32. Martwię się.

Taki rozdział nie był planowany. Podobny miał pojawić się przed epilogiem, ale z racji stanu Veronici i jej upojenia alkoholowego nie było innej możliwości. W końcu pewnie urwie jej się film, więc będzie problem z pamięcią. A chyba przyda Wam się wiedza: cóż tam siedzi w innej głowie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo pisało mi się go bardzo dobrze. Dlatego łapcie i czytajcie, co ma nam do powiedzenia pewien przystojny brunet. Nie jest to jednak wszystko, co siedzi mu w głowie. Taki zalążek...

Miłego czytania.

NICHOLAS P.O.V.

Wpatrywałem się w jeden punkt, podrygując przy tym prawą nogą. Taki syndrom niespokojnych nóg pojawiał się kiedy byłem zdenerwowany. A ja byłem w tamtym momencie zajebiście wkurwiony do tego stopnia, że aż sięgnąłem po piwo. Mimo że nie powinienem, bo miałem kiedyś skłonności do nadużywania i bardzo bliski do wpadnięcia w stan uzależnienia, to musiałem. No kurwa, musiałem wtedy odreagować. Pewna dziewczyna o czekoladowych włosach mnie doprowadziła do tego stanu. Była tego dnia niesamowicie nieznośna i nie miałem pojęcia co znów jej odbiło, że jej zachowanie zmieniło się tak diametralnie. Zaczęła mnie unikać, potem była opryskliwa, a na końcu zaczęła te chore akcje, które tak bardzo do niej nie pasowały.

Jak ona mnie wkurwiała...

– Fajna dupa, nie? – pierdolił coś tam Chris, ale nawet się nie odwracałem w jego stronę.

On też mnie wkurwiał. Schlał się debil jeden, do tego stopnia, że wyrzygał się na jakąś dziewczynę i dostał zakaz picia. Nie tak, że mu zabranialiśmy, a sami chlaliśmy. To tylko chodziło o jego dobro, żeby nie stękał na drugi dzień i nie miał pretensji, że go nie przystopowaliśmy. A taka sytuacja już kiedyś się zdarzyła, więc reagowaliśmy, póki nie było za późno. Teraz już nieco wytrzeźwiał, ale dalej pierdolił farmazony.

Szkoda, że ktoś inny nie chciał słuchać rad starszych...

– Słuchasz mnie? – ciągnął dalej.

– No – burknąłem na odczepne, ale nawet nie obchodziło mnie, co on gadał, bo w głowie miałem ciągle jeden obraz. Jedną osobę, która krążyła ciągle w moich myślach i nie potrafiłem się go pozbyć. Być może nie chciałem.

– Zatopił byś usteczka w tych cycuszkach, co?

– No – odpowiedziałem bez zastanowienia.

On dalej pierdolił. Czy tak trudno, było zrozumieć, że nie miałem ochoty na rozmowę?

Wypatrywałem w tłumie naszych znajomych, oprócz Veronici i Margo, które poszły do domku. Margo bolała głowa, a Veronica z każdą chwilą przesadzała z ilością alkoholu, jak i ze swoimi wybrykami. Całe szczęście lisicy jakoś się udało ją przekonać, żeby poszła z nią, pod pretekstem, że boi się sama być, a Liamowi kazała zostać, by nie tracił już i tak krótkiego pobytu na wyspie. Oczywiście oprócz jej niedyspozycji głównym powodem było zachowanie Veronici, dlatego wspólne się zgadaliśmy, żeby dla jej dobra zabrała ją do domku. Ja odpadałem, bo zachowywała się tak, jakby miała ochotę co najmniej wydłubać oczy albo urżnąć fiuta. To ostatnie było bardziej prawdopodobne.

Na horyzoncie pojawił mi się ten typiarz, który przystawiał się do Roni. Fajfus zjebany. Już wytrzymałem jak z nią tańczył, w końcu to nic takiego. Żyłka zaczęła mi pulsować, gdy zaczął sukinsyn ją obłapywać. Ciśnienie miałem już na granicy normy i myślałem, że wybuchnę, gdy widziałem, że Veronice się to podoba. A potem ten pocałunek. Miałem ochotę wyszarpać gnoja za szmaty i zedrzeć mu ten jebany uśmieszek, a fiuta ukręcić przy samej dupie. Nosz kurwa mać! Ona do reszty straciła rozum. Chyba przez tę jebaną trawkę. Myślałem, że wyjdę z siebie, gdy buchnęła mi tym skurwysyństwem w twarz. Nie byłem święty i dobrze wiedziałem, że to zioło. Sam w końcu jarałem i nie tylko, ale to było dawno za szczeniackim czasów. A do Veronici to w ogóle nie pasowało i dobrze wiedziałem, że coś musiało się wydarzyć. Znałem ją na tyle, by potrafić dostrzec, że odreagowywała w ten sposób. Oczywiście nie byłem aż tak głupi, by nie domyślić się, że chodziło zapewne o mnie. Choć może jednak głupi, bo nie miałem pojęcia, dlaczego żywiła tę niechęć do mnie.

– Rżnął w krzakach do samego rana? – Znowu odezwał się Chris, .

– No.

Ja pierdole, co za męczydupa.

– A potem leżelibyście wtuleni w swoje nagie ciała, wpatrując się w księżyc. Ty szeptał byś jej do ucha: przepraszam, zawiodłem cię, Veronico. Podobasz mi się, zależy mi na tobie, ale jestem totalnym debilem i nic z tym nie robię.

Zawiesiłem się w ostatniej chwili, nie wypowiadając kolejnej wymijającej odpowiedzi.

Skurwysyn jebany!

Przeanalizowałem jego wcześniejsze pytania. Co za idiota.

Westchnąłem i spojrzałem na twarz zadowolonego blondyna.

– Mylisz się.

– Tak, tak. Oszukuj się dalej. Tylko pamiętaj, że ktoś może ci ją sprzątnąć sprzed nosa, a wtedy będzie za późno.

Nie odpowiedziałem. Powróciłem wzrokiem do tłumu ludzi.

Wiem, że miał rację. To było więcej niż pewne. Niejeden koleś się koło niej kręcił, co mnie cholernie wkurwiało, ale nie mogłem się przemóc i nie robiłem nic, by wróciło to, na czym stanęliśmy. Za daleko to zaszło, a ona zasługiwała na kogoś lepszego. Z kimś innym byłoby jej lepiej... lżej. Chciałem, by była szczęśliwa. Ja ją tylko raniłem. Jak zresztą każdego. Wszystko zjebałem. Chciałem, by znowu mi zaufała. Wiem, że potrzebowała czasu, by to zrobić. Dlatego nie chciałem dać za wygraną i zaprzepaścić tej znajomości, ale w stosunkach czysto przyjacielskich.

