yuuri wreszcie raczył zjawić się w szatni i trzymając w garści swoje łyżwy, podszedł do narzeczonego jak gdyby nigdy nic. - Długo na mnie czekasz? Wybacz, jakoś tak zeszło. Wszystko przez to, że Mila do mnie zagadała i...
- Wiem, że zagadała - odpowiedział sucho Viktor, a ta okropna złość szybko zmieniła swój zwrot z nieokreślonego punktu przestrzeni na kogoś bardzo konkretnego. - Usłyszałem waszą rozmowę, ale raczej nie byłem tam mile widziany.
- No co ty, Viktor. Oczywiście, że mogłeś do nas podejść. Twoja opinia na pewno bardzo by się przyda-
- Wątpię. - Viktor otworzył szafkę na ubrania i uśmiechnął się przelotnie do Yuuriego, choć jego słowa nie miały w sobie ani krztyny ciepła. - Przecież doskonale poradziłeś sobie sam. "Russian Red", tak? No, no... Katsuki Yuuri poczynia sobie naprawdę odważnie.
- Viktor. - Japończyk odłożył łyżwy na ławkę i powoli zbliżył się do Rosjanina. - Ty chyba nie sądzisz, że...
- Nie, ja nic nie sądzę - zaprzeczył szybko i ostro, prawie wrogo. - Po prostu jeśli gustujesz w takich grach słownych, to może powinieneś...!
Ale właśnie wtedy, gdy Nikiforov obrócił się, mając zamiar dokończyć swoje prowokacyjne oskarżenie, szybka reakcja Katsukiego mu to uniemożliwiła. W dosłownie mgnieniu oka Yuuri znalazł się przy ukochanym i naparł na niego mocniej, spychając wprost na szafkę. Lecz zanim Viktor zdążył choćby unieść w zdumieniu jasne brwi, Yuuri spojrzał na niego na wpół zmrużonymi oczami, po czym bez słowa wyjaśnienia, które i tak raczej zostałoby użyte przeciwko niemu, wpił się ustami w jego otwarte usta.
Wydarzyło się więcej, niż się spodziewał i z pewnością o wiele więcej, niż zasługiwał. Bo przecież on, Viktor Nikiforov, łyżwiarz idealny, opanowany i cierpliwy w każdym calu, zrobił się o swojego narzeczonego tak najnormalniej w świecie zazdrosny. I to jeszcze jak zazdrosny! Przed chwilą o mały włos nie urządził mu przedstawienia życia, a to tylko dlatego, bo Viktor miał bolesną świadomość, jak czarującym, miłym człowiekiem był Yuuri i jak działał na innych. A ponieważ nie mógł mieć nikomu za złe, że kochano Yuuriego, był zły na ukochanego, który nie rozumiał aż za bardzo. Jak się okazało - nie tak do końca.
Yuuri wiedział przynajmniej tyle, że Viktor uznawał całowanie za doskonałe rozwiązanie problemów, więc gdy tylko takowy zaistniał, nie zawahał się po nie sięgnąć. Właśnie dlatego tu, w pustej szatni, przy otwartej szafce, przez którą pochylający się Viktor stracił kilka centymetrów przewagi, Yuuri tak zwyczajnie go sobie podporządkował. A przecież ani na sekundę nie podniósł głosu. Niesamowite... I nawet kiedy jego usta poruszały się przez cały ten czas, nawet jeśli miał ochotę wytknąć Viktorowi, jak bardzo, bardzo się mylił, to wilgotne dźwięki i zduszone, zadowolone pomruki stanowiły w tej bezgłośnej rozmowie jedyny, lecz wciąż najsilniejszy argument.
A jeśli to nie był Eros, to do diabła z całą tą mitologią.
Yuuri całował tak, jakby całował po raz pierwszy i ostatni zarazem - zachłannie, niepewnie, ale nie bez uczucia i pasji. Już po chwili uniósł dłonie do twarzy Viktora i czule ją obejmując, przechylił lekko głowę, żeby lepiej dopasować się do ukochanego. Mimo to od czasu do czasu, w przerwach między głębokimi pocałunkami, Yuuri ewidentnie bawił się z Viktorem, igrał z nim, obiecywał coś więcej, a zaraz potem wycofywał się i zapominał, tak po prostu, z uśmiechem błąkającym się na pięknych ustach. Delikatnie przygryzł dolną wargę, zaczepnie ją podskubywał, ssał, lizał i obsypywał licznymi, żarliwymi całusami, aż Rosjanin zaczął mieć wrażenie, traci swoją pozycję nie tylko w tych pieszczotach, a kto wie, czy nie grunt pod nogami w ogóle. Czuł język Yuuriego między swoimi ustami, czuł, jak kciuki troskliwie gładziły rozgrzane policzki, czuł jak kolano może trochę za mocno napierało na jego krocze i jak w tym całych chaosie drzwi szafki cicho skrzypiały, obijając się raz po raz o wystające łokcie. Zachowywali się prawie jak dzieciaki, które przy nadarzającej się okazji wreszcie dały upust swoim żądzom, całując się pokątnie, gdzie się da, a jak się nie da, to tym chętniej. Choć gdyby ktoś Viktora spytał o zdanie, to odmruknąłby raczej, że wcale się nie całowali, tylko karmili swoją miłością.
