1. Kawa, ucieczka i spotkanie

NORA

Mijają długie trzy dni zanim się na coś zdecyduję. W tym czasie nie wysypiam się, narażam się ojcu z czego pierwszy raz wychodzę zwycięsko (i pierwszy raz to on idzie zrobić zakupy), kontynuuję codzienną rutynę, a poza tym rozmyślam nad propozycją, którą złożył mi Michał. Czy w ogóle powinnam tam iść? Czy to mi coś pomoże?

Dwudziestego piątego lipca, wczesnym rankiem już jestem na nogach. Daleko mi do śpiocha, ale przygotowywanie śniadania o piątej dziesięć jest lekkim przegięciem nawet jak na zwolenniczkę krótkiego, zdrowego snu.

Ubieram się nieśpiesznie, pozwalam sobie na chwilę rozleniwienia podczas wybierania odpowiednich ciuchów. Zwykle przetrząsuję całą szafę w poszukiwaniu ulubionego podkoszulka i pary skarpet żeby ze wszystkim zdążyć, ale ten dzień jest pod pewnym względem wyjątkowy. Od dwóch dni ojciec się do mnie nie odzywa i pasuje mi to milczenie. Chociaż nie zwalnia mnie z wykonywania obowiązków, milej jest popracować w ciszy niż z perfekcyjnym panem domu nad uchem.

Chwila odprężenia trwa... chwilę. Potem znowu do głowy wbijają mi się ostre jak brzytwa i wyczerpujące rozważania.

Nie wiem jak w tej zakichanej sytuacji nie wyjść na idiotkę. Równocześnie nie wiem dlaczego tak bardzo mnie to zastanawia. Stawiam, że to skutek rozpaczliwego poszukiwania pomocy.

Po samotnym śniadaniu siadam na blacie w kuchni w pełni gotowości, ubrana do wyjścia. Nawet nałożyłam już buty i zebrałam włosy. Tylko jak mam to rozegrać?

Cześć, zaproponowałeś spotkanie, więc jestem. Podana jak na talerzu.

Albo

Cześć, nie bardzo wiem o co ci chodziło i jak w ogóle mamy się spotkać. Dasz mi swój numer żebyśmy mogli się zgadać?

Jak na mój gust, obie wersje brzmią najzwyczajniej w świecie źle. Żenująco. Jak gdybym od razu przyjmowała jego warunki i na dodatek uosabiała łatwy cel.

Przerzucam klucze z jednej do drugiej ręki i opieram głowę o szafkę z kubkami. Bo co innego zrobić? Jedyne co przychodzi mi do głowy, to iść za ciosem. Pal licho co będzie dalej. Michał to prawie że obcy gość, którego opinia interesuje mnie równie co zeszłoroczny śnieg. Albo nowy naszyjnik mamy. Pasjonujące.

Najgorsze, że właśnie teraz potrzebuję przyjaciółki, której mogłabym przedstawić swoje wątpliwość. Na pewno nie mam ochoty płakać w rękaw, a jeśli już, to w rękaw jakiegoś przystojnego licealisty. Ale nie w tym rzecz. Nie jestem najbardziej towarzyską istotą na ziemi (Oliwia zwykła mawiać, że ślimak winniczek ma bujniejsze życie miłosne niż ja) i przyznaję, że czasem daję rówieśnikom powody do plotek i negatywnego nastawienia, ale mam ochotę poznać opinię kogoś, kto dla odmiany nie należy do mojej rodziny.

Jeszcze chwilę obracam klucze w dłoni, wpatrując się w karton soku pomarańczowego na stole. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Rodzice nie planują w najbliższym czasie żadnych wyjazdów oprócz wyprawy nad jezioro w przyszłym tygodniu.

Więc postanowione. Skoro nie istnieje osoba, z którą mogę podzielić się myślami walczącymi o uwagę w mojej głowie, to powinnam zaryzykować.