Myślałem, że już wszystko było na dobrej drodze, że sobie wyjaśnimy na czym stoimy i będzie lepiej. I może nie robiłem nic, by ją zdobyć, bo po prostu na nią nie zasługiwałem, ale chciałem porozmawiać i wyjaśnić wszystko. Mylił się jednak w kwestii naszej relacji. Ona już nigdy nie pozwoliłaby mi się posunąć tak daleko. Za bardzo ją zraniłem i nie dziwiłem się, jakby w ogóle nie chciała mnie znać. A co dopiero się spotykać.

Początkowo chciałem się od niej odciąć całkowicie, by zapomniała o mnie i nie wchodzić jej w drogę. Dla jej dobra. Zbyt poważny ciężar nosiłem na barkach, a nie chciałem, by coś jej się stało. Tak jak chciałem to zrobić, tak nie potrafiłem. Jakaś niewidoczna siła ciągnęła mnie do niej. Brakowało mi jej i kiedy się pojawiała, to nie potrafiłem obejść się bez kontaktu z nią. Chciałem, żeby była w moim życiu, by wiedziała, że jest dla mnie ważna, ale  jeszcze ważniejsze, było jej bezpieczeństwo. A z tym był już mały problem, biorąc pod uwagę moją przeszłość. Dlatego chciałem z nią pogadać, wytłumaczyć wszystko, ale ona się na mnie obraziła i za chuja nie wiedziałem, o co. Nic nie zrobiłem. Tańczyłem tylko z Mariet, o którą była zazdrosna, co oczywiście mile popieściło moje ego. Chociaż się zapierała, że nie i tak nie wierzyłem w te bajeczki, że nie jest. Wytłumaczyłem i wszystko było okej. A potem chuj w bombki strzelił. W Veronicę wstąpił diabeł. I nawet nie chciała ze mną gadać. Więc co więcej mogłem zrobić?

Zniosłem ją z parkietu, odrywając ją wcześniej od tego zjebusa. Myślałem, że złoję jej tę kształtną dupę, by wybiła sobie te głupie pomysły z głowy. Wiedziałem, że robiła to specjalnie. Widziałem, jak patrzyła na moją reakcję. Może liczyła na jakiś atak zazdrości. No i dobrze liczyła, bo miałem ochotę tam podbiec do tego szmaciarza, ale Margo mnie zatrzymała i powiedziała, że tylko pogorszę sytuację. Więc wymyśliłyśmy odbijany. Dobrze wiedziałem, że z chęcią do mnie nie pójdzie, to ją stamtąd wyniosłem i próbowałem rozmawiać. Jedynie mi odburkiwała i pyskowała, chwilę była spokojna, jakby coś w głowie analizowała i już myślałem, że jej przeszło, ale nie. To był dopiero początek. Pół godziny później siedziała z jakimiś swoimi znajomymi i znów piła i paliła – nie mam pojęcia co. Wpadła na genialny pomysł, by wskoczyć do wody nago gdzieś na wschodniej części jeziora z jakimś szemranym towarzystwem, ale Margo jej to wyperswadowała. Za to zagrała w jakąś pojebaną grę, w której odprawiała tańce erotyczne bez koszulki z jakimś zjebusem. Wyglądało, jakby koleś chciał ją wyruchać na parkiecie i byłem już na skraju wytrzymałości, aż sięgnąłem po alkohol. Miałem ją na oku cały czas z Margaret i jak się oddalała, to interweniowaliśmy, ale do niej, to jak grochem o ścianę. Nic nie docierało. Kompletnie. Dopóki nie chciała się wybrać z typami od zioła na przejażdżkę. Wtedy był definitywny koniec jej zabawy, która nie była dla mnie w ogóle zabawna. Margo zabrała ją do pokoju i od godziny już tam siedziały.

– Idź do niej i pogadaj z nią. – Chris zwrócił znów swoją uwagę na mnie.

– Jest pijana, a poza tym nie chce ze mną gadać.

– To jutro. Na trzeźwo.

– Okej.

– Ale wszystko jej powiedz.

– Nie ma takiej potrzeby. Za bardzo to skomplikuję. Choć nie wiem, czy da się jeszcze bardziej.

Chciałem z nią pogadać, ale nie musiała o wszystkim wiedzieć. Nie wszystko ułatwiłoby nam naszą domniemaną przyjaźń. Miało być prościej i bezpieczniej dla niej, ale nawet nie wiem, czy miało to jakiekolwiek już znaczenie, skoro i tak nie chciała do siebie dojść.

– Jesteś głupi.

– O czym gadacie? – Naszą rozmowę przerwał Daniel, który wrócił z parkietu z Abi, która też nieźle tego dnia balowała.

– O pojebanym charakterze Nicka – odpowiada Chris.

– Znasz go od paru dobrych lat i dopiero teraz to zauważyłeś, że jest pojebany? Nicholas to stan umysłu – dociął mi Dan, na co prychnąłem.

– Jebcie się oboje. Tak jest dla niej lepiej.

– Minęły cztery lata, Nick. Nie pracujesz już dla Merlino, więc dlaczego nie chcesz pozwolić sobie na szczęście? Czemu nie chcesz na nowo spróbować? Przecież widzimy, że ci na niej zależy – kontynuował Dan.

– No właśnie o Merlino tutaj chodzi – mruknąłem cicho.

– Co? – dopytywał. – Nico, w coś ty się znowu wpakował?! – podniósł głos.

– Nic.

Prawie.

– Nicholas, nie pierdol, że znowu w to wszedłeś?

– On chce, żebym do niego wrócił.

– Ale się nie zgodziłeś, oczywiście!

Nie odpowiedziałem przez chwilę, co wywołało poruszenie u moich kumpli.

– Nie pierdol! – Chris wstał i zaczął krążyć w kółko. Daniel potarł twarz i spojrzał na mnie, jak na przybysza z kosmosu.

– Nie wróciłem. Tylko musiałem zadbać o jej bezpieczeństwo – wyjaśniłem, ukrywając jeden mały fakt, o którym nie musieli wiedzieć. Im mniej wiedzieli, tym lepiej im się spało.

– W coś ty się znów wpakował? – dopytywał Dan, ale uparcie się nie przyznałem. Dobrze wiedziałem, jakie kazania, by mi prawili, gdyby się dowiedzieli.

– W nic. Zrobiłem to, co powiniem. Dla niej!

Wyrzuciłem pustą puszkę piwa na koc i nawet odechciało mi się brać kolejną. Kusiło mnie, by iść do Veronici, ale wiedziałem, że nie mogę.