Z pewnością jednak czuwały nad nimi opiekuńcze bóstwa, bo mimo przeciągających się pocałunków udało im się nie zostać przyłapanym przez nikogo. Dlatego gdy w końcu ich usta się rozdzieliły, łyżwiarze mogli w spokoju patrzeć na siebie na wpół załzawionymi oczami, zasapani i niepewni, czy w kolejnej sekundzie znów czegoś nie wymyślą. Mimo to Yuuri znalazł w sobie na tyle samokontroli, żeby nieco się wycofać, po czym złapał za drzwi szafki i przysunął je bliżej Viktora, aby w wewnętrznym lustrze pokazać narzeczonemu twarz. I wtedy dotarło do niego, co właściwie się stało. Och, Boże moj...
Opuchnięte, lśniące od wspólnej śliny wargi były czerwieńsze niż polne maki, a skóra wciąż delikatnie mrowiła, jakby Viktor czekał na dalsze pocałunki. Gdyby sam doskonale nie wiedział, że nie było możliwości, aby umalował usta, to chyba by w to uwierzył. Zresztą, pozostała część jego osoby wcale nie prezentowała się lepiej. Zmaltretowany, potargany i zdyszany mężczyzna ledwie poznawał swoje odbicie: kołnierzyk niedopiętej koszuli sterczał z jednej strony, a smętnie zwisał z drugiej, policzki płonęły niezdrowym rumieńcem, natomiast cokolwiek przychodziło mu na myśl, gdy widział swoją grzywkę, to na pewno nie to, że była grzywką.
W takim razie... Czy w ten sam sposób wyglądał, kiedy całowali się podczas seksu? Bo jeśli tak, jeśli odpowiedź była chodź w jednej dziesiątej twierdząca... jasna cholera. Do jakiego stanu doprowadzał go ten nieziemski mężczyzna...
A jakby tego było mało...
- To jedyne "Russian Red", jakie mi się podoba - szepnął Yuuri i jeszcze jeden, ostatni raz musnął usta Viktora. - Tylko ty jeden. Zrozumiałeś?
Zrozumiał. Zrozumiał, zapamiętał, przyswoił i wprost nie umiał wyrzucić z pamięci tego widoku. Jak mógł być zazdrosny o jakieś szminki? Viktor uniósł dłoń i dotknął kciukiem tak samo opuchnięte usta Yuuriego.
Przecież on również kochał czerwień – a na pewno tę, którą można było smakować wspólnie.
***
Przypisy-chan
Dzień dobry, choć dzień zimny (po takiej scence może już nie taki chłodny)! Dziś kontynuujemy zeszłotygodniowy trend rozmów podsłuchiwanych i wyciągania z nich złych wniosków. Tym razem jednak, zamiast wyjścia na lody, mieliśmy przedsmak innych aktywności...
Uprzedzając - nie, żadnych kontynuacji. Ja się z poprzednich wygrzebać nie mogę. Gdzie jest czas na one-shot z wanny? Oddajcie mi go ;___; Czas, oczywiście. Ale wannę też.
Hasło zawdzięczam nieocenionej PieswKosmosie, która nie pierwszy (i mam nadzieję, że nie ostatni) raz wspomogła mnie cudowną myślą na one-shota. Miał być drabelek, ale sami widzicie... Oczywiście jak możecie się po mnie spodziewać, wszystkie trzy nazwy szminek istnieją. O "Russian Red" chyba nawet wspominać nie muszę, bo to całkiem popularna nazwa. Pięknie pasuje do takiego koloru ust obcałowanego Viktora, nieprawdaż? A pewnie tak głęboka czerwień odnajdzie się też w innych miejscach...
Jeśli ktoś się zastanawia, czemu właściwie nie dałam się któremuś z chłopaków umalować - wiecie, traktuję Dziabowersum jako twór maksymalnie realistyczny, więc i sytuacje chcę wybierać jak najbardziej odpowiadające charakterom i możliwościom bohaterów. Oczywiście istniałaby duża szansa, że zachęceni przez Georgija łyżwiarze zaczęliby sobie dla żartów malować usta, ale z drugiej strony Mila wydawała mi się takim ciekawszym rozwiązaniem.
(cóż... podobno tylko winni się tłumaczą...)
Ale niczego ostatecznie nie żałuję, bo bardzo mi się ta koncepcja z całuśnym "Russian Red" podoba :3 A że dominującego Jureczka nigdy dość... to niebawem do niego wrócimy ;)
Korzystając raz jeszcze z okazji - przypominam, że do końca marca zbieram zgłoszenia na kupienie papierowego wydania "Małych, słodkich codzienności". Na jakieś kilka dni przed zamknięciem zgłoszeń (podejrzewam Wielki Piątek) opublikuję w Codziennościach ogłoszenie, w którym zawrę trochę konkretnych informacji odnośnie sposobów zakupów i kosztów przesyłki oraz całego harmonogramu. Podam też listę zgłoszonych osób, żeby każdy mógł się ostatecznie określić (oczywiście nikogo nie wykreślę, nawet jeśli nie dostanę drugiego potwierdzenia, ale będzie łatwiej zobaczyć, czy kogoś nie pominęłam).
Okej. Ogłoszenia parafialne załatwione? Załatwione. Miło się zrobiło? Mam nadzieję. W takim razie kłaniam się niziutko i do zobaczenia niebawem (część z Was w środowej Kwiaciarni (po pięciu rozdziałach udało jej się wskoczyć na top listę ;u; dziękuję!)).
Muah!
😚
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top