Rozdział 3
Minął miesiąc. Cholernie trudny miesiąc, który wprowadził wiele zmian w moim życiu. Przede wszystkim wreszcie skończyłam liceum i zdałam maturę na bardzo wysokim poziomie, dzięki czemu mogłam spokojnie udać się do pracy, przeprowadzić się oraz rozpocząć w pełni dorosłe życie. Jednak moje relacje z rodzicami były takie same jak przedtem - dobry kontakt z mamą, lecz brak zrozumienia i wsparcia ze strony taty.
Nie ukrywam, zawsze było mi przykro z tego powodu, jednak teraz z pomocą przychodzi mi Kasia, z którą się zaprzyjaźniłam. Nie ma dnia ani wieczoru bez wielogodzinnych rozmów na błahe lub poważne tematy oraz porcji codziennych świeżych ploteczek, ale przede wszystkim Kasia jest przy mnie, gdy tego potrzebuję.
Zawsze mogę na niej polegać, tak samo jak ona na mnie. Jesteśmy małą drużyną, a drużyna trzyma się zawsze razem.
Na dobre i na złe.
Wyszłam ze szkoły trzymając w dłoni wyniki egzaminu maturalnego i szczęliwa rzuciłam się na szyję stojącej przede mną Kasi, która z szerokim uśmiechem na twarzy mocno mnie przytuliła. Jej farbowane blond włosy opadały jej na ramiona, a duże, brązowe oczy z błyszczącymi iskierkami szczęścia dodawały otuchy i wsparcia w każdej sytuacji.
- To co, moja panno? Czas uczcić zakończony etap mordęki szkolnej!
Zawołała radośnie Kasia i pociągnęła mnie w stronę przystanku autobusowego.
- Jedziemy do mnie czy do ciebie?
Zapytałam, gdyż w każdy weekend spotykałyśmy się razem na nocowanie.
W ten sposób mogłyśmy spędzić ze sobą trochę czasu i rozwijać naszą przyjaźń.
- Skoro ostatnio byłyśmy u ciebie, to teraz jedziemy do mnie!
Odpowiedziała bez zastanowienia, na co ja posłałam jej szczery uśmiech wyrażający całą moją radość. Po dziesięciu minutach autobus podjechał na przystanek, a my zajęłyśmy miejsca na tyle.
- To jaki mamy plan na dzisiaj?
Pociągnęłam dalej temat naszego spotkania, będąc ciekawa, co dziewczyna tym razem dla nas ciekawego wymyśliła.
- Na dzisiaj zaplanowałam porządny babski wieczór. Najpierw pójdziemy na zakupy, gdzie kupimy sobie nowe ciuszki i kosmetyki, a także książki, bo te które miałam już przeczytałam. Potem kupimy parę produktów, gdyż pobawimy się w Master Chef'ów i przyrządzimy własne dania i słodkości. Potem zrobimy sobie małe, domowe spa, zmienimy się w naszych azjatyckich przystojniaków i urządzimy sobie małą imprezkę w stylu Visual Kei z obowiązkowym karaoke no i nie zapominajmy o nocnym maratonie filmowym i czytaniu mang i naszych ulubionych czasopism!
- No to widzę, że przez ten tydzień nie próżnowałaś i w końcu wymyśliłaś coś porządnego... Brawo ty!
Zaśmiałam się, a dziewczyna mi zawtórowała.
- No cóż, lepsze to, niż wypuszczenie cię na łąkę, jeszcze by cię znowu krowa zdeptała
Odgryzła się Kasia, przypominając mi o zabawnym, aczkolwiek nieco zawstydzających wydarzeniu z przeszłości, a następnie wystawiła mi język, na co ja ją żartobliwie pacnęłam w głowę, a po chwili obie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem ignorując przy tym spojrzenia innych ludzi.
Kiedy dojechałyśmy na miejsce, pierwszym przystankiem była pobliska galeria handlowa. Zgodnie z planem kupiłyśmy sobie sporo nowych ubrań i kosmetyków oraz kilka książek, czasopism i mang, które będziemy dzisiaj czytać. Potem jeszcze tylko potrzebne nam składniki takie jak duże opakowania lodów, bita śmietana, czekolada, polewy toffi i czekoladową, posypka do deserów, barwniki spożywcze, galaretka, kwasek cytrynowy, soda oczyszczona, oliwa z oliwek, olej kokosowy, dużo ryżu, mąka ziemniaczana, owoce, takie jak pomarańcze i cytryny, proszek do pieczenia, mleko migdałowe, sojowe i bananowe, orzechy, cukierki, ciastka, wafelki, batony, żelki, lizaki i inne cuda, które mogłabym wymieniać pięć godzin.
Co i tak nie zmienia faktu, że dzisiaj doszedł nam jeszcze alkohol i papierosy.
Na co dzień nie palę papierosów, ale Kasia uznała, że nic się nie stanie jak od czasu do czasu razem z nią zapalę. W końcu jak to mówią - raz do roku to i księdzu wolno.
Gdy miałyśmy już wszystko, co trzeba, poszłyśmy do domu Kasi, gdzie odbywały się dalsze części genialnego planu panny Czwojdzińskiej.