– Oo, Margo idzie – odezwała się Abi, która chyba nawet nie zaczaiła o czym gadamy, bawiła się w trakcie telefonem i chichotała pod nosem. Ona też nadawała się do odstawienia do domu.

Obejrzałem się w kierunku, w którym patrzyła Abigail i aż wstałem ze zdenerwowania. Ruda szła sama.

– Mały próblem jest – zaczęła, kiedy znalazła się bliżej nas – Veronica wyszła z domu.

Była nieco przestraszona, a te słowa wypowiadała tak cicho, jakby obawiała się mojej reakcji. Miałem ochotę krzyknąć, że miała jej pilnować, ale opanowałem się, bo nie mogłem się wyżywać na niej, za głupie pomysły jej przyjaciółki. Wiem, w jakim była stanie i już mnie nic nie dziwiło do czego, byłaby zdolna.

– Jak? – zapytałem spokojnie, choć w środku szalałem. Mogło jej się coś stać. Była za bardzo pijana, by myśleć racjonalnie. Ktoś mógł jej zrobić krzywdę.

Cholera jasna!

– Ogarnęła się, w miarę możliwości i powiedziała, że idzie spać. Odczekałam trochę i poszłam się myć, jak wróciłam to jej już nie było. Napisała karteczkę, że mnie zamyka na klucz i idzie się bawić, bo już się dobrze czuje.

– Ja pierdolę! Masz wyjątkowo upartą przyjaciółkę, zwłaszcza po pijaku – zwróciłem się do rudowłosej, która wyszukiwała w tłumie zapewne Veronici.

Przegięła! Jak to mówią? Cicha woda brzegi rwie?

– Ty nie jesteś lepszy, przypominam – dogryzła mi, ale nie skomentowałem.

– Dobra, ja idę szukać jej po ludziach tutaj, a wy patrzcie na parkiecie. Sprawdzicie jeszcze to miejsce, gdzie chciała iść z tamtymi typami.

Każdy rozszedł się w swoją stronę. Po drodze oznajmiłem Liamowi, który wracał ze sklepu z puszkami pepsi, że ma szukać swojej dziewczyny i przy okazji Veronici.

Ta dziewczyna ciagle pakowała się w kłopoty, mimo że uparcie twierdziła, że nie robi głupstw. Zgrywala silna, a tak naprawdę była krucha i potrzebowała swojej ostoi. Nie chciałem żeby cierpiała. Lubiłem, gdy się uśmiecha, gdy jest szczęśliwa, ale doszedłem do tego wniosku za późno. Chciałem ją uszczęśliwiać, bo ona uszczęśliwiała mnie. Była spokojna z pozoru, bo kiedy się wkurzała, to nie szczędziła jadu. Myślałem na początku, że to taka cnotka. Nie spodziewałem się, że odda pocałunek. Ten pierwszy, kiedy nie byłem sobą, przez pierdolonych narkomanów. Miałem zły dzień i wziąłem to cholerstwo pierwszy raz od czasu powrotu do Middletown. Wtedy chciałem ja przelecieć, omamić i zostawić, by cierpiała. A potem, gdy pozwoliła mi się pocałować, przestałem racjonalnie myśleć. Podobało mi się i czułem, że jej też. Zacząłem wtedy inaczej patrzeć na nią, a ten trzask z pysk, ożywił mój popaprany mózg. Potem ciągnąłem to dalej i zatracałem coraz bardziej, nie wiedząc, że igrałem z pierdolonym diabłem i kiedyś się to na mnie odegra. I odegrało, gdy zaczęły się te akcje z jej prześladowcą. Przestałem myśleć o sobie i zacząłem o nią martwić, nawet nie wiem, kiedy to się stało, ale stała się dla mnie ważna. Taki paradoks. Bałem się o nią, jednocześnie raniąc, swoim idiotycznym pomysłem, który z czasem przestał mieć dla mnie znaczenie.

Różniła się od innych kobiet, z którymi się spotykałem. Czyli głównie  z samymi długonogimi blondynkami, które były chętne na wszelakie ekscesy, nie wymagając jakichkolwiek deklaracji. I to mi odpowiadało, nie chciałem związku, bo się do niego nie nadawałem. Wystarczyło, że zniszczyłem życie Rose.

Tym razem zainteresowałem się kształtną młodą kobietą, która nie przypominała anorektyczki z wypchanymi cyckami i ustami. Ale podobały mi się jej pełne krągłe biodra, naturalny niemały, a w sam raz biust, czekoladowe włosy, które mieniły się w słońcu w odcień kasztanowy. Ciemne oczy, które również przypominały ten odcień i biły takim ciepłym blaskiem, w którym można było zatonąć. Jeszcze jej chęć do słodyczy, zwłaszcza czekolady, co pamiętam już od czasów dzieciństwa.

Czekoladowa dziewczyna.

Kiedy zobaczyłem ją na imprezie ledwie ją poznałem. Wydoroślała, stała się kobietą. Piękną kobietą. Odkąd przestaliśmy być dzieciakami, to nie widywaliśmy się już tak często. Potem ja przestałam pojawiać się na imprezach rodzinnych, ścisłej mówiąc u Adama, więc nie mieliśmy okazji się spotykać. Zdawałem sobie sprawę, że również się zmieniłem. Byłem pulchnym małym dzieciakiem, a potem nagle wyrosłem i wziąłem się za siebie. Widziałem ją wcześniej parę razy, ale wtedy była mi obojętna. Kiedy jej się przedstawiłem na imprezie, byłem pewny, że mnie skojarzy, jednak wyglądało, że nie. Być może jako dziecko nie zwracała uwagi na szczegóły związane z nazwiskiem. I to był błąd, że nie skojarzyła, dała mi idealną okazję, by ją zbałamucić. Nie wiedziała kim jestem, więc nie znała mojej przeszłości. Dopóki nie zobaczyła nas Margaret. Ona mnie kojarzyła i chyba bardziej się interesowała wszelakimi nowinkami, bo wiedziała o mnie dużo. I zdecydowanie jej się nie podobało, że się kręcę koło Veronici. Ale ją też dało się łatwo nakręcić na swoją stronę i od tamtej pory zaczęła mi pomagać. Nie ukrywam początkowe spotkania z Roni nie były przypadkowe w czym w dużym stopniu pomagała mi lisica. Jedynie numeru jej telefonu nie chciała dać, ale to nie było nic trudnego, znając kilka osób z jej roku.

