31 - „Zabijesz mnie tak, jak zabiłeś Jeremy'ego?"

Im więcej czasu Nicole spędzała poza miastem, tym bardziej dopuszczała do siebie coś w rodzaju spokoju. Zmartwienia postanowiła chociaż na te kilka dni zostawić w domu, za większy cel obierając odpowiednie zachowanie podczas ślubu. Jednak nerwy i tak były nieuniknione, bo dla Dicka i Alyss odliczanie do punktu kulminacyjnego poprzednich lat ich relacji było prawdziwą katorgą. Wiedzieli, że nic nie miało prawa pójść nie tak, bo nie wierzyli w tak wielkie zrządzenie losu... a jednak coś niepokojącego było w fakcie, że za kilka godzin mieli ostatecznie zmienić status, ogłaszając się mężem i żoną. To wyglądało zbyt pięknie, aby było prawdziwe.

– Otworzę!

Przynajmniej dwie osoby odetchnęły z ulgą, gdy Nicole zbiegała na dół, kierując się w stronę drzwi. Victor kończył prasowanie koszuli, nawet nie oferując zerknięcia w stronę drzwi, Philip i tak nie słyszał niczego, zamknięty w łazience, a Grace przeklinała, za mocno przyciskając lokówkę do włosów.

Przez pół nocy Nicole myślała nad swoją możliwą reakcją, gdy faktycznie zobaczy się z Nickiem po tym, jak zachował się poprzedniego dnia. Do teraz nie odpisał na żadnego esemesa ani nie oddzwonił, chociaż reszta przyzwoitości sugerowała, aby jakkolwiek odniósł się chociażby do jej żałosnej, kierowanej alkoholem, wiadomości na skrzynce. Zamiast tego stanął przed nią w całej okazałości z miną, po której nie umiała rozgryźć, czy bardziej było mu głupio za spartolenie wczorajszego dnia, czy jednak za fakt, że teraz musiał się tłumaczyć.

Była niewyspana, zawiedziona, a presja towarzysząca licznym rzeczom, które kolejny raz musiały zostać sprawdzone pod kątem perfekcyjności przed kolacją, tylko się piętrzyła. I gdyby faktycznie była w stanie, kazałaby mu spieprzać bez dojścia do słowa.

– Byłam wczoraj na tyle żałosna, że postanowiłeś się pofatygować, żeby powiedzieć mi to prosto w twarz?

– Obiecałem ci, że dam radę przyjechać. Wiem, że wczoraj zjebałem...

– Totalnie zjebałeś, bo jeżeli to serio było dla ciebie za dużo, to mogłeś powiedzieć – zauważyła, wciskając mu się w zdanie. – Prawda jest jednak taka, że nie wiem, czy w tej chwili bardziej mam ochotę wydrapać ci oczy, czy jednak podziękować za to, że ostatecznie nie będę jedyną osobą bez pary. Wejdź do środka – poleciła. – Jeżeli podczas kolacji wypiję wystarczająco dużo alkoholu, może nawet będę miała odwagę zapytać, co się wczoraj stało.

Poszło lepiej, niż zakładał i chociaż był zmuszony udawać skruchę, nie spodziewał się innego wyniku. Uważnie rozglądał się po kuchni połączonej z częścią jadalnianą i salonem, a pomimo sporego miejsca całość i tak wyglądała na niesamowicie przytulną.

– Ty musisz być Nick, prawda? Miło cię poznać. Jestem Alyss, a to mój przyszły mąż Dick.

Kobieta od razu przejęła stery, rzucając wszystkie rzeczy, którymi miała się zająć, aby jak najlepiej przyjąć kolejnego gościa. Najbardziej zależało jej na dobrej atmosferze i na tym, żeby każdy czuł się dobrze i nie musiała być geniuszem, aby wiedzieć, że z takim opóźnieniem Nickowi mogło być niezręcznie w ogóle się pojawiać.

– Mi również jest miło. Nick Donovan.

Uścisnął jej dłoń, wymuszając uśmiech i przenosząc wzrok na mężczyznę, który rzucił, że dobrze go widzieć i cieszy się, że ma kolejnego kompana do picia. Nicole przewróciła oczami, czując, że to kolejne osoby, których serca zostały podbite przez Nicka i nawet jego spóźnienie uszło płazem. Nick taki był – wszyscy wszystko mu wybaczali, a on stawał się królem towarzystwa, jakby w magiczny sposób spływała na ludzi w pokoju otoczka miłości do chłopaka.

