Rozdział 15

- Jesteś zadowolona?

- I to jeszcze jak. - odwróciłam się do brata. - Nikt nie będzie mnie shipować.

- No rozumiem. Mnie 404 shipował z Larissą.

Rykłam śmiechem, a Null spiorunował mnie wzrokiem na ten ruch.

- NIE WIEDZIEĆ CZEMU... - kontynuował mając zaraz dostać nerwicę. - I w sumie nie chcę wiedzieć.

MÓJ BRACISZEK ZOSTAŁ SHIPOWANY Z PRZYRODNIĄ SIOSTRĄ... XDD

- Zaś on sam shipował się z Niko. - dodał Error, podchodząc do nas. Rzucił okiem(takim, normalnym, wydłubał sobie i rzucił) w żywe zwłoki 404. A szkoda. - Macie zj*banego ojca.

- Dopiero o tym wiesz?

W zasadzie dalej nie słuchałam ich rozmowy. Bardziej zaciekawił mnie, i rozbawił fakt...

- Muszę załatwić pewną sprawę z Lordem, chciał się widzieć i ma jakieś wieści, więc nie będę odmawiał.

...że 404 shipował własne, przyrodnie rodzeństwo xDD

- Pozdrów go ode mnie. - rzuciłam, porzucając żywe zwłoki. Poszłam czym prędzej do Leśnego Dworu.

A JAK MYŚLICIE?

MUSZĘ JEJ O TYM POWIEDZIEĆ XDD

~~~

Szukałam ją, przeszukałam właściwie cały budynek. Nie było jej. A Natasha, oczywiście, została z nią,lub z Hakerem - prawdopodobnie.

Przetelerportowałam się myślami do siostry. Obecnie znajdowałam się w lesie, co lekka rosa potwierdziła o pobytu. Tuż po lewej stronie była mała tabliczka.

Podeszłam do niej.

Mont Everest

Przełknęłam góle w gardle.

Spojżałam przed siebie - szczątki miasta. Spalony park, z daleka zniszczone budynki... Gdzieniegdzie ławki, lapmy, które pozbawione były blasku glowstone'u.

Dostrzegłam kątem oka czarną sylwetke, spacerującą w parku. Przeskakiwała nad ściętymi drzewami.

Okey, okey. Mam rozumieć, że to TAAAAM, była Larissa.

Ale czemu mnie wzięło ponad 500 metrów od niej samej?

Nie ważne.

Znów się przetelerportowałam. Tym razem, wszystko było okey.

- Cześć. - mruknęła postać ochrypniętym głosem.

Larissa.

- No, cześć! - uśmiechnęłam się miło. - Ey, no, poprostu MUSZĘ ci to powiedzieć! - znów ryknęłam śmiechem.

Posłała mi spojżenie dla de**la.

- 404 SHIPOWAŁ CIĘ Z NULL'EM... - nie wytrzymałam. Śmiałam się, jak opętana, łapiąc się za brzuch.

- De**l. - westchnęła smętnie.

- Co to za miejsce? - szybko zmieniłam temat, wstając.

- M.E. - odparła. - Stare miasto, właściwie to, zniszczone. - zaśmiała się od niechcenia. - Mój były dom.

- Uu... - przegryzłam dolną wargę. - No to grubo. - wyszeptałam.

- Co tam? - zmieniła szybko temat, wiążąc włosy w warkocza. - Idziemy gdzieś?

- No nie wiem, przecież jest już PUZYNO... - wybuchnęłyśmy śmiechem. - Mam czas wolny, jak coś. Nie chcę mi się iść do domu ojca, odebrać Natashe... Ani do Endu, wsadzić tam ją, żeby trenowała. - parsknęłam śmiechem. - Więc, może pójdziemy pozwiedzać? NA PRZYKŁAD TO MIASTO! - krzyknęłam z entuzjazmem.

- E... - podrapała się po karku. - A może... Znaczy... Wolałabym tutaj nie spędzać za dużo czasu...- mruknęła.

- To może kopalnia?

MI TO ODWALA.

- PO DIAXY! - wrzasnęła rozbawiona. - A tak na serio, w sumie, mogłybyśmy tam coś "pożyczyć". PRZECIEŻ DZIEWCZYNY MAJĄ TEŻ SWOJE WYMAGANIA!

...

- Że ku*** co. - zbiła mnie z tropu.

- ZŁOTO, DIAXY, BIŻUTERIA... - strzeliła facepalma.

- To nie dla mnie. - wzruszyłam ramionami.

- A ten wisiorek?

- Od Enta? Mam w shulker-box'ie.

- TEN CO NOSISZ... - i znowu przybiła piątkę z czołem.

I właśnie wspomnienia z pamięci historycznej wróciły.

- Od Kairy mam. - uśmiechnęłam się krzywo. - To co. Gdzie idziemy?

Znowu strzeliła facepalma.

...

BOSH...

- AAA... No tak, kopalnia.

- Ty skleroźnico. - zachichotała, idąc w stronę centrum miasta.

Podąrzyłam za nią zaciekawiona.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top