- Posprzątałaś? - na brzmienie głosu mamy poskakuję w miejscu i uderzam głową o szafkę.
Wpatruję się w nią. Jeśli zaprzeczę, co równałoby się z powiedzeniem prawdy, z mojego wyjścia nici. A już się zdecydowałam!
- Więc to zrób. I zejdź z blatu. Dobrze żeby wszystko było zrobione kiedy już twój ojciec wstanie - ziewa i powoli człapie do salonu. Patrzę na nią dopóki nie siada na kanapie i nie włącza telewizora. Przewija kanały aż w końcu zatrzymuje się na ogrodniczym. Zrzuca kapcie, zakłada nogę na nogę i oddaje się przyjemności porannej kawy.
- Mamo?
- Mów ciszej - posyła mi karcące spojrzenie. - Potrzebujesz czegoś? - łagodnieje.
- Chcę wyjść na jakiś czas, a o ile wiem Oliwia nie ma na dzisiaj planów - zauważam zgryźliwie. - Raz mogłaby mi pomóc. Ręce jej od tego nie odpadną.
Bierze łyk kawy. Wygląda na niezdecydowaną i zgorzkniałą, bo popsułam jej idealny poranek.
- Zapytaj ją.
Mama wzdycha i spowrotem skupia się na programie. Prezenterka właśnie opowiada o goździkach.

Postanawiam być straszną świnią w relacji siostra-siostra i obudzić Oliwię za wszelką cenę. Pomoże mi, czy tego chce czy nie.

Albo nie. Bo jej pokój jest pusty.
Wracam do salonu ze sztucznym uśmiechem, próbując zamaskować zaskoczenie.
- Czy Oliwia wychodziła gdzieś wczoraj wieczorem?
Mama stuka paznokciami w kubek i marszczy nos.
- Tak, powiedziała że idzie z Martyną "w miasto". A co?
- Nie, nic. Nadal śpi. Zastanawiałam się tylko co ją tak wykończyło skoro nawet nie usłyszała jak ją wołam. Sama wszystko ogarnę, nie martw się.
- Jesteś dobrą siostrą - wzdycha.

Tak, zajebistą.

Jestem zła. Nie do tego stopnia, by sprawić rodzinie powtórkę z wycieczki do osiedlowego sklepiku, ale na tyle, żeby zdjąć buty z naburmuszoną miną i z rozmachem rzucić je w kąt.

Jak gdyby Oliwia raz nie mogła odkurzyć, zmyć podłóg i wytrzeć kurzy kosztem jednego wyjścia na zakupy. Lecz czy i tym razem chodzi tylko o nowe buty i to ich kosztem nie wróciła do domu?

Chyba że wdała się w bójkę na wyprzedaży i wylądowała w szpitalu.

To niepokojące. Moja piętnastoletnia siostra spędza noc poza domem bez jakichkolwiek wieści. Czuję się źle z myślą, że coś mogło jej się stać, a ja ukrywam brak jednego dziecka przed rodzicami. Szybko znajduję telefon i wysyłam siostrze wiadomość. Łudzę się, że odpisze.

Tymczasem chwytam wiadro, płyn oraz ścierkę i zabieram się do roboty. Licząc dziesięciominutową przerwę na przebranie się w coś zniszczonego, obowiązki zajęły mi cztery godziny. Pokój siostry to prawdziwe wyzwanie. Metki ekskluzywnych marek walały się we wszystkich kątach pozornie niewielkiego pomieszczenia. Chyba specjalnie poupychała je razem z plastikowymi etykietkami od napoi i chusteczkami pod łóżko, za materac oraz ramę. Przesunięcie ciężkiej kanapy zajęło mi najwięcej czasu. Mama zaproponowała pomoc kiedy już mebel wrócił na swoje miejsce, a worek na śmieci był pełen.

Po dźwiganiu kanapy jestem cała spocona. Dobrze, że wciągnęłam na siebie dużą, czerwoną bluzkę, która jest używana w czasie remontów, sprzątania lub malowania (ścian, rysunków, twarzy), bo moja ulubiona czarna koszulka skończyłaby w praniu.

Biorę szybki prysznic i wychodzę nim ktokolwiek zdąży mnie zatrzymać. Sprawdzam skrzynkę odbiorczą. Żadnych nowych wiadomości.

