4. Zaufaj mi, aniele
Jęknęłam głośno, gdy promienie słoneczne przebijały się przez niezasłonięte okno. Głowa pulsowała mi niemiłosiernie i bolały mnie chyba wszystkie możliwe mięśnie. Ziewnęłam przeciągle, powoli podnosząc obolałe kończyny. Bolał mnie dosłownie każdy najmniejszy skrawek mojego ciała
Przetarłam zaspane oczy i starałam się zmusić mój mózg do pracy. Próbowałam wzrokiem odnaleźć łóżko mojej współlokatorki, ale chyba nie muszę mówić jak wielkie było moje zdziwienie, gdy wcale nie znajdowałam się w swoim pokoju. Przysięgam, że w tamtej chwili moje szare komórki zaczęły momentalnie pracować. Pierwszą rzeczą na jaką zwróciłam uwagę było to, że wciąż miałam na sobie ubrania z wczoraj za co szczerze dziękowałam sobie w myślach. Miałam ochotę kopnąć się w piszczel za to, że z poprzedniego wieczoru nie pamiętam zupełnie nic.
Jesteś idiotką, Ashley.
Pokój był niewielki. Znajdowało się w nim jedynie wielkie i swoją drogą, cholernie wygodne, łóżko oraz niewielki stoliczek nocny z lampką i drzwi, zapewne prowadzące do łazienki. Prawdopodobnie powinnam panikować, w końcu nie miałam pojęcia, gdzie ja właściwie byłam, jednak przez wypity wczoraj alkohol mój mózg zdecydowanie nie funkcjonował prawidłowo. Ostrożnie podniosłam się z łóżka i stanęłam naprzeciw sporego okna. Miałam ochotę zacząć skakać jak dziecko, kiedy zobaczyłam znajomy podjazd, na którym obecnie stało mnóstwo samochodów i niewielką huśtawkę, na której jakiś czas temu rozmawiałam ze swoim bratem. Odetchnęłam z ogromną ulgą kiedy zrozumiałam,że znajduję się w domu swojego brata i jego przyjaciół. Skoro mialam pewność, że nikt za chwile mnie nie zamorduje się ogromną ulgą zatopiłam twarz w pachnącej wanilią pościeli. Nigdy więcej nie pije, przysięgam. Całą swoją pozostałą energię włożyłam w to by unieść głowę i sprawdzić kto zakłóca mój spokój, gdy drzwi do pokoju delikatnie się otworzyły, a zaraz potem zobaczyłam głowę mojego bliźniaka. Jego włosy były w całkowitym nieładzie, a ciemne cienie pod oczami zdradzały, jak bardzo był niewyspany.
—A myślałem, że to ja wyglądam okropnie
Wywróciłam oczami na jego komentarz, a następnie westchnęłam głośno. Naprawdę nie miałam na nic siły. Tym bardziej na potyczkę słowną z moim durnowatym bratem. Z trudem zmusiłam swoje ciało, aby usiąść na łóżku, a mój brat zajął miejsce tuż obok mnie.
—Przyniosłem ci ubrania od Betty i coś na kaca
Skinęłam delikatnie głową w geście podziękowania i z ulgą odebrałam od niego szklankę wody i niewielką tabletkę, którą od razu przełknęłam. Westchnęłam z ulgą, gdy moje gardło przestało przypominać pustynię i byłam w stanie wychrypieć jakiekolwiek słowo.
—Dziękuję, braciszku.
Czułam się trochę dziwnie, gdy przez dobre kilka minut siedzieliśmy w całkowitej ciszy, a każde z nas było pogrążone w swoich myślach. Widziałam, że Max jest czymś zdenerwowany, a może bardziej zestresowany. Nie miał na sobie koszulki, więc doskonale widziałam jego napięte mięśnie i to, jak nerwowo drga mu powieka.
Dorobiłeś się też kilku zmarszczek, braciszku.
—Weź prysznic, bo śmierdzisz i zejdź na dół na śniadanie. Musimy porozmawiać.
Po tych słowach już wiedziałam, że jest zły. Byłam już przekonana o tym, że coś musiało się wydarzyć, ale nie mogłam sobie nic przypomnieć. Westchnęłam głośno, wiedząc, że czeka mnie ciężki poranek, następnie zabrałam ubrania i powędrowałam do łazienki. Jedynie zimny prysznic mogł przywrócić mnie do życia.
Niechętnie musiałam przyznać Max'owi rację, bo wyglądałam tragicznie. Powoli rozczesywałam poplątane po nocy włosy, patrząc się w swoje odbicie. Byłam przeraźliwie blada, a pozostałości po wczorajszym makijażu sprawiały, że wyglądałam jak panda. Ulgę przyniosły dopiero pierwsze lodowate krople wody, swobodnie spływające po moim ciele. Zastanawiałam się o co może chodzić mojemu bratu. Powoli analizowałam każdy etap imprezy, gdy wspomnienia powoli zaczynały napływać do mojej głowy. I już wiedziałam, że mam przechlapane.
