2. Martwy wojskowy
NORA
Przez chwilę stoję na chodniku, żeby szybko ułożyć sobie wszystko w głowie. Mimo, że właśnie dostałam od Michała coś w stylu kosza, nie powinno mieć to znaczenia. Jeśli będę się tym przejmować nie będę w stanie normalnie funkcjonować. Kiedy już wbiję sobie coś do głowy trudno mi się tego pozbyć. Sen będę miała niespokojny, a w dzień nie skupię się na niczym innym tylko upierdliwej myśli. I prawdopodobnie sprawy, którymi będę musiała się zająć podupadną na duchu jak ja.
Odsuwam na bok niekomfortowe uczucie odrzucenia, którym obdarzył mnie Michał. Zdejmuję frotkę z włosów, przeczesuję je nerwowo palcami roztrzepując blond kosmyki jeszcze bardziej.
Muszę wrócić do domu po pieniądze. Rozglądam się, jakbym dopiero została wybudzona z głębokiego snu. Sterczę pod tą willą jak ostania sierota. Nie chcę czuć się jak sierotka Marysia, bo nie potrzebuję ani litości ani współczucia.
Ruszam szybkim krokiem, strzepuję włosy z ramion, by mi nie przeszkadzały.
Wpadam do swojego pokoju, wyjmuję ze skórzanego portfela dwa banknoty. Zanim wyjdę, sprawdzam jeszcze pokój Oliwii. Nadal jest pusty.
- Mamo! - wołam. Chyba czas odkryć karty. Dochodzi południe, nie mam pojęcia gdzie może być moja siostra. Dziwi mnie jednak fakt, że do tej pory żadne z rodziców nie wezwało prywatnego detektywa.
- Twojej matki nie ma - ojciec wychodzi z kuchni z talerzem pełnym jedzenia.
- Mógłbyś choć raz powiedzieć do niej po imieniu.
- Skoro ona nie nazywa rzeczy po imieniu, to czy ja powinienem? - dziwi mnie obojętna nuta w jego głosie.
- Jakich rzeczy?
- Niech ona ci to tłumaczy.
Naprawdę będziemy bawić się w takie podchody?
- No dobra... Wiesz gdzie jest Oliwia? Od rana nie ma jej w domu.
Pomijam fakt, że nie wróciła na noc.
- Wysłała mi esemesa - tata wyciąga z kieszeni komórkę i pokazuje folder z wiadomościami.
Oliwia: "Bfdde poznej, tayio".
Przyglądam się twarzy ojca, próbując zrozumieć, czy na pewno niczego się nie domyśla. Oliwia jest pijana i siedzi nie wiadomo gdzie.
- O której go przysłała?
Sprawdza wyświetlacz.
- Pół godziny temu. Mówiła ci gdzie idzie?
Czyli jeszcze żyje.
Wzruszam ramionami. Cieszę się, że nic nie wiem. Nie mam ochoty go oklamywać. Przynajmniej zaczęliśmy rozmawiać. Zawsze to jakiś początek, nie?
- Nie rozmawiałam z nią od wczorajszego śniadania.
Kiwa głową i odchodzi, nie dowiedziawszy się niczego nowego. Ciekawe czy się martwi.
Ja za to wychodzę z domu, mijam inne bloki i parę ulic, nareszcie w oddali dostrzegam jarzące się logo supermarketu. Po drodze zdejmuję koszulę i zawiązuję ją w pasie. Zostaję w podkoszulku na ramiączkach, a wciąż jest mi gorąco.
Dzwonię do Oliwii. Nie odbiera.
Kieruję się jeszcze do kwiaciarni. Przez dłuższą chwilę stoję przy ladzie, próbując przypomnieć sobie ulubione kwiaty babci. Na próżno. Czerwonowłosa kasjerka się niecierpliwi, więc wybieram pierwszą z brzegu wiązankę i proszę żeby nie ozdabiała jej dodatkowo żadnymi wstążkami.
Nigdy nie postrzegałam cmentarza jako przygnębiającego miejsca. Przechodząc obok nagrobków w poszukiwaniu tego właściwego, zastanawiam się nad historią życia tych ludzi. Jacy byli? Mieli kochającą rodzinę czy może wychowywali się w surowych warunkach? Jak postrzegali świat?
Poszukiwania grobu babci zajmują mi całe wieki. Nie potrafię rozgryźć w którą stronę mam iść. W końcu staram się dotrzeć do tego miejsca drogą skojarzeń. Pamiętam tę żelazną bramę po lewej i rzeźbioną ławkę przy ścieżce. Jest!
