Soulmate [1] [PrusAus]

Jak sama nazwa wskazuje jest to Soulmate AU, które po prostu uwielbiam, chociaż niezbyt wiele o nim wiem, więc za jakieś błędy bardzo przepraszam ^^

Postanowiłam spróbować z PrusAus, bo przypomniałam sobie o tym shipie dzięki Nexi_XD (a tak w ogóle to też go bardzo kocham, jeden z moich ulubionych shipów), która tłumaczy z tego komiks... Zobaczymy co z tego wyjdzie...

Wiem, że peach_watermelon chciała przeczytać, więc o to w końcu jest :D

A tak w ogóle to coś jest ze mną nie tak... Shipuję i PruHun, i AusHun, i PrusAus... A! No i jeszcze SwissAus oraz PrusPol ;-;

Nie przedłużając... Zapraszam do czytania ♡

*.✧*.✧*.✧

❝𝓟𝓻𝓸𝓫𝓾𝓳𝓮 𝔀𝓲𝓮𝓻𝔃𝔂𝓬 𝔀 𝓽𝓸, 𝔃𝓮 𝓹𝓮𝔀𝓷𝓮𝓰𝓸 𝓭𝓷𝓲𝓪 𝓼𝓹𝓸𝓼𝓻𝓸𝓭 𝔀𝓼𝔃𝔂𝓼𝓽𝓴𝓲𝓬𝓱 𝓸𝓭𝓬𝓲𝓮𝓷𝓲 𝓼𝔃𝓪𝓻𝓸𝓼𝓬𝓲 𝔃𝓸𝓫𝓪𝓬𝔃𝓮 𝓽𝓮𝓷 𝓳𝓮𝓭𝓮𝓷, 𝓳𝓮𝓭𝔂𝓷𝔂 𝓴𝓸𝓵𝓸𝓻... 𝓣𝓮𝓷, 𝔀 𝓴𝓽𝓸𝓻𝔂𝓶 𝓾𝓽𝓸𝓷𝓮 𝓲 𝓳𝓾𝔃 𝔃𝓪𝔀𝓼𝔃𝓮 𝓫𝓮𝓭𝓮 𝓫𝓮𝔃𝓹𝓲𝓮𝓬𝔃𝓷𝓪...❝

*.✧*.✧*.✧

Roderich jak zwykle wyszedł na popołudniowy spacer ulicami Wiednia. Jednak jak dla niego nie było tu niczego ciekawego... Jest to niezwykle piękne miasto (w to nie wątpił), ale dla tych którzy mogą je podziwiać we wszystkich barwach... Austriaczyk niestety nie dostąpił tego zaszczytu.

Jedyne co mógł podziwiać idąc ulicami stolicy to przepiękną architekturę tego miasta. Wspaniale rzeźbione budynki o smukłych sylwetkach robiły na nim wrażenie, jednak chciałby móc spojrzeć na nie podziwiając cudowne kolory.

Węgierska przyjaciółka Rodericha - Elizaveta, często opowiadała mu jak wygląda świat w różnorodnych barwach, jednak za nic nie mógł zobaczyć tego o czym opowiadała w swojej głowie. Było to zbyt trudne dla osoby, która nigdy nie widziała na oczy niczego oprócz czerni i bieli oraz wszelkich odcieni szarości.

Cieszył się, że Elizka (jak często zdrobniale się do niej zwracał) znalazła swoją bratnią duszę, ale jeśli miał być szczery to: po pierwsze - nie przepadał za małym, narcystycznym Polaczkiem (chociaż cieszył się, że oboje darzą się platoniczną miłością, a nie tą romantyczną), a po drugie - bardzo jej tego zazdrościł...

Co jak nigdy nie będzie mu dane spotkać tej jednej, jedynej osoby i już do śmierci będzie musiał patrzeć na paskudne, wyszarzałe krajobrazy bez wyrazu?

Nigdy się do tego nie przyzna, ale jego największym marzeniem było to żeby w końcu mógł poczuć się kochany i rozumiany... A tymczasem świat wydawał się robić mu na złość, dręcząc go tylko dobijającymi obrazami zakochanych par chodzących beztrosko po chodnikach, co chwilę zwalniających kroku i obdarzających siebie nawzajem krótkim, ale czułym pocałunkiem.