***
Patrzyłam prosto w jego oczy, gdy cały świat przestał nagle istnieć. Widziałam tylko jego. Świat zawirował. Czułam, jak zaczyna brakować mi powietrza, a gorący pot oblał całe moje ciało. Złapałam się mocniej stojącego obok krzesła, gdy nogi również odmówiły mi posłuszeństwa.
Nie, nie, nie. To się nie dzieje.
Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Czułam, jakby coś, a może raczej ktoś odciął mi dostęp do świeżego powietrza. Dusiłam się. Jak przez mgłę pamiętam, jak zaniepokojony moim zachowaniem Jessie pomaga mi usiąść, a następnie podaje mi czerwony kubeczek.
—Aniele, wszystko dobrze?— zapytał wyraźnie zmartwiony— Strasznie zbladłaś.
Serce wybijało swój własny, nienaruralny rytm. Próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam. Nerwowo uderzałam nogą o podłogę, a całe moje ciało drżało z przerażenia. Łzy cisnęły się do moich oczu, a ja z sił starałam się złapać oddech. Wypiłam całą zawartość kubeczka i skrzywiłam się, kiedy jego zawartość okazała się być wodą gazowaną. Spojrzałam na Jessie'ego spod długich rzęs, posyłając mu niemal błagalne spojrzenie.
—Daj mi coś mocniejszego
Ostatnią rzeczą jaką zapamiętałam były jego oczy.
Cholerny błękit.
***
Pokonywałam strome schody mocno trzymając się ściany. W głowie nadal mi szumiało od ilości wypitego wczoraj alkoholu i możliwe, że widzialam podwójnie. Czułam się okropnie, ale nie wiedziałam czy moje fatalne samopoczucie było spowodowane wydarzeniami z wczorajszego wieczoru, czy może raczej stresem związanym z rozmową z moim bratem.
Przeraziłam się, gdy zobaczyłam jak ogromny bałagan panuje w salonie. Ilość czerwonych kubeczków, pustych butelek po alkoholu, a także opakowań po rozmaitych przekąskach było mnóstwo. W dodatku w całym domu unosił się nieprzyjemny zapach papierosów i alkoholu. Wiedziałam, że zdecydowanie nie będę osobą, która pomoże im to wszystko posprzątać. Weszłam do kuchni, gdzie na wysokim krześle siedziała Betty. Dziewczyna grzebała widelcem w swojej porcji śniadania, jakby ktoś kazał zjeść jej je za karę. Wyglądała dosłownie jak pięcioletnie dziecko, które ktoś zmusza do zjedzenia brukselki. Wyglądało na to, że ona także przesadziła wczoraj z procentami- oczy miała mocno spuchnięte, a jej mina mówiła zdecydowanie, aby nawet się dzisiaj do niej nie zbliżać. W niewielkim pomieszczeniu znajdował się również czarnowłosy, który pogwizdywał wesoło, robiąc śniadanie. Włosy miał w całkowitym nieładzie i cholera, był bez koszulki. Był serio dobrze zbudowany- nieprzesadnie, ale miał ładnie zarysowane mięśnie. Wygładał naprawdę komicznie z patelnią w dłoni, kręcąc biodrami do piosenki, która leciała z głośników.
—Jest i nasza gwiazda— krzyknął, gdy tylko mnie zauważył, a ja z Beth jęknęłyśmy w tym samym czasie. Moja biedna głowa. Zajęłam miejsce obok dziewczyny, a Jessie od razu postawił przede mną koktajl w wysokiej szklance- Poczujesz się po tym jak nowo narodzona. Zaufaj mi, aniele.
Betty jedynie pokręciła przecząco głową, ale naprawdę nie byłam w stanie odmowić chłopakowi, kiedy uśmiechał się do mnie z tymi dołeczkami. Dał mi nawet różową słomkę. Poza tym, chciało mi się pić. Westchnęłam, a następnie upiłam porządnego łyka napoju. I już po chwili skrzywiłam się, gdy poczułam nieprzyjemne pieczenie w gardle.
—W tym jest więcej alkoholu niż soku— wykrztusiłam, krzywiąc się przy tym kolejny raz.
—Czym się strułeś, tym się lecz— wzruszył ramionami, szczerząc się przy tym. Przewróciłam oczami, gdy sam upił z mojej szklanki kilka dużych łyków- Zjesz z nami?
—Właściwie to czekam na Max'a i będę się zbierać— i jeśli coś zjem to może wylądować to na waszym dywanie.