Potem zacząłem wprowadzać cały swój plan, jednocześnie nie zauważając, że zaczyna sprawiać mi przyjemność spotykanie się z nią. Kiedy cała się przede mną rozsypała, gdy dowiedziała się o zdradzie jej ojca, zrobiło mi się jej żal. Jednocześnie chciałem strzelić sobie w ryja, za to co chciałem jej zrobić. Nie zasłużyła na to i chciałem to wszystko jakoś odkręcić. A raczej po prostu ukryć prawdę i zapomnieć. Z czasem tak też było, jedynie przypominał mi to ktoś, przez którego to wszystko się wydało. Amanda. Nawet nie wiem, kiedy i dlaczego, ale odsunąłem się od niej, kiedy tylko zacząłem spotykać się z Veronicą. Ona się wkurwiała, ale miałem to gdzieś. Robiła mi jakieś chore akcje zazdrości i chyba zaczęła sobie za dużo wyobrażać w stosunku do mnie, choć nigdy nie łączyło nas nic więcej poza seksem. No i takim jakby koleżaństwem, bo nie ukrywam, że trochę mi pomogła, gdy miałem doła. Nie odsunęła się ode mnie, ale ja jej niczego nie obiecałem. Niczego nigdy nie deklarowałem. Nie czułem do niej nic, poza pociągiem fizycznym, który również zniknął, kiedy pojawiła się Roni. Ta dostawała jakichś głupich ataków złości i zaczęła się dziwnie zachowywać. Śmiać mi się chciało, gdy pokłóciły się na imprezie, na której Roni się na nią rzuciła. Należało się jej, bo przesadziła i nawet nie chciało mi się ich odciągać od siebie, bo Veronica doskonale sobie z nią radziła. Obudził się w niej demon i się nie dziwiłem.

W dzień, kiedy to wszystko się wydało, Amanda od rana wydzwaniała do mnie i wypisywała jakieś dziwne wiadomości, że się zemści, że zakończy to wszystko. Nie wiedziałem, do czego byłaby zdolna. Przestraszyłem się, kiedy powiedziała, że stoi pod domem Veronici. Bałem się, że jej coś zrobi, mimo że nie było Veronici wtedy w domu, to musiałem jechać do Amandy i przetłumaczyć jej na spokojnie, by nic nie kombinowała. Widziałem jak Roni cierpi i jak uchodzi z niej radość, którą miałe okazję coraz częściej widzieć, mimo tego co się działo w jej życiu. Czasem czułem, że to ja sprawiałem, że zapomina o przykrościach i cieszy się z niewielkich przyjemności. Mylne były moje wyobrażenia. Ja tylko ją raniłem, jak zawsze. Jak każdego...

Nagle na mojej drodze zobaczyłem osobę, przez którą dostałem objawienia. Znaczy prawdopodobny powód złości Veronici na mnie.

– Amanda! – krzyknąłem w jej kierunku, by zwrócić na siebie jej uwagę. Stała ze swoimi znajomymi, obściskując się z jakimś fagasem.

– Czego? – zapytała oschle, gdy mnie dostrzegła.

– Co jej powiedziałaś?! – rzuciłem od razu, nie zwracając uwagi na jej znajomych. W dupie ich miałem jak i ją samą. Nie miałem zamiaru bawić się w jakiekolwiek jej gierki. Już namieszała zbyt wiele razy.

– Niby komu?

– Kurwa, co jej nagadałaś?! – Wkurwiony podszedłem do niej i złapałem mocno za ramiona. Jej pożal się Boże facet, od razu się poruszył, ale Amanda skinęła do niego głową i powiedziała, że ma dać jej chwilę.

– Czego ty człowieku chcesz?

– Co powiedziałaś Veronice? – ponowiłem pytanie, precyzując dokładniej, choć wyglądała, że nie wie o co chodzi, to nie dałem się zwieść. Była zbyt dobrą manipulatorką.

– Nicholas, nie wiem o co ci chodzi. Nie gadałam z nią. Nawet się z nią nie widziałam. Zostaw mnie w spokoju.

Mimo iż słuchałem jej, będąc sceptycznie nastawionym, wydawało mi się, że mówiła prawdę, ale nie mogłem być tego pewny.

– Jeśli znowu coś pierdoliłaś albo obraziłaś ją, to pożałujesz tego! Zniszczę cię, a dobrze wiesz, że jestem do tego zdolny. Tłumaczyłem ci, że nic między nami nie będzie, zrozum to wreszcie i daj mi normalnie żyć! – warczałem przez zaciśnięte zęby, zbliżając się do niej. Nie spuszczałem z niej wzroku, który swoją drogą zapewne mógłby mrozić krew w żyłach. Byłem wkurwiony.

Przypomniałem sobie, że po jej desperackim "napadzie" na mnie, gdzie mnie przepraszała
Chciała odnowić kontakt ze mną, gadając jakieś pierdoły, właśnie wtedy Veronica przestała się do mnie odzywać. Prawdopodobnie znów coś sobie dodała.

Jeśli jej zachowanie wynikało tylko z domysłów i opacznego zrozumienia, to przysięgam, że sklepię jej dupę!

Oczywiście wiem, że sam widok musiał ją boleć, jak i przywołać przykre wzpomniania, ale do cholery! Mogła zapytać, pogadać, a nie rzucać się na pierwszych lepszych kolesi.

Ręce opadają przez tę dziewczynę!

Złapałem mocno za ramię Amandy, aż syknęła z bólu. Widziałem przerażenie w jej oczach, gdy wpatrywałem się w nią z tak wielką nienawiścią. Nie miałem zamiaru jej uderzyć, nie byłem damskim bokserem, ale wiedziałem, kiedy będzie się mnie bać. Widziała mnie, gdy traciłem kontrolę nad swoim zachowaniem i wpadałem w furię.

– Nic jej nie mówiłam, przysięgam. Zrozumiałam, że nie mam szans, bo... nie jestem nią. Naprawdę nic nie zrobiłam – kwiliła przestraszona, a ja może nie byłem pewny w stu procentach, ale większym stopniu wiedziałem, że mówiła prawdę.

Wtedy coś mnie podkusiło, by zerknąć przed siebie. W jakieś grupce małolat dojrzałem . Puściłem Amandę, a ta szybko złapała się za ramię i potarła je.

– Obyś mówiła prawdę – rzuciłem na odchodne i ruszyłem niemal biegiem w tamtym kierunku.

Tego już było za wiele, drugi raz nie mogłem wytrzymać tego widoku. Ona znowu się z kimś całowała. Podbiegłem do kolesia, złapałem za szmaty i oderwałem od nieświadomej Veronici. Wziąłem rozmach i z niemałą siłą przyjebałem blond złamasowi  w ryja z prawego sierpowego. Szczyl zatoczył się do tyłu, wpadając na swoich kolegów, którzy go podtrzymali, chroniąc przed upadkiem. Może nie był nic winny, ale jego dłonie, które krążyły po jej pośladkach mnie wkurwiały, a chętny język w jej ustach, podkurwił mnie do cna.

