#8 - Szybka ucieczka


Muzyka grała stanowczo za głośno. Siedziałam obok Adama na miękkiej, ultra wygodnej kanapie, sącząc drugie piwo. Okazało się być całkiem smaczne, tym bardziej, że dostałam takie o smaku żurawiny. Chłopak opowiadał mi o początkach w swoim gimnazjum, o grupie teatralnej, którą tam założył. Nie przeszkadzało mi, że w trakcie tego jego dłoń niby od niechcenia znalazła się na moim kolanie. Przysunął się do mnie, by nie musieć przekrzykiwać wokalistyki, której głos rozbrzmiewał w głośnikach.

Śmiałam się w głos, słuchając żartów rodem z taniej produkcji Polsatu. Nie zwracałam uwagi na godzinę, ani na to, co dzieje się wokół mnie. Istniał wtedy tylko Adam, który po wypitym alkoholu zaczął podobać mi się jeszcze bardziej niż wcześniej. Wciąż byłam świadoma wszystkich jego gestów i słów, więc zdawałam sobie sprawę z tego, jak bardzo udaje, aby przyciągnąć moją uwagę. Trzymał w ustach odpalonego papierosa, a gdy nachylał się, zmniejszając niebezpiecznie dystans między naszymi twarzami, czułam nieprzyjemny, gryzący zapach fajek.

Nie potrafiłam jednak od niego odejść. Jego błękitne oczy, wyglądające dziko w przygaszonym świetle, odbijały moją postać w taki sposób, że nie byłam w stanie przestać na nie patrzeć. Choć on uporczywie wodził wzrokiem po moim ciele, zatrzymując się niekiedy dłużej w okolicy ust czy szyi, ja widziałam tylko siebie skrzącą się w jego powiększonych źrenicach.

— Adam! Gramy w „spróbuj jeszcze niżej"! Zabieraj swoją nową przyjaciółkę i chodź!

Ktoś, a dokładniej dziewczyna, która wykrzyczała w twarz mojego towarzysza te właśnie słowa, pociągnął mnie w stronę piszczącego z radości tłumu. Zdążyłam tylko uśmiechnąć się do chłopaka i wpadłam w wir spoconych ciał.

Na środku stały dwie dziewczyny ubrane w szalenie krótkie, przylegające spódniczki. Obie miały tlenione włosy i usta pomalowane na jaskrawą czerwień. Rozciągały grubą, atłasową, czerwoną wstążkę, uśmiechając się półprzytomnie. Patrzyłam na nie i uświadamiałam sobie, jak wygląda przeciętna nastolatka w dwudziestym pierwszym wieku. Poczułam się dziwnie niepasująca do domówki pełnej pijanych w sztok, młodych ludzi. W pierwszej chwili chciałam po prostu wyjść z tłumu, jednak ciekawość (ach, zaprowadzi mnie kiedyś do samych bram piekieł!) nie dała mi zrobić kroku w tył.

— Jak zawsze punktem kulminacyjnym naszej imprezy musi być partyjka „spróbuj jeszcze niżej"! Czy wszyscy pamiętają zasady? Oczywiście, że nie, kto by je spamiętał! — Muzyka ucichła, gdy obok dziewcząt pojawił się gospodarz – Tymon, który wcześniej powitał mnie w drzwiach. Ledwo trzymał się na nogach i trochę plątał mu się język, ale wciąż walczył z grawitacją. — Są trzy rundy. Ten, kto pierwszy przegra, wypija karniaka! Tym razem jest to... szklaneczka wódki! — Podniósł ponad głowę niewielkie naczynie do połowy wypełnione przezroczystym płynem. — Mamy chętnych...? Nie... A więc niech będzie... Rudy kot!

Jego palec wskazywał prosto na mnie. Zostałam przez kogoś popchnięta, więc mimowolnie wyszłam w pusty środek utworzonego przez ludzi okręgu.

— I ja!

To Adam przestąpił przez tłum i stanął naprzeciw mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i podałam komuś swoje piwo.

— A więc niech wygra najlepszy! — Zaświergotał pijany Tymon, wypił zawartość szklanki, wywołując tym salwę wesołego krzyku wśród zebranych, a następnie zszedł z pola bitwy, przy okazji pociągając mnie za jeden z kędzierzawych kosmyków włosów.

No i zaczęliśmy. Dziewczyny podniosły czerwoną wstążkę na wysokość swoich głów. Adam musiał schylić się, aby nie zaczepić o nią głową, tymczasem ja po prostu pod nią przeszłam, za co dostałam gromkie brawa. Zaczęłam kłaniać się i szczerzyć jak małe dziecko na widok lizaka. W tłumie, gdzieś wśród nieznajomych twarzy, dostrzegłam Serafina, który unosił kciuki ku górze.

Druga runda była już ciut trudniejsza, ponieważ i ja musiałam wygiąć się do tyłu, aby nie zaczepić włosami naszej liny. Adamowi również się udało. Stanęliśmy naprzeciwko siebie.