Podczas edycji do Master Chef'a, miałyśmy kupę frajdy, jak dzieci w przedszkolu. Przed rozpoczęciem kuchennych rewolucji ustawiłam telefon przy na szafce, tak, aby kamera nagrywała nasze poczynania podczas przyrządzania przez nas potraw. Oczywiście ja i Kasiula jesteśmy tak wybitnymi kucharkami, że oprócz wybrudzenia siebie i wszystkiego dookoła naszymi wspaniałymi składnikami, to jeszcze cudem uniknęłyśmy spalenia kuchni. I kto by pomyślał, że tak niewiele potrzeba do szczęścia?
Kiedy nasze dania były już gotowe, a kuchnia posprzątana, nadszedł czas na domowe spa, dlatego też obie z Katarzyną ubrałyśmy się w nasze boskie bikini, napełniłyśmy wannę gorącą wodą, do której wlałyśmy odrobinę płynu do kąpieli oraz olejku lawendowego dla odprężenia, którego zapach działał na nas uspokajająco.
Poza tym, co to by było za spa, bez zapachowych świeczek, bambusowej deski na której umieszczone były desery lodowe, owoce, dwa kieliszki z szampanem oraz kilka gazetek typu "Elle", czy "Women's Health". Następnie obie wparowałyśmy do niej puszczając naszą ulubioną playlistę.
Ile było śmiechu, gdy przez przypadek włączyła nam się piosenka "I'm gorgeous, bitch", której nie przełączyłyśmy, gdyż fajnie nam się do niej nabijało i wygłupiało.
A więc wykąpane, wypeelingowane, wykremowane na ciele, zabrałyśmy się za pielęgnację włosów, a potem twarzy, a następnie w pełnej gotowości umalowałyśmy się jak nasi kochani Azjaci.
Ja zamieniłam się w Rukiego z Gazeciarzy, a Kasia była moim Toshiyą z Dir En Grey.
Duet idealny.
I tym oto sposobem, zaczęliśmy naszą małą imprezkę w stylu Visual Kei. Oczywiście trochę potańczyłyśmy, czyli skakałyśmy po łóżku niczym torbacze australijskie i oglądałyśmy występy z koncertów naszych ulubionych zaspołów. Potem zaczęła się najlepsza część imprezy, czyli love story idoli i karaoke.
Jako pierwsza mikrofon - czyli po prostu telefon do ręki wzięłam ja i najlepiej jak umiałam, wykonałam utwór "Taion". To tak na dobry początek. Oczywiście ta piosenka poszła "na pierwszy ogień" ze względu na mój ogromny sentyment do niej.
Przy pierwszych dźwiękach piosenki zamknęłam oczy i wczułam się w jej przyjemny rytm. Moje usta starannie i płynnie wypowiadały każde słowo, a w głowie automatycznie tłumaczyłam każdy fragment tekstu. Powoli otworzyłam oczy i napotkałam zaciekawione spojrzenie Kasi.
-Dlaczego właśnie ja? Niech mi ktoś powie... Proszę, powiedz, że to tylko zły sen.
Ile jeszcze muszę krzyczeć, błagać i cierpieć?
Proszę, powiedz mi, że to tylko zły sen.
Krzyczałem tak długo, aż straciłem głos.
Nie ma dłoni, która czule przygładziłaby zmierzwione włosy, szyderczy śmiech kaleczy moje uszy, a gorączka miesza się z chłodem.
Tego nie da się zrozumieć,
Tego nie da się zrozumieć,
Tego nie da się zrozumieć,
Tego nie da się zrozumieć,
Tego nie da się zrozumieć,
Tego nie da się zrozumieć,
Tego nie da się zrozumieć,
Tego nie da się zrozumieć *
Gdy piosenka się skończyła, usłyszałam jej bicie brawa oraz zadowolony krzyk.
- Jeszcze jeden!
Tym razem zaśpiewałam "Inside Beast", która mocno pobudziła wyobraźnię mojej przyjaciółki, która ściągnęła jedną bluzkę, którą rzuciła mi na głowę podczas śpiewanego przeze mnie refrenu, a sama została w drugiej.
- Oł je, bejbe! Dajesz kocie!
Wydarła się wariatka szalejąc na podłodze, która była miejscem przeznaczonym dla publiczności, a łóżko dziewczyny było sceną.
- GET OUT NOTORIOUS BABY GAGAGAGAGAGA SEXY GARBAGE
GET OUT. NOTORIOUS BABY
[Give me your beast...]**
Następna kolej należała do Kasi, która tym razem magicznie zamieniła się w Kyu i zaśpiewała "OBSCURE" i "The Final"
A na koniec "moje" "Filth In The Beauty", "Falling" i "Sugar Pain" zmierzyło się z "Ain't afraid to die", "Saku" i "Devote my life" w wykonaniu Kasi.
*Tłumaczenie fragmentu piosenki "Taion"
the GazettE
** the GazettE - Inside Beast
❤️❤️❤️ Wveronikaa tym razem rozdział
z dużą dawką poczucia humoru. Mam nadzieję, że ten rozdział sprawi, że ten dzień będzie dla ciebie (i każdej osoby, która to czyta) wesoły ❤️❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top