– Co ty wyprawiasz, idioto? – Nagle odezwała się sprawczyni tego zamieszania. Nie wybuchnąłbym, gdyby nie wyprowadziła mnie z równowagi. A ona jeszcze głupio się pytała, co ja wyprawiam. To chyba ja powinien zadać to pytanie.

Moja Veronica tak się nie zachowywała.

– Idziesz do domu! – oznajmiłem, łapiąc ją za przedramię, ale oczywiście wyrwała mi się z uścisku.

– Nigdzie z tobą nie idę!

– Veronica, nie utrudniaj tego i chodź. Dobrze wiesz, że mogę cię zaraz siłą wyciągnąć, więc zastanów się, czy masz ochotę na szarpaninę. 

Bez słowa, za to z obrażoną miną i założonymi rękami z piersiach, ruszyła przed siebie. Jeszcze brakowało, by tupnęła nogą, jak rozkapryszone dziecko. Pokręciłem głową i zacząłem iść za nią. Kroczyłem dwa metry dalej, by jej nie spłoszyć, ale nie spuszczając swojego czujnego wzroku. Nie miałem pojęcia, co znowu może jej uderzyć do głowy. Wspieliśmy się po schodkach w górę, idąc w stronę lasku. Stamtąd była droga prowadząca wąską ścieżką do domków. Veronica miała mały problem na schodach i przy ostatnich stopniach, poślizgnęła się i upadła na kolana. Podbiegłem do niej, by zobaczyć, czy wszystko z nią w porządku.

– Zostaw mnie, poradzę sobie sama! – warknęła, odpychając moje dłonie, które ułożyłem na jej talii, by pomóc jej wstać.

– Właśnie widzę. O mało sobie karku nie skręciłaś – zauważyłem i mimo jej niechęci podałem pomocną dłoń i ją podniosłem. Po jej ruchach wnioskowałem, że nic jej się nie stało. Sama miała zaciętą minę, a nie zbolała, więc nie świadczyło to o jakichś większych problemach. Oprócz oczywiście upojenia alkoholowego.

– Nie przesadzaj. A poza tym na pewno byś się cieszył.

– Co ty pieprzysz za głupoty?! Veronica! – oburzyłem się, ale Jaśnie Pani nie raczyła odpowiedzieć, tylko szła przed siebie, ignorując moje przywoływania.

– Nie udawaj, że się o mnie martwisz!

Nie wytrzymam z nią!

Czy byłbym tam, gdybym się nie martwił? No chyba, kurwa, nie! A byłem i łaziłem za nią jak idiota.

– Czy ty siebie słyszysz? To po co pilnuję cię cały wieczór?

– Właśnie nie wiem. Nudzi ci się? Masz jakiś fetysz pilnowania młodszych, naiwnych dziewczyn?

– Bo się do cholery, martwię! – Zatrzymałem i krzyknąłem wściekle, kiedy ta nagle skręciła w bok. – Gdzie ty znowu idziesz? Veronica!

Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok! Do kurwy nędzy!

– Veronica! Do cholery! Wracaj!

Ona mnie ignorowała i wracała w stronę jeziora, gdzie dobiegały jakieś okrzyki radości i jakby plusk wody. Testowała tego dnia moją cierpliwość. I idealnie wyprowadzała mnie już z równowagi. 

Przyspieszyłem, by dorównać jej kroku. Cała uradowana zaczęła zdejmować koszulkę i biec przed siebie, dlatego znów jak debil biegłem za nią i zatrzymałem ją. Ignorowałem fakt, że znów była w samym staniku, a moje myśli odbiegły na moment w inne kierunki.

– Co ty wyprawiasz? To nie jest zabawne. Wystarczy na dziś. Wróć do domu, proszę.

Otrząsnąłem się ze swpich fantazji.

Nie miałem już sił i nerwów do niej. Nie wiem, po co to robiłem. Nie musiałem, ale czułem taką potrzebę. Nie chciałem by coś jej się stało, czułbym się winny, że nie jej zatrzymałem.

– Zawsze chciałam to zrobić.

– Niby co?

– No skoczyć.

Zerknąłem w stronę, w którą spoglądała i dostałem odpowiedź. Grupa młodzieży stała na skraju lasu, gdzie zaczynało się jezioro. Po kolei wskakiwali do wody z liny przywiązanej do największego dębu rosnącego zaraz przy wodzie. Pokręciłem przecząco głową. Chodź wiedziałem, jak to wyglada, sam kiedyś skakałem. Obiekt był jednak niestrzeżony, a młodzież wokół pijana, więc marne szanse, by ktoś pomógł podczas ewentualnego wypadku. I może gdyby to chodziło o kogoś innego, to nie miałbym nic przeciwko, sam też bym skoczył, ale Veronica była kompletnie pijana i nie było mowy, bym się zgodził na to.

– Chyba sobie żartujesz. Wracamy.

Złapałem ją za ramię i pociągnąłem w swoją stronę. Zaparła się i strzepnęła moją dłoń.

– Nie ma mowy! Jestem tutaj tylko do niedzieli, więc chcę korzystać ze wszystkiego. Zawsze chciałam skoczyć z liny do wody i to zrobię.

– Jesteś pijana – przypomniałem jej ten fakt, na co prychnęła.

– Jak ostatnim razem wrzuciłeś mnie do jeziora, to jakoś ci to nie przeszkadzało. – Założyła ręce na biodra i wydęła niezadowolona usta.

– Byłem tam, więc w razie czego mogłem ci pomóc i pomogłem, gdy udawałaś, że nie umiesz pływać.

– Tutaj też jesteś, więc nie rób problemu.

– Okej – skinąłem głową i chyba nie spodziewała się, bo wyglądało jakby chciała już coś odpyskować, ale ostatecznie się powstrzymała i zmarszczyła brwi.

– Okej? – zapytała, jakby mi nie wierzyła. A ja mówiłem serio, tak prawie.

Wpadłem po prostu na pewien pomysł.

– Skoczę z tobą – oznajmiłem, na co ta jeszcze bardziej się skonsternowała.

– Co?

– Skoczymy razem. W razie czego będę mógł interweniować. Ale jest jeden warunek. Jeśli się nie zgodzisz, to zabieram cię stąd razem z twoimi krzykami i możesz mnie nawet jebać po twarzy. W dupie to będę mieć.

– Jaki warunek? – zapytała.

– Powiesz mi, dlaczego tak się zachowujesz.

– Pff.

– Nie, pff... Tylko mówisz prawdę albo cię stąd wyniosę.