— Niech wygra najlepszy — powiedział, a następnie zwrócił głowę w stronę dziewczyn.

Blondyneczki kucnęły, z całą pewnością z pełną premedytacją, gdyż teraz każdy mógł podziwiać połowę ich pośladków. Wywołało to salwę pisków oraz gwizdów, na którą zareagowałam przewróceniem oczami.

Teraz wstążka znajdowała się na wysokości mojego pępka.

Nie miałam zielonego pojęcia, jak Adam to zrobił, ale zgiął kolana, wygiął się w taki sposób, że widział znajdujących się za nim ludzi i po prostu przeszedł. Wtedy zorientowałam się, że nie był to pierwszy raz, gdy grał w „spróbuj jeszcze niżej".

Nie chciałam przegrać. Odetchnęłam głęboko. Byłam w końcu niska, nie ma mowy, żebym się zaczepiła! Zrobiłam mostek ze stania i bardzo powoli próbowałam przejść pod wstążką. Byłam w połowie, gdy jedna z blondynek powiedziała:

— Patrz, dotyka jej brzucha.

W taki oto sposób przeliczyłam swoje możliwości.

Opadłam na plecy, patrząc na podnoszące się z kucek dziewczyny.

— Wygrał Adam! — krzyknął ktoś, a w zasięgu mojego wzroku pojawił się Tymon, niosąc tę samą szklankę, którą miał wcześniej. Znów napełnił ją alkoholem.

Chłopak podał mi rękę i pomógł wstać. Roztrzepałam rude włosy, a następnie przejęłam od niego naczynie. Z lekkim przerażeniem patrzyłam na twarze ludzi oczekujących wypicia przeze mnie karniaka. Bawiło ich to tak bardzo, że gdy Adam zaczął klaskać i mówić „Melania", cała reszta przejęła to po nim.

Czując na sobie dziesiątki spojrzeń i będąc pod taką presją, po prostu zatkałam nos, przyłożyłam szklaneczkę do ust i czym szybciej wypiłam jej zawartość. Zadowolony tłum znów przemówił rozumianymi tylko dla nich dźwiękami.

Wypicie tej wódki było okropnym błędem.

Automatycznie zaczęło palić mnie w gardle, jakbym połknęła metalowe opiłki. Zaczęłam kaszleć, ale to nie pomogło. Adam, cały w śmiechu, podał mi szklankę coli, którą opróżniłam aż do ostatniej kropli. Dopiero wtedy poczułam lekką ulgę.

— Ble, to było okropne — skomentowałam, krzywiąc się.

Nikogo już nie było wokół nas. Muzyka znów zaczęła grać głośniej.

Mój niebieskooki ideał delikatnie splótł swoją dłoń z moją i poprowadził mnie w stronę schodów, gdzie wspięliśmy się na półpiętro i usiedliśmy na schodku. Dostałam również kolejną porcję coli.

Znów zaczęliśmy rozmawiać, a mi coraz bardziej kręciło się w głowie, gdy próbowałam przyglądać się tańczącym w salonie ludziom. Adam próbował skupić na sobie moją uwagę. Teraz już bezwstydnie gładził mnie po udzie, jednakże z jakiegoś powodu nie potrafiłam poprosić go, by przestał.

Nie wiem, ile czasu minęło, mogła to być godzina, a równie dobrze i piętnaście minut, jednak w pewnym momencie nachylił się nade mną, a jego usta znalazły się tuż przy moim uchu.

— Wiesz, Melanio, mój mały, słodki, elfku, wyglądasz dziś niesamowicie seksownie. Gdybyś tylko... — Ciepły oddech omiótł moją skórę, a już w następnej chwili zostałam podciągnięta do pionu.

Serafin trzymał mnie za nadgarstek. Chociaż trzymał to za mało powiedziane, po prostu bez słowa ciągnął mnie w stronę drzwi. Nie potrafiłam oprzeć się jego sile, więc pokonałam schody, próbując się nie przewrócić. W głowie mi wirowało.

Przed samymi drzwiami ciemnowłosy założył mi płaszcz i wcisnął torebkę w ręce. Wciąż nic nie mówił. Zaciągnął mnie do samochodu, kazał wsiadać, a sam zajął miejsce za kierownicą.

Grzecznie umościłam się na fotelu i zapięłam pas. Czułam, jak mój żołądek robi fikołka i w ostatniej chwili zdążyłam wychylić się, aby zwymiotować na parking, a nie na swoje nogi.

Ruszyliśmy. Serafin na mnie nie patrzył. Przez myśl mi przeszło, czy przypadkiem nie prowadził pod wpływem alkoholu. Trzymaliśmy się jednak bezpiecznie prawej strony jezdni. Nie jechaliśmy jednak w stronę mojego domu.

— Serafin... Gdzie jedziesz? — odważyłam się w końcu zapytać.

— Chyba nie myślisz, że w takim stanie pozwolę ci wrócić do domu? Twoi rodzice by mnie znienawidzili. Jesteś najebana.

