5.

Wiedząc, że ma przechlapane zarówno w szkole jak i u matki, pozostał w mieście, szwędając się bez celu. Usiadł na zimnych schodkach jakiejś kawiarni, biorąc duży gryz kanapki kupionej za trzy euro. Przyglądał się mijanym ludziom, rozmyślał nad wszystkim i nad niczym. Sprawdził telefon z małą trwogą. Nie ruszał go od chwili gdy wyszedł ze szkoły i obawiał się, że zobaczy tam niezliczoną ilość połączeń od mamy, która już na pewno zdążyła zostać powiadomiona o jego ucieczce. Zaskoczymy spostrzegł, że dzwonili do niego Jack, Gion i Greta. Poczuł się głupio, za swoje zachowanie. Chciał schować telefon do kieszeni kurtki gdy zobaczył, że Jack dzwoni. Szybko przełknął jedzenie i odebrał.

— Cade, gdzie jesteś, kurde?

— A co?

— Bardzo śmieszne. — Usłyszał jak Jack prycha. — Jakaś nauczycielka przyszła do mnie się o ciebie zapytać, bo nikt, kurde, nie wie gdzie jesteś i chciała telefon do mamy.

Przerwał na chwilę, robiąc dramatyczną pauzę. Cade odchrząknął.

— I?

— Spanikowałem trochę. — Cade pokiwał głową. — Powiedziałem, że źle się poczułeś i poszedłeś po jakieś lekarstwa do apteki.

— Głupi jesteś.

— Przekonałem ich, że u nas w szkole się tak robiło.

— I co, uwierzyli ci? — zakpił z niego.

— Tak na dwa razy, kurde. Ale zaraz pewnie zadzwonią po policje czy coś. Mama się kurde dowie, że uciekłeś.

— Bo uciekłem.

— Cade, kurde. — Usłyszał szum w słuchawce i jakąś szybką rozmowę. — Przyjdź szybko.

Jack przerwał połączenie.

Cade przeczesał się po włosach. Brawo dla młodego, że go kryje. Cade nigdy nie przypuszczałby, że Jack jest do tego zdolny. Beznadziejnie byłoby go wpakować w jeszcze większe kłopoty niż te, w które się teraz znajdował.

Cade przeszukał kieszenie. Znalazł kilka drobniaków, które na nic się nie zdadzą, jeśli chciałby wziąć taksówkę. Według Google przejście z aktualnego miejsca do szkoły zajmie mu prawie pięćdziesiąt minut.

— Cholera jasna.

Zaczynając biec, zadzwonił do Giovanniego.

— Masz auto?

***

— Wiesz, że masz przechlapane u wszystkich?

— Wiem.

Spojrzał na zegarek. W szkole, jeżeli nie będzie żadnych korków, będą dopiero za 15 minut.

— Jesteś na mnie zły? — zapytał obojętnym tonem, gdy wsiadł na tylne siedzenie obok Giovanniego.

— W cholerę.

— Acha. Dobrze wiedzieć.

Giovanni zerknął na niego złym spojrzeniem spod gęstych, czarnych brwi.

— Dobrze, że Matteo zgodził się po ciebie jechać.

— Nauczyciele mieli do was jakieś wąty? — zignorował informację Giovanniego.

— Pytasz, bo serio cię to obchodzi czy po prostu oceniasz jak wielkim debilem jesteś?

— Nie jestem debilem.

Szybko napisał Jackowi, że zaraz będzie w szkole.

— Co ci odpierdzieliło?

— Hm? — zastanowił się przez chwilę — W sumie to nic.

— Acha. Dobrze wiedzieć.

— Greta? — zapytał niepewnie.

— Ma cię w dupie.

Zamilkł. Giovanni pisał z kimś na telefonie, ignorując Cade'a. Chłopak zagryzł szczękę i sięgnął do kieszeni po swój telefon. Jack odpisał szybkie „ok". Dostał też wiadomość od swojej matki. Przeklął.

Zaciekawiony Giovanni spojrzał na niego kątem oka, nie unosząc głowy znad małego ekranu. Kilka gęstych pasm włosów ograniczyło mu widok.

— Kłopoty?

— A co myślisz? — warknął zirytowany.

Zajechali pod szkołę. Cade wybiegł z samochodu jak oparzony, nie odzywając się ani do Giovaniego ani do kierowcy. Odgłos jego kroków rozchodził się szybciej niż mógł przypuszczać. Jednak nawet on nie pobił swoją donośnością odgłosu szpilek, znanych z pierwszego szkolnego dnia. Cade starał się uniknąć ciasnego spięcia czerwonych włosów, za wszelką cenę.

— Jak już jesteś, do idź prosto do dyrektora! — Nauczycielka zawołała donośnie. Jej słowa rozmazywały się przez wysokie, zimne ściany.

Cade skręcił w lewo i w akompaniamencie mocnych stukań oraz szeleszczenia jego ubrań przeszedł szeroki korytarz, lądując już w znanym mu gabinecie.

Sekretarka niepotrzebnie wskazała mu drzwi. Tubalny głos dyrektora był bardzo wyraźny. Cade wszedł zdyszany do pomieszczenia.