Na potwierdzenie moich słów zgarnąłem jej koszulkę z ziemi i podszedłem do niej i chciałem ją przerzucić przez ramię. Otrzymałem w odpowiedzi głośny pisk i wyrywanie.

– Dobra powiem!

No i o to chodziło.

– Więc słucham. – Odłożyłem ją na miejsce i wyczekiwałem odpowiedzi, którą w sumie już znałem.

– Widziałam cię z Amandą. Teraz możesz już do niej iść, a mnie zostawić w spokoju. Pewnie coś tam znowu sobie planujecie razem, więc nie będę przeszkadzać.

Wiedziałem! Trzymajcie mnie!

Zbliżyłem się do niej i patrzyłem na nią zacięcie. Minę miałem poważną, kiedy złapałem za jej policzki.

– Przepraszam, że to powiem, ale muszę... jesteś głupiutka – mruknąłem, przez co zmarszczka na jej czole powiększyła się.

Oświetlał nas księżyc i światła dochodzące z miejsca imprezy. Zerknąłem w dół na jej usta, w które miałem ochotę się wpić, ale wiedziałem, że nie mogę. W najlepszym wypadku oberwałbym za to w pysk, najgorszym pogorszył sytuację. Westchnąłem i spojrzałem w oczy skonsternowanej dziewczyny.

– Zachowujesz się dziś okropnie, jak rozwydrzona i obrażona nastolatka. Jesteś nieusłuchana, cholernie uparta i wkurwiająca. Igrasz dziś z ogniem i moimi nerwami.

– Dzięki... – szepnęła zdezorientowana moim podsumowaniem, ale nie dałem dokończyć i kontynuuowałem:

– Zamiast przyjść i porozmawiać, to odpierdalasz jakieś cyrki, pijesz bez umiaru, latasz półnago. A ja jak głupi pluję sobie w brodę, bo nie wiem, co znów zrobiłem nie tak. Chodzę za tobą, byś nie zrobiła jakichś głupstw. Martwię sie, bo nie chcę, by ci się coś stało i do tego jestem w chuj zazdrosny, kiedy całujesz innych kolesi! Chciałem spędzić resztę wieczoru z tobą, a ty po prostu mnie olałaś, bo ubzdurałaś sobie coś, co nie było prawdą – prychnąłem. – I jeszcze mówię ci to, chociaż jestem niemal pewny, że jutro tego nie będziesz pamiętać.

Starłem łzy, która wypłynęły z jej oczu. Nie chciałem jej obrazić, nie taki miałem zamiar, ale chyba alkohol działał na jej emocje i mogła to inaczej zinterpretować. Cholera, zacząłem się denerwować.

A może nie jest aż tak pijana i teraz się obrazi?

– Przepraszam – szepnęła, przez co wstrzymałem powietrze, by zaraz w wyraźną ulgą je wypuścić. Przymknąłem na moment powieki i otworzyłem, trafiając wprost w jej czekoladowe oczy, które były w tamtej chwili przepełnione smutkiem.

Nie o to mi chodziło! Nie miała być smutna! Czy mi nic w życiu nie mogło się udać? Do niczego się nie nadawałem. Wszystko zawsze psułem.

Potarłem delikatnie prawą dłonią jej policzek i posłałem nikły uśmiech.

– W porządku, ja też przepraszam. A teraz chodźmy. Pogadamy jutro, na trzeźwo, dobrze?

Skinęła głową, więc podałem jej koszulkę, która w trakcie naszej wymiany zdań spadła na ziemię. Ubrała się i by, było szybciej, wziąłem ją na ręce. Odziwo bez pretensji przyjęła tę propozycję. Oparła jedno ramię za moją szyją, a drugie przełożyła z przodu i spotła ze sobą dłonie.

Po drodze zasnęła w moich ramionach, więc delikatnie wyjąłem klucz od z jej kieszeni spodni, kiedy stanęliśmy na ganku domku. Wniosłem ją do środka, zapaliłem światło w salonie i przeszedłem do części sypialnianej. Odłożyłem delikatnie na łóżko, które jak wnioskowałem z opowiadań należało do niej. Zapaliłem małą lampkę przy łóżku. Veronica nawet nie drgnęła. Nie wiedziałem, czy mam ją rozebrać, mogło to ją rozłościć rano, ale z drugiej strony, w opiętych jeansach i obcisłej koszulce na ramiączkach – w czym zresztą wyglądała seksownie – mogło być jej nie wygodnie. Spaliśmy ze sobą, widziałem ją bez ubrań, więc w sumie nie powinna mieć nic przeciwko. Zabrałem się więc za ściągnięcie trampek. Potem rozpięcie spodni i delikatnie jak tylko umiałem zsunąłem je w dół. Przeniosłem dłonie do koszulki i sunąłem powoli po jej delikatnej skórze, podwijając cienki materiał w górę. Przełknąłem ślinę na widok jej w samej czarnej koronkowej bieliźnie. Zrobiło mi się wyjątkowo ciepło i jak na złość, do głowy zaczęły wpadać mi wszystkie nasze intymne momenty, przez co mój kolega dał o sobie znać. Zganiłem się w myślach i chciałem ją delikatnie unieść. Cichutko westchnęła, więc zatrzymałem się, by jej nie obudzić.

Nagle usłyszałem jakiś hałas i huk obijania drzwi o ścianie. Jak z procy wparowała do nas Margaret w asyście Liama.

– Czy ta mała cholera tutaj jest?

Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo dojrzała swoją przyjaciółkę rozłożoną na łóżku. Podbiegła do niej przestraszona.

– Coś ty jej zrobił?

Zmroziłem ją spojrzeniem, na co przewróciła oczami.

– Sory, zdążyłam się przyzwyczaić, że ją krzywdzisz.

– Uspokój się, kochanie. Mój przyjaciel na pewno nic jej nie zrobił – odezwał się Liam, ale tym razem on otrzymał w odpowiedzi spojrzenie złości.

– Lepiej się zamknij – burknęła. Uniósł ręce w górę i wycofał się do tyłu.

Zabawny widok. Mój kumpel, który wyglądał, jak samiec alfa, był ustawiany przez swoją dziewczynę. Kto by pomyślał, że i w niego trafi strzała amora. A zawsze był twierdzenia, że poważne związki dopiero po czterdziestce. A jednak zauroczył się wcześniej i nie byłoby w tym nic złego, gdybyśmy nie musieli wysłuchiwać pięćdziesiąt razy w ciągu dnia o zaletach Margaret. Do zrzygania.

– Zasnęła po drodze, gdy ją tutaj niosłem – wyjaśniłem.