Victor zacisnął dłonie w pięści, stojąc na schodach, gdy dół wypełnił się głosem Donovana. Po cichu liczył, że już więcej go nie zobaczy i nie miał pojęcia, co zdziwiło go bardziej: fakt, że chłopak jednak się zjawił, czy może jednak to, że Nicole stała obok niego jakby nic się nie stało. Znał charakter dziewczyny i był pewien, że rzuci się na Nicka ze złością, a nie z uśmiechem zajmie jego bok podczas szopki z pierwszym spotkaniem.

W dziwny sposób, pomimo własnego uprzedzenia, się jej nie dziwił. To na pewno niekomfortowe być na takiej imprezie samemu, chociaż gdyby starszy z braci Mitchell był w mieście – na pewno to on zająłby miejsce chłopaka. Gabriela jednak nie było, no i Victor musiał pamiętać o najważniejszym: jeżeli jego teoria jest słuszna, mógł mieć na wszystko oko, kontrolując całą sytuację. Dla czegoś takiego mógł poświęcić swój komfort.

– Będziemy potrzebować saletry, benzyny, taśmy klejącej i lin. I worków. Dużych worków – usłyszał za sobą szept. Odwrócił się i spojrzał na Philipa, który w ciągu sekundy zrozumiał, że jego żart nie ma sensu, ale jednocześnie w niego brnął, licząc, że przynajmniej na moment szczęka Victora rozluźni się wraz z pięściami. – Chyba że umiesz zrobić to swoje abrakadabra i zamienisz go w pył. – Wykonał gest niczym z bajki Disneya o magikach, udając, że posypuje powietrze magicznym pyłem. – Hej, żartuję tak, okej? Bo zaraz to na mnie zrobisz abrakadabra.

– I zamienię się w hetero, a ciebie zmuszę do wiecznego patrzenia, jak zabawiam się z panienkami?

– Chłopie, takiej mocy to na pewno nie masz.

Oboje się zaśmiali i nawet nie zorientowali, gdy przed nimi stanął nikt inny jak Nick i Nicole. Zmieszana dziewczyna unikała wzroku brata, a ten żałował, że ich „magiczne abrakadabra" nie pozwala na nagłą telepatię, bo chętnie rzuciłby jej kilka nieprzyjemnych epitetów i poprosił, by na siebie uważała.

– My to się chyba jeszcze nie znamy. – Wyciągnął dłoń w stronę Philipa, wcześniej rzucając krótkie „Hej, Victor".

– Swoje słyszałem na twój temat. Philip Carter.

– Mam nadzieję, że same najlepsze rzeczy. Chociaż po wczorajszym chyba wolałbym nie wiedzieć.

Niezręczną otoczkę przerwał Domenic, który wypadł z pokoju jak strzała, od razu zarzucając przyjaciela masą pytań i zgarniając go do pomieszczenia, które mieli zajmować we dwóch. Żartobliwym tonem wspominał wczorajszą rozmowę na jego temat, ostrzegając, że jeżeli zrobi coś takiego ponownie, to pożałuje, bo Nicole strasznie to przeżywała, zamiast wrzucić na luz.

– W ostatniej chwili wypadła mi nagła sprawa rodzinna, miałem dać znać, ale padł mi telefon.

To było pierwsze kłamstwo, na jakim go przyłapała.

Doskonale pamiętała, że dzwoniąc do niego po północy, słyszała dźwięk wykonywanego połączenia, a na skrzynkę przeniesiona została po uciążliwych sekundach powtarzania w głowie obelg, którymi planowała go obrzucić. Myślała o tym przez cały dzień, bo czerwona lampka migała nieprzerwanie. Okej, mógł nie czuć się komfortowo z takim zobowiązaniem, ale wystarczyło, żeby po prostu dał znać i tyle.

Po co kłamać?

– Wszystko gra?

Drgnęła, wyrwana z natłoku myśli i dopiero po chwili dotarło do niej, że pastwiła się nad marchewką, która już dawno powinna być w misce wraz z resztą warzyw. Nawet nie spojrzała na Victora, dokańczając krojenie, aby potem przenieść kawałeczki w odpowiednie miejsce.