Dlaczego wszyscy oprócz niego mają prawo do szczęścia?

Dzisiejszemu dniu musiał jednak przyznać to, że pogoda była wyjątkowo dobra, biorąc pod uwagę poprzednie tygodnie. Od miesiąca praktycznie przez cały czas padało, a jeśli pojawiały się przejaśnienia na kilka godzin, to i tak było zimno oraz wiał nieprzyjemny wiatr. Dzisiaj temperatura była idealna; ani nie za zimno; ani zbyt ciepło. Idealnie.

Roderich zastanawiał się jaki może mieć kolor bezchmurne niebo rozświetlane przez słońce, ale sądząc po wypowiedziach Elizki, jest to piękny widok.

Chociaż bardziej zależało mu na ujrzeniu zachodu. Wiedział bowiem, że wtedy na choryzoncie niebieska (tak ten kolor nazwała jego przyjaciółka) tafla zmienia się w inne barwy, przechodzące przez siebie idealnie, tworząc cudowny i niepowtarzalny efekt. Unikalności temu wydarzeniu miały także dodawać chmury podobno odbijające blask zachodzącej, ognistej kuli. Chciałby kiedyś spojrzeć na to z takim zachwytem jak Węgierka, która codziennie wystawała przy oknie obserwując jak słońce ostatecznie kryje się za widnokręgiem.

Ciekaw też był swojego wyglądu... A zwłaszcza oczu... Elizaveta mówiła bowiem, że mają one niezwykły kolor... Fioletowy? Chyba jakoś tak się on nazywał... W zasadzie nie tylko ona to powiedziała, Feliks kiedy pierwszy raz zobaczył Rodericha podszedł do niego i zaczął się wpatrywać w kolor jego tęczówek. Dla samego obiektu zainteresowania była to sytuacja conajmniej krępująca. Usłyszał on też wtedy od niego potok słów rzekomo wychwalających jego wygląd, ale większość co z tego zapamiętał to "totalnie"...

"Łał... Twoje oczy są totanie niesamowitego koloru... Generalnie jesteś pierwszą osobą jaką spotkałem, która miałaby tęczówki właśnie w takim odcieniu! To totalnie niesamowite!"

Roderich uśmiechnął się wspominając słowa Feliksa. Może był on trochę... No dobra... Bardzo denerwujący, ale kiedy zachowywał się choć troszeczkę doroślej można było z nim przeprowadzić przyjemną rozmowę w miłej atmosferze.

Jednak najbardziej chciał w końcu zobaczyć wszystkich swoich bliskich... Spojrzeć na kolor ich włosów, oczu, cery. Żeby mógł ich w końcu poznać tak całkowicie...

✧*.✧*.✧*.✧

Właśnie zbliżał się do dużego placu położonego przed ratuszem. Były tu całe tłumy zwiedzających, którzy robili mnóstwo zdjęć majestatycznemu budynkowi. Roderich już dawno przyzwyczaił się do tylu ludzi, ale cały czas wolał raczej unikać tłumów. Nie przepadał za dużymi zgromadzeniami, bo nie czuł się tam komfortowo.

Jednak największą uwagę przyciągnął tłumek ludzi otaczający najprawdopodobniej dwójkę, kłócących się osób. Zwykle nie interesował się tego typu zamieszkami, ale tym razem coś wręcz zmuszało go do podejścia bliżej.

Na pierwszy rzut oka nie było tu nic ciekawego... Przecież często zdarzały się mniejsze lub większe sprzeczki, ale tym razem dostrzegł, że jedną z osób biorących udział w tym "widowisku" jest Feliks... Tak to zdecydowanie on. Jednak drugiej osoby nie znał, a przynajmniej tak mu się wydawało, chociaż trudno było to stwierdzić bo stała do niego tyłem. Zaskoczył go jednak fakt, że włosy nieznajomego były białe. Na pewno białe, bo jeśli w rzeczywistości miałyby być ciemniejsze w jego oczach byłyby jasnoszare (jak włosy Polaka). Jeszcze jedna rzecz przykuła jego uwagę... Mianowicie na ramieniu tego chłopaka siedział mały ptaszek, najprawdopodobniej kanarek co było raczej dziwnym zjawiskiem. Jakim cudem ten ptak tak cierpliwie siedzi mu na ramieniu?! Przecież to niemożliwe! A jednak... Ptaszek dalej siedział spokojnie, co jakiś czas poprawiając swoją pozycję kiedy jego właściciel wykonywał gwałtowne gesty rękami.