– Aż w takim stanie była? Dlaczego ona jest w bieliźnie? Ktoś jej coś zrobił? – zaczęła panikować za głośno, bo Veronica poruszyła się i zaczęła coś kwilić pod nosem.

– Nie, znaczy mam taką nadzieję. Chodź tam – wskazałem na część salonową i wstałem, by wyjść i nie budzić Roni. Margaret przykryła ją kocem i poszła za mną.

Liam siedział na kanapie, tam też podeszła Margo. Ja stanąłem przy oknie i spoglądałem w niebo.

– Ona kiedyś taka była – odezwała się Margaret, więc odwróciłem się w jej stronę. 

Prychnęłem.

– No to ładny miała styl życia – zauważyłem.

– Ty, przenajświętszy Nicholasie, panie nieskalany, ty masz idealną przeszłość – dogryzł mi Liam, no i miał rację, ale posłałem mu bulwersujące spojrzenie w zamian.

– Znaczy, chodzi o pełnie życia. Nie o całowanie przypadkowych kolesi i chlanie na umór – dodała Margaret. – Kiedyś mimo, że od dziecka miała sceptyzm do nieznajomych, to była bardzo towarzyska. Lubiła się wyszaleć w swoim gronie.

– Dobra, to ja może wyjdę na zewnątrz, bo nie wiem, czy Vera chciałaby, bym wiedział o jakichś tam jej sekretach. W razie czego ty będziesz na pierwszej linii frontu – Liam wskazał na mnie, a potem na swoją dziewczynę – zaraz po tobie.

Wyszedł, pozostawiając nas samych. Margo zawiesiła się na chwilę i spojrzała na mnie.

– Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi, ale nie miała problemów z jakimiś publicznymi występami, czy też by wyjść na imprezę w mniejszym gronie. Nie trzeba było jej wyciągać siłą tak, jak teraz. Cieszyła się i bawiła do samego końca. Była bardzo lubiana i miała też sporo adoratorów, chociaż w tej kwestii zawsze twierdziła, że nie interesuje się nią zbyt wiele osób. Ale to wynikało z tego, że ona każdą osobę ze swoich bliższych znajomych traktowała, jak swojego przyjaciela. Jeśli czuła się z kimś dobrze, to mu ufała. Wszystko się zaczęło pewnego razu zmieniać.

Zatrzymała się na moment i odwróciła wzrok przed siebie.

– Poznała Patricie. Była to siostra naszego dobrego znajomego. Zaprzyjaźniły się. W sumie przez moment wydawało mi się, że była ważniejsza ode mnie. Ja nie miałam z nią jakichś większych kontaktów, bo całą atencję zgarnęła Roni. Były jak papużki nierozłączki. Roni wskoczyła, by dla niej w ogień. Niestety się na niej zawiodła. Patricia pod koniec liceum, zaczęła się dziwnie zachowywać, unikała jej, wypisywała jakieś dziwne wiadomości, kłamała. Okazało się, że ta cała przyjaźń była fikcją, bo ta jedynie potrzebowała jej do swoich korzyści, a koniec końców chciała odbić jej chłopaka. Cała ich znajomość okazała się kłamstwem. Opowiadała jej rzeczy, które nie miały miejsca. Była genialną manipulatorką. Pewnego dnia upokorzyła Veronicę na oczach całej szkoły i jej chłopaka. Większość osób się od niej odsunęła. Ojciec był wściekły i zaczął od niej coraz więcej wymagać, bo przez moment zatraciła się za bardzo i pogorszyła w nauce. Nie wiem, czy już wtedy zaczął prowadzić drugie życie na boku i przez się zmienił, czy to był czysty przypadek.

Westchnęła, a ja chłonąłem jej opowieść i zacząłem wyciągać wnioski z niej. Chyba znałem puentę tej opowieści.

– Mówiła, że ją to obeszło i nie wpłynęło na to, jak się zaczęła zachowywać, ale my z Adamem widzieliśmy, że było inaczej. Przestała wychodzić, była podejrzliwa dla każdego. Rzuciła się w wir nauki. Zaczęła nie ufać ludziom, nawet czasem nam. Odizolowała się. Zamknęła się w sobie i trochę to trwało, zanim przekonała się, że nie chcemy dla niej źle. Dlatego  obawiałam się, gdy zaczęła się z tobą spotykać, byś jej nie skrzywdził, ale ty mnie okłamałeś i ja ślepo lgnęłam do tego, by was ze swatać, bo widziałam jak się zmienia. Jak częściej wychodzi, uśmiecha się i buja w obłokach. A ty byłeś jedyną przyczyną jej zmiany. I chyba nie muszę mówić jak bardzo ją tym skrzywdziłeś i zawiodłeś.

Przymknąłem powieki na moment, by zebrać myśli. Tak jak myślałem, wszystko sprowadzało się do mojego błędu. Chciałbym cofnąć czas i być mądrzejszym, ale kurwa nie miałem takich magicznych zdolności.

– Wiem, przepraszałem. I ją i ciebie. Nie pozostało mi już nic tylko żal do siebie i wstyd.

– Wiem, że żałujesz. Dlatego proszę, nie spieprz tego kolejny raz, jeśli naprawdę ci na niej zależy. Pogadajcie na trzeźwo, ale tak szczerze.

Skinąłem głową, przyswajając sobie jej słowa do siebie. Miała rację, musieliśmy porozmawiać. Nie chciałem jej znów krzywdzić. Dlatego czysto przyjacielska relacja, byłaby najpewniejsza.

Ruda wyszła a ja zostałem z natłokiem myśli. Siedziałem parę minut, patrząc pusto w ścianę. Zaschło mi w gardle, więc wziąłem z lodówki półlitrówkę wody i wziąłem spory łyk, idąc w stronę pomieszczenia, w którym spała Veronica.

Kolejny łyk wyplułem, gdy zobaczyłem widok, jaki mnie zastał w jej sypialni.

– Veronica, co ty robisz? – zapytałem, patrząc na brunetkę, która próbowała otworzyć okno.

– Idę zapalić? Nie będę tutaj smrodzić.

– Będziesz palić nago?

Widok jej bez kompletnie niczego, spowodował mój szok. Bielizna i koszulka rzucona była niechlujnie na podłogę, a spodnie i buty pozostały, tam, gdzie je zostawiłem. Nie żebym narzekał, ale takich widoków się nie spodziewałem.

– Gorąco mi się zrobiło.

Odchrząknąłem, kiedy odwróciła się w moją stronę. Próbowałem utrzymać z nią kontakt wzrokowy, ale kurwa nie mogłem. Zrobiło mi się momentalnie gorąco, a oczy same zaczęły mi skakać po – na co dzień zasłoniętych – partiach ciała.

Ona oszalała.

