84.Brett
On. Mnie. Pocałował.
Kurwa, tak! Tak długo na to czekałem. Ten pocałunek był jednak inny. Taki delikatny i uczuciowy, ale i tak dostałem przez niego palpitacji serce. Po prostu był idealny. Nie wiem dlaczego, lecz mam wrażenie, że moje kolejne pocałunki powinny być takie, a nie inne. I tylko z Liam'em.
- Może Samira wam opowie.- zaproponował Minho, a ta posłała mu mordercze spojrzenie.
-Sami? Ale co ma nam niby powiedzieć?- zdziwiła się jej dziewczyna.
-Prawdę i tylko prawdę.- powiedziała Alex i usiadła na swoim łóżku, obok Connor'a.
I zaczęło się na nowo. Zastanawia mnie tylko jedno, czy my też mieliśmy takie miny jak nam mówili prawdę. Katy, Edawn i Wendy mieli takie wyrazy twarzy jak byśmy zamienili się w kosmitów i mieli zjeść ich mózgi.
-Cały czas to ukrywaliście?!- wydarła się czerwonowłosa na nas i wstała z jednego dywanu.
-Serio zaraz ci mordę zakleję.- mruknął Max i zaczął bujać śpiącego Scott'a na jego kolanach, żeby się nie obudził.
- Cały czas nas oszukiwaliście?- powiedziała zszokowana tęczowowłosa.- Ty też?- spojrzała na swoją dziewczynę.
-To nie tak.- powiedziała podchodząc do Katy i siadając na przeciw niej.- Chciałam ci powiedzieć, wiele razy, ale chciałam cię również chronić przed prawdą, bo była byś zagrożona, a tego nie chciałam. Masz być bezpieczna, rozumiesz?Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda, bo cię kocham
-Chmurko.- westchnęła wzruszona.- Też cię kocham, ale następnym razem mów mi prawdę, dobrze?
-Tak. Nie jesteś zła?- zapytał zmieszana dziewczyna.
-Nie no coś ty, na ciebie nigdy, bo przecież też cię kocham.- odrzekła czule.
Samira przytuliła się do swojej dziewczyny mocno. Zawsze je do siebie ciągnęło i wiedziałem, że prędzej czy później będą razem i co nie myliłem się.
-Fajnie, że się lovcicie i takie tam.- odezwała się Wendy ponownie.- Jednak nadal nie wiemy, co się dzieje teraz!
-Pierdole.- warknął Max głośno, a potem uśmiechnął się rozczulony do Scott'a i cmoknął go w czoło.- Cześć wilczku.
-Czemu krzyczycie?- zapytał cicho i potarł oczy rękami.- Max?
-Jestem misiu.- powiedział i przytulił go od tyłu jak usiedli na łóżku obok Alex, która przyglądała się im z leciutkim uśmiechem.-Wendy się tylko drze.
-Powiedzieliście im prawdę?- powiedział cicho i cmoknął go w szczękę delikatnie po czym położył głowę na ramieniu mojego przyjaciela.
Na ten gest coś mi się w brzuchu skręciło. Max się usamodzielnił i znalazł sobie kogoś, znając życie na stałe, oczekuje już dziecka i jest szczęśliwy, a miesiąc temu zarzekał się na swą duszę, że nikogo nie będzie miał na stałe do trzydziestki., a tu znalazł z jego planów nici. Mimo, że zachowuję się czasami jak dupek czy idiota, nie znaczy, że nie chcę kochać i być kochanym. Nie wiem jak, ale kiedy dogryzam sobie z Liam'em nie czuję, żadnej pustki, która jest we mnie. Nie chcę być przy nim tym dupkiem, który kogoś przeleci i zostawi. Przy nim czuję, że mogę się zmienić na dobre, a to tylko dla tego, żeby zobaczyć jego piękny i nieśmiały uśmiech. Boże co on ze mną zrobił.
-Tak.- odezwał się Brad.- Ale do Edawn'a to chyba nie dotarło.
-Dotarło tylko..- zaczął jak by się nad czymś zastanawiając.- Zastanawiałem się skąd was znam i teraz wiem. Theo mi o was mówił. Myślałem, że to tylko zbieg okoliczności z tymi imionami, ale jednak nie.
-Co mówił?-Isak ożywił się natychmiast.
-Że bitwa rozegra się w tedy kiedy będzie wschód słońca.- powiedział niepewnie.- I że jeżeli się nie myli to większość będzie chciało zabić to co jeszcze się nie narodziło.