— Och — wyrwało mu się, gdy zobaczył opierającego się o biurko policjanta. Ten krzywy uśmiech i rzadki wąs od razu mu się przypomniał. Cade przełknął ślinę.

Turista? — Policjant kpiąco spojrzał na niego, unosząc kącik ust do góry. Poprawił swoją śmieszną czapkę.

Cade usiadł na wytartym, starym krześle obok czerwonowłosej nauczycielki. Dyrektor nie rozumiejąc co ma na myśli stróż prawa spojrzał zdezorientowany na kobietę. Cade przeklął siarczyście w myślach. Oddałby wszystko gdyby mógł zerwać ten lichy wąs i kpiarski uśmiech z ust policjanta. Ten tylko powtarzał pod nosem turista, turista kręcąc z dezaprobatą głową.

Cade odchrząknął.

— Coś nie tak?

Cała trójka spojrzała na niego z wrogością. Nauczycielka szurnęła butami, policjant uśmiechnął się pod nosem, a dyrektor poprawił okulary i przekartkował plik stronic. Nikt się nie odezwał. Cade, czując potworny dyskomfort, chciał wstać i wyjść jakby nigdy nic, gdyby nie policjant, który agresywnie zaczął za nim nawoływać.

Cade poprawił się na niewygodnym, twardym krześle.

Siedzenie w ciszy, osianej doskonale wyczuwalnym dyskomfortem, przerwało gwałtowne wejście nauczycielki angielskiego, z którą Cade wczoraj miał (nie)przyjemność się zetknąć. Przywitała się speszona i kręcąc biodrami podeszła do mosiężnego biurka dyrektora. Cade, kątem oka zauważył jak policjant wodzi wzrokiem za młodą kobietą. Uśmiechnął się z ironią. Miejsce głośno stukającej obcasami nauczycielki zajęła tamta kobieta. Za czerwonym kokiem szybko zamknęły się drzwi i nawet zanim odgłos obcasów ustał, dyrektor pochylił się i zaczął mówić.

Cade słuchał go piąte przez dziesiąte, nauczycielka starała się tłumaczyć, policjant pożerał ją wzrokiem, a Cade wciąż nie wiedział co się dzieje, jedynie kiwał głową w rytm taktu, który sam sobie ustalił.

— Pana matka ma tu zaraz być.

Chłopak uniósł głowę, nie wiedząc czy mówiono do niego czy może policjant już stał się obiektem rozmów nauczycielki.

— Przepraszam?

— Powiedziałam — mocno zaakcentowała kobieta — że twoja matka powinna tutaj być. Gdyby tylko odebrała.

— Tak generalnie, to jej raczej nie będzie.

Nauczycielka uniosła wyregulowaną brew.

— A to niby dlaczego?

— Dokładnie o tej godzinie prowadzi seans spirytystyczny. Przywołuje rozum tego pana z wąsem — wskazał lekkim ruchem głowy na policjanta. Nauczycielka otworzyła z oburzenia usta, gdy nagle dyrektor się obudził. Szybko sięgnął po telefon na biurku i jeszcze szybciej zaczął rozmawiać. Policjant leniwie spojrzał na nauczycielkę, te zdezorientowana wzruszyła ramionami, a Cade złapał się za brzuch.

— Proszę panią, ała! Jak mnie strasznie boli! — odchylił głowę do tył, zaciskając powieki z bólu. Wszyscy się ponownie ożywili, nawet mucha uśpiona za żaluzjami zrobiła okrążenie przez pokój. Nauczycielka uklęknęła, złapała jęczącego Cade'a za ramię, a zaraz obok niej udający przejęcie policjant. Całkiem przypadkowo, czego z całą pewnością żałuje, otarł się ręką o różne części ciała nauczycielki. Z tego potwornego i nagłego bólu, biedny Cade kopnął w biodro posterunkowego.

— Powietrza, szybko!

Zamiast wynieść Cade'a z sali postanowili otworzyć spore okno wychodzące na podwórze i usadowić pod nim chłopaka. Odsunęli się od niego na sporą liczbę kroków. Nauczycielka podała szklankę wody.

— Nie mogę... oddychać — powiedział z wysiłkiem. Otarł zwilżone czoło, gdy nauczycielka z policjantem zaczęli panikować. Dyrektor wyszedł z pomieszczenia w pośpiechu, piszcząca nauczycielka chciała coś zaradzić krzycząc w niebogłosy. Szybko poleciła Cade'owi żeby nie ruszał się z miejsca, a ona zawoła pielęgniarkę. Wyszła pośpiesznie, za nią policjant. Cade zerwał się z siedzenia, przymierzając się do wyskoczenia z okna. Byli na parterze, więc szkody poniesione byłyby zerowe. Prawie przełożył nogę, gdy drzwi do gabinetu otworzyły się gwałtownie i w nich stanęła dosyć wysoka, sucha kobieta z krótkimi, farbowanymi włosami. Za nią okrągła twarz dyrektora oraz reszta zainteresowanych.

— Co ty, do cholery, robisz?

— O, jak mi słabo!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top