Zmawiam modlitwę, a potem szybciutko zapalam znicz, by wiatr nie zwiał płomienia i układam wiązankę na środku marmurowej płyty. Kucam na ziemi, przyglądając się zdjęciu umieszczonemu na pomniku. Brakuje mi jej. Wesołe oczy babci śmieją się do mnie, przypominając o pysznych obiadach po szkole i słodkościach, które zawsze czyhały w kredensie. Przenoszę wzrok kilka grobów dalej i nieruchomieję. Ta twarz. Znajoma twarz. Jego zdjęcie widnieje na nagrobku, podobnie jak u babci. Wstaję i nerwowym krokiem zbliżam się do tego miejsca.
Zygmunt Bolszewic
ur. 1946r. zm. 2013r. śmiercią tragiczną
Przyglądam się fotografii nieprzyzwoicie intensywnie. Musiała zostać wykonana we wczesnych latach życia mężczyzny. Na tym zdjęciu wygląda młodziej niż na tym, które dała mi babcia. Zakładam, że na zdjęciu ma nieco ponad dwadzieścia lat. Tutaj nie ma na sobie munduru i rysy jego twarzy są nieco łagodniejsze.
Kim był dla mojej babci? Kim jest w takim razie dla mnie? Dlaczego jego zdjęcie leży w drewnianym pudełku, w jej mieszkaniu wśród innych fotografii? Dopisek "zmarł śmiercią tragiczna" dodaje sprawie pikanterii. Koniecznie muszę dowiedzieć się co los zgotował temu człowiekowi. Ten mężczyzna musi mieć jakieś znaczenie. Chcę wiedzieć jakie. Mam wrażenie, że macki niepewności zaciskają się wokół mnie coraz bardziej z każdym dniem. To nie jest miłe uczucie. Jeśli nie dowiem się co tu jest grane teraz, nie zrobię tego nigdy.
Półtorej godziny później docieram do niewielkiego domku na skraju miasta. Mam gęsią skórkę jak zawsze, kiedy jestem podekscytowana.
Ostatni raz byłam w domu babci po zakończeniu roku szkolnego, żeby pozabierać swoje rzeczy z pokoju gościnnego. Minęły lata od jej śmierci, ale tak długo odwlekałam wizytę, że niemal nie zauważyłam upływu czasu. Babcia zapisała mieszkanie wujostwu, by mieli własny kąt po ślubie, który miał odbyć się dopiero po piętnastu latach związku.
Mam nadzieję, że nigdzie nie wyszli, bo nie jestem w stanie zaczekać aż nadejdzie kolejny dzień, bym mogła poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Naciskam dzwonek.
- Chwileczkę! - słyszę z wnętrza domu. Po chwili drzwi uchylają się, staje w nich ciocia z dużym, białym ręcznikiem na głowie i telefonem przyciśniętym do ucha. - Wejdź - przekazuje mi ruchem ust, a sama znika w łazience.
Wchodzę do dawnego pokoju babci, którego wystrój już w niczym nie przypomina upodobań starszej pani. Przeprowadzono tu remont, przemalowano ściany z brzoskwiniowych na białe i w całym domu wymieniono okna na plastikowe.
- Przepraszam cię - ciocia wraca do pokoju z grzywą mokrych włosów, które wpadają jej do oczu. - Potrzebujesz czegoś? - pyta przyjaznym tonem. Lubię ją, bo kiedy byłam mała, zawsze udawało mi się przekonać ciocię żeby kupiła mi nowe mazaki albo farby. Jest siostrą mojej mamy, młodszą o dwanaście lat. O wiele bardziej gadatliwą siostrą.
- Gdzie wynieśliście rzeczy babci? -rozglądam się po pokoju. - Bo zakładam, że tutaj już ich nie ma.
- Rzeczy mamy? Noruś, dlaczego przypomniałaś sobie o nich tak nagle po czterech latach?
- Szukam starych albumów. Mama chyba ich nie zabierała do nas.
- Powinny być gdzieś tutaj... zaraz... Pudła są w gościnnym, jeśli się sprężymy, uda nam się przetrzepać te kartony raz dwa. Tylko zacznij beze mnie, wysuszę włosy i zaraz do ciebie dołączę.
Pudła zajmują trzy czwarte miejsca w tym malutkim pomieszczeniu. Kiedy razem z Oliwią nocowałyśmy u babci, jedna z nas musiała kisić się na kanapę w salonie, bo nie było wystarczająco miejsca, by w gościnnym rozłożyć na podłodze wygodny materac.
Otwieram pierwszy karton. Ciuchy.
Karton numer dwa - stare płyty.
Trójka to buty.
Tak, babcia podbijała wszystkie sklepy gdy tylko zauważyła wyprzedaż.