Nie zwracał uwagi na słowa wykrzykiwane przez zdenerwowanych mężczyzn. Zamiast tego wpatrywał się w intrygującego nieznajomego.

Postanowił podejść z innej strony, bo bardzo chciał przyjrzeć się jego twarzy z nieznanego mu powodu.

Znalazł się w lokalizacji, z której nareszcie miał możliwość zobaczyć jego twarz, ale w tym miejscu było także najwięcej ludzi. Za każdym razem kiedy się wychylał ktoś ze zgromadzonych zastawiał mu widoczność. Mocno poirytowany Roderich postanowił porzucić swoje dobre wychowanie i po prostu przepchnął się do przodu. Nareszcie... Ale w tej chwili jego myśli się urwały...

Zobaczył bowiem kolor, bardzo intensywny, mocny, ale i ciepły.

To on...

To jego bratnia dusza. Ten chłopak o białych włosach i oczach w kolorze, którego nie potrafił nazwać.

W tym momencie wszystko wokół zaczęło nabierać barw. Austriakowi zakręciło się w głowie, a nogi zrobiły się dziwnie miękkie. Poczuł, że opada na dół po to żeby zetknąć się z twardym chodnikiem. Potem już nie pamiętał.

✧*.✧*.✧*.✧

Gilbert już powoli tracił cierpliwość. Nie miał ochoty kłócić z tą polską pchłą.

- Słuchaj no ty ma-

Urwał swoją wypowiedź kiedy zobaczył jak ktoś z zebranych ludzi upada. Zwykle nie jest on typem osoby, która dba o wszystkich i wszystkim się przejmuje, ale tym razem coś kazało mu podejść do nieprzytomnego chłopka. Musiał przyznać, że był bardzo ładny...

- Hej - klepał go lekko po twarzy - Hej! Obudź się no...

Z lekkim grymasem niezadowolenia sprawdził jego tętno. Wydawało się normalne, więc to raczej nic poważnego.

Znowu klepał go po twarzy. Tym razem trochę mocniej, ale nie na tyle żeby uszkodzić jedwabistą skórę nieprzytomnego chłopaka. Jakim cudem on ma tak delikatną twarz? Używa miliona kremów na noc jak te wszystkie babeczki...?

Gilbert dostrzegł, że nieznajomy delikatnie uchyla powieki. Ulżyło mu. Jakoś nie uśmiechało mu się bawić w te całe ceregiele z karetką i typkami w dziwnych strojach. Jego młodszy brat, Ludwig mówił, że były one w jaskrawych kolorach. Właśnie, kolorach...

Jakim cudem jego młodszy brat już znalazł osobę sobie przeznaczoną, a on nie?! Przecież to on jest tym "zajebistym i seksownym"! A tutaj jego nieśmiały, niezdarny w miłości braciszek jest z tym przeznaczonym mu małym Włoszkiem z dziwnym, odstającym kosmykiem włosów.

Kiedy chłopak otworzył oczy Gilbert poczuł jak serce mu przyspieszyło. Ten kolor... Niesamowicie piękna, głęboka i tajemnicza barwa tęczówek tego ciemnowłosego sprawiła, że albinos nie potrafił oderwać od nich oczu.

To on... To jego bratnia dusza...

Zmusił samego siebie do spojrzenia w inną stronę i zauważył, że wszystko wokół zyskało barwy. Nigdy w życiu nie poczuł się tak szczęśliwy jak teraz. Znalazł swojego przeznaczonego, a w dodatku wreszcie mógł podziwiać świat i zajebistego siebie!

- Prze-przpraszam, ale czy mógłbyś ze mnie zejść?