– Tak, czemu pytasz?

– Bo nie wyglądasz.

Miała nadzieję, że podczas kolacji jej nerwy miną, a poczucie sprawiania problemu przez zaproszenie Nicka odejdzie w zapomnienie. Wszyscy wydawali się jednak całkowicie akceptować jego obecność, dzięki czemu odetchnęła z ulgą. Philip przerwał początek rozmowy Victora z siostrą, prosząc o pomoc na górze. Ona również w niedługim czasie dołączała do Grace, która uspokajała matkę, zapewniając o tym, że wyglądała cudownie i nie miała powodów do żadnych obaw.

Victor sam nie wiedział, czemu nie umiał utrzymywać pozorów, udając, że nie miał żadnego problemu w związku z pojawieniem się Nicka. Rozum przypominał o chociaż częściowej kontroli, którą miał nad sytuacją, ale serce bolało, bo widział jak łatwowierna w stosunku do niego była Nicole, więc jeżeli Victor zdecydowałby się na jakąkolwiek konfrontację, nie dość, że spieprzyłby najlepszy dzień w życiu jednego z najlepszych przyjaciół, to kompletnie zniszczyłby swoją i tak nadszarpniętą relację z nastolatką. Nie mógł tak ryzykować. W szczególności nie w chwili, gdy nadal ukrywał przed nią prawdę.


***


Cała ceremonia zaślubin minęła zaskakująco szybko, a spacer w jeden z ostatnich cieplejszych wieczorów poprawiał wszystkim nastroje. Alyss żartowała, że o mały krok byłaby uciekającą panną młodą, a Grace z całkowitym przekonaniem potwierdzała, że pomimo ogromu sympatii do Dicka sama pomagałaby matce z ucieczką, jeżeli faktycznie miałaby wątpliwości. Jednak żadne nie dotyczyły jej relacji z mężczyzną, któremu przysięgła miłość, dopóki śmierć ich nie rozłączy. Ani rodziny, którą tworzyła z nim oraz własną córką.

Przysięgi napisane od serca rozczuliły wszystkich gości, a nerwowe śmiechy podsumowywały atmosferę. Jednak, gdy wrócili już do domku, nie było śladów po zdenerwowaniu, a dziwny spokój rozsiadł się na dobre.

– Muszę się napić. – Dick przechodził obok Philipa w stronę barku zaopatrzonego w alkohol, który był dodatkowym prezentem od Roba w pakiecie z całym mieszkankiem.

– A co, już żałujesz? – Przyjaciel poklepał go żartobliwie po plecach, na co ten uśmiechnął się, rozpinając krawat ze stwierdzeniem, że jest strasznie gorąco.

– Na pewno nie wypadały mi z tej sukienki cycki? Nie chcę, żeby na zdjęciach wyszło co innego.

Grace ściągała szpilki, niedbale popychając je stopą pod ścianę przy drzwiach.

– Wyglądałaś świetnie, obiecuję. – Domenic ściągnął marynarkę, zostając w samej koszuli, w której i tak było mu zdecydowanie za gorąco. Winą była powaga całej sytuacji, uderzająca w niego podczas zaślubin. Zwykle nie był sentymentalnym typem, ale dopiero wtedy jakoś dotarło do niego to wszystko. A już w szczególności fakt, że najlepsza przyjaciółka właśnie jego wybrała jako swoją parę, aby w jego towarzystwie świętować tak ważny dla jej rodziny dzień. Czuł się dziwnie wyjątkowo, a uczucie, które od lat próbował w sobie zabijać, teraz powróciło. Miłość, jaką czuł w stosunku do Grace przestała być tylko chwilowym zauroczeniem. Wpadł po uszy, ale ona nadal uważała go jedynie za przyjaciela.

– Zanieść na górę? Idę zmienić koszulę, bo tę upieprzyłem. – Chłopak skinął głową, przyjmując propozycję Philipa. Miał poprosić o to Nicka, jednak ten zniknął na schodach od razu, gdy wrócili.