Przy szóstym kartonie dołącza do mnie ciocia. Jej krótkie włosy są już suche, a ona w pełni sił witalnych.
- Znalazłaś? - szczebiocze.
- Gdybym znalazła, nie siedziałabym na podłodze przeglądając pudła, niemal tak zakurzona jak te rzeczy - śmieję się.
- Masz dobry dzień, siostrzenico? Jak tam twoi rodzice?
- Nie mogą oderwać się od pracy. Mamy przez większość dnia nie ma w domu.
- A tata? Dogadujecie się już jakoś? - zagaja, otwierając kolejny karton.
- Nie wiem - mówię szczerze. - Chciałabym, ale wieje od niego chłodem. Czasami mam wrażenie, że nam obojgu za bardzo się nie chce. Wiesz, to całe wzmacnianie ojcowsko-córczanych więzi może być pracochłonne.
- Ale warto. Zgrana rodzina jest najlepszą rzeczą pod słońcem. Zobaczysz. Jeszcze się dogadacie.
Kiwam głową.
- Znasz Zygmunta Bolszewica? Może babcia coś ci wspominała? - pytam ni z gruszki ni z pietruszki.
Ciocia pociera dłonią podbródek.
- Kojarzę to nazwisko, ale nie wiem skąd. Zastanowię się i zadzwonię do ciebie wieczorem, jeśli na coś wpadnę. Tymczasem skupmy się na pudłach.
Naprawdę nie chcę czekać. Wolałabym od razu dowiedzieć się tego wszystkiego co, być może, ukrywa pamięć zwariowanej cioci.
- Popatrz, znalazłam! - Wyjmuje z kartonu stos albumów i drewniane pudełko, wszystkie przykryte warstwą kurzu. - Coś mi mówi, że nawet za życia mama nie dotykała ich zbyt często.
- Dlaczego?
- Nie przepadała za nimi. Pamiętasz, że za każdym razem gdy oglądaliśmy wspólnie zdjęcia była strasznie niespokojna? To było dziwne - mruży bursztynowe oczy.
Coraz więcej rzeczy wychodzi poza skalę dziwaczności.
- Zostaniesz na obiad? Wysłałam Karola na szybkie zakupy, żebyśmy nie popadali z głodu jak muchy. Mam nadzieję, że nie przywlecze mi jednej marchewki na całą miskę sałatki jak w zeszłym miesiącu. Mówię ci, sałatka z marchewki i jabłka składała się z 5% marchwi i 95% jabłuszka. Nadszedł czas by nauczyć go wreszcke robić zakupy. Nie będę przecież sama zasuwać po supermarketach, skoro ma urlop, niech wykorzysta go porządnie...
- Właściwie - przerywam jej - przyszłam tylko po albumy. Ale dzięki za propozycję. Wpadnę następnym razem.
Podnoszę się z klęczek i otrzepuję ubrania. Cała jestem jakaś taka bardziej szara.
- Jeszcze raz dziękuję. Pozdrów Kamila! - przyciskam albumy do piersi jak mój osobisty skarb.
- Robi się!
Jestem zdziwiona gdy pod swoim blokiem sprawdzam godzinę na zegarku. Pokazuje dziesiątą wieczorem. Poszukiwania zabrały nam więcej czasu niż sądziłam. W domu nikogo nie ma. Znajduję za to niewielką karteczkę na kuchennym stole z informacją, że rodzice poszli szukać Oliwii. Jest źle. Chwytam telefon żeby zadzwonić do siostry, kiedy widzę, że na ekranie widnieje zdjęcie przypisane do jej numeru.
- Halo, Oliwia? Gdzie się podziewasz?! - pytam drżącym głosem.
- Jest u mnie.
Wbija mnie w ziemię, gdy słyszę męski głos. Kładę albumy i pudełko u siebie na biurku i opieram się o drewniany blat.
- No oczywiście - warczę. - Bo kto inny mógłby uprowadzić moją siostrę, jeśli nie ty. Uwielbiasz mieszać ludziom w głowach, co?
- Dasz radę ją odebrać? Musisz przyjechać. Sytuacja nie wygląda za ciekawie.
___________
Hejhej! Dodaję rozdział wcześniej, bo wena zapukała do mych drzwi i korzystam z jej dobroci ^-^
Jak widzicie, Nora miała ciężki dzień. Najpierw Michał, potem znowu fotografia wojskowego, który nawiasem mówiąc, może nie żyć od ładnych paru lat! I gdzie jest Oliwia? Opowiadanie zaczyna się rozkręcać. Jaki udział w tym wszystkim będzie miała ciocia Nory?
Czekam na Wasze opinie! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top