Spojrzał w dół widząc lekko zarumienioną twarz tego chłopaka.

- Tak, jasne! Już dobrze się czujesz? - poniósł się, a następnie wyciągnął rękę w jego stronę - Jestem Gilbert.

- Roderich. Tak, już jest dobrze... Dzięki... - chłopak chwycił jego dłoń, a następnie podniósł się z ziemi otrzepując swoje, zapewne drogie ubrania.

- No więc... Jesteśmy na siebie skazani, tak?

- Na to wygląda...

- Jeśli już dobrze się czujesz to może wyskoczymy na kawę czy coś...- Gilbert podrapał się po karku. Ta sytuacja była bardzo dziwna i czuł się trochę niekomfortowo. Ale tylko troszeczkę...

- Jasne, czemu nie...- Roderich posłał w stronę drugiego delikatny uśmiech.

Albinos przyjrzał się dokładnie jego oczom, potem jego wzrok powędrował na lekko rumiane policzki, idealny nos, a następnie na ponętne, różane usta rozciągnięte w pięknym uśmiechu.

Gilbert poczuł, że zbyt długo wpatruje się w piękną twarz Austriaka. Czym prędzej odwrócił wzrok lekko speszony.

- Roderich! Generalnie to wszystko z tobą dobrze?

Czekaj... Ta polska pchła zna się z nim?

- Wszystko dobrze Feliks, nie musisz się martwić...

- Widzę, że poznałeś Gilberta... Totalnie dobrze ci radzę... Nie zadawaj się z nim! I uciekaj jeśli jeszcze możesz!

Gilbert posłał mordercze spojrzenie w stronę jasnowłosego chłopaka. Ciekawe jak nazywa się kolor jego włosów...

- Myślę, że to raczej niemożliwe - albinos przyciągnął do siebie Rodericha i objął go ramieniem. Ten tylko posłał mu zdezorientowane spojrzenie - Otóż dzięki temu oto paniczykowi widzę kolory!

Powiedział radośnie, a Roderich tylko spuścił wzrok zmieszany. Feliks natomiast stał z otwartymi ze zdziwienia ustami i próbował zrozumieć to co przed chwilą usłyszał.

- Czyli, że wy... Niemożliwe...- pokręcił głową w niedowierzaniu.

- No cóż... A teraz, czy mógłbyś już sobie pójść?

Feliks jeszcze trochę się na nich patrzył, a następnie odszedł szepcząc pod nosem przekleństwa po polsku.

✧*.✧*.✧*.✧

Siedzieli w najlepszej (przy okazji najdroższej) kawiarni w mieście. Roderich nie spodziewał się, że ten chłopak o niezwykłej barwie oczu zabierze go do miejsca tak eleganckiego jak to.

Była to jego ulubiona kawiarnia. Lata temu często przychodził tu po szkole wraz z babcią, żeby napić się pysznej gorącej czekolady i zjeść wyśmienitą szarlotkę.

To miejsce bardzo zmieniło się od czasów jego dzieciństwa... Dawniej było tu więcej kwiatów, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach świeżo parzonej kawy. Na ten moment jedyne co czuł to woń chemikaliów do sprzątania, a jedyną rośliną znajdującą się tutaj była ogromna palma grecka, stojąca na samym środku lokalu.

Inne było też to, że teraz wszystko widział w kolorze... Bolała go od tego głowa, ale miał nadzieję, że już po kilku dniach się przyzwyczai do widzenia tylu barw na raz.

Nie wierzył jeszcze do końca w to, że to właśnie dzięki Gilbertowi jego świat nabrał kolorów i bał się, że to tylko piękny sen, z którego się obudzi...

- Ej! - albinos pstryknął mu przed twarzą palcami - Żyjesz ty? Mówię do ciebie, a w ogóle nie reagujesz. Czy na pewno wszystko z tobą w porządku?

Roderich szybko otrząsnął się z rozmyślań i skierował wzrok na swojego towarzysza. Jego oczy na prawdę były niezwykłe i piękne...

- T-tak... Przepraszam cię, zamyśliłem się.

- A co zaprząta twoją śliczną główkę, hm?