Carter szedł na górę i wchodził do pokoju, który zajmował z Victorem. Ubrudzoną koszulę zdjął, założył nową i od niechcenia przeszedł w stronę łazienki, chcąc zaprać plamę. To była jedna z jego ulubionych, więc nie chciał spisywać jej na straty tak szybko. Zaabsorbował się pocieraniem plamki, jakby licząc, że sama zniknie i uniósł materiał pod odpowiednim kątem, chcąc zobaczyć, czy faktycznie była jedyną. Uchylone drzwi sugerowały brak jakiejkolwiek żywej duszy w pomieszczeniu, więc zdziwił się, słysząc ze środka:

– ...nie wiem. Próbowałem wybadać teren, ale nie mogę jej znaleźć... Nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby nagle zniknąć podczas ślubu, okej? Nie podnoś na mnie głosu. Jesteśmy tu do jutra, na pewno ją znajdę. Muszę ją znaleźć.

Pech chciał, że mocniej zaparł się nogą, przez co deska wydała nieprzyjemne skrzypnięcie, od razu sugerując jego obecność. Kierowany impulsem wracał do pokoju i zamknął drzwi, nie chcąc ryzykować nieprzyjemną konfrontacją. Nie chciał podsłuchiwać, cel był zupełnie inny. A jednak usłyszał swoje i nie mógł doczekać się pojawienia Victora, aby o wszystkim mu powiedzieć.

Przyjaciel mógł nadinterpretować całą sytuację. To, co wyjawił mu przed kilkoma dniami, było według Phila mocno naciągane, jednak jeżeli cały świat... głównie ten nadnaturalny... działał w ten sposób, mogła to być informacja zaważająca nad kolejnymi wydarzeniami. I to taka, która musiała trafić do Smitha jak najszybciej.

– Okej nie chcę wzbudzać paniki czy coś – powiedział czterdzieści minut później, wykorzystując jedyną okazję, gdy był z nim sam na sam na dworze, a Domenic cofał się do środka po działającą zapalniczkę. Nikt nie mógł ich podsłuchać przynajmniej przez chwilę, więc postanowił wyrzucić to z siebie od razu, zamiast pozwalać na dalszą nadinterpretację. – Ale chyba podsłuchałem coś, czego nie powinienem. Nick z kimś rozmawiał i mówił, że nie mógł znaleźć jakiejś jej. Chyba chciał poszperać podczas ślubu, ale nie miał jak wyjść bez podejrzeń i... – urwał, dopiero wtedy uświadamiając sobie, jak źle to brzmiało. – Cholera to brzmi totalnie absurdalnie, ty w ogóle masz jakąkolwiek pewność, że faktycznie chodzi o jakiś plan zemsty? Bo to nie ma sensu.

– Jesteś pewien, że właśnie to mówił?

– Tak, bo totalnie zdziwiło mnie mówienie o niej. Jakby serio, czego mógł szukać i po co?

Victor rozejrzał się, chcąc upewnić, że na pewno nikt nie słyszał ani fragmentu ich rozmowy, a potem posłał przyjacielowi spojrzenie, którego Carter nie potrafił rozszyfrować. Wyglądało jak mieszanka strachu oraz dziwnej satysfakcji, a on nie rozumiał, co za nią stało.

– Księgi zaklęć. – Mężczyzna wyciągnął telefon z kieszeni, wykonując po chwili połączenie. – Wiem, że to nieodpowiedni moment – mówił, gdy ojciec wreszcie odebrał. – Ale jak będziesz miał chwilę, zajrzyj do domu, okej? Mam przeczucie, że ktoś mógł się wczoraj włamać. I nie panikuj, jeżeli nie znajdziesz księgi, mam ją ze sobą.

– Co się dzieje, Victorze?

– Porozmawiamy o tym, jak wrócę. Daj znać, co i jak, najlepiej esemesem, bo praktycznie nie jestem tu sam. Dzięki.

Schował telefon do kieszeni, niecierpliwie czekając, aż Domenic wróci, żeby wreszcie zapalić. Czuł się tak, jakby wypił na raz pięć kaw, a szybsze bicie serca powodowane adrenaliną zaczynało dawać mu w kość. Był dziwnie usatysfakcjonowany tym, że faktycznie miał rację. Do tej pory szczerze wątpił w przeczucia, które teraz były jak najbardziej słuszne.

– Możesz wyjaśnić mi, o co chodzi? Ale tak w wersji dla debili? – Carter potarł dłońmi ramiona, które obejmowane były przez chłodniejszy, wieczorny wiatr.

