5"Walka„
-Mia ja nie potrafię latać na smokach-znowu jej odpowiedziałem od kilkunastu minut próbuje mnie przekonać, żebym zabrał ją na lot ze smokiem
-no proooosze-przeciągneła
-słońce to się robi nudne, ja mama wróci to cię zabierze, okej?-zapytałem
-nie, ty mnie zabierz-odpowiedziała
-Mia, nie przekonasz mnie-odparłem jej, chociaż nie byłem tego taki pewien
-tatusiu, proszę-powiedziała robiąc Dziubek i maślane oczka
-gdzie podziała się moja nieugiętość?-zapytałem sam siebie w myślach
-na jakim smoku?-zapytałem, a ona wskazała czarno-białą nocną furię, serio? Ja mam na niej polecieć? Ona nawet nie jest osiodłana
-jak się nazywa?-zapytałem
-nie ma imienia-odparła
-myślałem, że nazywacie wszystkie smoki-odparłem
-no bo nazywamy, ale tego smoka miała nazwać mama, ale skoro ona tego nie zrobiła to ty możesz-odpowiedziała
-okej, niech będzie, emmm, jakiej płci jest ta nocna furia?-zapytałem
-tato, ogon, układa się w kształt serduszka to dziewczynka, a jeśli ma ostry kształt, to chłopczyk-odpowiedziała, czy Nel nauczyła ją tego wszystkiego? Ile Mia jest u Nel wogule?
-dobra, niech będzie, Arrow-powiedziałem po chwili namysłu
-dlaczego Arrow?-zapytała
-długa historia-odpowiedziałem, lekko głaszcząc smoka, mimo wszystko jednak fajny jest, może go sobie zatrzymam?
-okej, to lecimy?-zapytała, dobra Nathan poradzisz sobie, to nie może być takie trudne, prawda?
-yhm-odpowiedziałem przełykając śline, a po chwili w miarę gładko udało nam się wznieść i wylecieć ze stajni
-Arrow! Nie!-krzyknąłem gdy Arrow zaczął lecieć z diabelską prędkością
-spokój!-usłyszałem krzyk Nel i świst Zoe
-czesc mamo-powiedziała Mia
-hej Nel-powiedziałem
-Nathan, co ty robisz i jakim cudem na niego wsiadłeś?-zapytała się mnie
-słuchaj może w domu ci wytłumaczę, ale dlaczego niby nie miałem na niego wsiąść?
-ten smok stara się zostać Alfą, nie przyjmuje nikogo i żadnego imienia-odpowiedziała
-musiał w tobie coś wyczuć-dodała
-mamo! Tata zabrał mnie na lot-wtrąciła się Mia
-a, na śmierć zapomniałam, słuchaj twoi rodzice wiedzą, że ty jesteś?-zapytała, o czyżby moi rodzice zaczęli się mną przejmować? Dziwne bo zwykle przejmują się mną tylko kiedy nie chcę trenować, lub znikam, a tak, jestem pod ich kluczem, stąd nigdy nie miałem dziewczyny
-nie muszą tego wiedzieć-odpowiedziałem
-dobra, słuchaj daj mi Mia, a teraz leć ze swoim smokiem do stajni-odpowiedziała, a ja podałem jej Mia, ale chwila, jak mam nim dolecieć do stajni?
-poczekaj!-krzyknąłem, ale Mia i Nel zniknęły, jagby rozpłyneły w powietrzu
-dobra smoku, do stajni-powiedziałem, ale smok ani drgnął
-dobra, jak to robi Nel? Spróbujmy tego-powiedziałem zrzucając się z jego pleców, miałem szczerą nadzieję, że Arrow mnie złapie, i na szczęście to zrobił
-to co ufamy sobie?-zapytałem się go, lekko głaszcząc go, a on wydał z siebie chyba radosny pomruk
-lećmy!-krzyknąłem, i po kilkunastu minutach cudem dotarliśmy do stajni
-dzieki smoku, do jutra-powiedziałem głaszcząc go i odchodząc w stronę wyjścia ze stajni
15 minut później
-Synu wracamy do domu-usłyszałem głos mojego ojca
-ja już w nim jestem-odpowiedziałem mu, i zauważyłem podbiegającą do mnie Mia, która się do mnie przytuliła
-leć do mamy, i pod żadnym pozorem nie patrz, rozumiemy się?-szepnąłem cicho do przytulającej się do mnie Mia, i pojedyncza łza spłynęła mi po poliku
-zostaw ją i płyniemy, przecież wiem, że to nie twoja córka-powiedział do mnie, a Mia uciekła do mamy
-mylisz się, ja zostaje tu z moją córeczką czy ci się to podoba czy nie-powiedziałem
-zawsze plamiłeś mój honor-powiedział
-twój honor jest gówno wart-odpowiedziałem i uchyliłem się pod jego atakiem, podcinając go i sprawiając, że fartem upadł na stos piasku
-ała-syknąłem, kiedy poczułem, że sypnął mi piaskiem w oczy, po czym poczułem dwa silne uderzenie, przez, które upadłam na ziemię, ledwo co widząc
-tato!-usłyszałem krzyk Mia, która wyrwała się Nel i ugryzła mojego Ojca w rękę kiedy ten próbował mnie uderzyć, ale on czując ugryzienie od Mia uderzył ją, a ja poczułem nowy przypływ adrenaliny
-zginiesz tu-powiedziałem wstając i wyciągając moją broń, która odbija pięknie światło słońca, które już zachodziło
-wątpie-odpowiedział, chcąc mnie uderzyć, lecz ja uchyliłem się pod każdym jego ciosem, aż wkońcu wykonując szybkie cięcie, które prawie zakończyło jego żywot, dlaczego prawie? Zamiast szyi przeciąłem mu ramię, potem on jedynie spojrzał na mnie oczami, w których zamiast wściekłości pojawił się strach, a potem uciekł, a ja usiadłem na ziemię będąc pozbawiony sił...
Oto roździał dla was, kto nie mógł się doczekać?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top