-Nie narodziło?- zdziwiłem się.
-Jeszcze to, pięknie, a miała być tylko wojna i po sprawię.- Alex upadła na plecy z westchnieniem.
-Skąd znasz Theo?- zapytał się Brad.- Nigdy nam o tobie nie mówił.
-Spotkaliśmy się kilka razy, ale opowiadał o was na okrągło.- powiedział i podrapał się po karku.
-Teraz sobie o tym przypomniałeś?- zapytał go Minho.
-No sorry, byłem zajęty.- mruknął w odpowiedzi.
-Tak, uganianiem się za Wendy.- dodał Dylan na co zaśmiałem się.
-Możecie mnie w to nie mieszać?- zaczęła lekko zirytowana dziewczyna.
-Zaraz..- powiedział Connor zrywając się z łóżka.- Pamiętacie to co opętał Liam'a? Nie chcę was straszyć, ale ono mówiło o nienarodzonym dziecku, że jest silne i...
-Oni będą chcieli zabić mnie i zabić moje dziecko.- dokończył Scott drżącym głosem, a jego oddech stał się nierówny.
-Nie, nie, nie.- mruknął Max i objął bruneta, mordując wzrokiem Connor'a.- Nic się nie stanie, obiecuję ci to wilczku. Tak? Jesteś bezpieczny nie ważne gdzie będziesz, będę i ja. Nic ci nie grozi, nie pozwolę cię skrzywdzić.
Tym razem nie przez mnie Scott wpadł w histerie, ale nie ma powodu do świętowania, bo on zaczął płakać, nie głośno, tylko cicho i w koszulkę Max'a. To był smutny widok, nawet jak dla mnie.
-Choć wilczku.- zaczął delikatnym głosem blondyn.- Położymy się u nas w pokoju, tak?
Brunet nie odpowiedział, tylko schował głowę w zagłębieniu jego szyi, kiedy ten wstał z nim na rękach i wyszedł z pokoju, zamykając nogą drzwi za sobą, wcześniej jeszcze obdarzył nas jadowitym spojrzeniem.
-Idiota.- syknął Evan do Connor'a.
Nawet ten nie zdążył odpowiedzieć, bo dostał poduszkami prostu w głowę. A mi przypomniało się jak Liam, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz rzucił we mnie kulą do kręgli. Teraz to wydaję się być tak odległe.
-Pamiętasz jak nie mógł sobie poradzić z tym co powiedział mu w tedy ten psychopata?- warknęła na niego Wendy.- A teraz pod koniec tygodnia ma rodzić, a ty mu mówisz, że coś będzie próbowało zabić jego dziecko, które kocha nad życie!
-Przepraszam no.- powiedział i rzucił trzy poduszki na łóżko, którymi zdążył już dostać.
-Chciał go tylko ostrzec.- powiedziała Alex, stając w obronie chłopaka.-A z resztą musimy coś wymyślić, żeby ochronić Scott'a.
-Na bitwę na pewno nie idzie.-Isak wtrącił się jak pierwszy.
-Ale Max dobrze walczy.- wtrącił się Edawn.- Przyda się.
-Teraz nie opuszcza go na krok, a teraz dowiedział się, że coś mu grozi. Musimy po prostu zrobić coś żeby Scott był bezpieczny, bo inaczej Max nigdzie nie pójdzie.- rzekłem.
-Barierę mamy, ale nie wiem ile wytrzyma.- wtrąciła się Alex.- Może jakieś coś ochronne przed potworami, żeby nie mogły się do niego zbliżyć.
-Może Markus coś wie.- mruknęła Samira.
- Kwiaty jarzębiu. - usłyszeliśmy w kącie głos mężczyzny, a Wendy wydarła się i wskoczyła na kolana Edawn'a.
-Nie strasz.- powiedziałem i usiadłem na łóżku.- Kwiaty jarzębiu?
-Jedyne co przeraża te potwory i robi barierę ochronną przeciw nim na stałe jest jarząb. Bo to kwiat jasności. Nie wiem dlaczego, ale tak jest.
-Skąd my teraz wytrzaśniemy ten kwiat?- zapytała się Katy.-Isak?
-Zobaczę, co da się zrobić.- powiedział i wyciągnął rękę przed siebie.
-Nie w moim pokoju!- krzyknęła różowowłosa natychmiast, widząc jego poczynania.