– Wiesz, dlaczego Nicka wczoraj tu nie było? Bo poświęcił cały pieprzony dzień, próbując włamać się nam do domu, żeby wykraść jedyną przewagę, jaką nad nim mamy.

– Chyba nadal nie rozumiem.

– Księga zaklęć to magiczny artefakt i to szalenie wyjątkowy. W rzeczywistości istnieje tylko kilka sztuk, każda jest w posiadaniu jednego członka nadnaturalnej rady. Mój ojciec reprezentuje ród Smithów. Uznaliśmy, że bezpieczniej będzie, jeżeli to ja będę miał na nią oko. Z wiadomych powodów, oczywiście.

– Więc jeżeli to ją chce wykraść Nick... – urwał, nadal nie wiedząc, po co mu ona w ogóle była.

– Księga zaklęć zawiera czary, o jakich istnieniu niejeden nawet nie zdaje sobie sprawy. Zaklęcia łączące, które mogą nieodwracalnie połączyć dwa życia albo nawet klątwy. My używaliśmy jej, gdy odbieraliśmy Nicole wspomnienia – wyjaśnił, mając nadzieję, że było to zrozumiałe. Zerknął w stronę drzwi, gdzie Domenic zakładał buty, aby do nich dołączyć. – Więc jeżeli Nick chce ją wykraść, może albo je przywrócić, albo skrzywdzić Nicole w o wiele gorszy sposób. A to wszystko po to, aby skrzywdzić mnie.


***


Cicha, klimatyczna muzyka wydobywała się z przenośnego głośnika długo po tym, jak Dick i Alyss przeprosili przyjaciół, mówiąc, że są zmęczeni i udają się do łóżka. Victor oraz Philip rozmawiali między sobą na szpitalne tematy, a Nicole zawzięcie dyskutowała z Domem o kolejnych szkolnych plotkach, które mijały się z prawdą.

– Dolej mi wina, bo przysięgam, że nie zniosę twojego pieprzenia na trzeźwo – powiedziała, poprawiając się na barowym krześle, które zajmowała. Chłopak machnął ręką, prawie wylewając zawartość swojego kieliszka. W odpowiednim momencie podniesiony został przez Nicka, który zażartował, że mały włos dzielił ich od wypadku.

– No ale taka prawda.

– Tak? – Nicole oburzyła się, słysząc kolejne durnoty z ust przyjaciela. – Tak samo jak ta plota, że jestem w ciąży? – Zachwiała się lekko, zeskakując z zajmowanego miejsca, a po chwili wyprostowała się i pogładziła dłonią brzuch. – Czy to ci wygląda na drugi miesiąc?

– Technicznie rzecz biorąc, jeżeli serio byłabyś w ciąży, to jeszcze nie byłoby niczego widać.

Odwróciła się, obrzucając po chwili Victora pełnym politowania spojrzeniem.

– Boże, weź tu dyskutuj przy lekarzach. Ja tak mam codziennie, wiecie? – Gestykulowała z udawaną irytacją, jednak szeroki uśmiech i błysk rozbawienia w oczach doskonale ją zdradzały.

Butelki po winie powoli tworzyły coś w rodzaju kolekcji hańby, a towarzystwo było całkowicie rozluźnione. Nawet Victor wrzucił na luz, pozwalając sobie skupić myśli na czymś innym niż odkryciu dokonanym przez Philipa, gdy podsłuchał rozmowę Nicka. W końcu nie mógł zrobić niczego, a skoro mieli wracać następnego dnia po śniadaniu, resztą na spokojnie mógł zająć się z domu.

Ojciec wysłał do niego wiadomość dopiero po dwóch godzinach od ich rozmowy. I tak jak Victor myślał, faktycznie doszło do włamania. Ludzkie oko nie dostrzegłoby niczego, bo nie wyłamano zamka w drzwiach. To dopiero ślady magii i brak barier nałożonych przez Gideona pokazały całą zbrodnię. Nie musiał być medium, żeby wiedzieć, kto tego dokonał. Ponadto kompletnie nic nie zginęło. Wniosek więc nasuwał się sam.

– Ej ja się chyba położę, nie czuję się najlepiej.

Grace powoli wstała, jednak zawroty głowy znacznie to utrudniały. Nie była pewna, czy winę ponosiła tu ilość spożytego alkoholu, czy jednak nerwy, które wreszcie zniknęły po ceremonii zaślubin. Zwykle nie upijała się tak szybko i teraz chyba nie było inaczej. Problem stanowił jednak uciążliwy ból rozchodzący się po skroniach.