- Ja wcale...- westchnął - Po prostu nadal nie mogę uwierzyć, że to ty jesteś... No wiesz...

Odwrócił wzrok lekko zawstydzony. Miał nadzieję, że jego policzki nie są czerwone...

- Nie tylko dla ciebie jest to nowa sytuacja. Wiesz, że ja raczej też się tego nie spodziewałem... Ale hej! W końcu widzimy kolory! To chyba dobrze, co nie?

- Tak... Chyba, chyba tak...- nie był pewien czy powiedział to na tyle głośno żeby Gilbert usłyszał, ale czuł się tutaj lekko skrępowany - A tak w ogóle... To o co pokłóciliście się z Feliksem?

Chłopak spojrzał na niego z brakiem zrozumienia. Czy on na prawdę nie znał jego imienia?

- Chodzi ci o tego Polaczka? - Roderich pokiwał głową - No to rozmawiałem z nim o moim węgierskim koledze z dzieciństwa. Wszystko było dobrze dopóki nie powiedziałem kilku... Niemiłych? Słów na jego temat... No więc on się wkurzył, zaczął mnie wyzywać, a potem, co już mnie totalnie zbiło z tropu, powiedział, że ten chłopak to tak naprawdę dziewczyna o imieniu Elizaveta...

Roderich jakby ożył na ostatnie słowo. On nie potrafił rozpoznać płci?!

- Co dokładnie o "nim" powiedziałeś Feliksowi? - Austriakowi wydawało się, że trochę zbyt ostro zadał to pytanie, ale na szczęście Gilbert zdawał się nic nie zauważyć i zaczął mówić.

- No że... Jest miękką kluchą, od zawsze źle gotował, nie umie dobrze walczyć, jest tchórzem bo wystraszył się kiedyś Gilbirda... I jeszcze coś tam, ale nie pamiętam.- spojrzał w stronę drugiego chłopaka - Coś nie tak?

Rodericha wręcz rozsadzało ze złości. Jak ktoś taki jak Gilbert mógł obrażać Elizkę?! Przecież to niedopuszczalne i niewyobrażalnie wulgarne!

- Jak śmiesz o niej tak mówić?! A teraz wybacz...- mówiąc to zerwał się z krzesła i szybkim krokiem dotarł do drzwi lokalu.

- Ej, to ty ją znasz?! Poczekaj!

Ale Roderich już go nie słuchał. Szybkim tempem zmierzał w stronę swojej kamienicy.

✧*.✧*.✧*.✧

Gilbert był lekko oszołomiony tym co się właśnie wydarzyło. Ale jednego był pewien... Zepsuł po całości.

A najgorsze jest to, że nie zna numeru telefonu do tego paniczyka ani nie wie gdzie mieszka... No po prostu świetnie!

Jedyne co mu w tej chwili przyszło do głowy to napisanie do polskiej pchły i błaganie go o udzielenie mu tych informacji.

Od: Gilbert zajebisty
Do: Polska pchła

Pchełka słuchaj, jest sprawa... Podaj mi adres zamieszkania Rodericha.

Od: Polska pchła
Do: Gilbert zajebisty

No chyba sobie ze mnie żartujesz. Generalnie to po jaką cholerę miałbym ci to mówić?

I teraz co ma mu napisać? Że poraz kolejny nazwywyał jego przyjaciółkę i tym samym Roderich się na niego wściekł i wyszedł z kawiarni?

Od: Gilbert zajebisty
Do: Polska pchła

No proszę cię! Muszę z nim porozmawiać i chyba przeprosić... Napisz mi ten adres... Ciężko mi to przychodzi, ale sorka za tamtą akcję. Tylko wyślij mi to!

Miał nadzieję, że Feliks odpuści i udzieli mu tej informacji. A jak nie to prawdopodobnie będzie musiał latać po całym Wiedniu jak głupi i pytać przechodniów "czy nie widzieli może elegancika z niezwykle pięknymi oczami?".

Od: Polska pchła
Do: Gilbert zajebisty

Przyjmuje przeprosiny, ale totalnie jeszcze musisz przeprosić Elizkę. Ale wyślę ci ten adres... Znaj moją łaskę ;>

Gilbert odetchnął z ulgą. Teraz tylko trzeba się tam dostać i liczyć na wpuszczenie do mieszkania...