Czarnowłosy jedynie zachichotał i dalej przygotowywał jajecznicę. Myślałam, że zwrócę zawartość swojego żołądka od samego zapachu. Naprawdę nie wiem, jak on mógł być w takim dobrym humorze, kiedy ja i Betty ledwo miałyśmy siłę siedzieć. Chwilę potem do kuchni wszedł także mój brat, ubrany jedynie w ciemne dresy. Musiał właśnie brać prysznic, bo krople wody wciąż spływały po jego torsie. Przywitał się z Betty buziakiem w skroń i autentycznie, to było słodkie nawet dla mnie. Natomiast na mnie spojrzał karcącym spojrzeniem. Tak samo patrzył na mnie tata za każdym razem kiedy coś przeskrobałam, kiedy miałam szesnaście lat. Nie to, że teraz mam ponad dwadzieścia.
—Czekajcie chwilę, zrobię tylko popcorn— zaświergotał Jessie, który chyba jako jedyny tryskał dzisiaj energią i nie miał ochoty nikogo zabić. Uniósł jednak ręce, kiedy oberwało mu się zabójczym spojrzeniem od naszej trójki. Nawet Betty zainteresowało coś poza jej własnym talerzem.
-Ashley Rosalie Collins, coś ty wczoraj zrobiła?- ugryzłam się w język, kiedy chciałam powiedzieć, że sama chętnie bym się dowiedziała. Siedziałam prosto z niewzruszoną miną. Mówiłam już, że umarłam— Upiłaś się, chciałaś skakać z samej góry schodów, żeby udowodnić Julie, że umiesz latać, tańczyłaś na stole i przelizałaś się z Betty... Co masz na swoje usprawiedliwienie?
—Ej, akurat to ostatnie było gorące— dodał czarnowłosy, poruszając śmiesznie brwiami.
Byłam sobą zażenowana. Przebłyski wspomnień z imprezy nagle pojawiły się w mojej głowie i naprawdę nie mogłam w to uwierzyć. Należałam raczej do osób, które mogą dużo wypić. W końcu, chcąc, nie chcąc, byłam Colllinsem. Miałaś się nie wyróżniać z tłumu, kretynko. Świetnie mi poszło. Już widziałam nowe nagłówki na plotkarskich stronach.
"ASHLEY HOOD CAŁKOWICIE PIJANA NA STUDENCKIEJ IMPREZIE"
Rodzice mnie zabiją. Miałam spokojnie zacząć studia, skupić się na nauce i być niczym cień wśród całej gromady innych studentów. Tymczasem wytrzymałam ledwo tydzień, a już byłam gwiazdą. Co miałam na swoje usprawiedliwienie? Absolutnie nic. Wiem, że to wszystko była jego wina. Tego, że go spotkałam choć uparcie wypierałam to ze swojej głowy. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to rzeczywiście mogło się wydarzyć. Jednym z powodów, dla których postanowiłam przyjechać do Los Angeles, bylo to, że on wyjechał. Nie spodziewałam się, że nagle wróci. Rzucił studia. Nie byłam gotowa go spotkać. Nie chciałam tego.
Najgorsze było to, że nie wiedziałam, co dalej. Mój misterny plan zaczął się sypać już na samym starcie. Wiedziałam, że będzie ciężko, ale byłam silna. Zdecydowanie silniejsza niż te kilka lat temu. Nie byłam tą samą osobą. Spotkanie Matt'a na chwilę zaburzyło moje funkcjonowanie, ale przecież on już nic dla mnie nie znaczył. Był przeszłością. Pewnym elementem z mojego życia przed tym wszystkim. Znał poprzednią Ashy. Ta nowa była jej całkowitym przeciwieństwo przeciwieństwem. Matt Gomez był dla niej jedynie synem przyjaciół swoich rodziców.
Nikim więcej.
—Klimat mi nie służy— mruknęłam po dłuższej chwili.
Max chyba się załamał.
***
Następne dni były monotonne. Skupiałam się na zajęciach, dużo się uczyłam, a także czasami wychodziłam gdzieś z moim bratem i Betty. Raz nawet dałam się wyciągnąć Jessie'mu na lunch, bo miałam już dość jego ciągłych wiadomości do mnie. Robił mi spam jak mało kto.
Przemierzałam akurat korytarz w poszukiwaniu odpowiedniej sali. Przyzwyczaiłam się już do tego, że każdy się na mnie patrzył. Z początku czułam się strasznie niezręcznie, ale teraz jedynie wyżej unosiłam podbródek i rzucałam wszystkim plotkarom beznamiętne spojrzenie. Z imprezy wyciekło kilka niestosownych zdjęć i na nowo królowałam na okładkach plotkarskich gazet. Czy się tym przejęłam? Nie. Czy rodzice się wściekli? Bardzo. Telefon z kazaniem od mamy zadzwonił niecałe dwie minuty po tym jak opuściłam dom swojego bliźniaka dzień po imprezie. Było to całe trzy minuty i czterdzieści sześć sekund po tym, jak w internecie pojawił się pierwszy filmik z imprezy z moim udziałem. Rosie zdecydowanie nudziło się w życiu.