Idę przez miasto i podświadomie przeczesuję wzrokiem wszystkie ciemne zakątki, którymi mogła podążyć Oliwia. Mentalnie nakazuję sobie być silną. Nie po to wyszłam z domu. W większości przypadków moja siostra umie zachować rozsądek. Wiem przynajmniej, że nie wsiądzie do obcego auta tylko dlatego, że kierowca zaproponuje jej cukierka.

Przywołuję się do porządku. Nie mogę się martwić, nie mogę narzekać. Idę do Michała i teraz nic mnie nie zatrzyma.

Za to kiedy stoję przed jego domem - luksusową, elegancką budowlą już wiem, że jeśli właśnie tutaj mamy się spotykać - ja odpadam. Za dużo ekstrawagancji. Za dużo kasy. Już czuję jakbym się dusiła. Nie jestem biedna, ale rodzice nie mają plantacji drzew z pieniędzmi. Żyjemy na normalnym poziomie, w normalnym bloku. Tylko ceny ubrań mojej siostry są kosmiczne. To, co mam przed sobą nie należy do normy.

Domek jednorodzinny ustawiony jest na niewielkim wzniesieniu, eksponującym stan majątkowy gospodarzy, ich wyższość w stosunku do sąsiadów. Z werandy na dół prowadzi szereg starych, lecz dobrze zachowanych schodków, tworzących spiralną piramidę. Od strony ulicy łatwo zauważyć ogród mieszczący się za budynkiem. Na sto procent każdego dnia z samego rana prywatny ogrodnik dogląda każdej roślinki, każdego źdźbła trawy z osobna. Ten widok przypomina mi dawne czasy w Anglii - szlacheckie rodziny i ich szlacheckie ogródki.

Kręcę powoli głową - ten widok mnie przerasta. Niepokoi mnie rosnąca ciekawość do tego, co czeka mnie w środku. Popycham więc metalową furtkę i na czuja szukam drogi. Czuję się jakbym właśnie wkroczyła do Tajemniczego Ogrodu. Betonowa ścieżka rozwidla się trzy razy. Od razu widzę, że jedno odgałęzienie prowadzi do sadu, a drugie... chyba do małego murowanego domku na skraju ogromnej posesji. I oto dzięki metodzie dedukcji znalazłam drogę.

I oto jestem! Ku mojej uciesze, z tyłu nie jest już tak luksusowo. Wygląda to na normalny, zadbany domek jednorodzinny, w którym mieszka statystyczny pan Nowak z żoną i trójką dzieci. Rozglądam się uważnie, bo nie widzę nigdzie tak zwanego "kuchennego" wejścia. Myślałam, że do tak drogiego domu będzie prowadziło milion sekretnych drzwi i korytarzy. Dostrzegam tylko balkon i to położony zbyt wysoko, bym mogła się wspiąć po rynnie.

Co to w ogóle za pomysł?

Z zaciekawioną miną podchodzę bliżej. W najwyższym z okien przesuwają się cienie. Dużo cieni. Okno jest otwarte, więc słyszę głośną muzykę wydobywającą się z pokoju. Firanka powiewa na wietrze jakby pchana rytmicznym dudnieniem. Coś mi mówi, że Michał ma sporo gości. Więc tutaj odbywają się słynne imprezy, o których trąbi cała szkoła - zwłaszcza uczniowie liceum. I w sumie, na które zaproszenia dostają tylko licealiści. Gimnazjum może co najwyżej śledzić plotki i marzyć: jak to tam wszystko wygląda.

Dopóki w oknie na parterze nie pojawia się mała, siwa głowa, zastanawiam się jak narcystycznym i uzależnionym od aprobaty innych człowiekiem trzeba być, żeby tak bardzo ubiegać się o zaproszenie.