– Zapalisz ze mną?

– Okej, ale ubierz się. – Spojrzałem w końcu w górę i musiałem chwilę otrzeźwić umysł, bo chodziły mi dziwne myśli po głowie. Myśli z których zdecydowanie nie byłaby na następny dzień zadowolona. Podszedłem powoli do niej i stanąłem obok. Znalazłem na krześle w kącie bluzę, więc jej ją podałem.

– Jest mi gorąco. A co rozpraszam cię?

– Trochę – przytaknąłem.

Trochę kurwa bardzo.

Ty mnie też, nawet w ubraniach.

Uniosłem prawą brew do góry i posłałem jej zaciekawione spojrzenie, kiedy zakładała niechętnie bluzę, oczywiście jej nie zapinając. 

– Dobrze wiedzieć.

– Jesteś seksowny.

Wciągnąłem dużą dawkę powietrza, kiedy ta włożyła dłonie pod moją koszulkę. Subtelnie przejechała po moim brzuchu i torsie. Cóż, to działanie alkoholu akurat mógłbym zaakceptować.

– I co jeszcze? – ciągnąłem, skoro robiła się wylewana, dlaczego miałbym nie korzystać? Niestety wyjęła swoje małe rączki i odpaliła papierosa. Buchnęła mi dymem w twarz, więc automatycznie przymknąłem powieki.

– Lubię twój zapach. – Wtuliła głowę w moją klatkę piersiową, co mnie nieco zaskoczyło.

Aż takiego otwarcia się z jej strony się nie spodziewałem. Miałem ochotę ją objąć, ale fakt, że była nago, a bluza nie zasłaniała jej nawet połowy tyłka, nie ułatwiały mi sprawy. Dlatego trzymałem swoje ręce przy sobie.

– Lubię twoje oczy, twój uśmiech. Lubię, gdy mówisz do mnie księżniczko. Lubię, gdy się ze mną droczysz i stawiasz na swoim.

A to ciekawe.

– Zapalisz ze mną? – zapytała, kiedy podniosła głowę. Skinąłem głowę i chciałem chwycić paczkę leżącą na parapecie, ale ona szybka zatrzymała mi dłoń i pokręciła przecząco głową. – Nie tak.

– A jak? – zapytałem zdezorientowany.

Nie odpowiedziała, tylko wzięła kolejnego bucha i zbliżyła się do mnie. Wspieła się na palcach i przystawiła swoje usta do moich.

– To nie jest dobry pomysł...

Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, bo poczułem ciepło jej warg na swoich. Mimowolnie otworzyłem je, a ta od razu przekazała mi dym papierosa. Nie zaprzeczę, pobudziło to moje zmysły. Miałem ochotę zgarnąć ją do siebie i pocałować. Ale nie mogłem.

Jej kolejne słowa konkretnie wbiły mnie w podłogę:

– Kochaj się ze mną.

Milczałem i stałem zdębiały. Zaskoczyła mnie tym. Oczywiście, że tego chciałem gdzieś w podświadomości, ale nie wtedy, gdy była w takim stanie i gdy nie mieliśmy wszystkiego wyjaśnionego.

Znów jej dłonie powędrowały na moją koszulkę i zaczęła ją podnosić. Szybko zatrzymałem ją.

– Veronica, nie możemy.

– Nie chcesz? – posmutniała.

– Chcę.

Pieprzyć przyjaźń, chcę jej tu i teraz... Ale nie mogę.

– Więc, o co chodzi? – dopytywała, a ja zebrałem wtedy siły, by ją dotknąć. Złapałem ją w talii, a ona objęła mnie swoimi ramionami w pasie. Przełknąłem ślinę, gdy zdałem sobie sprawę, że przytula mnie nago, ale starałem się panować nad swoimi rządzami. Nie pomogło, by nam to w żaden sposób.

– O to, że jutro oboje będziemy na siebie wkurwieni za to – wyjaśniłem, na co skinęła głową i westchnęła. – A teraz... – Klepnąłem ją delikatnie w jej jędrny tyłek, na co pisnęła słodko.

Nie mogłem się powstrzymać.

– Chodź spać, jest druga w noc. Jutro będziesz padnięta.

– A bedziesz tutaj ze mną?

– Będę.

Niechętnie zebrałem dłonie z jej talii, a ona doczłapała się powoli do łóżka. W rozpiętej bluzie położyła się i przykryła kocem.

– Mogę ci coś powiedzieć? – Zatrzymała mnie, gdy chciałem przejść do części salonowej po wodę i jakieś tabletki dla niej na rano.

– Tak.

– Tęsknię za tobą.

Moje serce przyspieszyło po jej słowach. Westchnąłem i chciałem coś powiedzieć, ale ona mówiła dalej:

– Zraniłeś mnie i zawiodłeś, ale ja i tak tęsknię. Może to głupie, ale tak jest. Mam do ciebie żal, ale nie o to co zrobiłeś. To można powiedzieć, że ci wybaczyłam. Największy mam o to, że sam mi o tym nie powiedziałeś. Gdybyś się przyznał, inaczej bym na to patrzyła. Pewnie nigdy bym się nie dowiedziała, gdyby nie tamta rozmowa. Nie zmienia to faktu, że mnie skrzywdziłeś kłamstwem i nadal jestem zła.

Nastała kilkunasto sekundowa cisza, którą zakłucały jedynie odgłosy stłumionej dudniącej muzyki z zewnątrz i tykanie wiszącego zegara na ścianie.

– Przepraszam, Roni.

Naprawdę cię przepraszam.

Kiedy po tym wyznaniu, Veronica zasnęła, poszedłem po to, co wcześniej zaplanowałem. Upiłem jeszcze wodę i usiadłem na krześle w pokoju Veronici. Przyglądałem się jej, gdy słodko spała zwinięta w kulkę.

Chciałem być przy niej, z nią i dla niej, ale czy potrafiłem się znów otworzyć w stu procentach? Czy zasługiwałem na nią?

Przemyślenia przerwała mi wibracja telefonu. Wyciągnąłem iPhone z kieszeni i na widok numeru widniejącego na ekranie, zacisnąłem mocno szczękę. Treść spowodowała, że miałem ochotę jebnąć telefonem o ścianę.

"Niedziela o północy."

Tadaaam.

Kto się spodziewał tego?

I jak? Zdzierżyliście jakoś taki rozdział, czy odpada?
Bo będzie jeszcze jeden taki pod koniec, który już wkrótce nastąpi.

Dajcie koniecznie znać, bo się stresuję.

Nie przebierałam w słowach, bo to Nicholas, a wiecie jaki on jest.

Buziaki, do następnego. ❤️
M-adzikson🤘🏻

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top