-Ahgh.- jęknął, łapiąc Evan'a za rękę i wychodząc z pokoju.- Jak coś już zrobię to was zawołam.
W pokoju zapanowała cisza, nikt się na odzywał. Nawet jak bym chciał to i tak nie mam do kogo. Przecież nie ma Liam'a.
-Nooo nieźle nastraszyliście Scott'a- powiedział niepewnie Markus. Wszyscy spojrzeliśmy na niego z niedowierzaniem. Równocześnie ruszyliśmy w stronę wyjścia z pokoju Alex.-Dobra rozumiem.- dodał.- Jesteście zajęci.
Westchnąłem i ruszyłem w stronę mojego pokoju. Usiadłem na łóżku i wplątałem dłonie we włosy. Mam dziwne przeczucie pustki i tęsknoty. Z tego co mówił Mikey przeciwieństwa się przyciągają, a Liam jest moim przeciwieństwem, prawda?
Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i włączyłem go. Jakieś czas temu skołowałem sobie numer krzykacza, dzięki pomocy takiego jednego. Nie wiem, czy dzwonić, czy nie. Raz kozi śmierć! Wcisnąłem słuchawkę i przyłożyłem sobie telefon do ucha. Czekałem chwilę, aż ktoś raczy odebrać połączenie i się doczekałem.
-Liam?- zapytałam, bo trzeba cię upewnić, czy to on.
-Brett?- usłyszałem z drugiej strony.- Coś się stało, że dzwonisz?
-Nie nic.- odrzekłem spokojnie.- Jak wam idzie?
-Dzięki mocy Thomas'a dotarliśmy już prawię pod ocean.- powiedział.- Jutro zrobimy zamieszanie i wypierdolimy ludzi z mieszkań... Zaraz, skąd masz mój numer?
-Yyyy to ciekawa historia.- zmieszałem się natychmiast- Z resztą gdzie teraz jesteście?
-W autobusie.- odrzekł jak by roześmiany.- Krecie czy ty mnie stalkujesz?
-A ty mnie pocałowałeś?- rzekłem i położyłem się na łóżku.
-Będziesz mi to teraz wypominać?- usłyszałem jego zirytowany głosik.
-Oczywiście.- mruknąłem.
-Dlaczego dzwonisz?- zapytał nagle, niepewnym głosem.
-W sumie to nie wiem.- westchnąłem.- Tak jakoś..
-Wiesz tylko nie chcesz mi powiedzieć.- powiedział pewnym głosem.
Skąd on to wie. Aż tak dobrze mnie zna? Czy jestem tak przewidywalny?
-Brett? Jesteś tam?- Liam zadał pytanie.
-Bo chciałem usłyszeć twój głos.- powiedziałem szczerze i szybko. Teraz czekam jak mnie opierdoli, a potem znowu zaczynam się o niego starać. To podrywanie go już weszło mi w krew. -Nie krzyczysz.- stwierdziłem, kiedy chłopak nie odzywał się przez chwilę i było słychać tylko jego oddech w słuchawce.
-Bo nie mam dlaczego krzyczeć, zazwyczaj mnie wkurwiasz i irytujesz, ale to co powiedziałeś było słodkie.- odpowiedział i usłyszałem jego chichot w słuchawce.- A po za tym ja jakby też chciałem cię usłyszeć.- mogę przysiąc, że się zarumienił.
-Jak się nie drzesz masz ładny głos.- mruknąłem
-Dzięki?- rzekł niepewnie.- Ale w sumie ty też masz łady głos i taki sekso... znaczy męski.
-Ja wiem co słyszałem.- uśmiechnąłem się szeroko.- Co jeszcze we mnie jest coś seksownego?
-Spierdalaj!- krzyknął do słuchawki.
-Liam idź w końcu spać!- usłyszałem głos Thomas'a gdzieś z tyłu.
-Muszę kończyć.- rzekł jak by ze smutkiem.
-Zadzwonię jutro rano, albo ty zadzwoń jak będziecie wracać.- powiedziałem nadal z lekki uśmiechem.- O i dokończymy jutro naszą rozmowę.
-Wiesz na co mam ochotę?- szybko dodał.- Pocałować cię.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo chłopak się rozłączył. Zaśmiałem się pod nosem i zakopałem pod kołdrę. Zamknąłem oczy i z uśmiechem na ustach odpłynąłem do krainy snów. Nie wiem dlaczego, ale śnił mi się taki jeden mały niebieskooki złośnik.
XXXXXXXXX
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top