— Wcale że nie... — mruknęłam. — Tylko trochę kręci mi się w głowie.

— Przed chwilą wszystko wyrzygałaś. I chwała bogu, powinno być ci zaraz lepiej. Przysięgam, że jeżeli jeszcze raz zobaczę...

Chłopak mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. Na jego twarzy rysowała się wściekłość.

O nic już nie pytałam.

Nie wiedziałam, jak długo trwała droga. Zatrzymaliśmy się przed ładnym, parterowym domkiem w przyjemnej okolicy. Napis na skrzynce uświadomił mi, że stoimy pod domem Glińskich. Wszystkie światła wewnątrz budynku były zgaszone.

Serafin jednak nie wysiadł. Oparł głowę o kierownicę.

— On... Tak po prostu się do ciebie przymilał... Kiedy zobaczyłem, jak jego usta znajdują się niebezpiecznie blisko twojej szyi... — Zamilkł. — Nie mogłem pozwolić, by ktoś dotykał cię w ten sposób. Jesteś moim kotkiem i niczyim innym.

— Nie jestem niczyim kotem, do jasnej cholery. — Trzepnęłam go torebką. — Jeżeli myślisz, że wejdę do ciebie, to się grubo mylisz! Jak zareaguje twój tata? Przecież to mój dyrektor!

— Super. Najlepiej zadzwoń do rodziców i powiedz, że twój ukochany upoił cię drinkami z wiśniówką, której nawet nie wyczułaś! Z całą pewnością będą dumni ze swoją nastoletniej, a wciąż niepełnoletniej córki! Gdyby nie ja, ten pajac zaciągnąłby cię do sypialni, do cholery i zrobił bóg wie co! A ty byś mu na to pozwoliła, bo uważasz go za pieprzony ideał!

— Przestań na mnie wrzeszczeć!

— Przestań się zachowywać, jakby Adam był niewiniątkiem!

Sapaliśmy na siebie jak dwa wściekłe psy. On sączył pianę z ust tak samo jak ja.

— On... Adam... — Ton Serafina lekko zelżał. — To nie pierwsza taka jego akcja. A mojego ojca nie ma w domu. Wróci jutro wieczorem. Napisz tacie, że wrócisz jutro — powiedział i wysiadł z auta.

Patrzyłam przez chwilę, jak pochyla się do przodu i oddycha. Trudno było oderwać wzrok od zdenerwowanego Serafina. Był taki... pociągający, gdy się złościł. Zaczynałam rozumieć, co widziały w nim dziewczyny ze szkoły.

Wysłałam smsa do ojca, trzy razy upewniając się, że nie napisałam nic głupiego ani z literówką. Wtedy sama wydostałam się z samochodu, który chłopak zamknął, słysząc trzaskanie drzwiami.

Później szłam grzecznie za nim, trzymając się trochę na odległość.

Jednak gdy tylko weszliśmy do środka, nieśmiało szepnęłam:

— Muszę do łazienki...

Chłopak wskazał mi ręka jedne z drzwi, a ja pomknęłam tam najszybciej jak tylko pozwalał mi pęcherz.

Zapowiadał się ciekawy wieczór.

Z pewnością zauważycie, że ten rozdział jest inny niż poprzednie. Dlaczego? Ponieważ jest napisany od początku do końca teraz, a nie ponad trzy lata temu. Gdzieś mi zaginął ósmy rozdział i nie mogłam go znaleźć. Kompletnie nie pamiętałam, co się z nim działo, ale mając jedną kwestię Serafina oraz rozdział poprzedni i kolejny, starałam się wymyślić coś, co mogłoby się przydarzyć.

Mam nadzieję, że wyszło dobrze. Rozdział jest dłuższy niż poprzednie, ale to chyba żaden problem, prawda? :)

Tutaj chciałabym powiedzieć, chociaż wiem, że wszędzie o tym trąbią i czytanie/słuchanie tego po raz tysięczny może nudzić, byście nigdy, przenigdy na żadnych imprezach ani w barach nie przyjmowali picia od osób, których nie znacie, a które nie są kelnerami/kelnerkami/barmanami/barmankami. Na przykładzie Melanii, która została nieświadomie upojona kolejnym alkoholem. Czasami ludzie, którzy wydają nam się idealni, wcale tacy nie są, a tylko udają. W rzeczywistości może wam się przydarzyć coś gorszego. Może to wcale nie być dodatkowa dawka wiśniowej soplicy dolana do coli, a tabletka gwałtu, po której ktoś was nieświadomie wykorzysta. Dlatego uważajcie na siebie, gdy jesteście na imprezach!

Pamiętajcie również, że całe to opowiadanie to tylko fikcja literacka. Nie należy powielać słabych tekstów na podryw Serafina oraz jego, jak i Melanii, zachowania. Pilnujcie siebie i swoich znajomych.

Trzymajcie się ciepło!

A przede wszystkim #zostańwdomu.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top