✧*.✧*.✧*.✧

Albinos stał na przeciwko drzwi wejściowych do mieszkania Rodericha, tej pchły i Elizavety. Musiał przyznać, że kamienica, w której mieściło się ich lokum była bardzo piękna i znajdowała się praktycznie kilka kroków od centrum Wiednia, więc ta trójka musiała mieć niezłe fundusze...

Przez chwilę jeszcze zastanawiał się czy na pewno zapukać, ale w końcu się na to zdecydował.

Przez dłuższy czas nikt nie podchodził do drzwi, ale w zasadzie mógł się tego spodziewać. Chociaż gdzieś w głowie ciągle miał nadzieję, że znowu zobaczy tego elegancika.

Kiedy już miał odpuszczać i po prostu odejść drzwi się uchyliły, a za nimi stanęła brunetka średniego wzrostu o oczach koloru zielonego. Ten kolor... Jest prawie taki sam jak kolor oczu pchły. Chyba nazywa się "zielony"...

- Gilbert... Co ty tutaj robisz? - widać było jej niezadowolenie z zaistniałej sytuacji. Bardzo duże niezadowolenie. Chłopak miał nadzieję, że nie ma ona przy sobie patelni...

- Elizka! Dawno się nie widzieliśmy! - zaśmiał się nerwowo starając się jak tylko mógł uniknąć jej wzroku - Wpuścisz mnie do środka może...?

Krytycznym spojrzeniem przeskanowała całą sylwetkę nieproszonego gościa, a Gilbert poczuł jak na jego czole pojawiły się krople potu.

Ta kobieta potrafi być na prawdę groźna...

- Feliks mi o wszystkim powiedział. Biedny Roderich... A teraz masz mi coś może do powiedzenia? - posłała mu jedno ze swoich morderczych spojrzeń.

- Co? A! Emm... Sorka, że powiedziałem kilka nieprzyjemnych słów o tobie. Wcale nie miałem tego na myśli... Czy teraz mogę już wejść i z nim pogadać?

Przewróciła oczami. Przeprosił ją i właśnie tego oczekiwała, więc... Nie ma zbytnio wyjścia...

- Roderich gra na fortepianie w salonie. Może poczekaj tu czy coś... - powiedziała, kiedy w końcu zdecydowała się na szersze otworzenie drzwi mieszkania - Kawa czy herbata?

- Kawę poproszę...

Węgierka skinęła tylko głową, a następnie po zamknięciu drzwi ruszyła w głąb mieszkania.

Gilbert był pod ogromnym wrażeniem miejsca, w którym mieszkała ta trójka. Wszystkie ściany były białe, na nich pozawieszane było wiele obrazów. Prawie wszystkie z nich przedstawiały krajobrazy, tylko nieliczne były portretami któregoś z mieszkańców. Meble natomiast były w kolorze ciemnego brązu z pięknymi rzeźbieniami i delikatnym połyskiem.

Kiedy spojrzał w górę jego oczom ukazał się kryształowy żyrandol ze złotymi elementami. Przecież to mieszkanie wygląda jak pałac! Jakim cudem mają aż tak dużo pieniędzy?!

Kiedy otrząsnął się z pierwszego szoku do jego uszu dobiegły dźwięki muzyki. Ba! Bardzo piękniej muzyki. Niewiele myśląc ruszył w stronę, z której słychać było melodię.

Przekroczył próg salonu, a pierwsze co rzuciło mu się w oczy to czarny fortepian stojący na środku pokoju. Roderich siedział na małej pufce przystawionej do instrumentu, a jego ręce jak i całe ciało "tańczyło" wraz z dźwiękami, które z niezwykłą lekkością i gracją wydobywał z klawiszy.

Gilbert wpatrywał się w niego oczarowany oraz nieświadomie zbliżył się do Rodericha, dokładnie obserwując teraz jego całą posturę.

Na jego twarzy widać było skupienie, ale także delikatny uśmiech. Ku niezadowoleniu albinosa chłopak miał zamknięte oczy, więc nie mógł się w nie wpatrywać... Ale to nie zmienia faktu, że pomimo braku możliwości spojrzenia w jego tęczówki nadal był nieprzyzwoicie piękny...