– Odprowadzić cię na górę? – Domenic już gotowy był zeskoczyć z zajmowanego miejsca, jednak uprzedziła go Nicole, mówiąc:

– Stoję już, więc z nią pójdę. Nie upijcie się za bardzo, dopóki nie wrócę.

Uważnie obserwowała każdy krok przyjaciółki w razie, gdyby miała zachwiać się i upaść. Amortyzowała ją na schodach i przepuszczała w drzwiach do pokoju, który zajmowały. Kennedy czuła się fatalnie i od razu padła na łóżko, mrucząc pod nosem, że makijaż zmyje, jak tylko poczuje się lepiej. Narzekała na uciążliwy ból, którego przez wino nie mogła zabić lekami, wciskając głowę w chłodną poduszkę.

– Przyniosę ci mokry ręcznik, okej? Poczekaj chwilę.

Nicole czekała, aż chłodna woda spłynie, by namoczyć materiał tą o zdecydowanie niższej temperaturze. Niemal lodowaty materiał chwilę później lądował na czole przyjaciółki, która kuliła się na łóżku, próbując odciąć pozostałe zmysły. Roześmiane głosy z dołu wbijały się w jej uszy, raniąc je fizycznie i nawet zakrywanie się poduszką nie przynosiło znajomej ulgi. Próbowała skupić się na oddechach i odcięciu od świata, a Nicole patrzyła na wszystko, nie wiedząc, czy może się odezwać i zapytać, czy pomaga.

– Zaraz wrócę – szepnęła niemal niedosłyszalnie, wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi. Potknęła się na ostatnim stopniu schodów, bluzgając pod nosem na swoją niezdarność i dopadła Victora, który głośnym śmiechem reagował na ostatni żart Philipa. Jego ręka ściskała ramię przyjaciela, a ona rzuciła, że poobmacują się później, pytając, co może podać Grace, bo nie wygląda na to, że migrena przejdzie od chłodnego ręcznika. Logika podpowiadała oczywiste, ale i tak liczyła na jakiekolwiek rozwiązanie, chociaż w obecnej sytuacji okłady były jedyną dostępną opcją ratunku.

– Nicka nie ma? – zapytała w końcu, widząc, że towarzystwo zmniejszyło się nie tylko o ich dwójkę.

– Poszedł na górę, mówiąc, że cię znajdzie i zobaczy czy może coś zrobić.

– To chyba się zgubił.

– Albo wpycha nos w nie swoje sprawy. – Philip machnięciem ręki zbył zmarszczone brwi nastolatki, która czekała na wyjaśnienia, bo chyba coś ją omijało.

– Położę się na chwilę z Gee, wołajcie, jakby coś się działo.

– Powinniśmy obudzić Alyss? – rzucił Victor. – To nadal jej córka.

– Poradzę sobie, nie ma takiej potrzeby.

– Krzycz, jakby coś się działo – poprosił Domenic, bawiąc się zapalniczką.

Niemal na palcach stawiała niepewne kroki, nie chcąc narażać przyjaciółki na drażniące dźwięki. Przeklinała to, że nie rozpakowała swoich rzeczy, bo musiała grzebać w celu znalezienia spodenek i koszulki do spania. Po chwili znowu znajdowała się w łazience, gdzie tym razem zamknęła za sobą drzwi, żeby zyskać trochę prywatności.

Przebrała się, a potem kolejny raz wymoczyła ręcznik, nie zwracając uwagi na to, że skapywała z niego woda. Wychodząc na korytarz, wpadła na Nicka, który, jak gdyby nigdy nic, stał przy drzwiach pokoju zajmowanego przez Victora oraz Philipa.

– Wszystko gra?

– Gee ma migrenę, więc zostanę z nią na jakiś czas – wyjawiła. – Domenic pewnie wariuje, udając, że wcale się o nią nie martwi, także możesz go zagadać. Powinnam później zejść, ale niczego nie obiecuję. Wiem, że mamy kilka spraw do obgadania, ale chyba mogą poczekać.

– Jasne, totalnie to rozumiem. Powodzenia.

– Dzięki.