Mijałam grupki studentów szybkim krokiem. Przystanęłam dopiero przy automacie z kawami, bo potrzebowałam dzisiaj kofeiny. Miałam mnóstwo zajęć, a w dodatku już teraz musiałam wybrać temat na zaliczenie semestru, co zdecydowanie mnie przerażało. Semestr ledwie się zaczął. Musiałam się też zapisać na jakieś dodatkowe zajęcia, bo takie były wymagania, a ja nie miałam na to czasu i też po prostu nie chciałam. Unikałam ludzi najbardziej jak mogłam. Lubiłam spędzać czas samotnie w murach naszego pokoju. Często chodziłam pobiegać albo robiłam sobie maraton ulubionego serialu, kiedy miałam akurat mniej nauki. Beth często proponowała mi wyjście z ich paczką, ale z wiadomych względów nie uważałam tego za dobry pomysł.
Westchnęłam, kiedy zobaczyłam blond czuprynę Meggie. Wbrew pozorom to właśnie z nią spędzałam najwięcej czasu. Chodziłyśmy razem na prawie wszystkie zajęcia i często się razem uczyłyśmy. Czasami miałam jej dość, bo była straszną gadułą— dosłownie buzia jej się nie zamykała, ale dzięki temu ja nie musiałam dużo mówić. Odpowiadało mi to, w dodatku była całkiem śmieszna i gdyby nie fakt, że nie chciałam zawierać żadnych nowych znajomości to może mogłybyśmy się zaprzyjaźnić.
—Ash, wyglądasz dzisiaj świetnie— powiedziała, gdy czekałam na swoją ukochaną kawę karmelową. Miałam do niej słabość.
—Dzięki, ty też— mruknęłam, a nawet delikatnie uniosłam kącik ust, kiedy zobaczyłam, że blondwłosa ma dzisiaj zielono-różowe powieki. Lubiłam też jej oryginalność.
Ponownie przeciskałam się przez tłum studentów, a tuż za mną dreptała Meggie, wesoło opowiadając mi o swoich zajęciach dodatkowych z tańca towarzyskiego, próbując z całych sił i mnie do nich przekonać. Lubiłam tańczyć, ale nie na tyle by z własnej woli zapisać się na te zajęcia. Musiałabym mieć partnera. Aspołeczność. Przystanęłam, bo nie mogłam znaleźć tej cholernej sali. A potem moja ukochana karmelowa kawa wylądowała na moim białym topie...
No chyba jakieś żarty.
Byłam oazą spokoju, pieprzonym tybetańskim mnichem. Wdech, wydech. Policzyłam w myślach do trzech, ale to nawet nie pomogło. Byłam spóźniona, brudna i w dodatku bez kawy. Wściekła uniosłam wzrok na mojego oprawcę. Oboje warknęliśmy soczystą kurwę. Nawet Meggie nagle zamilkła.
—Sory, nie chciałem— mruknął Matt. Przybrałam na twarz najbardziej obojętną minę, na jaką było mnie w obecnej sytuacji stać, choć w środku cała buzowałam z nadmiaru emocji— A to ty. Oddam ci ją do pralni.
—Mam nadzieję— odpowiedziałam, uśmiechając się sztucznie
—Mogę dać Ci bluze czy coś
—Jest jakieś trzydzieści stopni i nie dzięki, nie potrzebuje twojej bluzy
—Zapomniałem, że księżniczka nie włoży nic w czym źle będzie wyglądać na okładkach gazet, ale ostatnio jakoś ci nie przeszkadzało noszenie mojej bluzy, a jeśli dobrze pamiętam to nawet zachwycałaś się tym jak pachnie— tym razem to on uśmiechał się sztucznie, a mnie zatkało— Nie to nie, śpieszę się. Cześć, modeleczko.
Dupek na zawsze pozostanie dupkiem.
—Ale on jest przystojny i troskliwy— westchnęła rozmarzona blondynka za moimi plecami. Spiorunowałam ją wzrokiem, a ona tylko wzruszyła ramionami— Gdyby nie on to ostatnio urządziłabyś niezły pokaz. Dobrze, że cię stamtąd zabrał i położył spać. On chyba nocował przez to w jakimś hotelu. Przynajmniej tak słyszałam. Zajęłaś jego pokój.
—Co?
***
Tak, ja też w to nie wierzę
Krótki, bo wyszłam z wprawy, ale poprawie się!
Nastepny niebawem. Obiecuje, że nie będziecie czekać 3 lata!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top