Gdy zauważam babcię Michała, ona wykonuje gest zachęcający mnie do podejścia bliżej.
- Szukasz czegoś? - mówi cicho, a głos ma słaby. Pewnie chce mnie przepędzić. Wytężam słuch żeby wszystko zrozumieć, jeśli z ust staruszki padnie przypadkowa obelga. - Ty jesteś Milena?
Drży cała. Wydaje się być strasznie krucha. Ma długie, siwe włosy splecione w warkocz i lawendową bluzkę z dekoltem w serek. Śniadanie przewraca mi się w żołądku, bo ta kobieta przypomina mi babcię. Chociaż wiem, że nią nie jest, nadzieja każe mi wierzyć. Ale babci już nie ma.

Brak mi słów - nie mogę odpędzić się od widoku wspomnień. Babcia zmarła śmiercią naturalną kiedy miałam dwanaście lat. Zostawiła mi czarno-białe zdjęcie młodego mężczyzny w mundurze, z zaciętym wyrazem twarzy i obojętnym spojrzeniem. Kazała mi się przyjżeć, a kilka dni później, było po wszystkim.

To przypomina mi, że dawno nie byłam na cmentarzu.

- Nie - odchrząkuję. - Jestem... Nora.
W oczach staruszki pojawia się strach zmieszany ze zwątpieniem.
Woła kogoś i znika.
Postanawiam przedstawić się jako dobrze wychowany człowiek: na drżących nogach obchodzę dom dookoła i pukam od frontu.
Drzwi się otwierają, a ja staję twarzą w twarz z postawnym, wysokim dziadkiem mojego kolegi. Mimo wieku mężczyzna wydaje się być w pełni siły. Nawet ze swoim metr siedemdziesiąt czuję się mała.

Rozglądam się i podziwiam nowoczesny wystrój wnętrza, ciemną podłogę z drewna, jasne ściany optycznie powiększające wąski przedpokój.

- Michał! - grzmi mężczyzna, a ja odrywam wzrok od pięknie rzeźbionego kredensu.
- Dzień dobry. Mam na imię Nora - wyciągam przed siebie rękę, ledwo powstrzymuję drżenie palców. Ten człowiek mnie przeraża. - I nie wiem czy...
- Michał! Zejdź na dół!
- ... przyszłam w porę. Mogę wrócić później.
- Nie wygłupiaj się. Młody człowieku - zwraca się do chłopaka, który właśnie pojawia się na schodach. - Nie za dobrze się bawisz? Przycisz trochę. Te wasze stereo ryczy na cały dom.
Michał wzrusza ramionami z kamienną twarzą i wskazuje na mnie.
- Kto to jest?
Że co proszę?
- To takie oczywiste, że przyszłam do niego? - szepczę do mężczyzny.
- Wszystkie dziewczęta przychodzą do Michała - odpowiada cicho i pierwszy raz od mojego przyjścia uśmiecha się kącikiem ust. Chyba byłabym skłonna obdarzyć tego człowieka sympatią.
- Dziadku - powtarza z goryczą - kim ona jest?

Ja - Nora. Ty - Największa Świnia Roku.

- Ta urocza dziewczyna to... Nora - a więc jednak mnie słuchał. I tak jego poorana zmarszczkami twarz wyraża zdezorientowanie. Pewnie myślał, że jestem zapowiedzianym gościem. No cóż, ja też tak uważałam. Aż do tej chwili.
- Rozumiem, że nie pamiętasz naszej rozmowy?
- Nie kojarzę.
- Alzheimer?
Twarz chłopaka tężeje, gdy z niego drwię. A to tylko po to, żeby obronić samą siebie.
- Bajecznie - przeciągam samogłoski kiedy mi nie odpowiada i uśmiecham się ironicznie. - Przepraszam za zawracanie głowy - odwracam się do dziadka Michała.
- W porządku - odpowiada sucho, mierząc wzrokiem wnuka.

Wychodzę z domu, ale nie czuję się dobrze. Ktoś znów mnie wykorzystał i pozostawił samej sobie. Rozbudził nadzieję. Chciałam się tylko komuś wygadać.

Potrzebuję prania mózgu i czystej karty.

Czas odwiedzić babcię.

__________
Hejhej! Akcja się rozkręca, Michał pokazuje nowe oblicze. Ale czy na pewno jest tym na kogo wygląda? Jakie macie teorie?
Do następnego! ☆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top