Weszła do pomieszczenia, zostawiając lekko uchylone drzwi. Smuga światła z korytarza była jedynym oświetleniem, bo nie chciała zapalać nawet lampki. Ciemność w połączeniu ze spożytym alkoholem zadziałała usypiająco, a ona kręciła się po mediach społecznościowych, nie mając co ze sobą zrobić. Zielona kropka zaświeciła się przy imieniu Gabriela, a ona rzucała żartobliwym tekstem o bezsenności, pytając, jak jego wyjazd. Krótkie „nic mi nie mów" rozpoczęło dociekliwą serię pytań i prawie przysnęła, dostając po dziesięciu minutach zaskakująco długą wiadomość, zakończoną:

Ivana tu nie ma i ja pierdole żałuje, że dałem się w to wciągnąć.

Nicole zmarszczyła brwi, bo do ostatniej chwili była pewna, że obu braci nie było w mieście. Pocieszała chłopaka, dodając, że tutaj też nie obeszło się bez dram, ale o tym chętnie opowie, jak już się spotkają. Odłożyła telefon na szafkę nocną, poprawiła poduszkę i pozwoliła sobie na pięć minut drzemki, bo oczy same zamykały się przez panujący mrok.

Gdy się obudziła, doskonale słyszała podniesione głosy z dołu. Dłuższą chwilę dodawała dwa do dwóch, sprawdzając po chwili czoło Grace, której gorączka całkowicie spadła. Przeciągnęła się, wychodząc na korytarz i nasłuchiwała przez chwilę śladów świadczących o panującej awanturze. W rzeczywistości konflikt dopiero się zaogniał, ale ignorowała to, zamykając się w łazience, bo opróżnienie pęcherza było jej priorytetem.

– ...i uwierz, że jeżeli sam miałbym córkę... – Victor nie wierzył w to, co właśnie usłyszał. Krew wrzała w ciele, gdy wcisnął się Nickowi wpół zdania, rzucając:

– Co ty powiedziałeś?

Jeżeli wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadały mu, że chłopak znał prawdę, teraz ostatecznie upewniły go w tym fakcie, stanowiąc namacalny dowód.

– ...siostrę. Chodziło mi o siostrę. Język mi się plącze przez alkohol – wyjaśnił Nick, chociaż obaj wiedzieli, że było to wierutne kłamstwo. – Gdybym sam miał młodszą siostrę, na pewno szalałbym z chęci ochrony jej przed całym światem i każdym facetem, który chciałby ją przelecieć.

Victor zastanowił się tylko przez moment, zanim słowa faktycznie opuściły jego usta.

– W co ty pogrywasz? I jak długo chcesz to ciągnąć?

– Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówisz.

Furia narastała w mężczyźnie, w szczególności, że uważnie obserwował, jak chłopak dopijał swojego drinka ze stoickim spokojem. Czy taki był jego plan? Sprowokować go do niewygodnych wyznań? Posmak alkoholu był paliwem napędowym wściekłości. Kolejne słowa padały, chociaż na trzeźwo na pewno zachowałby je dla siebie... a może i nie? Tego wszystkiego było dla niego za dużo, a teraz miał wrażenie, że dawał robić z siebie debila, którym przecież nie był.

– Jeżeli chcesz ją skrzywdzić po to, żeby dostać się do mnie, to ostrzegam, żebyś odpuścił.

– A nawet jeśli, to co zrobisz? – Ciężar spojrzenia prosto w oczy był dla Victora nie do zniesienia, ale to dopiero następne słowa były prawdziwym ciosem. – Zabijesz mnie tak, jak zabiłeś Jeremy'ego?


********

Próbuję coraz rozważniej planować publikowanie nowych rozdziałów, bo jeszcze nie postawiłam ostatniej kropki w 40 części. Jak na ironię nie umiem skończyć finałowych scen... albo nie chcę? Ogólnie chyba chodzi jednak o to , że tak długo czekałam na ten moment, a jednak czuję się totalnie niewystarczająca do tego, aby napisać to w satysfakcjonujący dla siebie sposób. 

Legenda głosi, że któregoś dnia faktycznie chwycę byka za rogi... ale to nie będzie jeszcze dziś. 

Kilka słów na temat treści chętnie zobaczę w komentarzach albo na Twitterze pod #OJSZD <- wrzucam tam również fragmenty oraz spoilery, więc warto tam czasem zerkać.

Buziaki i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top