Czekaj... O czym ja myślę?

Próbował oderwać od niego wzrok, ale nie potrafił. Wyglądał cudownie i czarująco...

Pewnie jeszcze długo patrzyłby na jego piękną sylwetkę, gdyby nie to, że Roderich przestał grać i teraz ze zdziwieniem spojrzał w stronę przypatrującego mu się Gilberta.

- Co ty tu robisz? - widać było, że zaskoczony był obecnością chłopaka w jego domu.

- Ja... Ja tylko...- od kiedy on się jąka? - Przyszedłem przeprosić... Serio głupio to wyszło, no nie?

Czuł się dziwnie przepraszając już trzecią osobę w ciągu jednego dnia, ale ciągnął swoją wypowiedź dalej.

- Naprawdę zależy mi na dobrych relacjach z tobą, bo chyba takie powinny być, co nie? Chciałbym cię bliżej poznać i-

Nie zdołał skończyć zdania, bo poczuł jak Roderich chwycił go za nadgarstek i zaczął ciągnąć go w stronę drzwi balkonowych.

- Gdzie ty mnie ciągniesz?

- Po prostu chodź ze mną...- mówiąc to Austriak otworzył drzwi balkonowe i wyszedł na zewnątrz ciągnąc za sobą Gilberta.

Balkon nie był zbyt wielki, ale miał wspaniały widok na rynek i... Zachód słońca...

- Zawsze chciałem zobaczyć zachód słońca i pomyślałem, że mój pierwszy w życiu zachód chciałbym zobaczyć ze swoją bratnią duszą...

Gilbert oszołomiony był tym jak pięknie w tej chwili wygląda niebo. Pokryło się ono tyloma kolorami, które łączyły się ze sobą tworząc jedną malowniczą całość.

Dopiero po chwili dotarł do niego sens słów wypowiedzianych przez Rodericha... To ich pierwszy w życiu zachód słońca i ten piękny Austriak chciał dzielić tą niepowtarzalną chwilę właśnie z nim...

Odważył się spojrzeć na jego twarz. Barwy zachodzącego słońca odbijały się od jego tęczówek dając im dodatkowych, niewyobrażalnie pięknych refleksów, delikatna cera nabrała złotego blasku, który dodawał królewskości wyglądowi Rodericha, a delikatny uśmiech, który pojawił się na jego twarzy wyglądał cudownie. Ciemne włosy wspaniale odbijały blask, mieniąc się i falując delikatnie na powiewach wieczornego wiatru.

Gilbert nie potrafił kontrolować swojego ciała, wszystko co robił było instynktowne i nie umiał tego zatrzymać. Przybliżył się do Rodericha, a następnie złożył delikatny pocałunek na jego ustach. Serce albinosa przyspieszyło, a on nie potrafił myśleć o niczym innym tylko o tym jak delikatne i cudownie ciepłe były jego wargi.

Roderich natomiast był tak zaskoczony, że tylko stał w miejscu nie potrafiąc się ruszyć. W zasadzie nie miał kiedy zareagować bo Gilbert gwałtownie odskoczył od niego z płonącymi wręcz policzkami.

- Boże! Przepraszam j-ja nie chciałem! To tak samo-

Po raz kolejny jego wypowiedź została przerwana, tylko teraz przez niespodziewany pocałunek.

Tym razem nie zamierzał się odsuwać. Złapał Rodericha w pasie i przyciągnął mocnej do siebie jednocześnie pewniej całując jedwabiste usta chłopaka.

Czy to ważne, że dopiero się poznali? Przecież na tym polega przeznaczenie, prawda...? Od razu wiesz, że to ta jedna, jedyna osoba...






















Witam na końcu!

Jest to najdłuższa rzecz jaką kiedykolwiek napisałam w życiu...

Mam wrażenie, że zepsułam to cudne AU ;-;

Przepraszam za błędy zarówno ortograficzne, interpunkcyjne jak i logiczne

No, ale w każdym razie... Dziękuję ci, że przeczytałeś do końca i do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top